czwartek, 26 czerwca 2014

The end...

Naprawdę mi przykro to mówić, ale już nie pałam takim sentymentem do FaWi. I przez to ucierpiała moja wena... Chociaż się staram, to nie potrafię wymyślić nic sensownego, a co dopiero jakoś to opisać. Także ten *chwila napięcia* rezygnuję :) Trzymanie was w niepewności nic nie da, bo ja nie dam rady nic napisać :) Przykro mi... Goodbye <3 I love you ♥


niedziela, 25 maja 2014

Historia trochę inaczej cz 15

Teraz to już chyba pobiłam rekord jeśli chodzi o moją nieobecność, ale miałam napisać i napisałam :) Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o tym opowiadaniu ;**



Chciał wrócić do pracy jak najszybciej, już parę dni temu postanowił porozmawiać z Tretterem, ale dopiero rano zdał sobie sprawę, że to najgorszy możliwy czas. Ciągle dręczyły go wspomnienia z ostatniej nocy. Chciał ją przeprosić od razu gdy zatrzasnęły się za nią drzwi, ale już jej nie zauważył. Nie trafił na nią w szpitalu, a rozmowa ze Stefanem nie mogła czekać.
- Więc chciałby pan wrócić? Może jeszcze na stanowisko ordynatora? - zapytał zdenerwowany dyrektor. Andrzej spodziewał się tego, siedział spokojnie na swoim miejscu - Myślę, że doktor Sambor nie ustąpi panu stanowiska. Może na przykład zająłby się pan przychodnią - "cios poniżej pasa" pomyślał Andrzej
- Oczywiście, to doktor Sambor zajął moje miejsce, bez obawy... Chciałbym tylko wrócić do pełnej sprawności - uśmiechnął się
- Więc myślę, że przychodnia będzie dla pana świetnym miejscem
- No oczywiście, przecież przychodnia to idealne miejsce dla profesora i jednego z najlepszych chirurgów naczyniowych - Andrzej z trudem powstrzymywał się, żeby nie walnąć go w tą łysą mordę
- Dlaczego nie zatrudni się pan w innym szpitalu, przecież jest pan świetnym fachowcem?
- Powiedzmy, że chcę mieć blisko do jednej bardzo drogiej mi osoby - uśmiechnął się - To co podpisujemy umowę?

Wróciła zmęczona z głową przepełnioną najróżniejszymi myślami. Postanowiła trzymać się od Andrzeja z daleka... I właśnie wtedy na niego wpadła, czekał przed drzwiami hotelu. Agata posłała jej porozumiewawcze spojrzenie i weszła do środka. Wiktorii Falkowicz nie chciał przepuścić
- Możemy porozmawiać?
- Nie - odpowiedziała twardo próbując się przecisnąć obok niego, jednak on nie ustępował
- To ważne... - westchnęła i poszła w stronę ławki przed szpitalem. Ruszył za nią. Usiedli - Wiktoria, ja chciałem cię... przeprosić. Poniosło mnie.
- Zawsze cię tak ponosi? - wiedziała, że tu jest bezpieczna, tu by się nie odważył jej uderzyć. Za dużo ludzi się tu kręciło.
- Czasem... - odpowiedział szczerze - Wiktoria, spójrz na mnie - niechętnie spojrzała w jego szare oczy. Nie chciała w nie patrzeć, wciąż widziała te same oczy tyle, że przepełnione wściekłością - Czy... czy ta noc coś dla ciebie znaczyła?
- A czy dla ciebie cokolwiek znaczyła? - zapytała obojętnym tonem i ruszyła do hotelu. Jeszcze długo myślała o tej rozmowie...

Chodził nerwowo po swojej willi. Nie mógł skupić się na pracy, chociaż był strasznie do tyłu jeśli chodzi o badania. Przez postrzał nie był na bieżąco z wynikami badań, musiał wszystko studiować z opóźnieniem, a jednak jego myśli wciąż zapełniała rudowłosa pani doktor. Od dłuższego czasu nie myślał o niczym innym i nie mógł sobie wybaczyć poprzedniej nocy. Jednak uśmiechał się na myśl o tym, jak cudownie było wcześniej.

Wszedł do szpitala tak jak kiedyś. Wszedł najpierw do lekarskiego i zarzucił na siebie fartuch. Gdy wychodził zauważył pielęgniarkę. Zaczepił ją
- Gdyby przyszła doktor Consalida, niech jej pani powie, żeby przyszła do przychodni. Tylko niech jej pani pod żadnym pozorem nie wspomina, że to wiadomość ode mnie, rozumiemy się? - uśmiechnął się uwodzicielsko i ruszył do przychodni. Musiał swoje odcierpieć, ale powoli zaczął planować jak odzyskać stołek ordynatora.

Ktoś zapukał do gabinetu, a po chwili w drzwiach zobaczył jej rude włosy
- Cieszę się, że przyszłaś - uśmiechnął się
- Mogłam się domyślić, że to ty za tym stoisz - nawet nie wysiliła się na uśmiech
- Pani Marto - zwrócił się do pielęgniarki - Zróbmy sobie chwilę przerwy, nie jest pani może głodna?
- Nie - odpowiedziała zdezorientowana pielęgniarka, przez chwilę Wiki miała ochotę wybuchnąć śmiechem, na szczęście Marta zrozumiała o co chodzi i opuściła pomieszczenie.
- Wiem, co o mnie sądzisz i masz rację. Jestem zły, ale dla ciebie chciałbym się zmienić
- Każdy tak mówi, ale mężczyźni w twoim wieku się nie zmieniają.
- Udowodnię ci, że potrafię - powiedział pewnym głosem - Zmienię się. Zmienię się dla ciebie.

wtorek, 20 maja 2014

Przepraszam ;*

No cóż, naprawdę przepraszam... Nie chciało mi się pisać, nie miałam weny i wszystko naraz. Siadałam do następnego rozdziału kilka razy, ale nic mi nie wychodziło. Dzisiaj jestem w domu, więc postaram się coś napisać, a jeśli nie to może dopiero w sobotę :) Myślałam też o zakończeniu opowiadania... Nie interesuje mnie już NDiNZ, chociaż mam nadzieję, że FaWi kiedyś tam będzie razem. No zobaczymy, chciałabym jednak skończyć to opowiadanie xdd Do napisania ;**

piątek, 2 maja 2014

Miniaturka "Forever..."

Nie mogę uwierzyć, że skończyłam tą miniaturkę xdd Zapraszam do lektury :) Na początku zakończenie miało być inne, ale skoro mam dobry humor :P


https://www.youtube.com/watch?v=E6e3R-aA2LA

"Są chwile, kiedy nie wiemy jak ułożyć myśli, żeby nie bolało."

Był późny wieczór, kiedy pod jedną z warszawskich willi zajechało białe BMW. Tylko to się nie zmieniło...
- Za kilka dni wszystko będzie tak jak kiedyś - zapewniła go wyjmując swój bagaż z bagażnika
- Wiki, naprawdę tego chcesz? - zapytał z nadzieją
- A ty nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jutro jesteśmy umówieni na kolację z Agatą i Adamem. Powiemy im?
- Chyba będziemy musieli - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem. Weszli do środka.

Nie widzieli ich od roku. Dostał propozycję pracy w Kanadzie, wyjechali tam razem. Niedługo potem i ona rozwijała się jako chirurg. Do Polski przylecieli na chwilę.
- Więc co u was słychać? - zagadnęła Wiki obserwując dziewczynę Adama. Była nią brunetka o ogromnych zielonych oczach. Widziała jak Adam na nią patrzył. Wiedziała jaki to wzrok, wzrok pełen miłości
- Jak widzisz zakochałem się, ale myślę, że Agata ma dla ciebie większą bombę - uśmiechnął się złośliwie w stronę Woźnickiej
- Naprawdę uważasz, że można przebić to, że wreszcie się ustatkowałeś? - zapytała.
- Agata... - Wiktoria spojrzała wyczekująco na przyjaciółkę. W tej chwili do salonu wszedł Marek. Andrzej i Wiktoria spojrzeli na niego zdziwieni
- Od czego by tu zacząć... - powiedziała Woźnicka - Wychodzę za mąż - pisnęła pokazując pierścionek zaręczynowy. Od razu im pogratulowali
- To nie wszystko... Agatka jest w ciąży - Adam uśmiechnął się rozbrajająco. Agata zgromiła go wzrokiem
- To prawda? - Wiktoria uśmiechnęła się jeszcze szerzej
- To jeszcze nic pewnego, w poniedziałek idę do lekarza, ale chyba tak - Woźnicka uśmiechnęła się - A co u was? - Wiki i Falkowicz wymienili porozumiewawcze spojrzenia

Przygnębiony usiadł na łóżku. Kolejny raz pracowała do późna, już chciał się położyć spać gdy drzwi się otworzyły
- Mówiłam ci, żebyś na mnie nie czekał
- Jesteś moją żoną
- Ale to nie znaczy, że musisz siedzieć do późna, żeby powiedzieć mi dobranoc. Andrzej, jutro wcześnie wstajesz - powiedziała zdejmując buty. Po całym dniu w klinice była wykończona.
- Nie da się czegoś z tym zrobić? - zapytał
- Z czym?
- Wychodzisz wcześnie rano, wracasz w nocy. Kocham cię, ale powoli nie wytrzymuję. Prawię się nie widujemy, nie pamiętam kiedy ostatnio się kochaliśmy
- Andrzej, taką mam pracę - powiedziała spokojnie. Nie odpowiedział - Skoro już zacząłeś ten temat... Ja też już nie wytrzymuję. Staram się pogodzić pracę i czas dla ciebie ale nie daję rady, więc... Gdybym teraz dała ci odejść, skorzystałbyś?
- Ja... Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie
- Odszedłbyś czy nie? - zapytała twardo. Między nimi zapadła cisza

- Rozwiedliśmy się - powiedziała cicho.
- Jak to? - zapytała Woźnicka
- Po prostu, już nie dawaliśmy sobie ze sobą rady - powiedział
- Albo w ogóle się nie widzieliśmy, albo się kłóciliśmy. Tak będzie lepiej
- Przecież byliście idealnym małżeństwem - Adam nadal był w szoku. Tak samo jak pozostali w salonie
- Byliśmy... Przez ostatnie dwa lata, a teraz zostaną już tylko wspomnienia - smutno się uśmiechnął
- To co teraz będzie?
- Za parę dni wracam do Kanady - powiedział Andrzej
- A ja zrezygnowałam z pracy. Prawdopodobnie wracam na stałe do Polski, chociaż dostałam też ofertę pracy w Londynie. Waham się czy jej nie przyjąć
- Nie mogę uwierzyć, że nie jesteście razem...

- Wiktoria...
- Andrzej naprawdę muszę już lecieć
- Wiki to ważne
- Rozumiem, ale to twoja wina. Gdybyśmy zamieszkali razem to nie wezwali by mnie teraz do szpitala - powiedziała szybko i cmoknęła go w policzek. Natychmiast złapał ją za nadgarstki.
- To naprawdę zajmie tylko chwilę - powiedział swoim niskim głosem
- Słucham - westchnęła zniecierpliwiona. Andrzej nie tracił czasu, natychmiast uklęknął na podłodze i wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko
- Wyjdziesz za mnie? - uśmiechnęła się. Gdy wstał natychmiast go przytuliła
- Tak - szepnęła. Po chwili włożył jej pierścionek na palec - A teraz naprawdę muszę lecieć - złożyła czuły pocałunek na jego ustach i wyszła.

- Żałujesz? - spytała, gdy już wyszli. Pomimo sporej ilości wypitych drinków zachowała trzeźwy umysł
- Tego, że im powiedzieliśmy? Kiedyś przecież musieliśmy
- Zaskoczyliśmy ich...
- Tak - delikatnie uniósł kąciki ust - Najważniejsze, że rozstaliśmy się w przyjaźni.
- Ciężko mi będzie o tym wszystkim zapomnieć. Naprawdę cię pokochałam - nie potrafiła się uśmiechnąć. Pomimo tego, że to była decyzja ich obojga nadal się nie mogła z tym oswoić.
- Byliśmy szczęśliwym małżeństwem prawda - uśmiechnął się
- Tak, byliśmy - podkreśliła ostatnie słowo wsiadając do samochodu

- Wiki, spóźnimy się - od kilkunastu minut siedziała w łazience. Zostali zaproszeni na małe przyjęcie do Hany i Piotra. Zaraz potem mieli się urwać, żeby świętować swoją małą rocznicę. Już pół roku byli razem, za trzy miesiące mieli się pobrać. Zaczynało im brakować czasu dla siebie, zwłaszcza że oboje ciężko pracowali. Delikatnie zapukał do drzwi i wszedł do środka. Siedziała na obudowie wanny. Trzymała coś w ręku, jednak nie mógł dostrzec co to. Usiadł na sedesie i pogładził dłonią jej kolano - Co jest? - niepewnie się uśmiechnął. Była zamyślona, wpatrywała się w przestrzeń. Przez chwilę zapadła cisza. Wiktoria wzięła głęboki wdech
- Jestem w ciąży - szepnęła. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Był zdziwiony
- Jesteś pewna?
- Nie do końca... - podała mu test. Były na nim dwie widoczne, czerwone kreski. - Takie testy nie zawsze się sprawdzają. Muszę iść do Hany
- Umówiłaś się z nią? - zapytał od razu
- Nie. Pójdę do niej jak będzie mieć okienko - powiedziała
- Pójdę z tobą, zadzwoń jak tam będziesz - odpowiedział szybko. Wstała i delikatnie przytaknęła ruchem głowy. Uśmiechnął się - Chodź, bo naprawdę się spóźnimy.

- Będę spał na kanapie - powiedział wchodząc do willi.
- Niedługo się stąd wyprowadzę. Gdyby nie to, że mój pokój w hotelu jest już dawno zajęty to nawet bym tu nie spała - powiedziała szybko
- Przestań... To twój dom, za parę dni będziesz mieć mnie z głowy, w końcu wracam do Kanady - uśmiechnął się delikatnie. Nie chciał tam wracać, w tamtym kraju zaczęli oddalać się od siebie i ostatecznie się rozwiedli
- Głupio mi tu mieszkać, w końcu to twój dom. Zawsze czułam się tu obco. Nic nie pozwoliłeś mi zmienić
- Lubię, kiedy wszystko jest na swoim miejscu
- Zdążyłam to zauważyć przez ostatnie trzy lata bycia razem - odpowiedziała z uśmiechem
- Ja też wiele o tobie zdążyłem się dowiedzieć.

Dzwoniła do niego już trzeci raz. Znów nie odbierał. Postanowiła, że pójdzie do Hany bez niego. Ta opcja nawet bardziej jej odpowiadała. Delikatnie zapukała do drzwi i weszła do środka.
- I co? - zapytała po badaniu. Jeszcze nie zdecydowała, czy chciałaby to dziecko, czy nie. Wiedziała jedno, to nie jest odpowiedni czas
- Mam dla ciebie złą wiadomość - powiedziała spokojnie Goldberg
- Hana, co się dzieje? - zapytała zaniepokojona. Po tonie głosu Hany zrozumiała, że coś jest nie tak
- Masz niedrożne jajowody. - powiedziała jednym tchem, wiedziała, że Wiki woli wiedzieć prawdę od razu. Nie lubiła dawkowania informacji
- Czyli co? Nie mogę mieć dzieci? - zapytała
- To nie jest niemożliwe. Poza tym zawsze pozostaje in vitro - odpowiedziała szybko Hana - Ale to będzie trudne. - Wiki wstała - Chcesz o tym pogadać?
- Nie... - wyszła stamtąd. Jeszcze nie wiedziała w jaki sposób przekazać tą informację Andrzejowi.

Leżała na łóżku jednak nie mogła zasnąć. Dziwnie się czuła. Przekręcała się z boku na bok nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu położyła się na plecach i zaczęła wpatrywać się w sufit. Nieświadomie zaczęła wspominać jedne z ostatnich dobrych chwil z Andrzejem.

Przyzwyczaili się już do zimnej Kanady. Prawię nie odczuwali chłodu, wciąż pracowali. Cudem udało im się dostać dzień wolnego w tym samym czasie
- Piknik? - zapytał z samego rana. Obudził ją, choć jeszcze chwilę temu nie potrafił. Tak słodko spała
- Nie... - odpowiedziała sennie. - Nie chcę wychodzić z domu
- Nie musimy - odparł z uśmiechem. Po chwili poczuła jego usta na swoich wargach. Odwzajemniła jego namiętne pocałunki. - Zrobiłem śniadanie - szepnął między pocałunkami
- Mhm... Wiesz, chyba nie jestem głodna - odpowiedziała przygryzając wargę. Widziała błysk w jego oczach. Uśmiechnął się
- Skoro tak... - znów ją pocałował, zachłanniej niż wcześniej. Liczyli się tylko oni

Usłyszała hałas i prawię krzyknęła
- Przepraszam - szepnął - Obudziłem cię?
- Nie, nie mogę spać...
- Ja też - pomimo tego, że w pokoju było ciemno wiedziała, że się uśmiechnął. - Zaraz sobie pójdę, tylko znajdę ten cholerny koc
- Nie idź - szepnęła. Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, spojrzał na nią
- Co?
- Nie chcę, żebyś odchodził - powiedziała głośniej i pewniej. Poczuła, że wsuwa się pod kołdrę
- Wiedziałem - uśmiechnął się. Przyłożyła palec do jego warg i delikatnie go pocałowała - Wiedziałem - powtórzył ciszej zatapiając się w jej ustach.