Część taka nijaka... Następna jest dłuższa i ma trochę więcej w sobie tego czegoś, jak to ujęła moja bff :P
Minęło kilka kolejnych dni. Pomimo brawurowej akcji ratowniczej nic się nie zmieniło. Wiktoria nadal uzupełniała dokumentację lub dyżurowała na izbie. Właśnie podczas dyżuru na izbie odebrała telefon od... mamy
- Mamo? Coś się stało?
- Oczywiście, że nie... Po prostu przyjeżdżam na jakiś czas do Polski - Wiktoria uśmiechnęła się, gestem dłoni zapraszając kolejnego pacjenta
- Przyjeżdżasz? Kiedy?
- Będę na lotnisku za parę godzin...
- Oczywiście przyjadę po ciebie... - jej uśmiech szybko znikł. Nie miała jak pojechać po mamę, a nawet widziała, że się nie wyrwie z pracy. Jej szef, wyjątkowa szuja pomimo tego, że nie wpuszcza ją na salę operacyjną nie pozwoli jej wyjść wcześniej.
- Nie musisz... Przecież masz pracę. Spotkamy się w szpitalu.
- Dobra mamo, muszę kończyć... Jak tylko przyjedziesz to zadzwoń
- Pa córeczko - Wiktoria rozłączyła się i zajęła się pacjentem. Ciągle się uśmiechała. Jedyna dobra wiadomość w ostatnim czasie...
Minęło kilka godzin. Po południu tuż po przerwie postanowiła pójść do Falkowicza powalczyć o asystę przy bardzo ciekawej operacji. Wiedziała, że nie ma żadnych szans, ale Wiktoria Consalida tak łatwo się nie poddaje. Bardzo jej zależało na tej operacji.
- Dzień dobry panie profesorze...
- Słucham - spojrzał na nią znad dokumentów. Nie miał ochoty na kolejną kłótnię z Consalidą.
- Chodzi o operację pana Florczaka. Chciałabym przy tym zaasystować.
- Zator płucny?
- Mhm... - straciła pewność siebie. Zimny ton z jakim wypowiedział te dwa słowa sprawił, że nie miała ochoty już o to walczyć. Nagle zadzwoniła jej komórka. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Nie wiedziała co zrobić...
- Proszę odebrać - Falko się zniecierpliwił. Denerwował go dzwoniący telefon. Niepewnie wzięła telefon do ręki
- Tak mamo? - mimo, że słuchała Wandy uważnie obserwowała każdy ruch Andrzeja. Widziała, że wyraźnie się zainteresował.
- ...
- Tak, za chwilę po ciebie przyjdę.
- Pani mama jest w Warszawie? - zapytał. Wiktorii przez chwilę wydawało się, że naprawdę go to interesuje
- Tak...
- No to w takim razie nie rozumiem dlaczego pani się ubiega o tą operację? Proszę się zająć mamą, daję pani jutro wolne - uśmiechnął się złośliwie w jej stronę.
- Ale.
- Nie ma żadnego "ale". W końcu mamę ma się tylko jedną - przerwał jej. Wiktoria westchnęła, pożegnała się i wyszła. Cieszyła się, że spędzi jutro z mamą cały dzień, ale nie sądziła, że odbędzie się to kosztem tak ciekawej operacji. Naprawdę chciała w niej uczestniczyć.
- Cześć mamo - natychmiast przytuliła Wandę z ogromnym uśmiechem na twarzy. Przez chwilę zapomniała o Falkowiczu.
- Hej córeczko... Co tam u ciebie?
- Może chodźmy do bufetu
- No to opowiadaj - Wanda zamówiła szklankę wody i z uwagą wpatrywała się w Wiki - Co tam z Przemkiem?
- Od dawna nie jesteśmy razem - odpowiedziała nawet się nie smucąc. Rozstali się dawno, ale w przyjaźni i był dla niej dużym oparciem - Zresztą postanowił zbawić cały świat i wyjechał na misję.
- No a ten mężczyzna, którego głos słyszałam przed chwilą. Niby "pan", "pani" ale coś między wami iskrzy, prawda?
- Tak iskrzy... W życiu nie spotkałam bardziej aroganckiego dupka. Robi wszystko, żebym zrezygnowała z pracy tutaj.
- No przecież nie z takimi sobie radziłaś... - mama Wiki uśmiechnęła się szeroko. Consalida odwzajemniła uśmiech
- No to teraz mi mów po co przyjechałaś...
- Po prostu się za tobą stęskniłam córeczko
- Pójdę coś zamówić - Wiktoria delikatnie się uśmiechnęła. Podeszła do pani Marii i w tym momencie na twarzy Wandy pojawił się grymas bólu. Bardzo długo ukrywany grymas bólu.
Coraz bardziej się zastanawiał, czy dobrze zrobił odsuwając Consalidę od operacji. Imponował mu jej talent, ale jednocześnie strasznie go denerwowała. Chciał nauczyć ją odrobiny pokory.
Zaczął bać się o pacjenta. Jako urodzony materialista zawsze dbał o bogatych i tak było też tym razem. Pan Florczak był właścicielem dużej firmy, miał mnóstwo pieniędzy i znajomości. Nie był pewien czy zrobił dobrze powierzając taki przypadek Adamowi. Podziwiał jego talent, ale wiedział, że Krajewski jest bardzo roztrzepany. Mógł niechcący coś spartolić. Pomimo tego, że był starszy od Wiktorii brakowało mu jej precyzji, a czasem nawet opanowania.
;D Cudne.
OdpowiedzUsuńDaj już 37. Część
OdpowiedzUsuńNie mam teraz czasu na pisanie, za dużo nauki :)
UsuńWspaniałe <3
OdpowiedzUsuńŚwietne.
OdpowiedzUsuńZaje*iste <3 Kocham twoje opo, czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuń