sobota, 25 stycznia 2014

Część 39

- I jak? Przetrwałaś? - zapytał uśmiechając się szeroko. Zmierzali w kierunku hotelu rezydentów
- Weź mnie nie denerwuj chociaż raz - powiedziała, ale po chwili wpiła się w jego usta
- Jeśli tak mają wyglądać twoje rozkazy, to jestem na każde zawołanie - zaśmiał się otwierając drzwi hotelu. Muzyka, którą słyszeli przez ściany teraz lekko ich irytowała. Weszli do salonu, w którym była zgromadzona większość lekarzy. Zauważyli Przemka, Agatę, Hanę, Piotra, Klaudię, Borysa i Michała. Przy głośnikach w DJa bawił się Adam
- Możesz to ściszyć? Próbuję uśpić Bartka - z pokoju Przemka wyjrzała Ola. Uśmiechnęła się do Wiki. Krajewski prawię natychmiast ściszył muzykę
- Pomogę ci - Przemo od razu poszedł do swojego pokoju. Falko i Wiktoria przywitali się ze wszystkimi. Consalida na samym końcu podeszła do Zielińskiego
- Więc to jest twój narzeczony... - uśmiechnął się do niej
- A co? Nie podoba ci się?
- Nieźle się ustawiłaś...
- Prawię tak jak ty, co - uśmiechnęła się złośliwie. Po chwili do salonu wrócił Przemek. Przywitał się z rudą i Andrzejem, starał się być miły, za co Wiktoria odwdzięczyła się szczerym uśmiechem

- Pierwszy toast chciałbym wznieść za mojego syna i moją przyszłą żonę - pocałował w policzek Olę i uniósł kieliszek z szampanem. Wszyscy upili po łyku uśmiechając się. Wszyscy oprócz Andrzeja i Piotra, którzy później mieli prowadzić. Przemek spojrzał na Wiktorię i Falkowicza. Po chwili znów uniósł kieliszek - I za drugą młodą parę, Wiki i tą szuję - rozległy się ciche śmiechy - Andrzeja oczywiście
- Za Wiki i Andrzeja - krzyknął Adam, wszyscy znowu podnieśli kieliszki upijając szampana.
- Wiktoria... - zaczął Przemek
- Tak?
- Nie miałabyś za złe, gdyby Bartek zajął twój pokój... I tak stoi pusty - Zapała uśmiechnął się do niej
- Spoko, raczej nie zamierzam tu wracać
- Co znaczy raczej? - zapytał z uśmiechem Andrzej.
- Zaraz, zaraz... To znaczy, że ten bachor będzie tu z nami mieszkać?
- Nie obrażaj swojego chrześniaka Adam...
- Chrześniaka... Koniec z imprezami, koniec z panienkami. Czuję się, jakbym to ja był ojcem - Krajewski zrobił taką minę, jakby miał się rozpłakać
- Nie zapominaj, że prawię nim zostałeś...
- Bo dzieci nie powinny mieć dzieci - Andrzej poczuł się pewnie w towarzystwie lekarzy, poczuł się bardziej lubiany. Nie sądził, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Chyba jednak poważniej przemyślę kupno mieszkania...
- Jeszcze za nami zatęsknisz - powiedziała Agata
- Za twoim gderaniem, za fochami Zapały, za płaczem tego bahora? Nie rozśmieszaj mnie
- O ile zakład, że zatęskni? - krzyknęła Agata rozglądając się po pomieszczeniu
- Za Agatą nie da się nie tęsknić... Nikt tak jak ona nie denerwuje człowieka
- Zamknij się Consalida, z tobą nie gadam
- A to czemu?
- Bo ty mnie opuściłaś... Kogo ja mam teraz budzić o szóstej rano? - udała płacz na co wszyscy wybuchli śmiechem.

- Czy dasz raaaadę koooochaaać, mimooo żeeee jaaa nieee uuuumiem juuuuuż ssaaam bez ciebieeee wstaaaać - Wiktoria zataczała się po parkingu głośną śpiewając a raczej krzycząc. Zwracała na siebie uwagę wszystkich nieśpiących, budziła śpiących
- Przestań - Andrzej zaśmiał się łapiąc ją za ramię, żeby się nie przewróciła. Powoli prowadził ją do auta
- Booo taaak smaakujee żyycie, na chwilęęęę byyć na szczycieee....
- Ciii - wyszeptał delikatnie ją całując.
- Kooocham cię wiesz
- Wiem - uśmiechnął się pomagając jej wsiąść do samochodu. Zasiadł za kierownicą i ruszył do domu
Podczas jazdy usnęła. Zaniósł ją do sypialni i położył spać. Uśmiechnął się patrząc jak słodko śpi, jak bezbronna i krucha jest teraz...

Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Było już po południu, przespała pół dnia. Niechętnie zwlokła się z łóżka, ubrała się i zeszła do kuchni. Wzięła coś na ból głowy, popiła wodą. Wychodząc z kuchni zauważyła pianino. Pianino z gabinetu Falka stało teraz w rogu w salonie. Uśmiechnęła się podchodząc do niego. Prawię zapomniała o bólu głowy. Usiadła na krzesełku, zagrała kilka prostych dźwięków, których ją kiedyś nauczył.
Gdy usłyszał dźwięki gry na pianinie od razu oderwał się od dokumentów. Powoli stanął niedaleko pianina, obserwował każdy je ruch, jak płynnie gra na instrumencie. Uśmiechnął się
- Pani ma piękne smukłe dłonie, stworzone do gry... - z każdym słowem przybliżał się do niej coraz bardziej. Ostatnie wypowiedział wprost do jej ucha. Uśmiechnęła się nie przestając grać. Złapał jej dłoń, pociągając ją sprawił że wstała. Szybko przekręcił ją w swoją stronę i wpił się w jej usta. Przywarł do niej opierając ją o pianino, językiem drażnił jej podniebienie. Dłońmi jeździł po dolnej części jej pleców. Wiktorię co chwila przechodził dreszcz podniecenia, gdy nagle Andrzej podniósł ją i zaniósł na górę, wprost do sypialni. Niezdarnie położył ją na łóżku, Wiki zaśmiała się, przygryzła wargę. To tylko podnieciło Falka, powoli zdjął swoją koszulę odrzucając ją w kąt. Położył się nad nią, zdjął jej koszulkę. Zaczął powoli zsuwać jej spodnie odsłaniając czarne figi. Delikatnie gładził ją po płaskim brzuchu uśmiechając się. Ona wodziła dłońmi po jego barkach. On powoli sunął coraz niżej, przez cienki materiał jej majtek dotknął jej kobiecości. Po chwili podniósł się delikatnie i ściągnął swoje spodnie. Niedługo potem znów leżał nad nią ocierając się męskością o jej uda i cienki materiał majtek. Zaczęła ściągać jego bokserki, podczas gdy on czule całował jej szyję. Rozpiął jej stanik uwalniając małe, zgrabne i jędrne piersi. Szybko pozbył się też jej majtek. Jego głowa po chwili znajdowała się na wysokości jej ud. Pocałował je delikatnie, westchnęła cicho. Zaczął całować ich wewnętrzną stronę. Po chwili delikatnie pocałował jej kobiecość, jęknęła. Uśmiechnął się tylko. Zaczął całować ją po brzuchu, piersiach, szyi. Doszedł do ust. Oddawała każdy jego pocałunek oddychając ciężko. Delikatnie wszedł w nią. Poruszał się szybko. Wiktoria poruszała biodrami do nadanego przez Andrzeja tempa. Przywarł do niej całym ciężarem. Jedną rękę podłożył pod jej szyję i przyciągnął jej głowę do swojej. Ona ciągle cicho pojękiwała, Andrzej wszedł w nią jeszcze mocniej. Spełnienie wypełniło ich ciała. Opadł na nią bezwładnie wychodząc z niej. Potem położył się obok niej uśmiechając się szeroko i łapczywie łapiąc oddech...

Pięć minut później rozległ się dzwonek jej telefonu. Właśnie kończyli się ubierać, niepewnie odebrała
- Dzień dobry, był wypadek. Wszystkich zwożą do Leśnej Góry, liczę że pani i szanowny narzeczony przyjedziecie
- Ale teraz? - nie dowierzała w słowa ordynatora - Ale my mieliśmy mieć dzisiaj wolne
- Przykro mi, ale brakuje nam lekarzy. Czekam na państwa w szpitalu.
- Dobrze, do widzenia - Wiktoria rozłączyła się
- Co się dzieje?
- Wiesz może jakim cudem chciałam zostać lekarzem...
- Gdybyś nie została lekarzem nigdy byś mnie nie poznała - przybliżył się do niej i obdarował jej szyję czułym pocałunkiem. Uśmiechnęła się szeroko
- Musimy jechać do szpitala, podobno jakiś wypadek - oderwała się od niego i popędziła do łazienki - Będę gotowa za dziesięć minut...
- Nie mogli wezwać kogoś innego?
- Pan ordynator bardzo nas lubi...

6 komentarzy:

  1. Cudoo, next proszę i zapraszam na mojego bloga: fawi-alwaysforever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialna część, jak wszystkie.
    ,,Za Wiki i tą szuję'' - jeden z najlepszych tekstów jakie przeczytałam.
    Świetna pijana Wiki. Czekam na szybkiego nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe ;) Ty wiesz, że ja uwielbiam twoje opowiadanie. Cudne.

    OdpowiedzUsuń