http://www.youtube.com/watch?v=NkLaX1yJob8
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą"
Zapadł wyrok. Wiedziałam, że zostało mu tylko kilka godzin, jak nie minut, ale nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie potrafiłam się z nim pożegnać. Nie potrafiłam pożegnać się z moim mężem. Spojrzałam na niego. Był nieprzytomny, nie reagował na lekarstwa. Może gdybym kazała mu iść się przebadać wcześniej to teraz by był przy mnie, a nie umierający na tym łóżku.
Siedziałam nic nie mówiąc. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Ciszę zagłuszało jedynie urządzenie dające znać, że jeszcze żyje. Ale jak długo mogło to potrwać? Minutę, godzinę, może dzień... Jedno było pewne. Nie przeżyje. Chociaż nie potrafiłam wbić sobie tego do głowy i nadal miałam jakąś cholerną nadzieję, że jednak zdarzy się cud to umysł chirurga podpowiadał mi, że śmierć jest nieunikniona. Na samą myśl, zaniosłam się cichym płaczem, jednak szybko się ogarnęłam. Musiałam być teraz silna, dla niego. Żeby chociaż przez ten krótki czas nie załamywać się nad sobą, tylko czuwać przy nim aż do końca...
Jeden długi przeraźliwy dźwięk wyrwał mnie z rozmyślań
- Defibrylator - krzyknęłam. Zaczęłam reanimację
- Wiktoria - usłyszałam krzyk Agaty. W tym momencie nic mnie nie obchodziła. Liczył się tylko on, jego życie
- No dalej skarbie, musisz żyć... Dla mnie - poczułam jak ktoś mnie odciąga. Ze łzami w oczach spojrzałam na blondynkę, ale po chwili się wyrwałam z jej objęć. Znów dorwałam się do defibrylatora. Tym razem nie dali mi nawet spróbować
- To nic nie da. On odszedł... - dwa krótkie zdania zmieniły moje życie w pustkę. Wyszłam stamtąd oglądając się jedynie raz. Spojrzałam na jego twarz owianą spokojem. Zawsze taki był. Nadludzko spokojny, opanowany. Wyszłam. Próbowałam o tym nie myśleć, ale nie potrafiłam...
Minął miesiąc, półtora... Zaczęła się wiosna. Pierwszy raz nie cieszyłam się na myśl o ociepleniu. Nie cieszyłam się na żadną myśl. Już nic nie potrafiło sprawić, żebym się uśmiechnęła. Żyłam wyłącznie pracą i wspomnieniami. Nie było mi z tym bardzo źle. Moje życie zamieniło się w rutynę, nawet śniło mi się ciągle to samo. O ile w ogóle zasnęłam
- Wiki, może pora uporządkować swoje życie. Przeprowadź się z powrotem do hotelu... - Agata jak zwykle zaczęła swój monolog
- Nie... Nie potrafię. Wiesz, pierwszy raz tak naprawdę wiem co czuł Przemek wtedy, po śmierci Ludmiły... Jedyna pozytywna rzecz w moim życiu. Nie patrzę na to przez pryzmat przeszłości Ludmiły - uśmiechnęłam się sztucznie. Tą umiejętność opanowałam już do perfekcji...
Wróciłam do domu, do naszej wspólnej willi i pomyślałam, że może Agata ma rację. Przynajmniej w pewnym stopniu. Trzeba się w końcu oderwać od wspomnień. Poza tym sama nie będę w stanie utrzymać tego domu, za parę miesięcy i tak będę musiała się stąd wyprowadzić. Włączyłam laptopa i zaczęłam szukać potencjalnego kupca. To przyszło mi dużo łatwiej niż późniejsze czynności. Z każdą kolejną było coraz gorzej. Zaczęłam pakować swoje rzeczy. Mimo, że były to moja ubrania, zdjęcia to i tak przypominały mi jego. Każda sukienka, bluzka, najmniejszą drobnostka była związana z nim.
Gdy wszystkie moje rzeczy były już w pudłach zaczęłam przeglądanie jego rzeczy. Wystarczyło, że wyjęłam z szafy jedną koszulę, a już się rozpłakałam. Wtuliłam się w nią, położyłam się na naszym łóżku i usnęłam... Sama nie wiem jak i kiedy, ale usnęłam. Może po prostu jego perfumy działają na mnie kojąco.
Stałam na łące w letniej, białej sukience. Już wiedziałam gdzie. Stanął tuż za mną. Czułam jego obecność, nim zdążyłam się obejrzeć, zakrył mi dłonią oczy.
- Wyobraź sobie siebie za kilka lat... Co widzisz?
- Ciebie... Jesteśmy razem, szczęśliwi - odpowiedziałam bez wahania. Wziął rękę z mojej twarzy. Powoli przeszedł tak, że teraz stał przede mną. Leniwie otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się na jego widok. Pomimo upałów był w garniturze, jednak innym niż zazwyczaj. Był dużo elegantszy. Jego włosy, zwykle pozostawione w stylowym nieładzie teraz były idealnie ułożone. Aż dech zapierało w piersi. Obdarował mnie szczerym uśmiechem
- W takim razie Wiktorio... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Teraz? - wyciągnął w moją stronę pierścionek zaręczynowy
- Teraz?
- Teraz - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Założył mi pierścionek, a potem delikatnie obrócił mnie w drugą stronę. W oddali zauważyłam sylwetki trzech osób. Spojrzałam zdziwiona na Andrzeja jednak on nie patrzył na mnie. A przynajmniej się starał. Pociągnął mnie za rękę. Szybko znaleźliśmy się przy trzech postaciach, które okazały się być Agatą, Adamem i bliżej nieokreślonym mężczyzną. Cała trójka uśmiechała się w naszą stronę, Andrzej też się szczerzył. Tylko ja byłam niezorientowana, jednak szybko oprzytomniałam. Przecież przed chwilą Andrzej poprosił mnie o rękę, powiedział, że ślub ma się odbyć teraz. W jednej chwili wszystko zrozumiałam. Zorganizował ślub. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy go zabić
- Możemy zaczynać?
- Andrzej, możesz mi to łaskawie wytłumaczyć...
- Oczywiście kochanie... Bierzemy ślub, teraz, zaraz - kolejny raz dzisiaj obdarował mnie swoim cudownym uśmiechem. - Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Wiktorią i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe - usłyszałam jego głos. Gdy to wypowiadał patrzył cały czas na mnie. Jego pociemniałe oczy zdradzały wszystko...
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Andrzejem i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe - gdy wypowiedziałam ostatnie słowo poczułam jego usta na moich wargach. Mimowolnie przymknęłam oczy i rozchyliłam usta. Czułam jak się odsuwa i śmieje pod nosem
- Na to będzie czas później... - usłyszałam jego szept. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, jednak uśmiechnęłam się. Po chwili podpisywaliśmy dokumenty.
Obudziłam się spokojnie. Pomimo tego, że łzy spływały po moich policzkach, byłam dziwnie opanowana. Mimo wszystko wspomnienie ślubu wywoływało delikatny, wręcz niezauważalny uśmiech na mojej twarzy.
Spojrzałam na zegarek. Była 5 rano. Wiedziałam, że już nie zasnę. Dziś dyżur miałam dopiero o 14. Postanowiłam dokończyć pakowanie. Założyłam jeansy i T-shirt, rozczesałam włosy i spięłam je. Pamiętam, że zawsze uwielbiał zdejmować gumki z moich włosów i zatapiać w nich swoje dłonie...
Znów otworzyłam szafę. Tym razem udało mi się nie rozpłakać, gdy dotknęłam jego koszuli. W miarę szybko opróżniłam szafę z jego rzeczy. Gdy już miałam zamykać drzwi garderoby zauważyłam koc. Stary, lekko podziurawiony. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Domyślałam się, że musi, musiał być dla niego naprawdę ważny skoro trzymał go w szafie. Niepewnie wyjęłam go i również spakowałam do pudła. Znów odwróciłam się w stronę szafy i już wiedziałam, czemu go tu trzymał. Pod kocem była mała drewniana skrzynka. Wyjęłam ją, położyłam na łóżku i niepewnie otworzyłam. Zaskoczona zobaczyłam mnóstwo zdjęć i pamiątek. Moich zdjęć, naszych zdjęć... Przejrzałam wszystkie płacząc. Każde przypominało ważne wydarzenie. Potem wyjęłam pierścionek... Ten pierwszy zaręczynowy, który podarował mi ponad rok temu. Ten, który odrzuciłam. Pomimo tego, że łzy już spływały po moich policzkach, rozpłakałam się jeszcze bardziej... Gdy już się trochę ogarnęłam zauważyłam, że w skrzynce jest jeszcze coś. Jakieś listy. Drżącą ręką wyjęłam je. Otworzyłam pierwszy z nich
"26 styczeń
Droga Wiktorio
Sam nie wiem, co mnie do tego natknęło. Chyba upadłem na głowę, że piszę do ciebie ten list. Od mojego postrzału dużo się zmieniło. Już wtedy coś się zmieniło...Kiedy wróciłem do szpitala walczyć o grant, gdy cię zobaczyłem... Dobrze, że jeździłem na wózku. Wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że spojrzę na ciebie w ten sposób. Jesteś naprawdę piękną kobietą. Wtedy zdałem sobie sprawę, że do Leśnej Góry wracam nie tylko po to, żeby wszystkim dopiec. Wracam też dla ciebie.
Z każdym dniem chciałem być bliżej ciebie. Zabolało mnie, gdy mnie unikałaś, ale rozumiałem. Rozumiałem, że za to jak cię traktowałem nie zasługiwałem na odrobinę szacunku. Ale coś się zmieniło... Ten idiota Zapała jednak zrobił coś dobrego, chociaż nieumyślnie. Próbował zbawić cały świat, a nieświadomie przyciągnął nas do siebie. Gdy zobaczyłem go z zakrwawioną ręką, poczułem, że muszę mu uratować tą łapę. Najwyżej mnie nią walnie, ale Zapała w końcu jest niezłym chirurgiem. No i to co mu zafundowałem... Chyba należy mu się coś ode mnie. I wtedy pojawiłaś się ty. Poczułem jeszcze większą chęć do walki. Musiałem przekonać nie tylko siebie, musiałem przekonać też ciebie... I udało się. Zoperowaliśmy tego idiotę, uratowaliśmy mu rękę. Byłem z ciebie taki dumny. Dopiero po operacji zorientowałem się, że bez ciebie nie dałbym rady, że gdyby nie ty...
Potem wszystko zmieniło się diametralnie. Zaczęłaś mnie szanować. Może nie tyle mnie, co moje umiejętności. Ale zawsze coś. Gdy udzieliłem ci rady w sprawie młodej dziewczyny ty to przyjęłaś jak pewnik. Sam nie byłem do końca przekonany, ale ty bez wahania uwierzyłaś... I zaczęłaś mnie bronić. Od pielęgniarek usłyszałem, że szłaś w zaparte. Nie dałaś podważyć mojej opinii i dzięki temu uratowałaś tą dziewczynę. Uratowaliśmy ją razem...
A wczoraj... Wczorajszy dzień to była prawdziwa bajka. Najpierw poszedłem na izbę. Wiedziałem, że masz dyżur, a ja po prostu uwielbiam z tobą przebywać. Uwielbiam nasze rozmowy, a raczej przekomarzanki. I tak było też teraz. Specjalnie udawałem, że to mój pacjent. Chociaż przyznaję, że przypadek był bardzo ciekawy i z wielką chęcią go operowałem. Ale wracając do sprawy... Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko. Przez chwilę myślałem, że cię pocałuję, że wezmę cię na stole operacyjnym. Gdyby nie to, że operowaliśmy...
Ale właśnie ta operacja uświadomiła mi coś. Że chcę spędzać z tobą każdą chwilę. Podarowałem ci zaproszenie na bankiet a w głowię miałem już pewien plan. Odwołałem taksówkę na nazwisko Consalida, chociaż tanio nie było. Musiałem użyć całego swojego wdzięku. potem było już łatwiej. Ty wyszłaś z hotelu, a ja akurat wtedy podjechałem pod drzwi budynku. Chwilę trwało przekonanie ciebie, ale któż jest w stanie oprzeć się mi, Andrzejowi Falkowiczowi. Po chwili byliśmy już w drodze. Widziałem te radosne iskierki w twoich oczach. Najtrudniejszą część planu też zrealizowałem. Razem poszliśmy na ten bankiet.
No i wtedy pojawili Rudnicka i Sambor. Ich mi brakowało. Przez nich mógł się zawalić cały mój plan. Ale tak nie było. Widziałem podziw w twoich oczach, gdy zauważyłaś, że osobiście znam profesor Schulz. Ale najbardziej spodobało mi się twoje zakłopotanie, kiedy spytała czy jesteś moją narzeczoną. Nie wiesz, czy wiesz z jakim trudem zaprzeczyłem. Naprawdę chciałbym, żeby tak było...
A potem nasz taniec. Znów nie potrafiłaś mi odmówić. Odeszłaś kawałek, ale nie potrafiłaś odmówić. Twoje oczy, Wiktorio, one nie potrafią kłamać. Porwałem cię do tańca. Było cudownie. Widziałem twoje zdenerwowanie, niepewność, ale i uśmiech. Ten delikatny uśmiech przeznaczony tylko dla mnie...
A teraz nie potrafię przestać o tym myśleć. Ciągle widzę twoją uśmiechniętą twarz. I właśnie dlatego piszę ten list. Wiem, że nigdy go nie dostaniesz, ale musiałem go napisać. Chyba się w tobie zakochuję Wiktorio... Ja zimny drań bez serca zakochuję się w rudej złośnicy"
Lekko się uśmiechnęłam ocierając łzy. Nie sądziłam, że już wtedy... Spojrzałam przez okno, był świt. Nasza ulubiona pora dnia. W nocy kochaliśmy się do upadłego, a potem obserwowaliśmy jak słońce wzbija się nad horyzont.
- Przy panu stałam się romantyczna panie profesorze... - kolejne wspomnienie, kolejna fala smutku i delikatny uśmiech... I teraz tak się zastanawiam, kiedy ja pokochałam tego aroganckiego dupka.
Piękne... Brak mi odpowiednich słów. Wspaniale napisane. :*
OdpowiedzUsuńCudowne, wspaniałe, genialne, piękne...
OdpowiedzUsuńPisz szybko kolejną część, nie mogę się doczekać. Napisałaś listy w liczbie mnogiej, czyli mogę liczyć, że ten nie był jedyny. Czytając to najpierw leciały mi łzy, a potem nie mogłam przestać się uśmiechać.
Dziękuję ;) Miniaturkę skończyłam już dawno, właściwie tylko poprawki w ostatniej części mi zostały :) Listów jest w sumie 5 :P
UsuńTo super. Udostępniaj szybko bo nie mogę się doczekać. Wspaniale wychodzą ci te listy.
UsuńNie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńBłagam, DODAJ SZYBKO KOLEJNĄ CZĘŚĆ ! ! !
OdpowiedzUsuńSuper zmiana. Wiki i Falkowicz ładnie razem wyglądają w kółeczkach :)
OdpowiedzUsuńheh ;D Dziękuję ;) Od dawna chciałam zmienić wygląd, ale jakoś nigdy nie miałam czasu żeby się porządnie za to zabrać :D
UsuńKochana , piękne .. popłakała sie a nie zdarza mi się to często :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;** Teraz ja biorę się za twoje Happy end ;)
UsuńWiem, że jestem natrętna, ale dodaj już kolejną część, proszę... :-)
OdpowiedzUsuńten list.... te słowa .... JAKBY TO NA PRAWDĘ FALKOWICZ PISAŁ :o
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam tą miniaturkę.
OdpowiedzUsuńPRZEPIĘKNE
Popłkałam się.
Cudowne.
~ruda