Adam otworzył okno na izbie, ponieważ jak na wieczór, było tam strasznie duszno. Chwilowo nie miał żadnych pacjentów, więc odprężał się rozsiadając się na fotelu. Myślał o tym co się ostatnio wydarzyło. O swojej mamie, o Falkowiczu i o... Wiki. Ostatnio zaczęło go do niej ciągnąć, ale wiedział, że Andrzej jest nią zainteresowany. Nie chciał zabierać dziewczyny własnemu bratu.
Z rozmyślań wyrwał go krzyk. Krzyk kobiety... krzyk Wiktorii. Natychmiast pobiegła za jej głosem. Znalazł ją na schodach przy wejściu do hotelu
- Adam... To, to było straszne. Moja ręka. Pali - dukała przez łzy
- Ciii - mocno ją przytulił. - Chodź - spokojnie zaprowadził ją na izbę. Zaczął opatrywać jej ranę
- Adam... Dziękuję - Consalida już się lekko uspokoiła
- Nie ma za co - odgarnął niesforny kosmyk jej włosów za ucho - Zostaniesz na noc w szpitalu. Jakby coś, to cały czas tu jestem - Wiki już nieodpowiedziała, tylko mocno przytuliła Krajewskiego.
- Ale jak to kwasem? - Andrzej nadal nie dowierzał co się stało - Ma jakieś poważne obrażenia? Jak ona się czuje? Kto to w ogóle zrobił? - zasypał Trettera pytaniami
- Sam do niej idź - odpowiedział Stefan, który miał już powoli dość Falka
- Gdzie ona leży?
- W trójce - wystrzelił jak z procy do wskazanej sali. Zatrzymał się tuż przy drzwiach. Przy łóżku Consalidy dojrzał Adama. Zauważył jego rękę na jej dłoni, ale nie słyszał o czym rozmawiali. Po chwili zauważył, że Adam wstaje. Odsunął się lekko. Gdy Krajewski wychodził, nie zauważył go. Chwilę potem wszedł do sali Wiktorii.
- Jak się czujesz skarbie?
- Słabo - odpowiedziała przygaszona. Mógłby przysiąc, że jeszcze chwilę temu widział delikatny uśmiech na jej twarzy
- Wiesz w ogóle, kto to zrobił?
- Andrzej, proszę cię, chociaż ty mnie o nic nie pytaj - powiedziała. Falk już nic nie mówił. Ujął dłoń Consalidy i delikatnie musnął ją ustami. - Andrzej...
- Tak?
- Całą noc o tym myślałam i nie potrafię się pozbierać. Chcę odejść z pracy...
- Nie no, ty chyba żartujesz! Przez jedną głupią aferę chcesz zmarnować taki talent! - Andrzej nawet nie wiedział czemu tak wybuchł. Wiedział, że Wiki przy odrobinie pomocy wyrośnie na światowej sławy chirurga, wiedział, że ma ogromny potencjał - Naprawdę chcesz zaprzepaścić wszystko czego się nauczyłaś!? A co z twoją ambicją?
- Andrzej, ciszej...
- Ciszej!? Kompletnie zwariowałaś! Nie po to uczyłem cię wszystkiego co umiem, żebyś teraz to zmarnowała!
- Wyjdź stąd proszę
- Co!?
- Wyjdź - niemal krzyknęła. Andrzej stanął jak wryty
- Przemyśl to jeszcze - powiedział i spełnił jej prośbę. Wyszedł z sali zostawiając ją samą bijącą się z myślami.
- Dlaczego?
- Co? - Kinga wyglądała na zdziwioną
- Nie udawaj - twarz Falkowicza była nieprzenikniona, ale oczy wyrażały wszystko - Kwas siarkowy... Mówi ci to coś?
- Niee - Kinga sprawiała wrażenie, jakby naprawdę nic nie wiedziała
- Tak? To jak wyjaśnisz to, że brakuje jednej buteleczki?
- Co? - blondynka natychmiast ruszyła w stronę półki - Andrzej, to nie tak jak myślisz? To, że ta ruda sucz dostała, to nie moja wina... - nagle drzwi laboratorium otworzyły się. Stanęła w nich... policja
- To chyba o ciebie. Nie ważne co powiesz, i tak ci nie uwierzę... - Andrzej wyszedł z pracowni, zostawiając Kingę samą z policjantami
- Co się dzieje? - gdy tylko Agata weszła do sali, zobaczyła podkuloną Wiktorię. Wiedziała, że płacze
- Dlaczego, jak się wali, to wszystko naraz?
- Co się stało?
- Godzinę temu wygoniłam stąd Andrzeja i to był chyba największy błąd w moim życiu
- Wiki... Nie przejmuj się. Emocje zrobiły swoje - Agata próbowała uspokoić Consalidę
- A najgorsze jest to, że on miał rację, a ja jestem zwykłym tchórzem. Przecież ta afera nie powinna wpływać na moje życie zawodowe. Jestem lekarzem, mam obowiązek leczenia ludzi, bez względu na to co się dzieje w moim prywatnym życiu - blondynka nie odpowiedziała, mocno przytuliła przyjaciółkę.
Niecałe piętnaście minut później Agatę zmienił Adam. Ruda wciąż była roztrzęsiona. Temat rozmowy szybko zszedł na życie towarzyskie Consalidy
- Wiki, on cię skrzywdzi. Potraktuje cię jak wszystkie inne. Przygody na noc, a jeśli to się jeszcze powiąże z życiem zawodowym, to nie będzie chciał cię wypuścić z rąk
- Przecież to twój brat... Dlaczego zamiast go bronić, jeszcze bardziej go pogrążasz?
- Bo znam go, jak nikt inny... - na chwilę zapadła głucha cisza - Wiki...
- Tak?
- Obiecaj mi coś... Obiecaj że jeżeli będę mieć rację, że jeżeli on cię wykorzysta, a potem zostawi, to my będziemy razem...
- Co? - zapytała niedowierzając
- Chodzi mi o to, żebyśmy nie byli samotni. Dobrze się czujemy razem, rozumiemy się, no i jesteśmy nadludzko piękni... - uśmiechnęli - Jeżeli za parę lat będziemy samo, to możemy przecież być razem. Możemy spróbować
- Jak ty to sobie wyobrażasz. Tak po prostu skończę te czterdzieści lat i wskoczę ci do łóżka?
- Czemu nie... To co? Za dziewięć lat, widzimy się na ślubie?
- Na ślubie? - zapytała
- Czemu nie...
- A wiesz, że to nie jest zły pomysł... Przynajmniej nie będziemy samotni - uśmiechnęli się do siebie i pogrążyli się w rozmowie. Oboje nie usłyszeli dzwoniącego telefonu Wiktorii...
- Wiktoria Consalida... Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość po sygnale
- Wiki... Przepraszam. Chyba miałaś rację, może powinnaś dać sobie na wstrzymanie. Tylko nie rezygnuj z zawodu, szkoda by było zmarnować taki talent. - Andrzej na chwilę się zawiesił - Tęsknię za tobą. Chciałbym móc teraz na ciebie patrzeć, rozmawiać z tobą, całować... Wiem, że dzisiaj wieczorem wychodzisz. Może spotkamy się na przykład jutro? U mnie? Trzymaj się skarbie...
super <3
OdpowiedzUsuńAwww... to jest poprostu cudnee kiedy next ?
OdpowiedzUsuńFajne
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na kolejną część
OdpowiedzUsuńsuper .. wątek ze ślubem za kilka lat aby nie byc samotnym .. super .. naprawde .. czekam na nexta ,
OdpowiedzUsuńu mnie cz.8 Show ... pozdrawiam
Błagam pisz next :)
OdpowiedzUsuń