Forum zadecydowało za was ;D Zapraszam do czytania :P
http://www.youtube.com/watch?v=r_ADtyQqTSc
Sen... Marzenia podświadomości. Siedziałam na wielkim łóżku w przestronnej sypialni. Rozejrzałam się. Pomieszczenie było piękne, ale nie zauważyłam żadnych śladów nowoczesności. Tylko drewniane meble i mnóstwo luster.
- Dzień dobry księżniczko - "księżniczko"? Jestem księżniczką? Coraz bardziej zaczynam się bać mojej wyobraźni, moich snów. Spojrzałam na kobietę, która przyszła ze śniadaniem do łóżka. Akurat to mi nie przeszkadzało... Rozpoznałam w mojej służącej Woźnicką
- Agata?
- Pani, nie możemy się zwracać do siebie po imieniu - delikatnie się ukłoniła i wyszła z mojej sypialni, żebym mogła w spokoju zjeść śniadanie.
Po dłuższej chwili byłam już ubrana we wspaniałą, ale i ciężką, turkusową suknię. Do tego świetne szpilki. I zaczęłam się zastanawiać na jaką to okazję. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że tak można chodzić codziennie. Nie dość, że suknia była ciężka, to byłam przyzwyczajona do moich jeansów. Zeszłam na dół. Nigdy bym nie pomyślała, że można pokonać tyle schodów za jednym razem... Zauważył mnie jakiś strażnik, ale nie dostrzegłam jego twarzy. Miał na głowie hełm. Zresztą nie wiem, czy chciałabym wiedzieć kto to jest. Skoro Agata była moją służącą to bałam się kogo jeszcze spotkam w moim śnie...
Ruszyłam na jakąś łąkę. Usiadłam na drewnianej ławce, zupełnie takiej jak przy szpitalu. Przymknęłam oczy. Nagle poczułam coś przy swoich nogach. Zupełnie jakby ktoś się o nie potknął
- Przepraszam - gdy tylko mężczyzna się podniósł natychmiast się ukłonił. Jego głos wydawał mi się dziwnie znajomy, jednak dopiero gdy się wyprostował rozpoznałam go. Andrzej Falkowicz. W moim śnie był zwykłym, biednym chłopcem. Delikatnie się uśmiechnęłam
- Nic się nie stało
- Ty musisz być księżniczką Wiktorią... - wypalił, a potem jakby się zawstydził. - W takim razie proszę o wybaczenie, moja pani - ukłonił się jeszcze niżej niż wcześniej
- Andrzej nie wygłupiaj się - zaczynałam się powoli denerwować. Wkurzał mnie mój sen, gdzie wszystko było nierzeczywiste, a ja byłam księżniczką. Zawsze w centrum uwagi, czego po prostu nienawidziłam.
Zauważyłam zdziwienie w jego oczach. No tak... To dziwne, że księżniczka zna zwykłego chłopca
- Odprowadzę cię, panią do zamku - był lekko skrępowany. Nigdy go takiego nie widziałam, a to sprawiało mi niemałą satysfakcję. Zawsze pewny siebie profesor Andrzej Falkowicz teraz taki zagubiony.
Przytaknęłam ruchem głowy. Wyciągnął w moją stronę ramię. Oparłam się o nie i wolnym krokiem zmierzaliśmy do zamku. Pogrążyliśmy się w rozmowie. Dowiedziałam się, że jest pomocnikiem medyka i że właśnie wraca z jakimiś ziołami do zamku. Przy okazji udało mi się nakłonić go, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Nigdy nie lubiłam oficjalnej formy, zwłaszcza na początku znajomości z Andrzejem. Wnosiła tyle zimna...
Byłam smutna, kiedy musieliśmy się rozstać. Delikatnie ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Ja chyba się zarumieniłam bo uśmiechnął się szeroko. Potem poszedł, a ja wiedziałam, że ta znajomość nie przetrwa. Ja byłam z wyższych sfer, a on zwykłym chłopcem. Boże, ale się wczułam...
Szybko nadeszło popołudnie, miałam zejść na lunch do jadalni. Pomieszczenie było ogromne, objęłoby chyba cały hotel rezydentów, jak nie więcej. Przy stole dostrzegłam swoich rodziców i Blankę. Chyba na mnie czekali
- Dzień dobry córeczko - uśmiechnęłam się po słowach mamy. Usiadłam obok nich
- Dzisiaj będziemy mieli gościa - odezwał się mój tata spoglądając na mnie. Spojrzałam na niego
- Będziemy gościć księcia Adama z Polski - odezwała się mama jakimś dziwnym głosem. Zupełnie jakby coś ukrywała...
- Podobno mega ciacho - Blanka uśmiechnęła się w moją stronę. Ja o mało nie wybuchłam śmiechem
- Przyjeżdża w jakimś konkretnym celu? - zapytałam od tak. Tak naprawdę mało mnie to obchodziło.
- Tak... Przyjeżdża ci się oświadczyć - o mało nie zakrztusiłam się jedzeniem. Patrzyłam zdziwiona na rodziców. Niestety nie żartowali. Chciałam tylko się obudzić. Jeszcze "książę Adam". Byłam pewna o kogo chodzi. Tego było już za dużo...
Było późne popołudnie, kiedy jakiś rycerz podjechał na koniu pod zamek. Zachód słońca, kiedy się z nami witał. Najpierw pocałował dłoń mojej mamy, potem Blanki. Po chwili zbliżył się do mnie. Dobrze przeczuwałam. Rycerzem na białym a właściwie czarnym koniu był Adam Krajewski. Wcale nie delikatnie szarpnął moją dłoń i złożył na niej mokry pocałunek. To było nic w porównaniu do delikatnego pocałunku Andrzeja
- Czyli to ty będziesz moją żoną... - nawet w śnie musiał być aż tak denerwujący? Chociaż tu mógłby się zachowywać normalnie
- Na to wygląda - odpowiedziałam niezbyt przekonywująco. Nie uśmiechał mi się ślub z Krajewskim
- W takim razie księżniczko Wiktorio Consalido, czy zgodzisz się za mnie wyjść? - przyklęknął. Brakowało mu czegoś... Chyba odrobiny romantyzmu, bo ta prośba zabrzmiała jak propozycja pracy, albo inna oferta.
Dopiero po chwili zauważyłam, że wszyscy czekają na moją odpowiedź. Nawet Krajewski był zniecierpliwiony
- Nie... - szepnęłam
- Wiktoria - usłyszałam krzyk matki. A ja pobiegłam na łąkę, na której byłam dziś rano. Nikt za mną nie szedł na szczęście. Chyba uznali, że muszę to przemyśleć. Usiadłam na tej samej ławce co wcześniej
- Co tu robisz? Powinnaś być na swoich zaręczynach - usłyszałam mój ulubiony głos. Mimowolnie się uśmiechnęłam
- Nie chcę wychodzić za mąż - odpowiedziałam. Andrzej podszedł do mnie. Kucnął przede mną, oparł się o moje kolana
- A czego chcesz? - nie odpowiedziałam. Wstałam, zmuszając go, żeby też wstał i bez słowa wpiłam się w jego usta...
Budzik... W tej chwili myślała, że zabije jego wynalazce. Ze złością go wyłączyła. Najchętniej wróciłaby do swojego snu, ale musiała iść do pracy. Niechętnie otworzyła szafę. W pierwszej chwili chciała założyć swoje ulubione jeansy, ale coś ją tknęło. Postawiła na turkusową sukienkę...
Ruszyła do pracy. Już w wejściu zauważyła Andrzeja. Automatycznie przypomniała sobie swój sen. Lekko się uśmiechnęła.
- Doktor Consalida - delikatnie podniósł kącik ust - Może pani na chwilę pozwolić?
Weszła do jego gabinetu. Rozejrzała się po wnętrzu. Ostatnio wiele się tu zmieniło. Po ślubie z Kingą zrobił małe przemeblowanie, ale przede wszystkim zmieniło się na biurku. Charakterystyczny dla niego bałagan zamienił się w uporządkowane miejsce, a tuż przy komputerze znalazł się kącik na fotografię ślubną.
Było jeszcze coś, co uległo zmianie, ich relacje. Stanowczo się oziębiły, brakowało jej tego delikatnego flirtu
- O co chodzi panie profesorze? - słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Uwielbiała mówić do niego po imieniu, wtedy w jego oczach pojawiał się charakterystyczny błysk.
- O operację pana Nowaka. Muszę panią od niej odsunąć...
- Co? Dlaczego?
- Niestety... - na jego twarz powrócił tak długo ukrywany złośliwy uśmieszek - Życie to nie bajka.
Bedzie next czy na tym skończysz ? :3
OdpowiedzUsuńTo jest one shot więc na tym skończę... Ogólnie lubię otwarte zakończenia, gdzie można sobie coś dopowiedzieć ;D
OdpowiedzUsuńŁał,na następny czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńŚwietne :) Czekam na drugą miniaturkę.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Jak dla mnie, to aż zbyt bajkowo... Nie zmienia to jednak mojej opinii o Twoich opowiadaniach: Są genialne i sama chciałabym umieć pisać tak dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdro i życzę dużo, dużo weny :) Czekam na kolejną miniaturkę i kolejne wspaniałe opowiadania.
Gdybyś widziała moją fazę jak to pisałam haha :D Zbyt bajkowo... To sen, we śnie wszystko jest możliwe, ale nie mam pojęcia, co mi odbiło, że to napisałam xdd
UsuńCieszę się, że lubisz moje opowiadania i dziękuję za opinię ;**
Ja tam nie mam aż takich bajkowych snów, ale to może dlatego, że śpię po 3h na dobę, ale spoko, to tylko opowiadania, nie wszystko zawsze musi być idealnie realistyczne. Ja z w swoich zrobiłam z Falkowicz tak innego człowieka, że aż się boję to publikować, a innego pomysłu na dalszy ciąg nie mam, ludzie po mnie pojadą..., ty też możesz :)
UsuńZapraszam na http://fawi-opowiadania.blogspot.com/
Dzięki, jak będę mieć chwilę wolnego to poczytam ;)
UsuńPiękne :) Dodasz dziś następne ?
Usuń