- No z powodu pani mamy... - Andrzej zaczął się plątać
- O czym pan mówi? I co pan ma do mojej mamy? - zdziwiony przyjrzał jej się dokładnie. Była smutna, przygnębiona, ale nie zauważył żadnych oznak płaczu. Nie mogła wiedzieć o chorobie Wandy
- To czemu jesteś... jest pani smutna?
- Moja pacjentka i bardzo fajna kobieta właśnie zmarła, ale niech pan nie zmienia tematu.... O co chodzi z moją mamą? - z uwagą wpatrywała się w ciemne oczy Falka. Ujrzała w nich zakłopotanie
- Mówiłem już, że nie można przywiązywać się do pacjentów. Ma pani w sobie aż za dużo empatii. Ile razy mam to tłumaczyć? - z trudem wybrnął z tej sytuacji. Nie chciał teraz mówić Wiki o Wandzie, nie w ten sposób. Szybko wstał i poszedł do swojego gabinetu
Wiktoria z niedowierzaniem pokręciła głową. Ciekawość i zaniepokojenie wyparły inne uczucia. Poprosiła Ninę o zastępstwo i popędziła do hotelu.
- Mamo? - zapytała niepewnie. Wanda wyszła z kuchni i usiadła na kanapie
- O co chodzi córeczko? - Wiktoria usiadła tuż obok niej.
- Mów szczerze, czemu przyjechałaś...
- Profesor Falkowicz, ci powiedział, prawda? - Wanda wstała. Szybko wyjęła z torebki teczkę i podała ją Wiktorii.
- Co to jest?
- Cała moja dokumentacja, ostatnie badania - odpowiedziała głęboko oddychając. Z uwagą obserwowała jak zmienia się wyraz twarzy Wiktorii. Gdy skończyła czytać wyrażał jedynie zaniepokojenie i troskę...
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu, załatwiłabym ci operację.
- Profesor Falkowicz się tym zajął. Bardzo fajny młody człowiek - Wanda delikatnie się uśmiechnęła
- Dlaczego on? I dlaczego on to robi? - drugie pytanie zadała samej sobie, starsza Consalida nawet go nie usłyszała. Zaczęła opowiadać jak spotkała profesora, w jaki sposób dowiedział się o jej chorobie. Powiedziała Wiktorii o wszystkim. - Mamo przepraszam cię na chwilę... Zaraz wracam - powoli wyszła z hotelu. Rozejrzała się po parkingu, zauważyła białe BMW Andrzeja. Nadal niepewnie weszła do szpitala
Zbliżała się już do gabinetu, gdy usłyszała podniesione głosy Falkowicza i Krajewskiego.
- Co ty sobie wyobrażasz!? Kolejna pożyczka!?
- Andrzej proszę... Ja już tonę w długach, a teraz jeszcze Tretter obetnie mi z pensji za tą operację, no chyba że...
- Zapomnij... Twój błąd, ty będziesz za niego płacić!
- Pożycz mi kasę, obiecuję że oddam ci wszystko. Będę na każde twoje zawołanie tylko pożycz mi trochę. Muszę oddać tamtym typkom
- Po co wyciągałeś od nich forsę!?
- Bo ty mi nie chciałeś dać...
- Już za dużo ode mnie pożyczyłeś. Twoje obietnice nic nie znaczą Adam. Możesz oddać mi tamtą kasę kiedy chcesz, ale nie pożyczę ci ani grosza dopóki się nie spłacisz
- Tego chcesz, tak!? Żeby mnie kropnęli, będziesz mieć przynajmniej spokój
- Wtedy nie odzyskam swojej forsy...
- Jesteś cholernym materialistą, kiedyś cię to zgubi
- Ja się nie szlajam po barach i kasynach
- Andrzej no proszę... Ostatnia pożyczka - Falkowicz nie odpowiedział. Wściekły wyszedł z gabinetu głośno trzaskając drzwiami.
Nawet jej nie zauważył. Ona miała nogi jak z waty, nie podeszła nic nie mówiła. Widziała, że jest wkurzony, była też oszołomiona wiadomością o długach Adama. Wiedziała, że ma problemy, ale nie że aż takie.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - weszła do gabinetu Falka. Adam wciąż siedział na krześle, nie poruszył się
- O czym?
- O długach, o kasynie, o mafii
- Nie przesadzaj, to nie mafia - odpowiedział. Jego twarz nie miała wyrazu
- Pożyczę ci trochę kasy
- Zwariowałaś... Masz swoje problemy, musisz się teraz zająć mamą
- Ty też wiedziałeś? Wszyscy wiedzieliście, tylko nie ja...
- Uspokój się - Adam wstał, położył jej dłonie na ramionach - Co ty tu w ogóle robisz?
- Przyszłam... Zresztą nieważne. Powiedz ile potrzebujesz
- Nie wezmę od ciebie pieniędzy. Wiem, że u ciebie z kasą ostatnio krucho
- Chyba nie tak krucho jak u ciebie, co? - lekko się uśmiechnęła
- Chodź do hotelu - odwzajemnił jej uśmiech. Wyszli z gabinetu Falka kierując się wprost do hotelu dla rezydentów.
Dzwoniący telefon obudził ją. Spojrzała na zegarek, niedawno zasnęła. Niechętnie odebrała
- Pani doktor, miałaby pani może ochotę do nas wpaść?
- Doktorze, znowu sobie beze mnie nie radzicie? - zażartowała wstając z łóżka i powoli się ubierając
- Bez pani nikt sobie nie radzi - Latoszek uśmiechnął się
- Co się dzieje?
- Wyrostek robaczkowy - Wiktoria westchnęła
- Mam jakąś asystę
- Stażystka ma nocny na ratunkowym. Jest z nią Konica, więc spokojnie może pomóc - odpowiedział
- Aha... Dobra, zaraz będę
- Wiedziałem że mogę na ciebie liczyć
- Ale na przyszłość, do mnie dzwonisz jak nikt inny nie będzie mógł
- Przykro mi, pani doktor, ale pani mieszka najbliżej
- Chyba będę musiała to zmienić - uśmiechnęła się włączając ekspres na kawę - Wypiję kawę i już jestem.
- Dzięki, pa - Latoszek rozłączył się, a ona ruszyła do łazienki. Rozczesywała włosy, robiła delikatny makijaż czekając na kawę
- Gdzie ta stażystka? - zapytała Ziemiańską myjąc się do operacji, jednak ona tylko wzruszyła ramionami. - Cholera - natychmiast ruszyła na ratunkowy, z impetem tam wpadła i stanęła jak wryta. Klaudia opatrywała rany blondynce,a ona od razu rozpoznała w niej... doktor Walczyk
- Kinga? Co się stało? - blondynka pokręciła przecząco głową. Była w szoku, nie była w stanie nic powiedzieć. Wiktoria spojrzała na Miller
- Ktoś ją pobił...
- Kto ci to zrobił? - Kinga nie odpowiadała - Zostawimy cię tu na obserwacji - uśmiechnęła się do doktor Walczyk - Klaudia jak skończysz, to przyjdź na operacyjną. Czeka nas wyrostek
- Tak jest, pani doktor - Klaudia właśnie zmieniała opatrunek na łuku brwiowym Kingi. Wiktoria jeszcze raz jej się przyjrzała. Miała mnóstwo zadrapań i siniaków, jednak nie były one zbyt poważne. Bardziej zastanawiało ją kto tak potraktował Kingę i dlaczego...
Swietne. Zaciekawilas mnie tym pobiciem kingi ;) czekam na next
OdpowiedzUsuńPobita Kinga, intrygujesz ;) Next
OdpowiedzUsuńNo, no. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńO kurcze robi się coraz ciekawiej :D
OdpowiedzUsuń