Operowali już ponad godzinę. Pomimo powagi sytuacji żaden z nich nie myślał o pacjencie. Krajewski skupił się na swoich problemach finansowych. Robił sobie coraz więcej długów przez swoją głupią pasję - hazard. Coraz częściej pożyczał pieniądze od przyjaciół, rodziców, czasem od podejrzanych typków. I nikt o tym nie wiedział, tylko Adam, który powoli zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, ale nie wiedział co zrobić.
Falkowicz zaś myślał o czymś zupełnie innym. Pierwszy raz nie mógł skupić się na operacji myśląc o kobiecie. O Wiktorii. Przed oczami wciąż miał jej uśmiech. Uśmiech, którego nigdy nie potrafił wywołać. Widział go tylko kilka razy, tylko przez chwilę, przypadkiem. Ktoś inny sprawiał, że była szczęśliwa, a on tak bardzo chciałby wskoczyć na miejsce ich wszystkich. Chciał, żeby uśmiech rudowłosej, błysk w jej oku był przeznaczony tylko dla niego. Powoli do niego docierało, że zaczęło mu zależeć na Consalidzie, doceniał jej talent i urodę. Pierwszy raz tak bardzo chciał kogoś przytulić, pocałować...
- Co wy do cholery robicie? - usłyszał krzyk Ruuda, a chwilę później jeden długi sygnał. Spojrzał w dół. Zobaczył mnóstwo krwi. Wiedział, że on albo Adam uszkodzili jakieś naczynie, natychmiast przystąpił do tamowania krwawienia. Krajewski zorientował się co się dzieje chwilę po nim. Zaczął mu pomagać, udało im się ustabilizować pacjenta
- Gdybyś nie myślał o niebieskich migdałach nie doszłoby do tego - warknął
- Ja? To ty bujasz w obłokach - krzyknął Krajewski - Ciekawe o czym tak myślisz
- To nie powinno cię obchodzić, zwłaszcza że to ty uszkodziłeś to naczynie - Andrzej coraz bardziej się denerwował. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że to nie on był sprawcą krwawienia, ale mimo wszystko był zły, że tak się zamyślił. I że myślał właśnie o niej. Swoją złość wyładowywał na Adamie
- Przestań wrzeszczeć, skupmy się na operacji - skończyli w ciszy. Już żaden z nich nie myślał o niczym innym. Na bloku zapanowała niemiła atmosfera. Andrzej przez całą operację patrzył na wszystko i wszystkich ze złością, Adam wciąż zestresowany kłopotami finansowymi próbował skupić się na operacji. Marnie mu to wychodziło, ponieważ Andrzej cały czas patrzył mu się na ręce. Van Graff był zły na ich obu. Nie tolerował rozmyślań podczas operacji, nie dość, że mogli nawet doprowadzić do śmierci pacjenta, to jeszcze miał przez to mnóstwo pracy.
Ze złością opuścił blok operacyjny. Pomimo tego, że minęły prawię trzy godziny od feralnego zdarzenia nadal był strasznie zły. Uspokoił się trochę, gdy zobaczył ją. Stała tuż przed nim, wyraźnie na kogoś czekając.
- Co pani tutaj robi? Dałem pani wolne - jego głos był dziwnie ciepły. Zaskoczył ją tym, nie spodziewała się, że Andrzej może być dla niej miły. Na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech. Wtedy jego złość całkowicie odeszła w niepamięć. Spełniło się jedno z jego najskrytszych marzeń, wywołał jej uśmiech. Właśnie ten delikatny uśmiech przeznaczony był tylko i wyłącznie dla niego
- Muszę skonsultować Agacie pacjenta
- Przed salą operacyjną? - uśmiechnął się
- Poszła po jego wyniki - delikatnie zadarła głowę ponad jego ramię dostrzegając Adama. Uśmiechnęła się do niego
- No to do wiedzenia - chciał jak najszybciej stamtąd pójść. Zauważyła jego smutek. Posmutniał widząc, że ten patałach Krajewski jest z nią bliżej, pomimo tego, że to on zawsze był najlepszy. Chciał być najlepszy. Chciał, żeby ten błysk w jej oku pojawiał się tylko na myśl o nim. Nie spodziewał się swoich pragnień, wiedział, że zabrnął w tym wszystkim za daleko.
- Nie wiesz, co mu się stało? - zapytała zdziwiona patrząc na miejsce, w którym przed chwilą zniknął Andrzej. Intrygował ją. Był doświadczonym chirurgiem, przystojnym mężczyzną i miał cholernie dziwny charakter. Widziała już wszystkie jego maski, ale nigdy nie widziała go bez nich. Od dawna miała ochotę je ściągnąć, zobaczyć jaki naprawdę jest Andrzej Falkowicz
- Mieliśmy pewne problemy podczas operacji, wkurzył się.
- A co się właściwie stało? - jej ciekawość zwyciężyła
- Zamyśliłem się i uszkodziłem naczynie. Ruud jest na mnie wściekły, Andrzej jest na mnie wściekły, a najgorsze jest to, że przez moje kontakty z Falkiem nikt mnie w tym szpitalu nie lubi i jak tak dalej pójdzie to skończę na izbie
- Bardzo śmieszne Krajewski... Ty jesteś jego protegowanym, a mnie ta szuja nie wpuszcza na salę operacyjną. Ale jedno mu zawdzięczam. Przez jego upartość mogłam dzisiaj spędzić dzień z mamą - delikatnie się uśmiechnęła. Po chwili podeszła do nich Agata. Kobiety poszły na salę pacjenta po drodze omawiając jego przypadek.
- Wszystko w porządku? - wszystkie emocje już dawno odeszły. Zastąpił je czysty profesjonalizm, gdy zobaczył ciężko oddychającą kobietę. Pochylił się nad nią
- Co? Tak - ledwo nabierała powietrza do ust, była blada, rękę trzymała na klatce piersiowej próbując uspokoić bijące z nienaturalną szybkością serce
- Muszę panią przebadać - ton jego głosu nie wyrażał zgody na sprzeciw. Pomógł jej wstać, zaprowadził ją do gabinetu.
- Choruje pani na coś? - zapytał sprawdzając jej tętno.
- Ja... - odezwała się niepewnie
- Musi nam pani powiedzieć, musimy wiedzieć jak panią leczyć - kobieta wyciągnęła z torby teczkę. Podała ją Andrzejowi. Falkowicz najpierw niepewnie spojrzał w jej zielone oczy, znajome zielone oczy, a potem otworzył teczkę. Szybko przejrzał wszystkie dokumenty i z niedowierzaniem spojrzał na kobietę
- Jak się pani nazywa? - dokumentacja przeraziła go. Przez chwilę nie myślał o niczym innym
- Consalida. Wanda Consalida - jego serce w tym momencie biło w zaskakującym tempie. Przed oczami widział Wiktorię, zapłakaną nad trumną Wandy. Nie mógł sobie wyobrazić co ona w tym momencie czuje. Obudziło się w nim nowe uczucie - współczucie
- Wiktoria wie? - zapytał, gdy już trochę się pozbierał
- Nie... I proszę niech pan jej o niczym nie mówi - łapała go za ramię
- Powinna wiedzieć - pomógł jej wstać i odprowadził ją do hotelu rezydentów.
- Długo kazałeś na siebie czekać - starała się uśmiechnąć, ale było jej ciężko
- Przepraszam kochanie, nagły przypadek - on też nie potrafił się uśmiechnąć, chociaż sztuczny uśmiech to była jego specjalność
- Możemy już iść?
- Kinga... - wyszeptał - Muszę jeszcze uzupełnić dokumenty. Zamów sobie taksówkę dobrze
- Dobrze - odpowiedziała natychmiast. Zawsze i wszędzie się z nim zgadzała, nieważne o co chodziło. Nie miała innego wyjścia.
*Kinga i Falko to nie małżeństwo, po prostu są razem ;)
Kochana, jak zwykle świetnie. :* Ciekawie, ładnie... Czekam na kolej są część.
OdpowiedzUsuńKinga.... hmmm będzie ciekawie :D Zamyślony Falko, delikatny uśmiech Wiki, chora Wanda - świetne pomysły :) Bardzo ciekawie czekam na next <3
OdpowiedzUsuńKochana .. cudo .. jak zwykle .. z niecierplowscia czekam na cd.
OdpowiedzUsuńŚwietna część. Czekam na kolejną. Może by tak teraz 37 część tamtego opowiadania?
OdpowiedzUsuńDzięki ;** Postaram się w okolicach weekendu, wcześniej nie dam rady :-*
UsuńZajebiste ;3 z niecierpliwością czekam na nexta PS. Te nowe opowiadania są świetne ;-p
OdpowiedzUsuń