Wykończeni po ciężkiej operacji usiedli na kanapie w lekarskim. Andrzej oparł się i przymknął oczy. Wiktoria miała nieobecny wzrok, jednak po chwili zaczęła się przyglądać swojemu pierścionkowi
- O czym myślisz?
- Nie wydaje ci się, że w tym wszystkim straciliśmy pazur?
- To znaczy?
- To znaczy panie profesorze, że już nie jesteśmy tymi samymi ludźmi co kiedyś. Podporządkowujemy się jakiemuś nadętemu dupkowi, jesteśmy razem, oświadczyłeś mi się
- Poza jednym chyba nie narzekasz, co...
- Faktycznie, mogłeś mi się nie oświadczać - uśmiechnęła się. - Chyba nie tak wyobrażałam sobie swoje życie...
- Nie tak to znaczy jak? - poderwał się delikatnie, spojrzał jej głęboko w oczy.
- Zawsze myślałam, że przed czterdziestką będę mogła się wyszaleć i zadbać o swoją karierę. Dopiero potem ślub...
- Kotku, pamiętaj, że ja jestem po czterdziestce - uniósł kąciki ust - A poza tym jeszcze nie myślimy o ślubie. Sama tego chciałaś, żebyśmy się nie spieszyli
- Ten pierścionek i tak mnie do czegoś zobowiązuje...
- No tak... Nie możesz już wyrywać bezbronnych lekarzy, bo pierścionek działa niczym odstraszacz
- Dokładnie - zaśmiała się. Po chwili złożyła delikatny pocałunek na jego ustach - Kocham cię, wiesz...
- Wiem - uśmiechnął się. Odczekał aż Wiki wróci na swoje miejsce i szepnął jej wprost do ucha - Ja ciebie też.
Z samego rana stawili się na odprawię. Niezbyt zwracając uwagę na to co mówi ordynator skupili się na swoich dłoniach, na tym, że Andrzej swoją dłonią okrywał dłoń Wiktorii. Taki mały gest, jednak ciepło jego skóry ogrzewało ją od środka, cały czas się uśmiechała, nawet gdy profesor Zieliński zwrócił jej uwagę.
- Ze spraw bieżących to tyle... Możecie się rozejść
- Panie profesorze, ja mam jeszcze jedną sprawę - wszyscy z zainteresowaniem spojrzeli na Ninę
- Słucham...
- Bo ja zrobiłam wszystko o co pan prosił, uzupełniłam całą dokumentację i czy mogłabym panu dzisiaj asystować przy operacji pana Śmiałka?
- Kto miał mi asystować? - spojrzał w grafik - Doktor Consalida... Ma pani coś przeciwko małej zamianie? Ja z doktor Rudnicką zoperuję tego tętniaka, a pani razem z doktorem Samborem przepuklinę... - Wiktoria spojrzała wściekła na Ninę i Zielińskiego.
- A mam coś do powiedzenia? - wysyczała. W tym momencie wolała nie pyskować. Andrzej szybko zauważył zmianę nastroju Wiktorii i zaczął ją delikatnie gładzić po plecach. Uspokoiła się. Z uwagą obserwowała jak Nina krząta się po lekarskim robiąc kawę. I wiedziała, że nie jest to kawa dla niej ani tym bardziej dla Michała.
- W takim razie zrobimy małą zamianę. Proszę nie brać tego do siebie pani Wiktorio, następnym razem będziemy operować razem. W końcu jeszcze nie widziałem pani w akcji - uśmiechnął się ironicznie, a potem spojrzał jakby oczekująco na Rudnicką, która podała mu kawę. Uśmiechnął się do wszystkich zgromadzonych - Pani Nino, może mi pani pomóc? - wskazał na dokumenty na biurku. Z kubkiem kawy w ręku wstał i wyszedł, a tuż za nim szła Nina niosąc stos dokumentów...
- Widziałeś to? - Wiki nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć - Jeden ordynator stracił stanowisko więc podlizuje się drugiemu
- Ekhem - za sobą usłyszała charakterystyczne odchrząknięcie. Obejrzała się i zauważyła Sambora. Uśmiechnęła się przepraszająco
- Chodź, postawię ci śniadanie - Andrzej wstał z kanapy, uśmiechnął się i pociągnął Wiki za rękę. Po chwili szli w stronę bufetu
- Może to i lepiej... Dzisiaj nie jestem w zbyt dobrym nastroju, jeszcze bym coś spieprzyła - grzebała widelcem w swojej jajecznicy. Andrzej upił łyk kawy - Tylko, że to był mój pacjent
- Kochanie nie przejmuj się, ze mną miałaś gorzej - uśmiechnął się delikatnie
- I do czego to doprowadziło... Największa szuja, jaką widział ten szpital oświadczył mi się.
- A ruda, złośliwa pani doktor odpowiedziała "tak"
- Ciągle się zastanawiam, dlaczego się zgodziłam... Przecież ja z tobą nie będę mieć życia - uśmiechnęła się szeroko - Ale wracając do sprawy, to to jest nie fair. Nina się przed nim płaszczy i zgarnia najlepsze operacje, a ja dostałam przepuklinę i to na hakach...
- Zawsze to lepiej niż żylaki
- Nie naśmiewaj się, ty masz tylko wyrostek... - wypiła łyk swojej kawy - A ty naprawdę chcesz tyle czekać?
- Z czym?
- Noo ze ślubem... Bo wiesz, myślałam nad tym trochę i teraz ciężko o termin, więc moglibyśmy...
- Czekaj, czekaj... Czy ty mi próbujesz powiedzieć, że możemy myśleć już o ślubie
- Możemy myśleć? Skarbie od kilku dni o niczym innym nie myślę - odpowiedziała uśmiechając się
- Przepraszam, wzywają pana na izbę - podeszła do nich pielęgniarka
- Dokończymy tą rozmowę - puścił jej oczko i poszedł na izbę.
Spotkali się dopiero wieczorem po skończeniu pracy w samochodzie. Wiki czekała na niego w środku
- Mogłaś poczekać w szpitalu, tu jest zimno - powiedział z delikatnym uśmiechem
- Wolę nie patrzeć na te dwie mordy. Jeden gorszy od drugiego
- Nabroiłaś? - przekręcił kluczyk w stacyjce i pojechali w kierunku domu
- Ten dzieciak zaczął mu pyskować jak mu wcisnęłam dokumenty, no ale komu je miałam wcisnąć? Ola na macierzyńskim, Klaudia jest chora, a zresztą do niej nie mam siły, a młodemu przyda się trochę popisać. Tylko, że nasz kochany ordynator usłyszał naszą wymianę zdań i wylądowałam na dywaniku
- Który to już raz?
- Nie wiem, ale w gabinecie jestem częściej, niż jak ty go zajmowałeś...
- Bo będę zazdrosny - uśmiechnął się szeroko - Wiki, to co mówiłaś rano w bufecie
- Uważaj! - krzyknęła, gdy zorientowała się, że Andrzej zamiast skupiać się na drodze wpatruje się w nią. Falko natychmiast przeniósł swój wzrok na drogę, przez chwilę się nie odzywali
- Chcę, żeby było tak jak to sobie wymarzyłaś... Nie ważne czy za miesiąc rok czy za dziesięć lat. Po prostu chcę, żeby to był najwspanialszy dzień w twoim życiu.
Świetne. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńPiękne. Wszystko wychodzi na prostą. Po tylu przygodach musi :) Czekam :*
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńŚwietne ;) Consalidzie zamarzyła się stabilizacja, wszystko zmierza do happy endu :) Czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńFajne :*
OdpowiedzUsuń