Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
- Skąd o niej wiesz?
- Właśnie nic o niej nie wiem i czekam aż mi łaskawie wyjaśnisz - powiedział wpuszczając ją do środka. - No więc?
- Masz kota? Nie wiedziałam - delikatnie pogłaskała Hitlera
- Wiktoria...
- Lepiej usiądź - powiedziała. Usiedli na skórzanej kanapie - Blanka... Blanka to moja córka
- Co?
- Nie przerywaj mi, proszę... Miałam szesnaście lat, kiedy ją urodziłam. Wtedy wydawało mi się, że Wojtek jest wspaniałym facetem, ale się myliłam. Moi rodzice nie chcieli, żebym przez dziecko zmarnowała całe swoje życie, karierę, więc wychowali Blankę jak swoją córkę. Przez wiele lat myślała, że jestem jej siostrą.
- I gdzie ty ją trzymasz? Pod łóżkiem? - zapytał podrywając się z kanapy
- Uspokój się. Blanka uczy się w Nowym Yorku. - nerwowo głaskała kota czekając na odpowiedź Andrzeja - No powiedz coś...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz!?
- Ty też mi nie chciałeś powiedzieć o Adamie! - Consalida też wstała
- Ale nie miałem zamiaru ukrywać tego przez całe życie! - zwalił ze stolika stos gazet i ruszył do gabinetu. Lekko przestraszona Wiki nie wiedziała co robić. Po jakimś czasie weszła do gabinetu. Zobaczyła go, siedzącego do niej tyłem. Wyraźnie nad czymś rozmyślał.
- Andrzej... - przejechała opuszkami palców po jego policzku - Przepraszam, ale ja nie potrafię tak po prostu o tym mówić.
- Rozumiem - odpowiedział smętnie
- Andrzej, o co chodzi? Wiem, że masz do mnie żal, ale... - nie dokończyła, ponieważ wylądowała na kolanach Falkowicza
- To ja przepraszam. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać, przecież każdy coś ukrywa - powiedział i delikatnie ją pocałował
- Od kiedy profesor Falkowicz zna takie słowo jak przepraszam? - uśmiechnął się - I od kiedy masz kota
- Tak z pół roku - odpowiedział - Przybłąkał się tu, nie mogłem go zostawić
- Czyżby ruszyło się pańskie sumienie
- Ja nie mam sumienia bejbe - powiedział namiętnie całując Consalidę
- Jak ma na imię? - oderwała się od niego
- Mam wrażenie, że bardziej się interesujesz moim kotem niż mną. Mam być zazdrosny?
- Ale jak ma na imię?
- Hitler - powiedział z uśmiechem - Czy to już koniec przesłuchania, pani doktor?
- Tak... - powiedziała rozpinając koszulę Andrzeja. On wpił się w jej usta... - Kot nas obserwuje - szepnęła
- No chyba się nie wstydzisz... - znów zaczął ją całować, jednak przerwał im telefon Wiktorii.
- Przepraszam - natychmiast odebrała
-...
- Jak to miał wypadek?
-...
- Zaraz będę - rozłączyła się - Przemek miał wypadek. Leży w szpitalu
- Zawieźć cię? - zapytał dopinając się
- Jakbyś mógł...
- Nakarmisz kota? Wyprowadzę samochód
- Ok...
- Jedzenie jest na parapecie w kuchni. Pierwsze drzwi po prawej - powiedział wychodząc z gabinetu.
Ruszyła do kuchni. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój był przestronny, oprócz podstawowych mebli mieścił się tam niewielki stół i sporo przestrzeni. Na stole było mnóstwo brudnych naczyń, głównie szklanek po wypitej kawie. Domyślała się, że pomimo ogromnej o nowoczesnej kuchni Andrzej nie umie gotować, a lodówka świeci pustkami.
Prawię natychmiast przypomniała sobie o Przemku. Szybko wsypała do miski jedzenie dla Hitlera i popędziła do samochodu Andrzeja.
- Mam nie nauczyła cię zmywać? - zapytała próbując rozluźnić atmosferę - Przepraszam - dopiero po chwili przypomniała sobie o trudnym dzieciństwie Falka.
- Nie ma sprawy - odezwał się
- Co się stało? - zapytała wchodząc na salę Zapały. Andrzej był tuż za nią
- Wjechał prosto pod rozpędzone auto. Miał dużo szczęścia - powiedziała Agata
- A ten kierowca?
- Nie miał większych obrażeń, więc go wypuścili... Będziesz przy nim siedzieć? Bo ja potrzebuję kawy, dużo kawy
- Jasne, zostaję...
Około dziesięciu minut później Przemek zaczął się wybudzać. Wiki natychmiast złapała go za dłoń
- Co się stało? - zapytał nieprzytomnie
- Wjechałeś prosto pod samochód
- Co... Co on tu robi? - dopiero teraz zauważył Falkowicza
- To ja lepiej pójdę... - powiedział i delikatnie musnął policzek Wiktorii.
- Nadal z nim jesteś!?
- Przemo, uspokój się...
- Wiki, ja muszę ci o czymś powiedzieć - odezwał się po chwili ciszy - Ten mężczyzna, który mnie potrącił, to był...
Na salę weszła Agata. Po drodze niefortunnie upuściła filiżankę z kawą przerywając im rozmowę. Wiktoria natychmiast zaczęła pomagać Agacie.
- Pogadamy później - powiedziała do Przemka i wyszła. Po Falkowiczu nie było nawet śladu. Jego samochodu nie było na parkingu...
Postanowiła przespać się w hotelu. Wolnym krokiem ruszyła tam...
- Wiedziałem, że nadal tu jesteś... - ten głos poznałaby wszędzie. Niepewnie odwróciła się. Mężczyzna wyszedł z cienia. - Wiesz... długo czekałem, żeby się zemścić.
Du du du dum... A teraz stawiajcie kto to :D
piątek, 29 listopada 2013
środa, 27 listopada 2013
Część 19
- Hej piękna...
- Co? - zaspana Wiki przetarła oczy
- Oj, chyba się nie wyspałaś... Całonocny maraton serialowy to prawdziwa udręka, prawda
- Spadaj Adam - Wiki natychmiast zniknęła w swoim pokoju. Zostało jej niewiele czasu do dyżuru, a co gorsza, miała go z Borysem.
Do szpitalu wbiegła z dziesięciominutowym spóźnieniem. Prawię natychmiast znalazła się w przebieralni
- Może pomóc? - usłyszała męski, zmysłowy głos tuż przy swoim uchu
- Co ty tu robisz? - zapytała, gdy delikatnie ją odwrócił i pocałował.
- Tak się spieszyłaś, że nawet mnie nie zauważyłaś. Chyba się popłaczę - zrobił minę porzuconego psa, a Wiki uśmiechnęła się szeroko. Delikatnie pocałowała Andrzeja.
- Muszę iść...
- Mhm - teraz to on ją pocałował. Gdy się od niego oderwała biegiem ruszyła na izbę.
- O proszę... Czyżbyś przez miłosne igraszki z profesorem straciła rachubę czasu - gdy tylko weszła na izbę usłyszała kąśliwą uwagę Jakubka
- Wal się Borys...
- Uuu... Chyba trafiłem w sedno
- Przykro mi, nie trafiłeś - powiedziała z ironią i usiadła przy biurku przeglądając dokumenty
- Wiki, mogę cię prosić na chwilę? - na izbę zajrzał Adam
- Tak - Consalida natychmiast wyszła z nim na korytarz. - Dziękuję, wybawco - pocałowała go w policzek
- Może powinienem częściej cię wyciągać z izby...
- Chyba raczej z towarzystwa Jakubka - odpowiedziała Wiktoria - No więc co chciałeś?
- Potrzebuję kogoś na asystę, a prawię wszyscy są zajęci. Operacja za jakieś pół godziny. Wchodzisz w to?
- No pewnie... Mogę nawet trzymać haki, byle jak najdalej od Borysa
Adam myje ręce przed operacją. Na blok wchodzi Wiktoria
- Przepraszam za spóźnienie, nagły przypadek
- Nic nie szkodzi skarbie - powiedział z uśmiechem
- Możesz przestać...
- Ale co?
- Adaś - lekko się do niego przybliżyła - Ja jestem zajęta wiesz...
- O niczym innym od rana nie słyszę - odpowiedział - Ale pamiętasz o naszym ślubie?
- Pamiętam - odpowiedziała wchodząc na salę operacyjną. Adam wszedł tuż po niej
- Możecie zaczynać - odezwał się Ruud
- To co kotku... Tniemy go i wracamy do domu
- Adam, ty chyba czegoś nie rozumiesz... Ja jestem zajęta, mam faceta i to w dodatku twojego brata. Więc póki co z takimi tekstami to do swoich panienek
- Zazdrosna jesteś - gdyby wzrok mógł zabijać, Krajewski już leżałby martwy - Okey, już się zamykam
- To niestety niemożliwe - szepnęła Consalida
- Co? Gdyby nie to, że mam na stole pacjenta, to już byś nie żyła
- Tak?
- Doigrasz się po operacji - powiedział z uśmiechem Adam
Wiki zmęczona wyszła z bloku.
- No to teraz się doigrasz... - szepnął jej do ucha
- Co? - nie zdążyła już nic powiedzieć, ani zrobić. Adam natychmiast wziął ją na ręce i ruszył do lekarskiego - Adam puść mnie. Krajewski, zostaw!
- Nie mam takiego zamiaru - położył ją dopiero na kanapie w lekarskim i zaczął ją łaskotać. Ona nawalała go poduszkami. Ciągle się śmiali, zapomnieli o całym świecie. Nawet nie zauważyli, że całej sytuacji przygląda się... Przemek
Adam wyszedł z lekarskiego. Wiki ogarnęła swoje włosy. Wreszcie dostrzegła Zapałę
- Widzę, że nieźle się bawisz - odezwał się
- O co ci chodzi?
- Mi? Chyba o co tobie chodzi? O Adama, czy tego twojego profesorka? A może o obu na raz...
- A ty się o nich martwisz, czy po prostu na siłę szukasz powodu do kłótni? - zapytała zdenerwowana - Do twojej wiadomości, Adam to mój przyjaciel. Pomógł mi, kiedy ty hulałeś w Afryce - podeszła do niego - A ja nie bawię się dwoma na raz.
- Coś mi sugerujesz?
- Tak... Ale widzę w życiu to do ciebie nie dotrze, więc powiem wprost. Podczas gdy ty bawiłeś się ze swoją Zuzą w Afryce, Ola czekała na ciebie. Powinieneś teraz ją błagać, żeby ci wybacyła, to może pozwoli ci na kontakty z dzieckiem...
- Dzieckiem? Jakim dzieckiem?
- Cóż za zorientowany tatuś - Wiki wyszła z lekarskiego zostawiając tam zszokowanego Przemka.
Wiki wyszła ze szpitala
- Poczekaj chwilę - Andrzej złapał ją za rękę - Chyba nie myślałaś, że cię tak samą zostawię...
- Dam sobie radę
- Jedziesz dzisiaj do mnie?
- Hmmm... Czemu nie - powiedziała z uśmiechem - Teraz?
- A kiedy? - Wiki zauważyła zapłakaną Agatę wchodzącą do hotelu
- Chyba nic tego nie będzie - wskazała na Woźnicką - Może wymknę się wieczorem
- Będę czekał - namiętnie ją pocałował
- Pa kotku - ruszyła do hotelu. Gdy zniknęła w środku, Andrzej odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę samochodu.
- Profesorze! - usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmiech
- Panie Przemku, jakże miło pana widzieć. Jak tam misja na czarnym lądzie?
- Niech pan sobie daruje... Proszę się odczepić od Wiktorii
- Nie będziesz mi mówić co mam robić...
- Tak? Ufa jej pan?
- No oczywiście, że tak - odpowiedział.
- I myśli pan, że jest z panem szczera... To ciekawe, czy powiedziała panu o Blance - powiedział i ruszył w stronę hotelu.
- Chyba zepsułam ci romantyczny wieczór - Agata otarła oczy chusteczką
- Przestań... Opowiadaj, co się stało.
- Profesor Starzyński...
- Coś ci zrobił? - natychmiast się podniosła
- Nie... Zmarł dziś po południu - Agata znów zaniosła się płaczem. Wiki mocno przytuliła przyjaciółkę - No jedź do niego
- Przecież nie zostawię cię tu teraz samej...
- Jest Przemek... zaraz wróci Adam. Dam sobie radę
- Na pewno?
- Tak. Mną się nie przejmuj. Na pewno na ciebie czeka - powiedziała i na chwilę na jej twarz wkradł się uśmiech, jednak potem znów pojawiły się łzy
- Jakby co, to jestem pod telefonem...
- Przestań, nie będę ci przeszkadzać. Na pewno będziecie mieli ciekawsze rzeczy do roboty...
Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
- Co? - zaspana Wiki przetarła oczy
- Oj, chyba się nie wyspałaś... Całonocny maraton serialowy to prawdziwa udręka, prawda
- Spadaj Adam - Wiki natychmiast zniknęła w swoim pokoju. Zostało jej niewiele czasu do dyżuru, a co gorsza, miała go z Borysem.
Do szpitalu wbiegła z dziesięciominutowym spóźnieniem. Prawię natychmiast znalazła się w przebieralni
- Może pomóc? - usłyszała męski, zmysłowy głos tuż przy swoim uchu
- Co ty tu robisz? - zapytała, gdy delikatnie ją odwrócił i pocałował.
- Tak się spieszyłaś, że nawet mnie nie zauważyłaś. Chyba się popłaczę - zrobił minę porzuconego psa, a Wiki uśmiechnęła się szeroko. Delikatnie pocałowała Andrzeja.
- Muszę iść...
- Mhm - teraz to on ją pocałował. Gdy się od niego oderwała biegiem ruszyła na izbę.
- O proszę... Czyżbyś przez miłosne igraszki z profesorem straciła rachubę czasu - gdy tylko weszła na izbę usłyszała kąśliwą uwagę Jakubka
- Wal się Borys...
- Uuu... Chyba trafiłem w sedno
- Przykro mi, nie trafiłeś - powiedziała z ironią i usiadła przy biurku przeglądając dokumenty
- Wiki, mogę cię prosić na chwilę? - na izbę zajrzał Adam
- Tak - Consalida natychmiast wyszła z nim na korytarz. - Dziękuję, wybawco - pocałowała go w policzek
- Może powinienem częściej cię wyciągać z izby...
- Chyba raczej z towarzystwa Jakubka - odpowiedziała Wiktoria - No więc co chciałeś?
- Potrzebuję kogoś na asystę, a prawię wszyscy są zajęci. Operacja za jakieś pół godziny. Wchodzisz w to?
- No pewnie... Mogę nawet trzymać haki, byle jak najdalej od Borysa
Adam myje ręce przed operacją. Na blok wchodzi Wiktoria
- Przepraszam za spóźnienie, nagły przypadek
- Nic nie szkodzi skarbie - powiedział z uśmiechem
- Możesz przestać...
- Ale co?
- Adaś - lekko się do niego przybliżyła - Ja jestem zajęta wiesz...
- O niczym innym od rana nie słyszę - odpowiedział - Ale pamiętasz o naszym ślubie?
- Pamiętam - odpowiedziała wchodząc na salę operacyjną. Adam wszedł tuż po niej
- Możecie zaczynać - odezwał się Ruud
- To co kotku... Tniemy go i wracamy do domu
- Adam, ty chyba czegoś nie rozumiesz... Ja jestem zajęta, mam faceta i to w dodatku twojego brata. Więc póki co z takimi tekstami to do swoich panienek
- Zazdrosna jesteś - gdyby wzrok mógł zabijać, Krajewski już leżałby martwy - Okey, już się zamykam
- To niestety niemożliwe - szepnęła Consalida
- Co? Gdyby nie to, że mam na stole pacjenta, to już byś nie żyła
- Tak?
- Doigrasz się po operacji - powiedział z uśmiechem Adam
Wiki zmęczona wyszła z bloku.
- No to teraz się doigrasz... - szepnął jej do ucha
- Co? - nie zdążyła już nic powiedzieć, ani zrobić. Adam natychmiast wziął ją na ręce i ruszył do lekarskiego - Adam puść mnie. Krajewski, zostaw!
- Nie mam takiego zamiaru - położył ją dopiero na kanapie w lekarskim i zaczął ją łaskotać. Ona nawalała go poduszkami. Ciągle się śmiali, zapomnieli o całym świecie. Nawet nie zauważyli, że całej sytuacji przygląda się... Przemek
Adam wyszedł z lekarskiego. Wiki ogarnęła swoje włosy. Wreszcie dostrzegła Zapałę
- Widzę, że nieźle się bawisz - odezwał się
- O co ci chodzi?
- Mi? Chyba o co tobie chodzi? O Adama, czy tego twojego profesorka? A może o obu na raz...
- A ty się o nich martwisz, czy po prostu na siłę szukasz powodu do kłótni? - zapytała zdenerwowana - Do twojej wiadomości, Adam to mój przyjaciel. Pomógł mi, kiedy ty hulałeś w Afryce - podeszła do niego - A ja nie bawię się dwoma na raz.
- Coś mi sugerujesz?
- Tak... Ale widzę w życiu to do ciebie nie dotrze, więc powiem wprost. Podczas gdy ty bawiłeś się ze swoją Zuzą w Afryce, Ola czekała na ciebie. Powinieneś teraz ją błagać, żeby ci wybacyła, to może pozwoli ci na kontakty z dzieckiem...
- Dzieckiem? Jakim dzieckiem?
- Cóż za zorientowany tatuś - Wiki wyszła z lekarskiego zostawiając tam zszokowanego Przemka.
Wiki wyszła ze szpitala
- Poczekaj chwilę - Andrzej złapał ją za rękę - Chyba nie myślałaś, że cię tak samą zostawię...
- Dam sobie radę
- Jedziesz dzisiaj do mnie?
- Hmmm... Czemu nie - powiedziała z uśmiechem - Teraz?
- A kiedy? - Wiki zauważyła zapłakaną Agatę wchodzącą do hotelu
- Chyba nic tego nie będzie - wskazała na Woźnicką - Może wymknę się wieczorem
- Będę czekał - namiętnie ją pocałował
- Pa kotku - ruszyła do hotelu. Gdy zniknęła w środku, Andrzej odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę samochodu.
- Profesorze! - usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmiech
- Panie Przemku, jakże miło pana widzieć. Jak tam misja na czarnym lądzie?
- Niech pan sobie daruje... Proszę się odczepić od Wiktorii
- Nie będziesz mi mówić co mam robić...
- Tak? Ufa jej pan?
- No oczywiście, że tak - odpowiedział.
- I myśli pan, że jest z panem szczera... To ciekawe, czy powiedziała panu o Blance - powiedział i ruszył w stronę hotelu.
- Chyba zepsułam ci romantyczny wieczór - Agata otarła oczy chusteczką
- Przestań... Opowiadaj, co się stało.
- Profesor Starzyński...
- Coś ci zrobił? - natychmiast się podniosła
- Nie... Zmarł dziś po południu - Agata znów zaniosła się płaczem. Wiki mocno przytuliła przyjaciółkę - No jedź do niego
- Przecież nie zostawię cię tu teraz samej...
- Jest Przemek... zaraz wróci Adam. Dam sobie radę
- Na pewno?
- Tak. Mną się nie przejmuj. Na pewno na ciebie czeka - powiedziała i na chwilę na jej twarz wkradł się uśmiech, jednak potem znów pojawiły się łzy
- Jakby co, to jestem pod telefonem...
- Przestań, nie będę ci przeszkadzać. Na pewno będziecie mieli ciekawsze rzeczy do roboty...
Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
niedziela, 24 listopada 2013
Część 18
Uwaga zaskok... Sama nie wierzę, ale napisała dwie części jednego dnia :D Czytajta :P
- Przecież musi być jakiś chirurg - krzyknął Adam
- Doktor Gawryło i Jakubek właśnie operują, Doktor Rudnicka przed chwilą wyszła. Nie ma nikogo. Mam ściągać Rudnicką? - powiedziała pielęgniarka
- Zanim ona tu dojedzie to pacjent mi zejdzie. Proszę poinformować blok. Za chwilę operujemy - pielęgniarka wyszła, a Adam wyciągnął telefon.
- Wiki... Obudziłem cię? - Consalida szybko otarła łzy
- Nie...
- Słuchaj mamy tu mały problem. Potrzebuję chirurga...
- Jak ty to sobie wyobrażasz. Przecież dopiero zdjęli mi opatrunek - powiedziała
- Zaasystujesz mi. Nie przejmuj się...
- No dobra, a co się stało?
- Wszystko ci wytłumaczę w szpitalu - powiedział i rozłączył się.
- Znowu płakałaś? - zapytał, kiedy wyszli z bloku. Było już rano. Całą noc operowali.
- To nie jest twoja sprawa...
- Za parę lat mam zostać twoim mężem, więc muszę coś o tobie wiedzieć - powiedział z uśmiechem - Więc co jest?
- Wszystko naraz... - Krajewski mocno przytulił Wiktorię - Wracam do hotelu. Idziesz?
- Mam jeszcze pół godziny dyżuru - odpowiedział. Ruszył do pacjentów, a Consalida wsiadła do windy
- Ooo... A ja właśnie pani szukałem - Wiktoria momentalnie odwróciła się. Od razu poznała tego mężczyznę. - Możemy porozmawiać - przełknęła ślinę
- Jasne, może w lekarskim...
- Świetnie - głos Tadeusza nie zdradzał żadnych emocji. Weszli do lekarskiego
- Więc o co chodzi? - Wiki za wszelką cenę próbowała ukryć swoje emocje
- Długo myślałem nad tym jak się zemścić. Ale pomyślałem, że najlepsze będzie zadościuczynienie. Po prostu zapłacisz mi za zabicie mojej córki - Z każdym słowem przybliżał się do niej cora bardziej. Po krótkim czasie Wiki nie miała już drogi ucieczki. Tadeusz złapał za jej rękę. Obejrzał jej ranę - No, no... Widzę, że ktoś cię nieźle potraktował. Chyba będę musiał mu podziękować. Szkoda, że ja na to nie wpadłem
- To nie byłeś ty? - zapytała zdziwiona
- Widać nie tylko mi się naraziłaś. Ale wracając do sprawy... 100 tysięcy załatwi sprawę
- Słucham...
- Nie słyszałaś!? - mocniej ścisnął jej ramię. Nagle poczuł mocne odciągnięcie do tyłu, a po chwili silny cios w twarz
- W porządku? - głos Andrzeja przepełniony był troską
- T... tak - Wiki pocierała lekko obolałe ramię. Chwilę potem do lekarskiego wpadł Adam
- Wiki, wszędzie cię szukałem - mocno przytulił rudą. Potem spojrzał na leżącego na ziemi Tadeusza. - Chodź - zwrócił się do Wiktorii. - Musisz się przespać
- Poczekaj - wyrwała się z jego objęć i zwróciła się do Falkowicza - Zgadzam się.
Na twarzy Falkowicza zagościł ogromny uśmiech. Natychmiast do niej podszedł odpędzając przy tym Adama
- Teraz ja się nią zajmę...
- Ale mam prośbę - powiedziała, gdy już wyszli ze szpitala - Nie afiszujmy się z tym
- Znaczy że co? Mamy ukrywać nasz związek?
- Chodziło mi raczej o nie unoszenie się
- Ok - odpowiedział i delikatnie pocałował Wiktorię - Iść z tobą?
- Po co?
- Ale iść czy nie iść? - uśmiechnął się i znów pocałował Wiktorię.
- A bardzo chcesz?
- A ty chcesz?
- Wolałabym nie...
- Czemu? - zapytał zdziwiony
- Bo mamy mały problem
- Jaki?
- Przemek wrócił - odpowiedziała
- No to pa - powiedział, pocałował ją w policzek i ruszył w stronę swojego samochodu.
- I jak ci się układa w związku?
- Co?
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Widziałem was - powiedział wściekły Przemek - Dlaczego to robisz? Przecież on tobą manipuluje...
- Tak i do tego mnie wykorzystuje, a potem mnie zabije. Przemek, zmień płytę co... - Wiki zniknęła w łazience. Nadal nie mogła uwierzyć, że zgodziła się na związek z Falkowiczem.
- Co ty taka w skowronkach? - zapytała widząc Consalidę z ogromnym uśmiechem na twarzy
- Nic takiego...
- No widzę przecież
- Jako jedyna w tym hotelu nie jestem singielką. - powiedziała nie mogąc przestać się uśmiechać
- Falkowicz?
- Noo...
- To gratuluję ruda - Agata przytuliła przyjaciółkę - Cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwa
- No dobra, gadaj o co chodzi...
- Marek wrócił do żony - powiedziała ze smutkiem
- Jak to wrócił. Myślałam, że wy... no wiesz
- Byliśmy na jednaj randce i na tym się skończyło...
- A co się stało, że nagle postanowił wrócić do Doroty? - zapytała
- Podobno to ze względu na Radka... - Wiki przytuliła Agatę. Poczuła, że jej koszulka robi się mokra
- Woźnicka nie rycz... Wszystko się ułoży
- Mam cholernego pecha do facetów
- No masz, masz - powiedziała z uśmiechem Wiki - Może weź się za Adama.
- Zwariowałaś?
- Przepraszam cię bardzo, Adam to tylko babiarz, a Andrzej to zimny drań
- No nie udawaj, że go nie zmieniłaś...
- No może troszkę - powiedziała z uśmiechem Wiki. Po chwili siedziały przed telewizorem i oglądały serial.
- Przecież musi być jakiś chirurg - krzyknął Adam
- Doktor Gawryło i Jakubek właśnie operują, Doktor Rudnicka przed chwilą wyszła. Nie ma nikogo. Mam ściągać Rudnicką? - powiedziała pielęgniarka
- Zanim ona tu dojedzie to pacjent mi zejdzie. Proszę poinformować blok. Za chwilę operujemy - pielęgniarka wyszła, a Adam wyciągnął telefon.
- Wiki... Obudziłem cię? - Consalida szybko otarła łzy
- Nie...
- Słuchaj mamy tu mały problem. Potrzebuję chirurga...
- Jak ty to sobie wyobrażasz. Przecież dopiero zdjęli mi opatrunek - powiedziała
- Zaasystujesz mi. Nie przejmuj się...
- No dobra, a co się stało?
- Wszystko ci wytłumaczę w szpitalu - powiedział i rozłączył się.
- Znowu płakałaś? - zapytał, kiedy wyszli z bloku. Było już rano. Całą noc operowali.
- To nie jest twoja sprawa...
- Za parę lat mam zostać twoim mężem, więc muszę coś o tobie wiedzieć - powiedział z uśmiechem - Więc co jest?
- Wszystko naraz... - Krajewski mocno przytulił Wiktorię - Wracam do hotelu. Idziesz?
- Mam jeszcze pół godziny dyżuru - odpowiedział. Ruszył do pacjentów, a Consalida wsiadła do windy
- Ooo... A ja właśnie pani szukałem - Wiktoria momentalnie odwróciła się. Od razu poznała tego mężczyznę. - Możemy porozmawiać - przełknęła ślinę
- Jasne, może w lekarskim...
- Świetnie - głos Tadeusza nie zdradzał żadnych emocji. Weszli do lekarskiego
- Więc o co chodzi? - Wiki za wszelką cenę próbowała ukryć swoje emocje
- Długo myślałem nad tym jak się zemścić. Ale pomyślałem, że najlepsze będzie zadościuczynienie. Po prostu zapłacisz mi za zabicie mojej córki - Z każdym słowem przybliżał się do niej cora bardziej. Po krótkim czasie Wiki nie miała już drogi ucieczki. Tadeusz złapał za jej rękę. Obejrzał jej ranę - No, no... Widzę, że ktoś cię nieźle potraktował. Chyba będę musiał mu podziękować. Szkoda, że ja na to nie wpadłem
- To nie byłeś ty? - zapytała zdziwiona
- Widać nie tylko mi się naraziłaś. Ale wracając do sprawy... 100 tysięcy załatwi sprawę
- Słucham...
- Nie słyszałaś!? - mocniej ścisnął jej ramię. Nagle poczuł mocne odciągnięcie do tyłu, a po chwili silny cios w twarz
- W porządku? - głos Andrzeja przepełniony był troską
- T... tak - Wiki pocierała lekko obolałe ramię. Chwilę potem do lekarskiego wpadł Adam
- Wiki, wszędzie cię szukałem - mocno przytulił rudą. Potem spojrzał na leżącego na ziemi Tadeusza. - Chodź - zwrócił się do Wiktorii. - Musisz się przespać
- Poczekaj - wyrwała się z jego objęć i zwróciła się do Falkowicza - Zgadzam się.
Na twarzy Falkowicza zagościł ogromny uśmiech. Natychmiast do niej podszedł odpędzając przy tym Adama
- Teraz ja się nią zajmę...
- Ale mam prośbę - powiedziała, gdy już wyszli ze szpitala - Nie afiszujmy się z tym
- Znaczy że co? Mamy ukrywać nasz związek?
- Chodziło mi raczej o nie unoszenie się
- Ok - odpowiedział i delikatnie pocałował Wiktorię - Iść z tobą?
- Po co?
- Ale iść czy nie iść? - uśmiechnął się i znów pocałował Wiktorię.
- A bardzo chcesz?
- A ty chcesz?
- Wolałabym nie...
- Czemu? - zapytał zdziwiony
- Bo mamy mały problem
- Jaki?
- Przemek wrócił - odpowiedziała
- No to pa - powiedział, pocałował ją w policzek i ruszył w stronę swojego samochodu.
- I jak ci się układa w związku?
- Co?
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Widziałem was - powiedział wściekły Przemek - Dlaczego to robisz? Przecież on tobą manipuluje...
- Tak i do tego mnie wykorzystuje, a potem mnie zabije. Przemek, zmień płytę co... - Wiki zniknęła w łazience. Nadal nie mogła uwierzyć, że zgodziła się na związek z Falkowiczem.
- Co ty taka w skowronkach? - zapytała widząc Consalidę z ogromnym uśmiechem na twarzy
- Nic takiego...
- No widzę przecież
- Jako jedyna w tym hotelu nie jestem singielką. - powiedziała nie mogąc przestać się uśmiechać
- Falkowicz?
- Noo...
- To gratuluję ruda - Agata przytuliła przyjaciółkę - Cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwa
- No dobra, gadaj o co chodzi...
- Marek wrócił do żony - powiedziała ze smutkiem
- Jak to wrócił. Myślałam, że wy... no wiesz
- Byliśmy na jednaj randce i na tym się skończyło...
- A co się stało, że nagle postanowił wrócić do Doroty? - zapytała
- Podobno to ze względu na Radka... - Wiki przytuliła Agatę. Poczuła, że jej koszulka robi się mokra
- Woźnicka nie rycz... Wszystko się ułoży
- Mam cholernego pecha do facetów
- No masz, masz - powiedziała z uśmiechem Wiki - Może weź się za Adama.
- Zwariowałaś?
- Przepraszam cię bardzo, Adam to tylko babiarz, a Andrzej to zimny drań
- No nie udawaj, że go nie zmieniłaś...
- No może troszkę - powiedziała z uśmiechem Wiki. Po chwili siedziały przed telewizorem i oglądały serial.
Część 17
Wiktoria dostała parę dni wolnego. Gdy przesłuchała wiadomość Falkowicza długo zastanawiała się, czy przyjąć jego propozycję. Ostatecznie zgodziła się. Około ósmej niepewnie stała przed willą Falkowicza.
Od pół godziny jej wypatrywał. Po prostu stał w oknie i czekał na nią. Delikatny uśmiech wkradł się na jego twarz, gdy ją zobaczył. Widział jej wahanie, ale nie wychodził. Czekał, aż sama wejdzie. Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Natychmiast podszedł do drzwi.
- Hej - uśmiechnął się
- Cześć - Wiki zachowywała się niepewnie. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła przychodząc tu.
- Wejdź, zaraz będzie kolacja - Andrej delikatnie zacisnął swój krawat i przepuścił Consalidę w drzwiach
- Co przygotowałeś? - Wiki rozglądała się po wnętrzu willi Falkowicza. Nowoczesny, bogaty styl, jednak czegoś brakowało. Odrobiny ciepła...
- Ja nie umiem gotować. Zamówiłem sushi - odpowiedział z uśmiechem. Wiki chwyciła jedną z figurek leżących na półce
- Ładna...
- Mhm - nawet nie zauważyła, kiedy Andrzej znalazł się tuż za nią. Delikatnie musnął ustami jej szyję. Natychmiast odłożyła figurkę i oparła się o półkę. Ręce ulokował na jej podbrzuszu. Ona odwróciła głowę w jego stronę. Zaczęli się namiętnie całować... Nagle przerwał im dzwonek do drzwi. - Chyba jedzenie przyjechało - niechętnie oderwał się od niej i ruszył w stronę drzwi. Wiki rozejrzała się po pomieszczeniu. Wnętrze podobało jej się. Nowoczesność salonu spleciona z drewnianą jadalnią tworzyła wyjątkową atmosferę. Usiadła przy stole. Andrzej przyniósł sushi.
- Co teraz zamierasz? - zapytał, gdy skończyli jeść
- A o co pytasz?
- O pracę...
- Nie wiem, jeszcze. Muszę od tego odpocząć, poukładać sobie wszystko.
- Jasne, rozumiem - odpowiedział
- Możemy porozmawiać o czymś innym?
- Oczywiście... A może zatańczymy? - Andrzej włączył radio, które stało w kącie pokoju (http://www.itemvn.com/song/One-Direction-You-And-I-Midnight-Memories-The-Ultimate-Edition/AB6729F396)
- Przecież wiesz, że nie umiem - powiedziała, gdy stanął tuż obok niej
- Ja też nie - chwycił jej prawą rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Zaczęli się delikatnie kołysać w rytm piosenki.
- Mówiłeś, że nie umiesz tańczyć - szepnęła
- Bo nie umiem - odpowiedział z uśmiechem. Nieświadomie dotknął jej opatrunku. Zasyczała z bólu - Przepraszam
- Nic takiego - wrócili do tańca. Gdy piosenka się skończyła, usiedli z kieliszkiem wina na kanapie. Wiki wpatrywała się w ogień w kominku, a Andrzej wpatrywał się w nią.
- Chyba powinnam już iść - powiedziała, gdy zorientowała się, która godzina
- Nie zostaniesz?
- Nie... - celowo unikała wzroku Falkowicza. Wiedziała, że jeśli spojrzy w jego oczy, to skończą w łóżku. Wstała z kanapy. Złapał ją za dłoń.
- Chyba musimy porozmawiać
- O czym? - znów usiadła na kanapie
- O nas... Chcę wiedzieć, na czym stoimy. - Wiki nie odpowiedziała - Powiedz mi, czego chcesz.
- Chcę... chcę trochę czasu dla siebie
- Trochę to znaczy ile? Tydzień, miesiąc, rok?
- Właściwie to o co ci chodzi? - wybuchła - Czego ty chcesz?
- Chcę być z tobą, chcę zasypiać i budzić się obok ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak teraz. Nie chcę się ukrywać - to zaskoczyło Wiktorię. Chwilę siedziała w ciszy trawiąc to co usłyszała. Po chwili po prostu wyszła bez żadnego pożegnania, bez odpowiedzi.
- Wiki... Zanim wejdziesz do środka, przygotuj się, że to spotkanie może nie być miłe - powiedziała Agata stojąc przed wejściem do hotelu
- Co?
- Ja tylko lojalnie uprzedzam
- Agata... O co chodzi? - Wiki miała dosyć własnych problemów, a teraz jeszcze ta tajemniczość Woźnickiej
- Sama zobaczysz... - Wiktoria weszła środka. Już przy drzwiach zauważyła torbę i porozwalane ciuchy. W salonie na kanapie siedział... Przemek
- Zapała? - podbiegła do niego i mocno go przytuliła, jednak on odsunął ją od siebie
- Poprzytulać to ty sobie możesz swojego profesorka
- O czym ty mówisz? - spojrzała najpierw na niego, potem na stojącą z tyłu Agatę, a na końcu na Adama
- Myślisz, że nie wiem, że się z nim bzyknęłaś - mogłaby przysiąc, że zobaczyła łzy w jego oczach - Fajnie było? - łzy zniknęły, zastąpiła je maska.
- Co on tu w ogóle robi? - zapytała szeptem Wiki
- Ma przepustkę - odpowiedziała Agata
- A skąd się dowiedział? Kto mu powiedział? Ty czy Adam?
- Chyba ani ja, ani on. Musiał mieć jakieś inne źródło...
- Ale kogo?
- Nie wiem... Jak przyjechał, to już o wszystkim wiedział. Był wściekły - powiedziała Agata
- O niee... Ja się dowiem.
- Może lepiej, że dowiedział się teraz, niż gdyby miał was zobaczyć jak wróci...
- Nie wiem, czy by nas zobaczył
- Jak to? - spytała Woźnicka
- Ostatnio nieźle się pokłóciliśmy, ale dzisiaj było nawet okey. Do momentu, kiedy mi wyznał, że chce ze mną być...
- Co ty na to?
- Po prostu wyszłam. Znowu stchórzyłam - powiedziała ze smutkiem Wiktoria
Od pół godziny jej wypatrywał. Po prostu stał w oknie i czekał na nią. Delikatny uśmiech wkradł się na jego twarz, gdy ją zobaczył. Widział jej wahanie, ale nie wychodził. Czekał, aż sama wejdzie. Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Natychmiast podszedł do drzwi.
- Hej - uśmiechnął się
- Cześć - Wiki zachowywała się niepewnie. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła przychodząc tu.
- Wejdź, zaraz będzie kolacja - Andrej delikatnie zacisnął swój krawat i przepuścił Consalidę w drzwiach
- Co przygotowałeś? - Wiki rozglądała się po wnętrzu willi Falkowicza. Nowoczesny, bogaty styl, jednak czegoś brakowało. Odrobiny ciepła...
- Ja nie umiem gotować. Zamówiłem sushi - odpowiedział z uśmiechem. Wiki chwyciła jedną z figurek leżących na półce
- Ładna...
- Mhm - nawet nie zauważyła, kiedy Andrzej znalazł się tuż za nią. Delikatnie musnął ustami jej szyję. Natychmiast odłożyła figurkę i oparła się o półkę. Ręce ulokował na jej podbrzuszu. Ona odwróciła głowę w jego stronę. Zaczęli się namiętnie całować... Nagle przerwał im dzwonek do drzwi. - Chyba jedzenie przyjechało - niechętnie oderwał się od niej i ruszył w stronę drzwi. Wiki rozejrzała się po pomieszczeniu. Wnętrze podobało jej się. Nowoczesność salonu spleciona z drewnianą jadalnią tworzyła wyjątkową atmosferę. Usiadła przy stole. Andrzej przyniósł sushi.
- Co teraz zamierasz? - zapytał, gdy skończyli jeść
- A o co pytasz?
- O pracę...
- Nie wiem, jeszcze. Muszę od tego odpocząć, poukładać sobie wszystko.
- Jasne, rozumiem - odpowiedział
- Możemy porozmawiać o czymś innym?
- Oczywiście... A może zatańczymy? - Andrzej włączył radio, które stało w kącie pokoju (http://www.itemvn.com/song/One-Direction-You-And-I-Midnight-Memories-The-Ultimate-Edition/AB6729F396)
- Przecież wiesz, że nie umiem - powiedziała, gdy stanął tuż obok niej
- Ja też nie - chwycił jej prawą rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Zaczęli się delikatnie kołysać w rytm piosenki.
- Mówiłeś, że nie umiesz tańczyć - szepnęła
- Bo nie umiem - odpowiedział z uśmiechem. Nieświadomie dotknął jej opatrunku. Zasyczała z bólu - Przepraszam
- Nic takiego - wrócili do tańca. Gdy piosenka się skończyła, usiedli z kieliszkiem wina na kanapie. Wiki wpatrywała się w ogień w kominku, a Andrzej wpatrywał się w nią.
- Chyba powinnam już iść - powiedziała, gdy zorientowała się, która godzina
- Nie zostaniesz?
- Nie... - celowo unikała wzroku Falkowicza. Wiedziała, że jeśli spojrzy w jego oczy, to skończą w łóżku. Wstała z kanapy. Złapał ją za dłoń.
- Chyba musimy porozmawiać
- O czym? - znów usiadła na kanapie
- O nas... Chcę wiedzieć, na czym stoimy. - Wiki nie odpowiedziała - Powiedz mi, czego chcesz.
- Chcę... chcę trochę czasu dla siebie
- Trochę to znaczy ile? Tydzień, miesiąc, rok?
- Właściwie to o co ci chodzi? - wybuchła - Czego ty chcesz?
- Chcę być z tobą, chcę zasypiać i budzić się obok ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak teraz. Nie chcę się ukrywać - to zaskoczyło Wiktorię. Chwilę siedziała w ciszy trawiąc to co usłyszała. Po chwili po prostu wyszła bez żadnego pożegnania, bez odpowiedzi.
- Wiki... Zanim wejdziesz do środka, przygotuj się, że to spotkanie może nie być miłe - powiedziała Agata stojąc przed wejściem do hotelu
- Co?
- Ja tylko lojalnie uprzedzam
- Agata... O co chodzi? - Wiki miała dosyć własnych problemów, a teraz jeszcze ta tajemniczość Woźnickiej
- Sama zobaczysz... - Wiktoria weszła środka. Już przy drzwiach zauważyła torbę i porozwalane ciuchy. W salonie na kanapie siedział... Przemek
- Zapała? - podbiegła do niego i mocno go przytuliła, jednak on odsunął ją od siebie
- Poprzytulać to ty sobie możesz swojego profesorka
- O czym ty mówisz? - spojrzała najpierw na niego, potem na stojącą z tyłu Agatę, a na końcu na Adama
- Myślisz, że nie wiem, że się z nim bzyknęłaś - mogłaby przysiąc, że zobaczyła łzy w jego oczach - Fajnie było? - łzy zniknęły, zastąpiła je maska.
- Co on tu w ogóle robi? - zapytała szeptem Wiki
- Ma przepustkę - odpowiedziała Agata
- A skąd się dowiedział? Kto mu powiedział? Ty czy Adam?
- Chyba ani ja, ani on. Musiał mieć jakieś inne źródło...
- Ale kogo?
- Nie wiem... Jak przyjechał, to już o wszystkim wiedział. Był wściekły - powiedziała Agata
- O niee... Ja się dowiem.
- Może lepiej, że dowiedział się teraz, niż gdyby miał was zobaczyć jak wróci...
- Nie wiem, czy by nas zobaczył
- Jak to? - spytała Woźnicka
- Ostatnio nieźle się pokłóciliśmy, ale dzisiaj było nawet okey. Do momentu, kiedy mi wyznał, że chce ze mną być...
- Co ty na to?
- Po prostu wyszłam. Znowu stchórzyłam - powiedziała ze smutkiem Wiktoria
sobota, 23 listopada 2013
Część 16
Adam otworzył okno na izbie, ponieważ jak na wieczór, było tam strasznie duszno. Chwilowo nie miał żadnych pacjentów, więc odprężał się rozsiadając się na fotelu. Myślał o tym co się ostatnio wydarzyło. O swojej mamie, o Falkowiczu i o... Wiki. Ostatnio zaczęło go do niej ciągnąć, ale wiedział, że Andrzej jest nią zainteresowany. Nie chciał zabierać dziewczyny własnemu bratu.
Z rozmyślań wyrwał go krzyk. Krzyk kobiety... krzyk Wiktorii. Natychmiast pobiegła za jej głosem. Znalazł ją na schodach przy wejściu do hotelu
- Adam... To, to było straszne. Moja ręka. Pali - dukała przez łzy
- Ciii - mocno ją przytulił. - Chodź - spokojnie zaprowadził ją na izbę. Zaczął opatrywać jej ranę
- Adam... Dziękuję - Consalida już się lekko uspokoiła
- Nie ma za co - odgarnął niesforny kosmyk jej włosów za ucho - Zostaniesz na noc w szpitalu. Jakby coś, to cały czas tu jestem - Wiki już nieodpowiedziała, tylko mocno przytuliła Krajewskiego.
- Ale jak to kwasem? - Andrzej nadal nie dowierzał co się stało - Ma jakieś poważne obrażenia? Jak ona się czuje? Kto to w ogóle zrobił? - zasypał Trettera pytaniami
- Sam do niej idź - odpowiedział Stefan, który miał już powoli dość Falka
- Gdzie ona leży?
- W trójce - wystrzelił jak z procy do wskazanej sali. Zatrzymał się tuż przy drzwiach. Przy łóżku Consalidy dojrzał Adama. Zauważył jego rękę na jej dłoni, ale nie słyszał o czym rozmawiali. Po chwili zauważył, że Adam wstaje. Odsunął się lekko. Gdy Krajewski wychodził, nie zauważył go. Chwilę potem wszedł do sali Wiktorii.
- Jak się czujesz skarbie?
- Słabo - odpowiedziała przygaszona. Mógłby przysiąc, że jeszcze chwilę temu widział delikatny uśmiech na jej twarzy
- Wiesz w ogóle, kto to zrobił?
- Andrzej, proszę cię, chociaż ty mnie o nic nie pytaj - powiedziała. Falk już nic nie mówił. Ujął dłoń Consalidy i delikatnie musnął ją ustami. - Andrzej...
- Tak?
- Całą noc o tym myślałam i nie potrafię się pozbierać. Chcę odejść z pracy...
- Nie no, ty chyba żartujesz! Przez jedną głupią aferę chcesz zmarnować taki talent! - Andrzej nawet nie wiedział czemu tak wybuchł. Wiedział, że Wiki przy odrobinie pomocy wyrośnie na światowej sławy chirurga, wiedział, że ma ogromny potencjał - Naprawdę chcesz zaprzepaścić wszystko czego się nauczyłaś!? A co z twoją ambicją?
- Andrzej, ciszej...
- Ciszej!? Kompletnie zwariowałaś! Nie po to uczyłem cię wszystkiego co umiem, żebyś teraz to zmarnowała!
- Wyjdź stąd proszę
- Co!?
- Wyjdź - niemal krzyknęła. Andrzej stanął jak wryty
- Przemyśl to jeszcze - powiedział i spełnił jej prośbę. Wyszedł z sali zostawiając ją samą bijącą się z myślami.
- Dlaczego?
- Co? - Kinga wyglądała na zdziwioną
- Nie udawaj - twarz Falkowicza była nieprzenikniona, ale oczy wyrażały wszystko - Kwas siarkowy... Mówi ci to coś?
- Niee - Kinga sprawiała wrażenie, jakby naprawdę nic nie wiedziała
- Tak? To jak wyjaśnisz to, że brakuje jednej buteleczki?
- Co? - blondynka natychmiast ruszyła w stronę półki - Andrzej, to nie tak jak myślisz? To, że ta ruda sucz dostała, to nie moja wina... - nagle drzwi laboratorium otworzyły się. Stanęła w nich... policja
- To chyba o ciebie. Nie ważne co powiesz, i tak ci nie uwierzę... - Andrzej wyszedł z pracowni, zostawiając Kingę samą z policjantami
- Co się dzieje? - gdy tylko Agata weszła do sali, zobaczyła podkuloną Wiktorię. Wiedziała, że płacze
- Dlaczego, jak się wali, to wszystko naraz?
- Co się stało?
- Godzinę temu wygoniłam stąd Andrzeja i to był chyba największy błąd w moim życiu
- Wiki... Nie przejmuj się. Emocje zrobiły swoje - Agata próbowała uspokoić Consalidę
- A najgorsze jest to, że on miał rację, a ja jestem zwykłym tchórzem. Przecież ta afera nie powinna wpływać na moje życie zawodowe. Jestem lekarzem, mam obowiązek leczenia ludzi, bez względu na to co się dzieje w moim prywatnym życiu - blondynka nie odpowiedziała, mocno przytuliła przyjaciółkę.
Niecałe piętnaście minut później Agatę zmienił Adam. Ruda wciąż była roztrzęsiona. Temat rozmowy szybko zszedł na życie towarzyskie Consalidy
- Wiki, on cię skrzywdzi. Potraktuje cię jak wszystkie inne. Przygody na noc, a jeśli to się jeszcze powiąże z życiem zawodowym, to nie będzie chciał cię wypuścić z rąk
- Przecież to twój brat... Dlaczego zamiast go bronić, jeszcze bardziej go pogrążasz?
- Bo znam go, jak nikt inny... - na chwilę zapadła głucha cisza - Wiki...
- Tak?
- Obiecaj mi coś... Obiecaj że jeżeli będę mieć rację, że jeżeli on cię wykorzysta, a potem zostawi, to my będziemy razem...
- Co? - zapytała niedowierzając
- Chodzi mi o to, żebyśmy nie byli samotni. Dobrze się czujemy razem, rozumiemy się, no i jesteśmy nadludzko piękni... - uśmiechnęli - Jeżeli za parę lat będziemy samo, to możemy przecież być razem. Możemy spróbować
- Jak ty to sobie wyobrażasz. Tak po prostu skończę te czterdzieści lat i wskoczę ci do łóżka?
- Czemu nie... To co? Za dziewięć lat, widzimy się na ślubie?
- Na ślubie? - zapytała
- Czemu nie...
- A wiesz, że to nie jest zły pomysł... Przynajmniej nie będziemy samotni - uśmiechnęli się do siebie i pogrążyli się w rozmowie. Oboje nie usłyszeli dzwoniącego telefonu Wiktorii...
- Wiktoria Consalida... Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość po sygnale
- Wiki... Przepraszam. Chyba miałaś rację, może powinnaś dać sobie na wstrzymanie. Tylko nie rezygnuj z zawodu, szkoda by było zmarnować taki talent. - Andrzej na chwilę się zawiesił - Tęsknię za tobą. Chciałbym móc teraz na ciebie patrzeć, rozmawiać z tobą, całować... Wiem, że dzisiaj wieczorem wychodzisz. Może spotkamy się na przykład jutro? U mnie? Trzymaj się skarbie...
Z rozmyślań wyrwał go krzyk. Krzyk kobiety... krzyk Wiktorii. Natychmiast pobiegła za jej głosem. Znalazł ją na schodach przy wejściu do hotelu
- Adam... To, to było straszne. Moja ręka. Pali - dukała przez łzy
- Ciii - mocno ją przytulił. - Chodź - spokojnie zaprowadził ją na izbę. Zaczął opatrywać jej ranę
- Adam... Dziękuję - Consalida już się lekko uspokoiła
- Nie ma za co - odgarnął niesforny kosmyk jej włosów za ucho - Zostaniesz na noc w szpitalu. Jakby coś, to cały czas tu jestem - Wiki już nieodpowiedziała, tylko mocno przytuliła Krajewskiego.
- Ale jak to kwasem? - Andrzej nadal nie dowierzał co się stało - Ma jakieś poważne obrażenia? Jak ona się czuje? Kto to w ogóle zrobił? - zasypał Trettera pytaniami
- Sam do niej idź - odpowiedział Stefan, który miał już powoli dość Falka
- Gdzie ona leży?
- W trójce - wystrzelił jak z procy do wskazanej sali. Zatrzymał się tuż przy drzwiach. Przy łóżku Consalidy dojrzał Adama. Zauważył jego rękę na jej dłoni, ale nie słyszał o czym rozmawiali. Po chwili zauważył, że Adam wstaje. Odsunął się lekko. Gdy Krajewski wychodził, nie zauważył go. Chwilę potem wszedł do sali Wiktorii.
- Jak się czujesz skarbie?
- Słabo - odpowiedziała przygaszona. Mógłby przysiąc, że jeszcze chwilę temu widział delikatny uśmiech na jej twarzy
- Wiesz w ogóle, kto to zrobił?
- Andrzej, proszę cię, chociaż ty mnie o nic nie pytaj - powiedziała. Falk już nic nie mówił. Ujął dłoń Consalidy i delikatnie musnął ją ustami. - Andrzej...
- Tak?
- Całą noc o tym myślałam i nie potrafię się pozbierać. Chcę odejść z pracy...
- Nie no, ty chyba żartujesz! Przez jedną głupią aferę chcesz zmarnować taki talent! - Andrzej nawet nie wiedział czemu tak wybuchł. Wiedział, że Wiki przy odrobinie pomocy wyrośnie na światowej sławy chirurga, wiedział, że ma ogromny potencjał - Naprawdę chcesz zaprzepaścić wszystko czego się nauczyłaś!? A co z twoją ambicją?
- Andrzej, ciszej...
- Ciszej!? Kompletnie zwariowałaś! Nie po to uczyłem cię wszystkiego co umiem, żebyś teraz to zmarnowała!
- Wyjdź stąd proszę
- Co!?
- Wyjdź - niemal krzyknęła. Andrzej stanął jak wryty
- Przemyśl to jeszcze - powiedział i spełnił jej prośbę. Wyszedł z sali zostawiając ją samą bijącą się z myślami.
- Dlaczego?
- Co? - Kinga wyglądała na zdziwioną
- Nie udawaj - twarz Falkowicza była nieprzenikniona, ale oczy wyrażały wszystko - Kwas siarkowy... Mówi ci to coś?
- Niee - Kinga sprawiała wrażenie, jakby naprawdę nic nie wiedziała
- Tak? To jak wyjaśnisz to, że brakuje jednej buteleczki?
- Co? - blondynka natychmiast ruszyła w stronę półki - Andrzej, to nie tak jak myślisz? To, że ta ruda sucz dostała, to nie moja wina... - nagle drzwi laboratorium otworzyły się. Stanęła w nich... policja
- To chyba o ciebie. Nie ważne co powiesz, i tak ci nie uwierzę... - Andrzej wyszedł z pracowni, zostawiając Kingę samą z policjantami
- Co się dzieje? - gdy tylko Agata weszła do sali, zobaczyła podkuloną Wiktorię. Wiedziała, że płacze
- Dlaczego, jak się wali, to wszystko naraz?
- Co się stało?
- Godzinę temu wygoniłam stąd Andrzeja i to był chyba największy błąd w moim życiu
- Wiki... Nie przejmuj się. Emocje zrobiły swoje - Agata próbowała uspokoić Consalidę
- A najgorsze jest to, że on miał rację, a ja jestem zwykłym tchórzem. Przecież ta afera nie powinna wpływać na moje życie zawodowe. Jestem lekarzem, mam obowiązek leczenia ludzi, bez względu na to co się dzieje w moim prywatnym życiu - blondynka nie odpowiedziała, mocno przytuliła przyjaciółkę.
Niecałe piętnaście minut później Agatę zmienił Adam. Ruda wciąż była roztrzęsiona. Temat rozmowy szybko zszedł na życie towarzyskie Consalidy
- Wiki, on cię skrzywdzi. Potraktuje cię jak wszystkie inne. Przygody na noc, a jeśli to się jeszcze powiąże z życiem zawodowym, to nie będzie chciał cię wypuścić z rąk
- Przecież to twój brat... Dlaczego zamiast go bronić, jeszcze bardziej go pogrążasz?
- Bo znam go, jak nikt inny... - na chwilę zapadła głucha cisza - Wiki...
- Tak?
- Obiecaj mi coś... Obiecaj że jeżeli będę mieć rację, że jeżeli on cię wykorzysta, a potem zostawi, to my będziemy razem...
- Co? - zapytała niedowierzając
- Chodzi mi o to, żebyśmy nie byli samotni. Dobrze się czujemy razem, rozumiemy się, no i jesteśmy nadludzko piękni... - uśmiechnęli - Jeżeli za parę lat będziemy samo, to możemy przecież być razem. Możemy spróbować
- Jak ty to sobie wyobrażasz. Tak po prostu skończę te czterdzieści lat i wskoczę ci do łóżka?
- Czemu nie... To co? Za dziewięć lat, widzimy się na ślubie?
- Na ślubie? - zapytała
- Czemu nie...
- A wiesz, że to nie jest zły pomysł... Przynajmniej nie będziemy samotni - uśmiechnęli się do siebie i pogrążyli się w rozmowie. Oboje nie usłyszeli dzwoniącego telefonu Wiktorii...
- Wiktoria Consalida... Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość po sygnale
- Wiki... Przepraszam. Chyba miałaś rację, może powinnaś dać sobie na wstrzymanie. Tylko nie rezygnuj z zawodu, szkoda by było zmarnować taki talent. - Andrzej na chwilę się zawiesił - Tęsknię za tobą. Chciałbym móc teraz na ciebie patrzeć, rozmawiać z tobą, całować... Wiem, że dzisiaj wieczorem wychodzisz. Może spotkamy się na przykład jutro? U mnie? Trzymaj się skarbie...
środa, 20 listopada 2013
Część 15 HOT
- Andrzej - zaczepiła go na korytarzu
- Tak skarbie - przybliżył się do niej. Ona natychmiast poszła w ustronne miejsce, tuż przy schowku.
- Chodzi o to - nieświadomie przygryzła wargę, co jeszcze bardziej podnieciło Falka - Że powinniśmy o tym jak najszybciej zapomnieć
- To znaczy o czym? - pocałował ją w szyję
- O tych dwóch nocach
- Mhm - pocałował ją tuż przy uchu
- I nigdy nie powinniśmy do tego wracać
- Mhm - przygryzł płatek jej ucha
- A tym bardziej tego powtarzać
- Mhm - pocałował ją tuż za uchem
- Andrzej, ty mnie w ogóle słuchasz?
- Jasne skarbie - pocałował ją w czoło
- Właśnie widzę - udawała obrażoną
- Kochanie, w ogóle cię nie rozumiem. Było fantastycznie, a ty chcesz o tym zapomnieć?
- Tak - jej głos nie był już taki pewny, gdy napotkała pociemniałe oczy Falkowicza
- Na pewno? - pocałował ją delikatnie w nos. Wiki w końcu przełamała się. Objęła Falka za szyję. On posadził ją na swoich biodrach. Zaczęła obdarowywać pocałunkami jego szyję, podczas gdy on walczył z drzwiami od schowka...
Gdy znaleźli się w środku Andrzej od razu posadził Wiktorię na małym biurku. Szybko ściągnął górę od jej kitla. Ona zdjęła jego fartuch, marynarkę. Szybko ściągnął swój krawat, a potem zaczął namiętnie całować Consalidę.
- Drzwi zamknij - szepnęła między pocałunkami. Andrzej odsunął się tylko na chwilę. Natychmiast przekręcił kluczyk w drzwiach i wrócił do Consalidy. Wsadziła dłonie pod jego koszulę. Gładziła jego plecy i ramiona, podczas gdy on walczył z jej spodniami. Językiem drażnił jej podniebienie. W końcu zdjęła mu koszulę, podczas gdy on zdjął jej bokserkę. Po chwili jego spodnie opadły mu na kostki. Jej bielizna wylądowała w kącie pomieszczenia, zupełnie jak jego bokserki. Wzajemny dotyk, pocałunki, pieszczoty rozpalały ich ciała i doprowadzały do najcieńszej granicy. Oboje wiedzieli, że nie wytrzymają długo. Andrzej po raz kolejny obdarował Wiktorię namiętnym pocałunkiem jednocześnie dłonie umiejscawiając na jej piersiach. Zacisnęła dłonie na jego barkach. Opuszkami palców sprawiał jej wielką przyjemność. Jej oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. Falk przysunął ją do siebie. Siedziała na skraju biurka, czując na udzie napierającą męskość. Nie mogli dłużej czekać, obydwoje byli już na skraju. Objął ją w talii i wszedł w nią trochę gwałtownie. Jego ruchy były na zmianę, szybkie i wolne. Wiki zagłębiła paznokcie w jego plecach czując, że długo nie wytrzyma. W końcu oboje doszli tłumiąc jęki w namiętnych pocałunkach
Agata właśnie szła w stronę schowka. Nagle zauważyła wychodzącego z niego Falkowicza z niedbale zapiętą koszulą, krawatem tylko zawieszonym na szyi zakładającego krawat. Lekko się cofnęła. Teraz stała niezauważona czekając na dalsze wydarzenia. Nagle ze schowka wyszła Wiki z niezapiętym fartuchem, która uparcie walczyła ze spodniami.
Złapała ją dopiero w bufecie
- Nieźle romansujesz
- Co?
- No widziałam, jak wychodzisz ze schowka... - zaczęła Agata - Zaraz po..
- Zamknij się - natychmiast przerwała jej ruda
- I jak było? I czemu się nie chciałaś przyznać? I czemu się przebrałaś?
- A co ty tu w ogóle robisz?
- Marek zaproponował mi udział w badaniach, ale nie zmieniaj tematu - powiedziała Woźnicka
- Ooo... To będziemy razem pracować. Ja też się bardzo cieszę, wybacz, ale skończyłam już dyżur i chętnie bym już poszła do domu
- Pani doktor, wiozą nam pacjentkę z wypadku. Ma zmiażdżoną nogę. Przyjmie ją pani?
- Nie ma nikogo innego?
- Doktor Falkowicz wyszedł przed chwilą...
- A doktor Krajewski?
- Nigdzie go nie ma - odpowiedziała pielęgniarka
- No dobrze, przyjmę ją - powiedziała Wiki i popędziła się przebrać
Zmęczona wyszła z bloku. Miała łzy w oczach
- Nie przejmuj się. To nie twoja wina - Adam poklepał ją po ramieniu
- Mogliśmy ją uratować - powiedziała Wiktoria usilnie walcząc z tym, żeby się nie popłakać
- Nie Wiktoria, nie mogliśmy - powiedział pewnie Adam - Tak się czasem zdarza, obrażenia były zbyt rozległe
- Pewnie masz rację
- Na pewno mam rację. Idę, mam nockę na izbie - przytulił ją w geście pocieszenia. Gdy tylko się oddalił, podszedł do niej ojciec pacjentki
- Pani doktor, co z moją córką?
- Niestety nie udało nam się jej uratować. - powiedziała najspokojniej jak umiała.
- Jak to!? Zapłaci mi pani za to! To moja jedyna córka! Pożałujesz! - Tadeusz był bardzo wkurzony. Zrobił delikatny zamach. Wiktoria spłoszona skuliła się, jednak mężczyzna odsunął się. Przestrasznym wzrokiem wpatrywała się w odchodzącego faceta. Nagle poczuła jakieś szarpnięcie z tyłu
- Pożałujesz suko. Zabrałaś mi faceta - Tadeusz usłyszał to. Zaintrygowany odwrócił się
- Kinga, nikogo ci nie zabrałam
- Zapamiętaj, on kocha tylko mnie. Nikomu go nie oddam - "No troszkę przy późno" przeleciało przez głowę Wiktorii.
- Z tego co wiem, to zerwał z tobą
- Aż tak poinformowana jesteś? Zapamiętaj, że jeśli was razem zobaczę to pożałujesz tego. Pożałujesz, że w ogóle przyszło ci na myśl, żeby mieć z nim coś wspólnego. - Wiki westchnęła i odwróciła się na pięcie - Proszę... - usłyszała błagalny głos Kingi - On jest dla mnie całym światem. Proszę, zostaw go w spokoju
- Kinga, może pozwól, żeby on sam zadecydował - odwróciła się i szybkim krokiem poszła do lekarskiego. Miała już dosyć wszystkiego. Pragnęła tylko, żeby wreszcie położyć się spać.
- Co ty tu robisz? - zapytała widząc przed wejściem Falka
- Czekam na ciebie
- Po co? - jej głos przepełniony był zmęczeniem
- Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś wyskoczyć, ale ponieważ już trochę późno, to może od razu pojedziemy do mnie
- Andrzej nie obraź się, ale ja jestem strasznie zmęczona. Za chwilę zasnę na stojąco
- Nie ma sprawy - miał lekko przygaszony głos, ale starał się tego po sobie nie poznać - Dobranoc pani doktor - przybliżył się do niej - Pamiętaj, że teraz ty wybierasz miejsce i czas
- Nadal się w to bawimy
- No chyba, że proponujesz związek
- Myślałam bardziej o ograniczeniu naszych kontaktów
- Przecież wiesz, że to nie wypali. Śpij dobrze - lekko musnął ją wargami w kącik ust, a po chwili udał się do swojego samochodu
Nie wiedzieli, że tą scenę widziała Kinga. Wściekła blondynka z płaczem wróciła do szpitala.
Odwróciła się dopiero jak odjechał. Wolnym krokiem ruszyła w stronę hotelu. Nagle usłyszała jakieś kroki za sobą. Odwróciła się, a jedynym co ujrzała było wiadro z wylewającą się na nią cieczą.
No i się wyrobiłam przed kwasem xdd Pisałam od poniedziałku :D Większość pisane na podstawie zwiastunu i zdjęć :P Od razu mówię, że napastnikiem będzie ktoś, kogo nikt by się niespodziewał i nieźle namiesza...
I do tego muszę zdecydowanie ograniczyć ilość hotów :D
- Tak skarbie - przybliżył się do niej. Ona natychmiast poszła w ustronne miejsce, tuż przy schowku.
- Chodzi o to - nieświadomie przygryzła wargę, co jeszcze bardziej podnieciło Falka - Że powinniśmy o tym jak najszybciej zapomnieć
- To znaczy o czym? - pocałował ją w szyję
- O tych dwóch nocach
- Mhm - pocałował ją tuż przy uchu
- I nigdy nie powinniśmy do tego wracać
- Mhm - przygryzł płatek jej ucha
- A tym bardziej tego powtarzać
- Mhm - pocałował ją tuż za uchem
- Andrzej, ty mnie w ogóle słuchasz?
- Jasne skarbie - pocałował ją w czoło
- Właśnie widzę - udawała obrażoną
- Kochanie, w ogóle cię nie rozumiem. Było fantastycznie, a ty chcesz o tym zapomnieć?
- Tak - jej głos nie był już taki pewny, gdy napotkała pociemniałe oczy Falkowicza
- Na pewno? - pocałował ją delikatnie w nos. Wiki w końcu przełamała się. Objęła Falka za szyję. On posadził ją na swoich biodrach. Zaczęła obdarowywać pocałunkami jego szyję, podczas gdy on walczył z drzwiami od schowka...
Gdy znaleźli się w środku Andrzej od razu posadził Wiktorię na małym biurku. Szybko ściągnął górę od jej kitla. Ona zdjęła jego fartuch, marynarkę. Szybko ściągnął swój krawat, a potem zaczął namiętnie całować Consalidę.
- Drzwi zamknij - szepnęła między pocałunkami. Andrzej odsunął się tylko na chwilę. Natychmiast przekręcił kluczyk w drzwiach i wrócił do Consalidy. Wsadziła dłonie pod jego koszulę. Gładziła jego plecy i ramiona, podczas gdy on walczył z jej spodniami. Językiem drażnił jej podniebienie. W końcu zdjęła mu koszulę, podczas gdy on zdjął jej bokserkę. Po chwili jego spodnie opadły mu na kostki. Jej bielizna wylądowała w kącie pomieszczenia, zupełnie jak jego bokserki. Wzajemny dotyk, pocałunki, pieszczoty rozpalały ich ciała i doprowadzały do najcieńszej granicy. Oboje wiedzieli, że nie wytrzymają długo. Andrzej po raz kolejny obdarował Wiktorię namiętnym pocałunkiem jednocześnie dłonie umiejscawiając na jej piersiach. Zacisnęła dłonie na jego barkach. Opuszkami palców sprawiał jej wielką przyjemność. Jej oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. Falk przysunął ją do siebie. Siedziała na skraju biurka, czując na udzie napierającą męskość. Nie mogli dłużej czekać, obydwoje byli już na skraju. Objął ją w talii i wszedł w nią trochę gwałtownie. Jego ruchy były na zmianę, szybkie i wolne. Wiki zagłębiła paznokcie w jego plecach czując, że długo nie wytrzyma. W końcu oboje doszli tłumiąc jęki w namiętnych pocałunkach
Agata właśnie szła w stronę schowka. Nagle zauważyła wychodzącego z niego Falkowicza z niedbale zapiętą koszulą, krawatem tylko zawieszonym na szyi zakładającego krawat. Lekko się cofnęła. Teraz stała niezauważona czekając na dalsze wydarzenia. Nagle ze schowka wyszła Wiki z niezapiętym fartuchem, która uparcie walczyła ze spodniami.
Złapała ją dopiero w bufecie
- Nieźle romansujesz
- Co?
- No widziałam, jak wychodzisz ze schowka... - zaczęła Agata - Zaraz po..
- Zamknij się - natychmiast przerwała jej ruda
- I jak było? I czemu się nie chciałaś przyznać? I czemu się przebrałaś?
- A co ty tu w ogóle robisz?
- Marek zaproponował mi udział w badaniach, ale nie zmieniaj tematu - powiedziała Woźnicka
- Ooo... To będziemy razem pracować. Ja też się bardzo cieszę, wybacz, ale skończyłam już dyżur i chętnie bym już poszła do domu
- Pani doktor, wiozą nam pacjentkę z wypadku. Ma zmiażdżoną nogę. Przyjmie ją pani?
- Nie ma nikogo innego?
- Doktor Falkowicz wyszedł przed chwilą...
- A doktor Krajewski?
- Nigdzie go nie ma - odpowiedziała pielęgniarka
- No dobrze, przyjmę ją - powiedziała Wiki i popędziła się przebrać
Zmęczona wyszła z bloku. Miała łzy w oczach
- Nie przejmuj się. To nie twoja wina - Adam poklepał ją po ramieniu
- Mogliśmy ją uratować - powiedziała Wiktoria usilnie walcząc z tym, żeby się nie popłakać
- Nie Wiktoria, nie mogliśmy - powiedział pewnie Adam - Tak się czasem zdarza, obrażenia były zbyt rozległe
- Pewnie masz rację
- Na pewno mam rację. Idę, mam nockę na izbie - przytulił ją w geście pocieszenia. Gdy tylko się oddalił, podszedł do niej ojciec pacjentki
- Pani doktor, co z moją córką?
- Niestety nie udało nam się jej uratować. - powiedziała najspokojniej jak umiała.
- Jak to!? Zapłaci mi pani za to! To moja jedyna córka! Pożałujesz! - Tadeusz był bardzo wkurzony. Zrobił delikatny zamach. Wiktoria spłoszona skuliła się, jednak mężczyzna odsunął się. Przestrasznym wzrokiem wpatrywała się w odchodzącego faceta. Nagle poczuła jakieś szarpnięcie z tyłu
- Pożałujesz suko. Zabrałaś mi faceta - Tadeusz usłyszał to. Zaintrygowany odwrócił się
- Kinga, nikogo ci nie zabrałam
- Zapamiętaj, on kocha tylko mnie. Nikomu go nie oddam - "No troszkę przy późno" przeleciało przez głowę Wiktorii.
- Z tego co wiem, to zerwał z tobą
- Aż tak poinformowana jesteś? Zapamiętaj, że jeśli was razem zobaczę to pożałujesz tego. Pożałujesz, że w ogóle przyszło ci na myśl, żeby mieć z nim coś wspólnego. - Wiki westchnęła i odwróciła się na pięcie - Proszę... - usłyszała błagalny głos Kingi - On jest dla mnie całym światem. Proszę, zostaw go w spokoju
- Kinga, może pozwól, żeby on sam zadecydował - odwróciła się i szybkim krokiem poszła do lekarskiego. Miała już dosyć wszystkiego. Pragnęła tylko, żeby wreszcie położyć się spać.
- Co ty tu robisz? - zapytała widząc przed wejściem Falka
- Czekam na ciebie
- Po co? - jej głos przepełniony był zmęczeniem
- Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś wyskoczyć, ale ponieważ już trochę późno, to może od razu pojedziemy do mnie
- Andrzej nie obraź się, ale ja jestem strasznie zmęczona. Za chwilę zasnę na stojąco
- Nie ma sprawy - miał lekko przygaszony głos, ale starał się tego po sobie nie poznać - Dobranoc pani doktor - przybliżył się do niej - Pamiętaj, że teraz ty wybierasz miejsce i czas
- Nadal się w to bawimy
- No chyba, że proponujesz związek
- Myślałam bardziej o ograniczeniu naszych kontaktów
- Przecież wiesz, że to nie wypali. Śpij dobrze - lekko musnął ją wargami w kącik ust, a po chwili udał się do swojego samochodu
Nie wiedzieli, że tą scenę widziała Kinga. Wściekła blondynka z płaczem wróciła do szpitala.
Odwróciła się dopiero jak odjechał. Wolnym krokiem ruszyła w stronę hotelu. Nagle usłyszała jakieś kroki za sobą. Odwróciła się, a jedynym co ujrzała było wiadro z wylewającą się na nią cieczą.
No i się wyrobiłam przed kwasem xdd Pisałam od poniedziałku :D Większość pisane na podstawie zwiastunu i zdjęć :P Od razu mówię, że napastnikiem będzie ktoś, kogo nikt by się niespodziewał i nieźle namiesza...
I do tego muszę zdecydowanie ograniczyć ilość hotów :D
sobota, 16 listopada 2013
Część 14 HOT!
Niedzielne popołudnie spędzili na zwiedzaniu miasta.
- Tu jest pięknie - powiedziała podziwiając kolejny zabytek
- Poczekaj chwilę...
- Co jest?
- Nic takiego - wyjął telefon, pocałował Wiktorię robiąc przy tym zdjęcie. Spojrzała na niego zdziwiona - Chcę mieć pamiątkę.
Wieczorem wyjechali z Zakopanego. Już od dobrej godziny byli w drodze. Nagle auto się zatrzymało
- Co się dzieje? - zapytała zaniepokojona Consalida
- Nie wiem... A już wiem, benzyny nie ma
- Żartujesz... - Wiki wyjęła swój telefon - Cholera, rozładował się - wtedy Falko wyjął swoją komórkę
- Nie ma zasięgu
- Jak to nie ma zasięgu? To co my teraz zrobimy?
- No przecież nie pójdziemy w nocy w tą puszczę - wskazał na otaczający ich las - Musimy czekać
- No to co będziemy robić przez całą noc? - na twarzy Falkowicza pojawił się charakterystyczny uśmiech, a w oczach błysk - O nie, zapomnij...
- A znasz jakieś ciekawsze zajęcie?
- No nie wiem, nie wiem... - Falk delikatnie się do niej przysunął i musnął jej usta - Albo wiem... - wypaliła nagle
- No, słucham - Andrzej odsunął się trochę. Wyraźnie zawiedziony patrzył na Consalidę
- Poznajmy się trochę. Będziemy sobie zadawać pytania i na nie odpowiadać. Tylko szczerze
- No ok... To zaczynaj
- Dlaczego mi się oświadczyłeś?
- Właściwie to nie wiem... Taki impuls. Zresztą mam mi opowiadała, że tak zaczęła się spotykać z ojcem. - zaczął opowiadać Andrzej - Dlaczego odmówiłaś?
- Dla mnie trochę za szybkie tempo. Skąd Adam wie, że jesteś jego bratem?
- Otworzył dokumenty z urzędu - odpowiedział Falkowicz - Dlaczego ciągle poruszasz jego temat?
- Martwię się o niego - odpowiedziała, a potem nastała między nimi głucha cisza
- Już koniec?
- Ja nie mam więcej pytań, a ty?
- Ja też nie - natychmiast się do niej przybliżył i zaczął namiętnie całować. Delikatnie go odsunęła, a jej pociemniałe oczy odnalazły jego wzrok - No skoro już nie masz pytań, to znów nie mamy co robić - wrócił do namiętnych pocałunków. Powoli przemieścił się nad nią, tak że siedzieli na jednym siedzeniu. Całując ją przestawił siedzenie. Teraz leżeli... Zdjął jej kurtkę, potem swoją. Ona zaczęła zdejmować jego garnitur podczas gdy on szarpał się z jej bluzką. Delikatnie musnął jej szyję. Poczuł zapach jej perfum, który przyprawiał go o zawrót głowy. Potem wpił się w jej usta. Poczuł, że spodnie zsuwają się z jego bioder. Nie był długo dłużny. Prawię natychmiast zostali w samej bieliźnie. Zaczął całować jej dekolt, dłońmi wodząc po plecach, co jakiś czas zahaczając o zapięcie stanika, który w końcu rozpiął. Zaczął całować je piersi. Językiem zataczał kółka wokół jej sutków. Ona zdjęła jego bokserki, a jej oczom ukazała się nabrzmiała męskość. Po chwili zerwał jej koronkowe majtki. Zaczął ją delikatnie całować, potem coraz zachłanniej. Ich oddech był wyraźnie przyspieszony. Dłońmi zaczął gładzić wewnętrzną część jej rozgrzanego uda. Czuł, że długo nie wytrzymają. Zacisnął dłonie na jej pośladkach i po chwili wszedł w nią. Ich ciała zadrżały, a chwilę potem zaczął sprawiać im nieokiełznaną przyjemność. Wolne i płynne ruchy czasem przerodziły się w gwałtowne, co sprawiło, że oboje doszli. Jęki wypełniały wnętrze samochodu.
Przekręcili się w wygodniejszą pozycję. Teraz jej głowa spoczywała na jego torsie. Nakrył ich swoją kurtką, a po chwili usnęli.
Rano usłyszeli pukanie w szybę. Falk otworzył szybę. Do samochodu wdarł się poranny chłód, który natychmiast ochłodził wnętrze i zmył ślady nocnej namiętności
- Pomóc w czymś?
- Właściwie, gdyby miał pan trochę benzyny - lekko skrępowany Falk rozłożył kurtkę najszerzej jak potrafił
- Mam w samochodzie. Zaraz przyniosę
- Da nam pan chwilę? - zapytał Andrzej
- Tak - Falk zamknął szybę. Podskórnie czuł, że facet ma niezły ubaw. Zasłaniając się kurtką Andrzeja szybko się ubrali. Chwilę potem mężczyzna przyniósł kanister z benzyną
- Dziękujemy - Wiki mimo zażenowania ledwo powstrzymywała śmiech
- A nie mówiłam, że to nie jest dobry pomysł - odezwała się, gdy już ruszyli
- Ale co?
- No seks - odpowiedziała Wiktoria ze śmiechem - I masz za swoje
- No uśmiałem się po prostu. Całe szczęście nie mam pojęcia kto to był
- Ty lepiej uważaj, żebyś się z nim nie zetknął
- Nie kracz - pogroził jej palcem, przez co Wiktoria wybuchła śmiechem.
- Co to jest?
- Słucham - zapytała Wiktoria
- Ta malinka - Agata wskazała na szyję lekarki
- Jaka malinka? - Wiki przejrzała się w lustrze
- Widzę, że nieźle się bawiłaś...
- Zamknij się Woźnicka - Agata oberwała poduszką - To nie tak jak myślisz...
- To skąd ta malinka?
- Jakieś uczulenie - powiedziała Wiki
- Taa jasne. Lepiej się przyznaj, albo wyciągnę to z ciebie siłą - Agata zaczęła podwijać rękawy
- Mam się bać?
- Tak...
- Agatko, do niczego nie doszło. Twoje wybujałe fantazje zachowaj dla siebie - zamknęła się w swoim pokoju i zaczęła czytać książkę, jednak nie mogła się skupić. Przed oczami nadal miała dwie ostatnie noce.
- Tu jest pięknie - powiedziała podziwiając kolejny zabytek
- Poczekaj chwilę...
- Co jest?
- Nic takiego - wyjął telefon, pocałował Wiktorię robiąc przy tym zdjęcie. Spojrzała na niego zdziwiona - Chcę mieć pamiątkę.
Wieczorem wyjechali z Zakopanego. Już od dobrej godziny byli w drodze. Nagle auto się zatrzymało
- Co się dzieje? - zapytała zaniepokojona Consalida
- Nie wiem... A już wiem, benzyny nie ma
- Żartujesz... - Wiki wyjęła swój telefon - Cholera, rozładował się - wtedy Falko wyjął swoją komórkę
- Nie ma zasięgu
- Jak to nie ma zasięgu? To co my teraz zrobimy?
- No przecież nie pójdziemy w nocy w tą puszczę - wskazał na otaczający ich las - Musimy czekać
- No to co będziemy robić przez całą noc? - na twarzy Falkowicza pojawił się charakterystyczny uśmiech, a w oczach błysk - O nie, zapomnij...
- A znasz jakieś ciekawsze zajęcie?
- No nie wiem, nie wiem... - Falk delikatnie się do niej przysunął i musnął jej usta - Albo wiem... - wypaliła nagle
- No, słucham - Andrzej odsunął się trochę. Wyraźnie zawiedziony patrzył na Consalidę
- Poznajmy się trochę. Będziemy sobie zadawać pytania i na nie odpowiadać. Tylko szczerze
- No ok... To zaczynaj
- Dlaczego mi się oświadczyłeś?
- Właściwie to nie wiem... Taki impuls. Zresztą mam mi opowiadała, że tak zaczęła się spotykać z ojcem. - zaczął opowiadać Andrzej - Dlaczego odmówiłaś?
- Dla mnie trochę za szybkie tempo. Skąd Adam wie, że jesteś jego bratem?
- Otworzył dokumenty z urzędu - odpowiedział Falkowicz - Dlaczego ciągle poruszasz jego temat?
- Martwię się o niego - odpowiedziała, a potem nastała między nimi głucha cisza
- Już koniec?
- Ja nie mam więcej pytań, a ty?
- Ja też nie - natychmiast się do niej przybliżył i zaczął namiętnie całować. Delikatnie go odsunęła, a jej pociemniałe oczy odnalazły jego wzrok - No skoro już nie masz pytań, to znów nie mamy co robić - wrócił do namiętnych pocałunków. Powoli przemieścił się nad nią, tak że siedzieli na jednym siedzeniu. Całując ją przestawił siedzenie. Teraz leżeli... Zdjął jej kurtkę, potem swoją. Ona zaczęła zdejmować jego garnitur podczas gdy on szarpał się z jej bluzką. Delikatnie musnął jej szyję. Poczuł zapach jej perfum, który przyprawiał go o zawrót głowy. Potem wpił się w jej usta. Poczuł, że spodnie zsuwają się z jego bioder. Nie był długo dłużny. Prawię natychmiast zostali w samej bieliźnie. Zaczął całować jej dekolt, dłońmi wodząc po plecach, co jakiś czas zahaczając o zapięcie stanika, który w końcu rozpiął. Zaczął całować je piersi. Językiem zataczał kółka wokół jej sutków. Ona zdjęła jego bokserki, a jej oczom ukazała się nabrzmiała męskość. Po chwili zerwał jej koronkowe majtki. Zaczął ją delikatnie całować, potem coraz zachłanniej. Ich oddech był wyraźnie przyspieszony. Dłońmi zaczął gładzić wewnętrzną część jej rozgrzanego uda. Czuł, że długo nie wytrzymają. Zacisnął dłonie na jej pośladkach i po chwili wszedł w nią. Ich ciała zadrżały, a chwilę potem zaczął sprawiać im nieokiełznaną przyjemność. Wolne i płynne ruchy czasem przerodziły się w gwałtowne, co sprawiło, że oboje doszli. Jęki wypełniały wnętrze samochodu.
Przekręcili się w wygodniejszą pozycję. Teraz jej głowa spoczywała na jego torsie. Nakrył ich swoją kurtką, a po chwili usnęli.
Rano usłyszeli pukanie w szybę. Falk otworzył szybę. Do samochodu wdarł się poranny chłód, który natychmiast ochłodził wnętrze i zmył ślady nocnej namiętności
- Pomóc w czymś?
- Właściwie, gdyby miał pan trochę benzyny - lekko skrępowany Falk rozłożył kurtkę najszerzej jak potrafił
- Mam w samochodzie. Zaraz przyniosę
- Da nam pan chwilę? - zapytał Andrzej
- Tak - Falk zamknął szybę. Podskórnie czuł, że facet ma niezły ubaw. Zasłaniając się kurtką Andrzeja szybko się ubrali. Chwilę potem mężczyzna przyniósł kanister z benzyną
- Dziękujemy - Wiki mimo zażenowania ledwo powstrzymywała śmiech
- A nie mówiłam, że to nie jest dobry pomysł - odezwała się, gdy już ruszyli
- Ale co?
- No seks - odpowiedziała Wiktoria ze śmiechem - I masz za swoje
- No uśmiałem się po prostu. Całe szczęście nie mam pojęcia kto to był
- Ty lepiej uważaj, żebyś się z nim nie zetknął
- Nie kracz - pogroził jej palcem, przez co Wiktoria wybuchła śmiechem.
- Co to jest?
- Słucham - zapytała Wiktoria
- Ta malinka - Agata wskazała na szyję lekarki
- Jaka malinka? - Wiki przejrzała się w lustrze
- Widzę, że nieźle się bawiłaś...
- Zamknij się Woźnicka - Agata oberwała poduszką - To nie tak jak myślisz...
- To skąd ta malinka?
- Jakieś uczulenie - powiedziała Wiki
- Taa jasne. Lepiej się przyznaj, albo wyciągnę to z ciebie siłą - Agata zaczęła podwijać rękawy
- Mam się bać?
- Tak...
- Agatko, do niczego nie doszło. Twoje wybujałe fantazje zachowaj dla siebie - zamknęła się w swoim pokoju i zaczęła czytać książkę, jednak nie mogła się skupić. Przed oczami nadal miała dwie ostatnie noce.
piątek, 15 listopada 2013
Część 13!!!
- Wiki, jeśli się nie pospieszysz, to spóźnimy się na ten bankiet - powiedział stojąc pod drzwiami łazienki
- Nie idę - drzwi od toalety nagle otworzyły się. Consalida wyszła i rzuciła się na łóżko
- Dlaczego? - usiadł obok niej i zaczął gładzić ją po plecach
- Jestem cholernie zmęczona, a poza tym będę się tam strasznie nudzić
- Nie zauważyłem, żebyś się nudziła na ostatnim bankiecie
- No ale wtedy było dużo więcej ciekawych postaci, a tych profesorów znam ze studiów, a ich metody są trochę przestarzałe. - powiedziała Wiki
- No to co będziemy robić?
- My?
- Skoro ty nie idziesz, to po co mam się sam tam nudzić - odpowiedział z uśmiechem. Nagle go olśniło - W takim razie zapraszam na szóstą randkę. Za chwilę wracam - Wiki lekko zdziwiona spojrzała na zamykające się za profesorem drzwi. Niewiele myśląc zamknęła się w łazience i zaczęła się na szybko ogarniać. Przemyła twarz wodą, rozczesała włosy, zrobiła delikatny makijaż. Myślała, żeby się przebrać, ale zrezygnowała. Nie wiedziała, co wymyślił Falk, ale uznała, że to nie może być nic strasznego i została przy szarej tunice i getrach. Po chwili usłyszała, że wchodzi to pokoju.
- Wiki?
- Już idę - wyszła z łazienki. Zobaczyła, że na stoliku jest kilka przysmaków i wino
- Pomyślałem, że zamiast spaceru po zimnym Zakopanem zrobimy sobie kolację w ciepłym hotelu
- Skąd ty to masz? - zapytała zdziwiona siadając po jednej stronie stołu
- Z bufetu, ale uwierz, nie było łatwo - uśmiechnęła się szeroko. - To smacznego
- Smacznego - wzięli się za jedzenie. Nagle Andrzej wstał. W międzyczasie ze swojej komórki puścił piosenkę... Bardzo ważną piosenkę. (http://www.youtube.com/watch?v=_Or7peLOcYw)
- Miałaby pani ochotę zatańczyć? - zapytał stojąc tuż przed nią i lekko się pochylając
- Miałabym... Ale nie z panem - powiedziała szeroko uśmiechnięta
- Pani doktor, ja myślałem, że pani się już niczego nie boi - natychmiast złapał ją za rękę i delikatnym szarpnięciem sprawił, że wylądowała w jego ramionach. Zaczęli się delikatnie kołysać. On objął ją w pasie, ona objęła dłońmi jego szyję. Ich twarze były tak blisko, że czuli swój oddech na policzkach.
Piosenka dobiegła końca. Andrzej schował swój telefon, ale nie miał zamiaru odsuwać się od Wiktorii. Delikatnie musnął jej policzek. Spojrzała swoimi wielkimi oczami w jego ciemne oczy i wiedziała, że jeżeli tego nie przerwie, to za chwilę już nie będzie w stanie.
- Andrzej, jestem zmęczona... - delikatnie go odepchnęła i zniknęła w łazience
- Wiki... O co znowu chodzi? Zrobiłem coś nie tak? Wiki, no... Słyszysz mnie - stał przy drzwiach łazienki i delikatnie w nie pukał.
- Słyszę - otworzyła drzwi. Falk spojrzał na nią. Była już w swojej satynowej koszulce. Ledwo zmuszał się do tego, żeby patrzeć jej w oczy. - Andrzej... Dobrze się czujesz? - słyszała jego przyspieszony oddech. Czuła delikatną satysfakcję, wiedząc, że to na jej widok. Nagle on przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował. Pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz namiętniejszy. Wiki całkowicie się mu oddała. Po chwili poczuła ręce Falkowicza na swoich plecach. Nigdy nie lubiła być dominowana, więc natychmiast zdjęła jego marynarkę. Pomógł jej rozluźnić krawat, który odrzuciła gdzieś w kąt pokoju. Po chwili przewróciła go na łóżko. Usiadła na nim okrakiem i zaczęła się szarpać z guzikami jego koszuli
- Cholera
- Pomóc? - zapytał z szerokim uśmiechem
- Poradzę sobie - też się uśmiechnęła chociaż trochę bardziej złośliwie niż Falk. Chwyciła jego koszulę tuż przy szyi i jednym sprawnym ruchem ją rozerwała...
- To teraz moja kolej... - natychmiast przewrócił ją na plecy, zrzucając przy tym swoją koszulę. Zaczął całować jej szyję, ramiona, dłońmi sunął po całym jej ciele. Nagle chwycił za jej koszulkę i ją zdjął. Jego oczom ukazały się jędrne i nabrzmiałe piersi pani chirurg. Zaczął całować jej dekolt przemieszczając się coraz niże. Ona zatopiła ręce w jego włosach. Po chwili delikatnie się podniósł i próbował zdjąć spodnie. Wiki pomogła mu. Wrócili do namiętnych pocałunków pozbywając się przy tym ostatnich części ich garderoby. Po chwili znów zaczął przemieszczać się wargami po całym jej ciele. Brzuch, podbrzusze... Z każdym pocałunkiem Wiki cicho pojękiwała. Po chwili podniósł się i wpił się w jej wargi. Potem wszedł w nią najdelikatniej jak potrafił. Na początku zabolało, jednak ból szybko zamienił się w przyjemność. Po kilku szybszych ruchach i westchnieniach osiągnęli szczyt. Oboje położyli głowy na poduszkach oddychając głęboko
- Chyba zacznę wierzyć w przesądy - szepnęła, bardziej do siebie niż do niego
- Słucham?
- Nic... - delikatnie się uśmiechnął i czule pocałował Wiktorię. Po chwili oboje zasnęli.
Chciałam się trochę wstrzymać z tą częścią, ale jednocześnie chcę się wyrobić z kwasem przed kwasem xd albo przynajmniej przed tym jak wyjdzie kto to zrobił :D
- Nie idę - drzwi od toalety nagle otworzyły się. Consalida wyszła i rzuciła się na łóżko
- Dlaczego? - usiadł obok niej i zaczął gładzić ją po plecach
- Jestem cholernie zmęczona, a poza tym będę się tam strasznie nudzić
- Nie zauważyłem, żebyś się nudziła na ostatnim bankiecie
- No ale wtedy było dużo więcej ciekawych postaci, a tych profesorów znam ze studiów, a ich metody są trochę przestarzałe. - powiedziała Wiki
- No to co będziemy robić?
- My?
- Skoro ty nie idziesz, to po co mam się sam tam nudzić - odpowiedział z uśmiechem. Nagle go olśniło - W takim razie zapraszam na szóstą randkę. Za chwilę wracam - Wiki lekko zdziwiona spojrzała na zamykające się za profesorem drzwi. Niewiele myśląc zamknęła się w łazience i zaczęła się na szybko ogarniać. Przemyła twarz wodą, rozczesała włosy, zrobiła delikatny makijaż. Myślała, żeby się przebrać, ale zrezygnowała. Nie wiedziała, co wymyślił Falk, ale uznała, że to nie może być nic strasznego i została przy szarej tunice i getrach. Po chwili usłyszała, że wchodzi to pokoju.
- Wiki?
- Już idę - wyszła z łazienki. Zobaczyła, że na stoliku jest kilka przysmaków i wino
- Pomyślałem, że zamiast spaceru po zimnym Zakopanem zrobimy sobie kolację w ciepłym hotelu
- Skąd ty to masz? - zapytała zdziwiona siadając po jednej stronie stołu
- Z bufetu, ale uwierz, nie było łatwo - uśmiechnęła się szeroko. - To smacznego
- Smacznego - wzięli się za jedzenie. Nagle Andrzej wstał. W międzyczasie ze swojej komórki puścił piosenkę... Bardzo ważną piosenkę. (http://www.youtube.com/watch?v=_Or7peLOcYw)
- Miałaby pani ochotę zatańczyć? - zapytał stojąc tuż przed nią i lekko się pochylając
- Miałabym... Ale nie z panem - powiedziała szeroko uśmiechnięta
- Pani doktor, ja myślałem, że pani się już niczego nie boi - natychmiast złapał ją za rękę i delikatnym szarpnięciem sprawił, że wylądowała w jego ramionach. Zaczęli się delikatnie kołysać. On objął ją w pasie, ona objęła dłońmi jego szyję. Ich twarze były tak blisko, że czuli swój oddech na policzkach.
Piosenka dobiegła końca. Andrzej schował swój telefon, ale nie miał zamiaru odsuwać się od Wiktorii. Delikatnie musnął jej policzek. Spojrzała swoimi wielkimi oczami w jego ciemne oczy i wiedziała, że jeżeli tego nie przerwie, to za chwilę już nie będzie w stanie.
- Andrzej, jestem zmęczona... - delikatnie go odepchnęła i zniknęła w łazience
- Wiki... O co znowu chodzi? Zrobiłem coś nie tak? Wiki, no... Słyszysz mnie - stał przy drzwiach łazienki i delikatnie w nie pukał.
- Słyszę - otworzyła drzwi. Falk spojrzał na nią. Była już w swojej satynowej koszulce. Ledwo zmuszał się do tego, żeby patrzeć jej w oczy. - Andrzej... Dobrze się czujesz? - słyszała jego przyspieszony oddech. Czuła delikatną satysfakcję, wiedząc, że to na jej widok. Nagle on przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował. Pocałunek z sekundy na sekundę stawał się coraz namiętniejszy. Wiki całkowicie się mu oddała. Po chwili poczuła ręce Falkowicza na swoich plecach. Nigdy nie lubiła być dominowana, więc natychmiast zdjęła jego marynarkę. Pomógł jej rozluźnić krawat, który odrzuciła gdzieś w kąt pokoju. Po chwili przewróciła go na łóżko. Usiadła na nim okrakiem i zaczęła się szarpać z guzikami jego koszuli
- Cholera
- Pomóc? - zapytał z szerokim uśmiechem
- Poradzę sobie - też się uśmiechnęła chociaż trochę bardziej złośliwie niż Falk. Chwyciła jego koszulę tuż przy szyi i jednym sprawnym ruchem ją rozerwała...
- To teraz moja kolej... - natychmiast przewrócił ją na plecy, zrzucając przy tym swoją koszulę. Zaczął całować jej szyję, ramiona, dłońmi sunął po całym jej ciele. Nagle chwycił za jej koszulkę i ją zdjął. Jego oczom ukazały się jędrne i nabrzmiałe piersi pani chirurg. Zaczął całować jej dekolt przemieszczając się coraz niże. Ona zatopiła ręce w jego włosach. Po chwili delikatnie się podniósł i próbował zdjąć spodnie. Wiki pomogła mu. Wrócili do namiętnych pocałunków pozbywając się przy tym ostatnich części ich garderoby. Po chwili znów zaczął przemieszczać się wargami po całym jej ciele. Brzuch, podbrzusze... Z każdym pocałunkiem Wiki cicho pojękiwała. Po chwili podniósł się i wpił się w jej wargi. Potem wszedł w nią najdelikatniej jak potrafił. Na początku zabolało, jednak ból szybko zamienił się w przyjemność. Po kilku szybszych ruchach i westchnieniach osiągnęli szczyt. Oboje położyli głowy na poduszkach oddychając głęboko
- Chyba zacznę wierzyć w przesądy - szepnęła, bardziej do siebie niż do niego
- Słucham?
- Nic... - delikatnie się uśmiechnął i czule pocałował Wiktorię. Po chwili oboje zasnęli.
Chciałam się trochę wstrzymać z tą częścią, ale jednocześnie chcę się wyrobić z kwasem przed kwasem xd albo przynajmniej przed tym jak wyjdzie kto to zrobił :D
czwartek, 14 listopada 2013
Część 12
Minęło kilka dni. Przez ten czas Wiki starała się zachować większy dystans między nią a Falkowiczem.
- Wiki! - miała tylko nadzieję, że żadna szpitalna plotkara nie słyszy, że są na "ty", a tym bardziej są tak blisko.
- Słucham...
- Mam propozycję nie do odrzucenia. Ty, ja, Zakopane...
- Co? - zapytała zdziwiona i lekko poirytowana
- Nie denerwuj się tak... Chodzi o sympozjum medyczne.
- To czemu mam wrażenie, że chodzi też o naszą kolejną randkę... - powiedziała zmysłowym głosem przybliżając się do Falka
- Może też... - odpowiedział tajemniczo, a potem szepnął do jej ucha - wyjazd w piątek rano. Nie przyjmuję odmowy.
- Panie doktorze, pacjent z czwórki się zatrzymał - zawołała pielęgniarka. Andrzej natychmiast pobiegł do swojego pacjenta.
W piątek punktualnie o ósmej był pod hotelem. Na Wiktorię sporo się wyczekał. Gdy wsiadła do samochodu było przed dziewiątą.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś...
- Trochę zaspałam - ziewnęła
- To co? Znowu śpimy w moim gabinecie? - spojrzała na niego spode łba - Żartowałem... Ale niestety przez twoje zaspanie nie zdążymy na wykład Barteckiego. - Wiki lekko wzruszyła ramionami. Falk uruchomił samochód i pojechali...
Już w połowie drogi zauważył, że Wiktoria usnęła. Zatrzymał się. Z bagażnika wyjął koc i przykrył Consalidę. Przypatrzył się jej z czułością, pocałował w czółko i ruszył w dalszą drogę.
W Zakopanem byli później niż przypuszczał. Dopiero koło szesnastej zatrzymali się pod hotelem. Przyhamowanie obudziło Wiktorię
- Co się dzieje? - zapytała ospale
- Ciii. Jesteśmy na miejscu. - wyłączył silnik i odpiął pasy. Wiki zrzuciła z siebie koc i również wyszła z samochodu. - Jeśli się pospieszymy to zdążymy na ostatni wykład. Są w tym hotelu. Chcesz wejść do pokoju przed wykładem czy idziemy od razu?
- Mam opuścić jeszcze kilka minut wykładu... O nie - powiedziała z uśmiechem
- No dobra, to po rzezy przyjdziemy później - objął ją ramieniem, przez co się trochę spięła. Poszli do jednej z sal konferencyjnych - Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie - powiedział na wstępie Andrzej
- Profesorze... A już się baliśmy, że nie zaszczyci nas pan swoją obecnością - powiedział jeden z profesorów
- Gratulujemy przyznania badań
- A pana urocza towarzyszka to?
- Doktor Wiktoria Consalida. Znakomity chirurg - Wiki delikatnie kiwnęła głową. Razem z Falkowiczem usiedli na wolnych miejscach. Profesor Rutkowski kontynuował swój wykład
- Nie zanudziłaś się?
- Profesorze, bez przesady... Przecież to były tylko dwie godziny gadania o wycinaniu torbieli. - uśmiechnął się szeroko. Podeszli do recepcji.
- Rezerwacja na nazwisko Falkowicz
- Przykro mi, ale nikt nie dokonał rezerwacji na takie nazwisko - odezwała się recjepcjonistka
- Jak to? Andrzej? - zapytała zdezorientowana Wiki
- Cholera... Na śmierć zapomniałem
- Możesz mi wyjaśnić, jakim cudem zapomniałeś zarezerwować pokój?
- Skarbie, pokłócimy się później. Są jakieś wolne pokoje?
- Przez to sympozjum nie mamy miejsc. Został nam ostatni pokój
- Mam nadzieję, że nie apartament małżeński - Wiki coraz bardziej się denerwowała. Recjepcjonistka spuściła głowę - No chyba sobie pani żartuje...
- Wiki, chyba się nie boisz... Przecież już spaliśmy razem - uśmiechnął się szeroko - Bierzemy - zmierzyła go wzrokiem. Recjepcjonistka dała im klucz.
- Pokój numer 69 - Falk ledwo się opanował, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a mina Consalidy dolewała oliwy do ognia
- Jesteś o prostu bezczelny!
- I właśnie za to mnie kochasz - odpowiedział ustawiając swoją walizkę w rogu pokoju
- Co!? Nie no, tobie już zupełnie się w głowie poprzewracało - Wiki po chwili zniknęła w drzwiach łazienki. Chwilę potem drzwi się otworzyły - I nie myśl, że będziemy spać w jednym łóżku
- Nie tylko spać...
- Słucham!? - zdenerwowanie Wiki było coraz większe
- Żartowałem - uniósł ręce w geście poddania się. Wiki znów zniknęła w łazience - jednak nie żartowałem - szepnął do siebie
Był późny wieczór. Ostatnie dwie godziny spędzili na oglądaniu filmów. Wiki ospale wstała. Zajrzała do swojej walizki w poszukiwaniu piżamy. Ku swojemu swojemu niezadowoleniu zamiast jej ulubionych dresów była satynowa koszulka. "Agata!" Nie mając innego wyjścia chwyciła ją i zniknęła w łazience.
Z toalety wyszła prawię pół godziny później. Miała cichą nadzieję, że Andrzej już śpi, jednak się myliła. Siedział na łóżku. Ona nic nie mówiąc położyła się szczelnie okrywając się kołdrą. Falkowicz jednak zauważył jej piżamę. Jego oczy delikatnie pociemniały
- Jeśli chcesz to mogę spać na tamtej kanapie - wskazał palcem na małą, dwuosobową, niebieską sofę
- Chcę
- Nie uważasz, że jest trochę za mała na mnie. No i do tego strasznie niewygodna.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać - Andrzej zrezygnowany zniknął w łazience.
Było około pierwszej, a oni nie mogli spać. Wiki leżała nieruchomo nie mogąc zasnąć. Co chwila słyszała jak Falkowicz nerwowo szuka wygodnej pozycji.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś przestał się wiercić - szepnęła
- Nie śpisz? - wstał z kanapy i podszedł do niej
- Gdy ktoś ciągle się kręci, to nie mogę spać
- Nie moja wina, że ta kanapa jest strasznie niewygodna - usiadł na łóżku. Przyzwyczajona do ciemności, zauważyła, że jego wielkie oczy się w nią wpatrują
- No okey, możesz spać w łóżku - uśmiechnięty położył się obok niej - Ale jak znowu zaczniesz mnie przytulać to będziesz się męczyć na tej kanapie.
- Nic nie poradzę, że strasznie się wiercę przez sen - zmierzyła go wzrokiem
Ta noc była dużo spokojniejsza niż ta w gabinecie, jednak sen Wiki znów przedstawiał to samo. Gdy się obudziła Falkowicza już nie było. Wstała i chcąc wejść do łazienki otworzyła do niej drzwi. W środku był Falk przepasany jedynie ręcznikiem.
- Przepraszam - wyszeptała i natychmiast się wycofała. Lekko zdenerwowana całą sytuacją usiadła na łóżku. Nie mogła odpędzić od siebie widoku półnagiego Falka
- Pani doktor, łazienka wolna - był już ubrany, czym lekko rozczarował Wiktorię. Natychmiast weszła do łazienki, nawet się do niego nie odzywając. Chciała zmyć z siebie wrażenia z dzisiejszego ranka pod prysznicem.
- Wiki! - miała tylko nadzieję, że żadna szpitalna plotkara nie słyszy, że są na "ty", a tym bardziej są tak blisko.
- Słucham...
- Mam propozycję nie do odrzucenia. Ty, ja, Zakopane...
- Co? - zapytała zdziwiona i lekko poirytowana
- Nie denerwuj się tak... Chodzi o sympozjum medyczne.
- To czemu mam wrażenie, że chodzi też o naszą kolejną randkę... - powiedziała zmysłowym głosem przybliżając się do Falka
- Może też... - odpowiedział tajemniczo, a potem szepnął do jej ucha - wyjazd w piątek rano. Nie przyjmuję odmowy.
- Panie doktorze, pacjent z czwórki się zatrzymał - zawołała pielęgniarka. Andrzej natychmiast pobiegł do swojego pacjenta.
W piątek punktualnie o ósmej był pod hotelem. Na Wiktorię sporo się wyczekał. Gdy wsiadła do samochodu było przed dziewiątą.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś...
- Trochę zaspałam - ziewnęła
- To co? Znowu śpimy w moim gabinecie? - spojrzała na niego spode łba - Żartowałem... Ale niestety przez twoje zaspanie nie zdążymy na wykład Barteckiego. - Wiki lekko wzruszyła ramionami. Falk uruchomił samochód i pojechali...
Już w połowie drogi zauważył, że Wiktoria usnęła. Zatrzymał się. Z bagażnika wyjął koc i przykrył Consalidę. Przypatrzył się jej z czułością, pocałował w czółko i ruszył w dalszą drogę.
W Zakopanem byli później niż przypuszczał. Dopiero koło szesnastej zatrzymali się pod hotelem. Przyhamowanie obudziło Wiktorię
- Co się dzieje? - zapytała ospale
- Ciii. Jesteśmy na miejscu. - wyłączył silnik i odpiął pasy. Wiki zrzuciła z siebie koc i również wyszła z samochodu. - Jeśli się pospieszymy to zdążymy na ostatni wykład. Są w tym hotelu. Chcesz wejść do pokoju przed wykładem czy idziemy od razu?
- Mam opuścić jeszcze kilka minut wykładu... O nie - powiedziała z uśmiechem
- No dobra, to po rzezy przyjdziemy później - objął ją ramieniem, przez co się trochę spięła. Poszli do jednej z sal konferencyjnych - Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie - powiedział na wstępie Andrzej
- Profesorze... A już się baliśmy, że nie zaszczyci nas pan swoją obecnością - powiedział jeden z profesorów
- Gratulujemy przyznania badań
- A pana urocza towarzyszka to?
- Doktor Wiktoria Consalida. Znakomity chirurg - Wiki delikatnie kiwnęła głową. Razem z Falkowiczem usiedli na wolnych miejscach. Profesor Rutkowski kontynuował swój wykład
- Nie zanudziłaś się?
- Profesorze, bez przesady... Przecież to były tylko dwie godziny gadania o wycinaniu torbieli. - uśmiechnął się szeroko. Podeszli do recepcji.
- Rezerwacja na nazwisko Falkowicz
- Przykro mi, ale nikt nie dokonał rezerwacji na takie nazwisko - odezwała się recjepcjonistka
- Jak to? Andrzej? - zapytała zdezorientowana Wiki
- Cholera... Na śmierć zapomniałem
- Możesz mi wyjaśnić, jakim cudem zapomniałeś zarezerwować pokój?
- Skarbie, pokłócimy się później. Są jakieś wolne pokoje?
- Przez to sympozjum nie mamy miejsc. Został nam ostatni pokój
- Mam nadzieję, że nie apartament małżeński - Wiki coraz bardziej się denerwowała. Recjepcjonistka spuściła głowę - No chyba sobie pani żartuje...
- Wiki, chyba się nie boisz... Przecież już spaliśmy razem - uśmiechnął się szeroko - Bierzemy - zmierzyła go wzrokiem. Recjepcjonistka dała im klucz.
- Pokój numer 69 - Falk ledwo się opanował, żeby nie wybuchnąć śmiechem, a mina Consalidy dolewała oliwy do ognia
- Jesteś o prostu bezczelny!
- I właśnie za to mnie kochasz - odpowiedział ustawiając swoją walizkę w rogu pokoju
- Co!? Nie no, tobie już zupełnie się w głowie poprzewracało - Wiki po chwili zniknęła w drzwiach łazienki. Chwilę potem drzwi się otworzyły - I nie myśl, że będziemy spać w jednym łóżku
- Nie tylko spać...
- Słucham!? - zdenerwowanie Wiki było coraz większe
- Żartowałem - uniósł ręce w geście poddania się. Wiki znów zniknęła w łazience - jednak nie żartowałem - szepnął do siebie
Był późny wieczór. Ostatnie dwie godziny spędzili na oglądaniu filmów. Wiki ospale wstała. Zajrzała do swojej walizki w poszukiwaniu piżamy. Ku swojemu swojemu niezadowoleniu zamiast jej ulubionych dresów była satynowa koszulka. "Agata!" Nie mając innego wyjścia chwyciła ją i zniknęła w łazience.
Z toalety wyszła prawię pół godziny później. Miała cichą nadzieję, że Andrzej już śpi, jednak się myliła. Siedział na łóżku. Ona nic nie mówiąc położyła się szczelnie okrywając się kołdrą. Falkowicz jednak zauważył jej piżamę. Jego oczy delikatnie pociemniały
- Jeśli chcesz to mogę spać na tamtej kanapie - wskazał palcem na małą, dwuosobową, niebieską sofę
- Chcę
- Nie uważasz, że jest trochę za mała na mnie. No i do tego strasznie niewygodna.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać - Andrzej zrezygnowany zniknął w łazience.
Było około pierwszej, a oni nie mogli spać. Wiki leżała nieruchomo nie mogąc zasnąć. Co chwila słyszała jak Falkowicz nerwowo szuka wygodnej pozycji.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś przestał się wiercić - szepnęła
- Nie śpisz? - wstał z kanapy i podszedł do niej
- Gdy ktoś ciągle się kręci, to nie mogę spać
- Nie moja wina, że ta kanapa jest strasznie niewygodna - usiadł na łóżku. Przyzwyczajona do ciemności, zauważyła, że jego wielkie oczy się w nią wpatrują
- No okey, możesz spać w łóżku - uśmiechnięty położył się obok niej - Ale jak znowu zaczniesz mnie przytulać to będziesz się męczyć na tej kanapie.
- Nic nie poradzę, że strasznie się wiercę przez sen - zmierzyła go wzrokiem
Ta noc była dużo spokojniejsza niż ta w gabinecie, jednak sen Wiki znów przedstawiał to samo. Gdy się obudziła Falkowicza już nie było. Wstała i chcąc wejść do łazienki otworzyła do niej drzwi. W środku był Falk przepasany jedynie ręcznikiem.
- Przepraszam - wyszeptała i natychmiast się wycofała. Lekko zdenerwowana całą sytuacją usiadła na łóżku. Nie mogła odpędzić od siebie widoku półnagiego Falka
- Pani doktor, łazienka wolna - był już ubrany, czym lekko rozczarował Wiktorię. Natychmiast weszła do łazienki, nawet się do niego nie odzywając. Chciała zmyć z siebie wrażenia z dzisiejszego ranka pod prysznicem.
poniedziałek, 11 listopada 2013
Część 11
- Która to już randka? Piąta? - zapytał uśmiechnięty idąc obok doktor Consalidy
- Tak - powiedziała i zatrzymała się
- I przyszliśmy do kina?
- No podobno bardzo fajny film - zaczęła się tłumaczyć - I nie jest bardzo straszny
- Słucham... Przyszliśmy na horror?
- Tylko nie mów, że się boisz
- Ja? Skąd... A mogę przeczytać opis
- Poczekaj, załatwię nam ulotkę - poszła, a po chwili wróciła z dwoma ulotkami w ręku - Mam nadzieję, że twoje serce już jest sprawne. - wyrwał jej ulotkę z ręki
- "Mama"? "Pewnego dnia ktoś brutalnie morduje matkę małych Lilly i Victorii." Zawsze oglądasz takie filmy?
- Uwielbiam horrory
- Jesteś po prostu wyjątkowa. Jako jedyna kobieta na świecie wolisz horrory niż komedie romantyczne
- Komedie romantyczne? Błagam cię, ja chcę się rozerwać, a nie usnąć.
- Ciągle mnie zaskakujesz - powiedział z uśmiechem
- Coraz bardziej lubię zaskakiwać
Zaczął się seans. Już po pierwszych scenach Wiki niemal krzyczała ze strachu, a Falk nieźle to znosił. Przy najstraszniejszej scenie filmu Wiki podświadomie przytuliła się do Falka. Andrzej mocno objął ją ramieniem. Trochę przeszkadzało im oparcie krzesła, ale mimo to nie odsunęli się...
- Myślałam, że to ja będę krzyczeć ze strachu - powiedział wychodząc z sali
- Ja też... Tylko szkoda, że przez pół filmu siedziałam w niewygodnej pozycji i teraz mnie boli żebro - rozmasowała sobie bolące miejsce
- Ból... Jakieś inne objawy?
- Profesorze, nie sądziłam, że nawet na randce będzie pan profesjonalnym lekarzem - uśmiechnął się szeroko
- Idziemy gdzieś jeszcze? - zapytał
- A znudziłam ci się już?
- Ty? Nigdy...
- No to idziemy jeszcze na pizzę - odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła w stronę pizzeri.
- Wiesz, kiedy ja ostatnio jadłem pizzę? Jak robiłem doktorat - powiedział siadając przy jednym ze stolików.
- No to nie wiesz co dobre. - powiedziała z szerokim uśmiechem i zaczęła przeglądać menu. - Ewentualnie może być spaghetti
- To już lepszy pomysł
- To bierzemy spaghetti - zamówiła danie i zaczęła rozmawiać z Falkiem.
- Dlaczego się nie przestraszyłeś na filmie?
- Szczerze? Nawet go nie oglądałem. Za bardzo skupiłem się na tobie - na twarz Wiktorii wpłynął delikatny rumieniec
- Opowiedz mi coś o sobie...
- Nie rozumiem
- No o swoim dzieciństwie, kobietach... Bo to że jesteś aroganckim dupkiem to już wiem - uśmiechnęła się szeroko
- To była taka jedna kobieta. Rudy złośliwiec - odpowiedział. Consalida nie zdążyła się odgryźć, bo kelner przyniósł ich spaghetti - To smacznego skarbie
- Udław się baranie... - o mało nie wybuchnął śmiechem. Wiktorii też się humor polepszył. Zaczęli jeść danie
- Poczekaj, ubrudziłaś się - koniuszkiem palca wytarł sos z kącika jej ust. Spojrzała w jego ciemne oczy. On nie wahając się delikatnie się przybliżył i... musnął wargami jej usta. Kobieta początkowo chciała się odsunąć, ale on zanurzył rękę w jej włosach i nie pozwalał jej na to. Chciał pogłębić pocałunek, językiem szukał drogi do jej języka. Consalida w końcu rozchyliła usta i sama zaczęła namiętnie całować Falka. Wsunęła swoje dłonie we włosy profesora, a on jeździł swoimi po jej karku, tak, że aż czuła dreszcze na całym ciele. Po chwili jednak się od niego oderwała - Mam nadzieję, że nie zamierzasz przepraszać i mi nie uciekniesz... - jego głos był zmysłowy, niski a oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze z pożądania jakie odczuwał
- Nie, dlaczego... - uśmiechnął się delikatnie
Wyszła z pizzeri. Musiała chwilę na niego zaczekać.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego uparłeś się, że to ty zapłacisz...
- Skarbie - objął ją ramieniem - po prostu jestem dżentelmenem
- Cholernie upartym dżentelmenem
- Kolejna rzecz, która nas łączy - wrócili spacerkiem do Leśnej Góry. Już w połowie drogi Wiki trzęsła się z zimna. Natychmiast zdjął swoją marynarkę - Załóż
- Przestań
- No przecież widzę, że ci zimno. - Wiki założyła marynarkę. Jedną rękę włożyła do kieszeni, drugą chwycił Andrzej. Doszli pod hotel rezydentów. - No to pa...
- Pa - spróbował ją pocałować, ale odwróciła się tak, że musnął jej policzek. Poszedł lekko nie zadowolony do swojego samochodu, a ona wróciła do hotelu. Będąc już w środku wchłaniała zapach profesora. Potem poszła pod prysznic i położyła się spać, jednak długo nie mogła zasnąć. Rozwiązanie znalazła dopiero w środku nocy przykrywając się marynarką profesora...
Krótko, ale przełomowo :D Zdecydowanie za często piszę o FaWi... Przez weekend codziennie pojawiał się post :P Zaszalałam ;* To się niedługo skończy, bo mam sporo nauki...
- Tak - powiedziała i zatrzymała się
- I przyszliśmy do kina?
- No podobno bardzo fajny film - zaczęła się tłumaczyć - I nie jest bardzo straszny
- Słucham... Przyszliśmy na horror?
- Tylko nie mów, że się boisz
- Ja? Skąd... A mogę przeczytać opis
- Poczekaj, załatwię nam ulotkę - poszła, a po chwili wróciła z dwoma ulotkami w ręku - Mam nadzieję, że twoje serce już jest sprawne. - wyrwał jej ulotkę z ręki
- "Mama"? "Pewnego dnia ktoś brutalnie morduje matkę małych Lilly i Victorii." Zawsze oglądasz takie filmy?
- Uwielbiam horrory
- Jesteś po prostu wyjątkowa. Jako jedyna kobieta na świecie wolisz horrory niż komedie romantyczne
- Komedie romantyczne? Błagam cię, ja chcę się rozerwać, a nie usnąć.
- Ciągle mnie zaskakujesz - powiedział z uśmiechem
- Coraz bardziej lubię zaskakiwać
Zaczął się seans. Już po pierwszych scenach Wiki niemal krzyczała ze strachu, a Falk nieźle to znosił. Przy najstraszniejszej scenie filmu Wiki podświadomie przytuliła się do Falka. Andrzej mocno objął ją ramieniem. Trochę przeszkadzało im oparcie krzesła, ale mimo to nie odsunęli się...
- Myślałam, że to ja będę krzyczeć ze strachu - powiedział wychodząc z sali
- Ja też... Tylko szkoda, że przez pół filmu siedziałam w niewygodnej pozycji i teraz mnie boli żebro - rozmasowała sobie bolące miejsce
- Ból... Jakieś inne objawy?
- Profesorze, nie sądziłam, że nawet na randce będzie pan profesjonalnym lekarzem - uśmiechnął się szeroko
- Idziemy gdzieś jeszcze? - zapytał
- A znudziłam ci się już?
- Ty? Nigdy...
- No to idziemy jeszcze na pizzę - odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła w stronę pizzeri.
- Wiesz, kiedy ja ostatnio jadłem pizzę? Jak robiłem doktorat - powiedział siadając przy jednym ze stolików.
- No to nie wiesz co dobre. - powiedziała z szerokim uśmiechem i zaczęła przeglądać menu. - Ewentualnie może być spaghetti
- To już lepszy pomysł
- To bierzemy spaghetti - zamówiła danie i zaczęła rozmawiać z Falkiem.
- Dlaczego się nie przestraszyłeś na filmie?
- Szczerze? Nawet go nie oglądałem. Za bardzo skupiłem się na tobie - na twarz Wiktorii wpłynął delikatny rumieniec
- Opowiedz mi coś o sobie...
- Nie rozumiem
- No o swoim dzieciństwie, kobietach... Bo to że jesteś aroganckim dupkiem to już wiem - uśmiechnęła się szeroko
- To była taka jedna kobieta. Rudy złośliwiec - odpowiedział. Consalida nie zdążyła się odgryźć, bo kelner przyniósł ich spaghetti - To smacznego skarbie
- Udław się baranie... - o mało nie wybuchnął śmiechem. Wiktorii też się humor polepszył. Zaczęli jeść danie
- Poczekaj, ubrudziłaś się - koniuszkiem palca wytarł sos z kącika jej ust. Spojrzała w jego ciemne oczy. On nie wahając się delikatnie się przybliżył i... musnął wargami jej usta. Kobieta początkowo chciała się odsunąć, ale on zanurzył rękę w jej włosach i nie pozwalał jej na to. Chciał pogłębić pocałunek, językiem szukał drogi do jej języka. Consalida w końcu rozchyliła usta i sama zaczęła namiętnie całować Falka. Wsunęła swoje dłonie we włosy profesora, a on jeździł swoimi po jej karku, tak, że aż czuła dreszcze na całym ciele. Po chwili jednak się od niego oderwała - Mam nadzieję, że nie zamierzasz przepraszać i mi nie uciekniesz... - jego głos był zmysłowy, niski a oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze z pożądania jakie odczuwał
- Nie, dlaczego... - uśmiechnął się delikatnie
Wyszła z pizzeri. Musiała chwilę na niego zaczekać.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego uparłeś się, że to ty zapłacisz...
- Skarbie - objął ją ramieniem - po prostu jestem dżentelmenem
- Cholernie upartym dżentelmenem
- Kolejna rzecz, która nas łączy - wrócili spacerkiem do Leśnej Góry. Już w połowie drogi Wiki trzęsła się z zimna. Natychmiast zdjął swoją marynarkę - Załóż
- Przestań
- No przecież widzę, że ci zimno. - Wiki założyła marynarkę. Jedną rękę włożyła do kieszeni, drugą chwycił Andrzej. Doszli pod hotel rezydentów. - No to pa...
- Pa - spróbował ją pocałować, ale odwróciła się tak, że musnął jej policzek. Poszedł lekko nie zadowolony do swojego samochodu, a ona wróciła do hotelu. Będąc już w środku wchłaniała zapach profesora. Potem poszła pod prysznic i położyła się spać, jednak długo nie mogła zasnąć. Rozwiązanie znalazła dopiero w środku nocy przykrywając się marynarką profesora...
Krótko, ale przełomowo :D Zdecydowanie za często piszę o FaWi... Przez weekend codziennie pojawiał się post :P Zaszalałam ;* To się niedługo skończy, bo mam sporo nauki...
niedziela, 10 listopada 2013
Część 10
Minęły dwa dni. Consalida za każdym razem gdy widziała profesora uśmiechała się szeroko przypominając sobie co miało niedawno miejsce. Dzisiejszego dnia była bardzo zapracowana. Była po wyczerpującym dyżurze, a czekało ją jeszcze uzupełnianie dokumentacji... Z Falkowiczem...
Minęły dwie godziny, a oni nadal nie skończyli. Może dlatego, że zamiast skupić się na dokumentach rozmawiali. Nagle Wiki ziewnęła
- Chyba powinnam już iść. - wstała i mało się nie przewróciła
- Przecież ty zaśniesz po drodze. Połóż się
- Co? - zapytała zdziwiona. Andrzej wyciągnął z szafki koc i poduszkę. - I ja mam niby tu spać? - zaskoczona przyglądała się, jak Falk rozkłada koc na dywanie
- Nie chcę być odpowiedzialny za to, że uśniesz gdzieś w rowie
- A ty? - już się kładła, gdy zobaczyła, że Falk wyjmuje drugą poduszkę
- Wiedziałem, że kiedyś się przyda - powiedział sam do siebie. Wiki natychmiast usiadła, ale zmęczenie szybko dało o sobie znać i położyła się z powrotem. Ze skupieniem przyglądała się, jak Falk zdejmuje marynarkę i krawat. Delikatnie się uśmiechnęła walcząc ze sobą, żeby nie usnąć. Andrzej położył się obok niej i przykrył się kocem. - Mam nadzieję, że nie uciekniesz - szepnął jej wprost do ucha i położył rękę na jej biodrze. Nie zwróciła uwagi na ten gest, bo po chwili usnęła.
Ona i Falkowicz znów byli w Lesznie. Znów podczas kolacji zrobiło mu się słabo. Wiki wstała chcąc mu pomóc. Ich usta zbliżały się do siebie coraz bardziej. I znów zadzwonił telefon. Tym razem się nie odsunęła tylko namiętnie go pocałowała. Całując się szli w stronę łóżka. Powoli pozbywali się ubrań. Jego ręce błądziły po jej plecach.
Obudziła się, bo faktycznie poczuła czyjeś ręce na swoich plecach. Jego ręce. Rozejrzała się niepewnie. Było już jasno, a ona... nie mogła się poruszyć, żeby nie obudzić śpiącego Falka. Jedna z jego rąk błądziła po jej plecach, drugą trzymał na jej żebrach, a jedną z nóg na jej nogach. Ona leżała między jego nogami mocno go przytulając. Zaczęła się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że leżeli w aż tak intymnej pozycji. Po chwili zrobiło jej się niewygodnie. Spróbowała wyswobodzić ręce. Tylko delikatnie się poruszyła, a on natychmiast zareagował. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, a rękę przemieścił na jej pośladek.
- Cholera - szepnęła, gdy się zorientowała, że teraz zupełnie uniemożliwia jej jakikolwiek ruch. Jedynym wyjściem było obudzenie go. Wiki od razu zrobiło się mu żal. "Wygląda naprawdę słodko, kiedy śpi" ciągle huczało w jej głowie. - Andrzej... Andrzej, obudź się
- Mmm - zamruczał przez sen i przyciągnął do siebie Wiki, tak, że teraz stykali się ciałami.
- Andrzej, no obudź się
- Co? - zapytał ospale
- Możesz się odsunąć i wziąć te ręce - bardziej wysyczała niż wyszeptała
- No... - ospale się odsunął, chwilę poleżał, a po chwili wstał - Wygodnie ci było
- Ciężko określić...
- A co ci się śniło? Bo wiesz, że pierwszy sen w nowym miejscu się spełnia - Wiki otworzyła szeroko buzię, a po chwili zamknęła ją ustami. "O Boże, tylko nie to... Ale przecież ja w takie coś nie wierzę. Consalida, uspokój się, przecież to się nie spełni. Nie może, nie powinno, no już sama nie wiem." Wiki ospale wstała
- Do widzenia profesorze
- Widzimy się za godzinę - powiedział patrząc na telefon
- Co? - wyrwała mu telefon z ręki i spojrzała na godzinę. Oddała mu komórkę i wybiegła z jego gabinetu. On uśmiechnął się szeroko.
Wbiegła do hotelu i weszła do łazienki. Wyglądała okropnie. Potargane włosy, rozmyty makijaż
- Uuu... Widzę namiętna nocka - powiedziała Agata wchodząc do łazienki
- Daj spokój, spałam w szpitalu
- Z kim?
- Bardzo śmieszne Woźnicka, naprawdę bardzo śmieszne - powiedziała Wiki, lekko zdenerwowana. Agata prawię trafiła w sedno.
- No powiedz z kim... - Wiki wyszła z łazienki, a blondynka szła tuż za nią.
- Agata, spałam w szpitalu... Dociera
- W szpitalu? No to bardzo ciekawe, bo miałem nocny dyżur i się na ciebie nie natknąłem. A nie byłem tylko w damskiej toalecie i... - gdyby wzrok mógł zabijać, Adam leżałby już martwy - U Falkowicza
- Wiki?
- No uzupełnialiśmy papiery i tak jakoś wyszło, że zasnęłam...
- A wiesz, że tylko winny się tłumaczy? - powiedział ze śmiechem Adam
- Krajewski, ty idź się lepiej przespać
- A pójdziesz ze mną? - brunet nie czekał na odpowiedź tylko uciekł do swojego pokoju. Consalida napotkała zdziwiony wzrok Woźnickiej
- Nie spaliśmy ze sobą, po prostu zasnęłam
- A on? Przecież całą noc był w szpitalu
- Też spał w biurze - odpowiedziała Wiki
- I coś między wami było?
- Nie! Agata daj już spokój... - wybuchła Consalida
- No to w jakiej pozycji się obudziłaś?
- No wtulona w niego...
- Ale w ubraniach?
- Tak! - krzyknęła ruda lekarka - Nie uprawiałam z nim seksu i nie zamierzam...
- Andrzej - Falkowicz spojrzał na laborantkę o blond włosach - Długo cię tu nie widziałam... Co to za akcja z Consalidą? Cały szpital plotkuje, że się jej oświadczyłeś. Kompletnie pozkradali rozum
- Yyy... Kinga, to nie plotki
- Słucham?
- Ja naprawdę się jej oświadczyłem.
- Co ty mówisz? - przejechała opuszkami palców po jego policzku - Opowiedz mi prawdę...
- Prawdę... Okey, byłaś mi potrzebna tylko do otrzymania badań i przyznania legalnych badań. Byłaś dla mnie tylko maskotką
- Wykorzystałeś mnie? Mnie i moje kontakty? - zapytała ze łzami w oczach
- Tak - odpowiedział po prostu bawiąc się kantem krawata
- A po co ci Consalida?
- Może nie uwierzysz, ale ona naprawdę mi się podoba - wstał i wyszedł z laboratorium
- Jeszcze mnie popamiętacie - szepnęła wściekła
- Co?
- No, a on potem powiedział, że pierwszy sen w nowym miejscu się spełnia... No i teraz pomyśl, co jeśli to się naprawdę spełni
- No nieźle - skwitowała Agata - Ale wytłumacz mi, jakim cudem obudziliście się wtuleni w siebie
- Nie wiem, ale ten mój sen w pewnym sensie zrównał się z rzeczywistością. Bo on jeździł po moich plecach i we śnie i na podłodze
- A co ty do niego czujesz? - zapytała nagle Woźnicka
- Nie wiem... Śpieszę się do pracy - Wiki szybko urwała temat i popędziła do szpitala
Minęły dwie godziny, a oni nadal nie skończyli. Może dlatego, że zamiast skupić się na dokumentach rozmawiali. Nagle Wiki ziewnęła
- Chyba powinnam już iść. - wstała i mało się nie przewróciła
- Przecież ty zaśniesz po drodze. Połóż się
- Co? - zapytała zdziwiona. Andrzej wyciągnął z szafki koc i poduszkę. - I ja mam niby tu spać? - zaskoczona przyglądała się, jak Falk rozkłada koc na dywanie
- Nie chcę być odpowiedzialny za to, że uśniesz gdzieś w rowie
- A ty? - już się kładła, gdy zobaczyła, że Falk wyjmuje drugą poduszkę
- Wiedziałem, że kiedyś się przyda - powiedział sam do siebie. Wiki natychmiast usiadła, ale zmęczenie szybko dało o sobie znać i położyła się z powrotem. Ze skupieniem przyglądała się, jak Falk zdejmuje marynarkę i krawat. Delikatnie się uśmiechnęła walcząc ze sobą, żeby nie usnąć. Andrzej położył się obok niej i przykrył się kocem. - Mam nadzieję, że nie uciekniesz - szepnął jej wprost do ucha i położył rękę na jej biodrze. Nie zwróciła uwagi na ten gest, bo po chwili usnęła.
Ona i Falkowicz znów byli w Lesznie. Znów podczas kolacji zrobiło mu się słabo. Wiki wstała chcąc mu pomóc. Ich usta zbliżały się do siebie coraz bardziej. I znów zadzwonił telefon. Tym razem się nie odsunęła tylko namiętnie go pocałowała. Całując się szli w stronę łóżka. Powoli pozbywali się ubrań. Jego ręce błądziły po jej plecach.
Obudziła się, bo faktycznie poczuła czyjeś ręce na swoich plecach. Jego ręce. Rozejrzała się niepewnie. Było już jasno, a ona... nie mogła się poruszyć, żeby nie obudzić śpiącego Falka. Jedna z jego rąk błądziła po jej plecach, drugą trzymał na jej żebrach, a jedną z nóg na jej nogach. Ona leżała między jego nogami mocno go przytulając. Zaczęła się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że leżeli w aż tak intymnej pozycji. Po chwili zrobiło jej się niewygodnie. Spróbowała wyswobodzić ręce. Tylko delikatnie się poruszyła, a on natychmiast zareagował. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, a rękę przemieścił na jej pośladek.
- Cholera - szepnęła, gdy się zorientowała, że teraz zupełnie uniemożliwia jej jakikolwiek ruch. Jedynym wyjściem było obudzenie go. Wiki od razu zrobiło się mu żal. "Wygląda naprawdę słodko, kiedy śpi" ciągle huczało w jej głowie. - Andrzej... Andrzej, obudź się
- Mmm - zamruczał przez sen i przyciągnął do siebie Wiki, tak, że teraz stykali się ciałami.
- Andrzej, no obudź się
- Co? - zapytał ospale
- Możesz się odsunąć i wziąć te ręce - bardziej wysyczała niż wyszeptała
- No... - ospale się odsunął, chwilę poleżał, a po chwili wstał - Wygodnie ci było
- Ciężko określić...
- A co ci się śniło? Bo wiesz, że pierwszy sen w nowym miejscu się spełnia - Wiki otworzyła szeroko buzię, a po chwili zamknęła ją ustami. "O Boże, tylko nie to... Ale przecież ja w takie coś nie wierzę. Consalida, uspokój się, przecież to się nie spełni. Nie może, nie powinno, no już sama nie wiem." Wiki ospale wstała
- Do widzenia profesorze
- Widzimy się za godzinę - powiedział patrząc na telefon
- Co? - wyrwała mu telefon z ręki i spojrzała na godzinę. Oddała mu komórkę i wybiegła z jego gabinetu. On uśmiechnął się szeroko.
Wbiegła do hotelu i weszła do łazienki. Wyglądała okropnie. Potargane włosy, rozmyty makijaż
- Uuu... Widzę namiętna nocka - powiedziała Agata wchodząc do łazienki
- Daj spokój, spałam w szpitalu
- Z kim?
- Bardzo śmieszne Woźnicka, naprawdę bardzo śmieszne - powiedziała Wiki, lekko zdenerwowana. Agata prawię trafiła w sedno.
- No powiedz z kim... - Wiki wyszła z łazienki, a blondynka szła tuż za nią.
- Agata, spałam w szpitalu... Dociera
- W szpitalu? No to bardzo ciekawe, bo miałem nocny dyżur i się na ciebie nie natknąłem. A nie byłem tylko w damskiej toalecie i... - gdyby wzrok mógł zabijać, Adam leżałby już martwy - U Falkowicza
- Wiki?
- No uzupełnialiśmy papiery i tak jakoś wyszło, że zasnęłam...
- A wiesz, że tylko winny się tłumaczy? - powiedział ze śmiechem Adam
- Krajewski, ty idź się lepiej przespać
- A pójdziesz ze mną? - brunet nie czekał na odpowiedź tylko uciekł do swojego pokoju. Consalida napotkała zdziwiony wzrok Woźnickiej
- Nie spaliśmy ze sobą, po prostu zasnęłam
- A on? Przecież całą noc był w szpitalu
- Też spał w biurze - odpowiedziała Wiki
- I coś między wami było?
- Nie! Agata daj już spokój... - wybuchła Consalida
- No to w jakiej pozycji się obudziłaś?
- No wtulona w niego...
- Ale w ubraniach?
- Tak! - krzyknęła ruda lekarka - Nie uprawiałam z nim seksu i nie zamierzam...
- Andrzej - Falkowicz spojrzał na laborantkę o blond włosach - Długo cię tu nie widziałam... Co to za akcja z Consalidą? Cały szpital plotkuje, że się jej oświadczyłeś. Kompletnie pozkradali rozum
- Yyy... Kinga, to nie plotki
- Słucham?
- Ja naprawdę się jej oświadczyłem.
- Co ty mówisz? - przejechała opuszkami palców po jego policzku - Opowiedz mi prawdę...
- Prawdę... Okey, byłaś mi potrzebna tylko do otrzymania badań i przyznania legalnych badań. Byłaś dla mnie tylko maskotką
- Wykorzystałeś mnie? Mnie i moje kontakty? - zapytała ze łzami w oczach
- Tak - odpowiedział po prostu bawiąc się kantem krawata
- A po co ci Consalida?
- Może nie uwierzysz, ale ona naprawdę mi się podoba - wstał i wyszedł z laboratorium
- Jeszcze mnie popamiętacie - szepnęła wściekła
- Co?
- No, a on potem powiedział, że pierwszy sen w nowym miejscu się spełnia... No i teraz pomyśl, co jeśli to się naprawdę spełni
- No nieźle - skwitowała Agata - Ale wytłumacz mi, jakim cudem obudziliście się wtuleni w siebie
- Nie wiem, ale ten mój sen w pewnym sensie zrównał się z rzeczywistością. Bo on jeździł po moich plecach i we śnie i na podłodze
- A co ty do niego czujesz? - zapytała nagle Woźnicka
- Nie wiem... Śpieszę się do pracy - Wiki szybko urwała temat i popędziła do szpitala
sobota, 9 listopada 2013
Część 9
Następnego dnia rano Falk zastał w swoim gabinecie Adama. Siedział z grobową miną w jego fotelu
- Co tu robisz?
- Nie mogłeś mi powiedzieć? Dlaczego to ukrywałeś?
- Co? - zapytał lekko zdenerwowany
- Co? Ty się jeszcze pytasz. To, że jesteś moim bratem! - w przypływie wściekłości zrzucił z biurka dokumenty. Andrzej w ogóle się tym nie przejął. Natychmiast stanął obok Adama i położył mu rękę na ramię - Dlaczego - Krajewski spojrzał na Falkowicza ze łzami w oczach
- A jaki byłby w tym sens. Masz swoją rodzinę, kochającą rodzinę, a ja nie miałem zamiaru wpieprzać ci się w życie.
- I co teraz?
- Idź do swojej mamy. Ona cię potrzebuje
- Ona nie jest moją mamą. - Adam spuścił głowę - Aaa... Jaka ona była?
- Kto?
- Nasza mama...
- Nie pamiętam już dokładnie - Andrzej oparł się o biurko - Miała wielkie serce i bardzo nas kochała. Była dobra, miła...
- Andrzej... Ja się do tego chyba nigdy nie przyzwyczaję - powiedział załamującym się głosem - Może lepiej zmieńmy temat. Jak ci się układa z Consalidą?
- Nigdy nie było lepiej - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmiech
- Andrzej, ona jest moją przyjaciółką i bardzo mi pomogła - wstał - Pamiętaj, że jeśli ją skrzywdzisz, to będziesz miał ze mną do czynienia
- Chyba się zapominasz. Nie pamiętasz, że podejrzewałeś ją o złożenie donosu?
- Muszę ją przeprosić
- Tylko nie przesadzaj z tymi przeprosinami
- A co? Zazdrosny jesteś? - zapytał z uśmiechem
- Nie - odpowiedział również uśmiechnięty - Adam... Po co ci była jej pieczątka?
- Ja ją tylko znalazłem - natychmiast zaczął się tłumaczyć
- Nie powiem nikomu - przysiągł Falk
- No dobra, ale jeżeli to się wyda, to cię normalnie zabiję... Potrzebowałem zwolnienia lekarskiego, żeby...
- Żeby nie zeznawać - dokończył a niego Andrzej
- Całe szczęście udało mi się z tego wywinąć. Jak to zrobiłeś? - zapytał
- Słucham...
- No nie udawaj... Wiem, że moczyłeś w tym palce
- Przekonałem szanowną panią prokurator, że to są tylko domysły i że żadne nielegalne badania nie były prowadzone
- Panią prokurator... No to chyba niepotrzebnie się wymigiwałem
- Uwierz, potrzebnie. Kobieta około pięćdziesiątki z wielkim pryszczem na nosie. Po godzinie przesłuchania widziałem go dosłownie wszędzie. - Adam o mało nie wybuchł śmiechem
- Idę się przespać - powiedział po chwili
- Jasne... To pa
- Pa...
Dwa dni później Przemek wyjeżdżał na misję. Agata, Wiki, Borys, Nina i Adam zrobili z tego powodu małą imprezkę. Na ścianie powiesili wielki napis "Powodzenia Przemo" Zapała, gdy to zobaczył, trochę się wzruszył. Mocno uściskał wszystkich przyjaciół. Wypili trochę szampana, chwilę się pobawili...
- Szkoda, że wyjeżdżasz. Będziemy tęsknić - powiedziała Wiki podczas rozmowy sam na sam
- Myślę, że ty szybko znajdziesz pocieszenie
- Zapała, przestań.
- Przepraszam. Po prostu ten facet działa na mnie jak płachta na byka
- Kiedy wracasz? - zapytała po chwili
- Nie wiem jeszcze. Może za parę miesięcy, może za rok
- Będzie mi ciebie brakowało - powiedziała i mocno przytuliła Przemka. Zdziwiła się, gdy jego perfumy zaczęły drażni jej nozdrza. Kiedyś je tak uwielbiała, a teraz wolałaby wchłaniać delikatne perfumy kogoś zupełnie innego.
Następnego dnia była umówiona z Falkiem. Nie do końca wiedziała gdzie ją zabierze, więc nie wiedziała w co się ubrać. Ostatecznie postawiła na czarne spodnie i czerwoną koszulę w kratę. Gdy wyszła z hotelu Andrzej już na nią czekał... z białych bukietem róż w ręku.
- Pomyślałem, że czerwone są zbyt przereklamowane - oczarował ją swoim uśmiechem.
- Poczekasz chwilę, tylko wstawię do wody? - szybko wróciła do hotelu, włożyła kwiaty do wazonu i w błyskawicznym tempie wróciła
- Wreszcie - szepnął jej do ucha, gdy już szli do jego samochodu
- Aż tak się stęskniłeś - wyciągnęła rękę w celu otworzenia drzwi od samochodu, jednak on uśmiechnął się szeroko
- Nigdzie nie jedziemy...
- Słucham... - otworzył bagażnik i z szerokim uśmiechem wyjął koszyk
- Tu niedaleko jest idealne miejsce na piknik - szepnął jej wprost do ucha, a potem delikatnie musnął ustami jej szyję. Zadrżała "Spokojnie... Obiecałaś sobie i jemu, że przestaniesz się bać" Consalida oddychała głęboko i nawet nie zauważyła, gdy Falkowicz się odsunął - Może weźmiemy ze sobą Rogalskiego, albo przynajmniej jakieś środki uspokajające. Tak na wszelki wypadek - uśmiechnął się szeroko. Ruszyli w stronę polany i po niecałych dziesięciu minutach spaceru byli już na miejscu. Andrzej rozłożył koc na trawie. Położył tam też koszyk z jedzeniem.
Wesoło rozmawiali już od ponad godziny. Andrzej co chwila opowiadał jakiś żart. Wiki wzięła jedną z truskawek.
- Niezła, jak na tą porę roku - powiedziała. Ugryzła drugi raz
- Mogę? - zapytał a po chwili odsunął rękę Consalidy od ust i odgryzł resztę truskawki. - Faktycznie niezła, ale bardziej mi smakuje ten malinowy błyszczyk - Wiki delikatnie się zarumieniła. Odwróciła wzrok. Chwilę siedzieli w ciszy i bezruchu. Potem odgarnął jej niesforny kosmyk z twarzy. Delikatnie się przybliżył. Ustami musnął jej szyję, potem policzek nos. Natychmiast go od siebie odepchnęła
- Przepraszam... - wyszeptała
- Najpierw mnie odpychasz a potem przepraszasz. To trochę tak, jakbyś żałowała, że mnie odepchnęłaś - spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami
- Powinnam już iść - już się podnosiła
- Znowu uciekasz...
- Wiesz co... Jesteś najbardziej aroganckim typem jakiego znam
- I właśnie za to mnie kochasz - powiedział z wyjątkową pewnością siebie
- Słucham... - zapytała, a wściekłość malowała się w jej oczach... Uśmiechnął się iście w swoim stylu. To zaogniło sytuację. Natychmiast wstała, jak się okazało zbyt gwałtownie. Przewróciła się i wylądowała w... ramionach Falkowicza.
- No no... Pani doktor jednak zostaje? - zapytał, a w jego oczach pojawiły się charakterystyczne iskierki.
- Puść mnie - wysyczała, gdy się zorientowała, że mocno trzyma ją w talii.
- Nie mam takiego zamiaru... - przewrócił ją na plecy. Teraz to on był nad nią. Podpierając się na łokciach delikatnie się nachylił... Poczuł ogromny ból między nogami. Natychmiast poluzował uścisk i się odsunął
- Więcej tak nie rób - powiedziała poprawiając włosy. Andrzej nadal trzymał ręce w okolicy krocza. - Bardzo boli? - zapytała z ironią, a jednocześnie troską w głosie. Podeszła do niego. Złapał ją w talii i znów przewrócił na koc...
- Prze... - jego głos był bardzo piskliwy. Odchrząknął - Przepraszam. To był falstart. Zaczynamy od nowa?
- Czemu nie... Zostało nam jeszcze sześć randek
- Mam prośbę... Nie opowiadaj o tym nikomu - w jego oczach nadal był ból, chociaż głos tego nie zdradzał
- Naprawdę myślisz, że się powstrzymam - ledwo powstrzymywała śmiech. Wstała. Falk zebrał pozostałe jedzenie i koc. Ruszyli z powrotem
- To była naprawdę niezapomniana randka. Bawiłam się lepiej niż na ściance - powiedziała, gdy byli już przy samochodzie Andrzeja
- Nie powiedziałbym. - nachylił się i musnął jej policzek. - Dobranoc pani doktor
- Dobranoc profesorze - szepnęła. Potem patrzyła jak odjeżdża z ogromnym uśmiechem na twarzy...
Przysięgam, że zabiję moich przyjaciół za tą kację z kopniakiem w eee... czułe miejsce? Ryjecie mi psychę, ale i tak was kocham <33
Ooo... Jeszcze jedno xd Niedawno (w sensie, że dzisiaj :D ) pobiliśmy rekord wyświetleń (jest prawię 400 a dzień się jeszcze nie skończył :P) Jestem z was taka dumna ;*
- Co tu robisz?
- Nie mogłeś mi powiedzieć? Dlaczego to ukrywałeś?
- Co? - zapytał lekko zdenerwowany
- Co? Ty się jeszcze pytasz. To, że jesteś moim bratem! - w przypływie wściekłości zrzucił z biurka dokumenty. Andrzej w ogóle się tym nie przejął. Natychmiast stanął obok Adama i położył mu rękę na ramię - Dlaczego - Krajewski spojrzał na Falkowicza ze łzami w oczach
- A jaki byłby w tym sens. Masz swoją rodzinę, kochającą rodzinę, a ja nie miałem zamiaru wpieprzać ci się w życie.
- I co teraz?
- Idź do swojej mamy. Ona cię potrzebuje
- Ona nie jest moją mamą. - Adam spuścił głowę - Aaa... Jaka ona była?
- Kto?
- Nasza mama...
- Nie pamiętam już dokładnie - Andrzej oparł się o biurko - Miała wielkie serce i bardzo nas kochała. Była dobra, miła...
- Andrzej... Ja się do tego chyba nigdy nie przyzwyczaję - powiedział załamującym się głosem - Może lepiej zmieńmy temat. Jak ci się układa z Consalidą?
- Nigdy nie było lepiej - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmiech
- Andrzej, ona jest moją przyjaciółką i bardzo mi pomogła - wstał - Pamiętaj, że jeśli ją skrzywdzisz, to będziesz miał ze mną do czynienia
- Chyba się zapominasz. Nie pamiętasz, że podejrzewałeś ją o złożenie donosu?
- Muszę ją przeprosić
- Tylko nie przesadzaj z tymi przeprosinami
- A co? Zazdrosny jesteś? - zapytał z uśmiechem
- Nie - odpowiedział również uśmiechnięty - Adam... Po co ci była jej pieczątka?
- Ja ją tylko znalazłem - natychmiast zaczął się tłumaczyć
- Nie powiem nikomu - przysiągł Falk
- No dobra, ale jeżeli to się wyda, to cię normalnie zabiję... Potrzebowałem zwolnienia lekarskiego, żeby...
- Żeby nie zeznawać - dokończył a niego Andrzej
- Całe szczęście udało mi się z tego wywinąć. Jak to zrobiłeś? - zapytał
- Słucham...
- No nie udawaj... Wiem, że moczyłeś w tym palce
- Przekonałem szanowną panią prokurator, że to są tylko domysły i że żadne nielegalne badania nie były prowadzone
- Panią prokurator... No to chyba niepotrzebnie się wymigiwałem
- Uwierz, potrzebnie. Kobieta około pięćdziesiątki z wielkim pryszczem na nosie. Po godzinie przesłuchania widziałem go dosłownie wszędzie. - Adam o mało nie wybuchł śmiechem
- Idę się przespać - powiedział po chwili
- Jasne... To pa
- Pa...
Dwa dni później Przemek wyjeżdżał na misję. Agata, Wiki, Borys, Nina i Adam zrobili z tego powodu małą imprezkę. Na ścianie powiesili wielki napis "Powodzenia Przemo" Zapała, gdy to zobaczył, trochę się wzruszył. Mocno uściskał wszystkich przyjaciół. Wypili trochę szampana, chwilę się pobawili...
- Szkoda, że wyjeżdżasz. Będziemy tęsknić - powiedziała Wiki podczas rozmowy sam na sam
- Myślę, że ty szybko znajdziesz pocieszenie
- Zapała, przestań.
- Przepraszam. Po prostu ten facet działa na mnie jak płachta na byka
- Kiedy wracasz? - zapytała po chwili
- Nie wiem jeszcze. Może za parę miesięcy, może za rok
- Będzie mi ciebie brakowało - powiedziała i mocno przytuliła Przemka. Zdziwiła się, gdy jego perfumy zaczęły drażni jej nozdrza. Kiedyś je tak uwielbiała, a teraz wolałaby wchłaniać delikatne perfumy kogoś zupełnie innego.
Następnego dnia była umówiona z Falkiem. Nie do końca wiedziała gdzie ją zabierze, więc nie wiedziała w co się ubrać. Ostatecznie postawiła na czarne spodnie i czerwoną koszulę w kratę. Gdy wyszła z hotelu Andrzej już na nią czekał... z białych bukietem róż w ręku.
- Pomyślałem, że czerwone są zbyt przereklamowane - oczarował ją swoim uśmiechem.
- Poczekasz chwilę, tylko wstawię do wody? - szybko wróciła do hotelu, włożyła kwiaty do wazonu i w błyskawicznym tempie wróciła
- Wreszcie - szepnął jej do ucha, gdy już szli do jego samochodu
- Aż tak się stęskniłeś - wyciągnęła rękę w celu otworzenia drzwi od samochodu, jednak on uśmiechnął się szeroko
- Nigdzie nie jedziemy...
- Słucham... - otworzył bagażnik i z szerokim uśmiechem wyjął koszyk
- Tu niedaleko jest idealne miejsce na piknik - szepnął jej wprost do ucha, a potem delikatnie musnął ustami jej szyję. Zadrżała "Spokojnie... Obiecałaś sobie i jemu, że przestaniesz się bać" Consalida oddychała głęboko i nawet nie zauważyła, gdy Falkowicz się odsunął - Może weźmiemy ze sobą Rogalskiego, albo przynajmniej jakieś środki uspokajające. Tak na wszelki wypadek - uśmiechnął się szeroko. Ruszyli w stronę polany i po niecałych dziesięciu minutach spaceru byli już na miejscu. Andrzej rozłożył koc na trawie. Położył tam też koszyk z jedzeniem.
Wesoło rozmawiali już od ponad godziny. Andrzej co chwila opowiadał jakiś żart. Wiki wzięła jedną z truskawek.
- Niezła, jak na tą porę roku - powiedziała. Ugryzła drugi raz
- Mogę? - zapytał a po chwili odsunął rękę Consalidy od ust i odgryzł resztę truskawki. - Faktycznie niezła, ale bardziej mi smakuje ten malinowy błyszczyk - Wiki delikatnie się zarumieniła. Odwróciła wzrok. Chwilę siedzieli w ciszy i bezruchu. Potem odgarnął jej niesforny kosmyk z twarzy. Delikatnie się przybliżył. Ustami musnął jej szyję, potem policzek nos. Natychmiast go od siebie odepchnęła
- Przepraszam... - wyszeptała
- Najpierw mnie odpychasz a potem przepraszasz. To trochę tak, jakbyś żałowała, że mnie odepchnęłaś - spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami
- Powinnam już iść - już się podnosiła
- Znowu uciekasz...
- Wiesz co... Jesteś najbardziej aroganckim typem jakiego znam
- I właśnie za to mnie kochasz - powiedział z wyjątkową pewnością siebie
- Słucham... - zapytała, a wściekłość malowała się w jej oczach... Uśmiechnął się iście w swoim stylu. To zaogniło sytuację. Natychmiast wstała, jak się okazało zbyt gwałtownie. Przewróciła się i wylądowała w... ramionach Falkowicza.
- No no... Pani doktor jednak zostaje? - zapytał, a w jego oczach pojawiły się charakterystyczne iskierki.
- Puść mnie - wysyczała, gdy się zorientowała, że mocno trzyma ją w talii.
- Nie mam takiego zamiaru... - przewrócił ją na plecy. Teraz to on był nad nią. Podpierając się na łokciach delikatnie się nachylił... Poczuł ogromny ból między nogami. Natychmiast poluzował uścisk i się odsunął
- Więcej tak nie rób - powiedziała poprawiając włosy. Andrzej nadal trzymał ręce w okolicy krocza. - Bardzo boli? - zapytała z ironią, a jednocześnie troską w głosie. Podeszła do niego. Złapał ją w talii i znów przewrócił na koc...
- Prze... - jego głos był bardzo piskliwy. Odchrząknął - Przepraszam. To był falstart. Zaczynamy od nowa?
- Czemu nie... Zostało nam jeszcze sześć randek
- Mam prośbę... Nie opowiadaj o tym nikomu - w jego oczach nadal był ból, chociaż głos tego nie zdradzał
- Naprawdę myślisz, że się powstrzymam - ledwo powstrzymywała śmiech. Wstała. Falk zebrał pozostałe jedzenie i koc. Ruszyli z powrotem
- To była naprawdę niezapomniana randka. Bawiłam się lepiej niż na ściance - powiedziała, gdy byli już przy samochodzie Andrzeja
- Nie powiedziałbym. - nachylił się i musnął jej policzek. - Dobranoc pani doktor
- Dobranoc profesorze - szepnęła. Potem patrzyła jak odjeżdża z ogromnym uśmiechem na twarzy...
Przysięgam, że zabiję moich przyjaciół za tą kację z kopniakiem w eee... czułe miejsce? Ryjecie mi psychę, ale i tak was kocham <33
Ooo... Jeszcze jedno xd Niedawno (w sensie, że dzisiaj :D ) pobiliśmy rekord wyświetleń (jest prawię 400 a dzień się jeszcze nie skończył :P) Jestem z was taka dumna ;*
piątek, 8 listopada 2013
Część 8
Oderwała się od niego zanim zdążył zareagować
- Przepraszam - natychmiast wyszeptała i poszła do szatni. Falk delikatnie posmutniał. Na wargach nadal czuł smak ust Consalidy.
Do szpitala wrócili w ciszy. Andrzej widział zakłopotanie Wiktorii i nie chciał na nią naciskać. Gdy tylko stanął wystrzeliła z samochodu jak z procy nawet się nie żegnając. Nawet nie zauważył, kiedy zniknęła z jego pola widzenia.
- Wiki? - zapytała zaniepokojona Agata widząc Consalidę wparowującą do hotelu jak burza. - Co się stało?
- Ja... ja sobie z tym wszystkim nie radzę - wzięła butelkę wody, napiła się trochę a potem usiadła obok Woźnickiej - Potrzebuję czegoś mocniejszego - powiedziała odkładając butelkę wody i szukając jakiegoś alkoholu. Agata natychmiast ją zapytała
- No co się stało?
- Agata, wszystko ci opowiem, ale na trzeźwo po prostu nie dam rady - wyjęła z szafki wino i postawiła na blacie - Pijesz?
- Mam jutro dyżur
- Pieprzyć dyżur, pijemy całą noc
Niewiele czasu minęło, żeby były całkowicie pijane.
- No... No i wtedy go pocałowałam a potem jak jakaś idiotka spieprzyłam. Cholerny tchórz ze mnie - Wiki dopiła kolejny kieliszek wina
- Z ciebie? Spójrz na mnie... Facet ciągle się do mnie przystawia a ja ciągle go odrzucam - odpowiedzała Agata - Już nawet nie wiem dlaczego
- Widzę Woźnicka, że jesteśmy w podobnej sytuacji. Z jednym małym wyjątkiem - czknęła - Ja po prostu boję... boję się mu zaufać - przechyliła butelkę, żeby sobie dolać. W środku już nic nie było - Wino... - znów czknęła - Wino się skończyło
- To idziemy spać - powiedziała Agata i wolnym krokiem poszła do swojego pokoju. Nagle do hotelu wpadł Adam
- No, no... Widzę, że niezła balanga mnie ominęła - popatrzył chłodno na Consalidę. Nadal myślał, że to ona złożyła doniesienie. Wiki momentalnie otrzeźwiała. Nie miała zamiaru się tłumaczyć. Poszła do swojego pokoju i prawię natychmiast usnęła.
Następnego dnia w szpitalu była wyjątkowo wcześnie. Stała właśnie przy grafiku. Zauważyła, że ma dziś trzy zabiegi. Jeden trudniejszy od drugiego. I do tego każdy z Falkowiczem. Rozejrzała się niepewnie i chwyciła gąbkę. Wymazała nazwisko Andrzeja przy jednym z zabiegów. Chwyciła marker i zaczęła pisać: P... Nagle ktoś wszedł do lekarskiego. Consalida odwróciła się w stronę drzwi
- Pani doktor, co pani robi? - zapytał z uśmiechem na twarzy Falk
- Yyy - "no właśnie... Co?" - Było niewyraźnie napisane, więc chciałam poprawić
- Niewyraźnie? - stanął za nią i chwycił za prawą dłoń. Razem napisali kilka liter, które złożyły się i imię i nazwisko "Andrzej Falkowicz" Wiki zła na siebie odrzuciła marker, a Falk zarzucił na siebie fartuch.
- Właściwie dlaczego go tak nosisz? - zapytała zanim zdążyła się ugryźć w język
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Podpatrzyłem to w jakimś filmie, a poza tym... - przysunął się do niej i szepnął jej na ucho - Tak łatwiej go zdjąć - Wiki zrobiła dziwną minę "Consalida nie doszukuj się podtekstów" ochrzaniła sama siebie i odsunęła się na bezpieczną odległość. Ludzie zaczęli się schodzić na odprawę. Usiadła w rogu kanapy. Na jej nieszczęście Andrzej usiadł tuż obok. Rękę położyła między nimi, żeby się jakoś od niego oddzielić. I to był błąd. Od razu nakrył jej dłoń swoją, a potem zaczął rysować wzorki... Kółka, kwadraciki, nawet serduszka
"Spokojnie... Wiktoria tylko go przypadkiem nie zabij." westchnęła cicho, tak, że nawet Falk tego nie słyszał. "Boże, jak on na mnie działa... Nie no, zaraz go zabiję!"
Odprawa dobiegła końca, a Consalida natychmiast się poderwała i ruszyła do pacjentów. Na dłoni nadal czuła ciepło ręki Falkowicza.
- Wiki! Wiki, zaczekaj!
- Co? - odwróciła się w stronę Andrzeja
- Ciągle mnie unikasz, a ja... Chciałem ci to oddać. Zostawiłaś w wczoraj w samochodzie - podał jej portfel
- Dzięki... Nawet nie zauważyłam, że go nie mam - powiedziała - Mam na dzieję, że nie liczyłeś ile mam pod koniec miesiąca - uśmiechnął się szeroko
- Nie rozumiem, dlaczego to robisz... Masz do mnie żal, czy co?
- To nie tak... Po prostu ta sytuacja trochę mnie przerosła. Myślę, że powinniśmy dać sobie na wstrzymanie.
- Przerósł cię zwykły pocałunek. To co będzie dalej?
- Dalej? - zapytała zdziwiona
- Wiesz co... Ja myślę, że ty po prostu uciekasz. Zawsze tak robisz, gdy poczujesz się "nieswojo" - specjalnie to zaakcentował - czy tylko przy mnie? Kiedyś mi powiedziałaś, że już niczego się nie boisz, a ja uważam, że jest wręcz przeciwnie - odwrócił się gwałtownie
- Czekaj - do Wiktorii dotarły słowa Falkowicza. Wiedziała, że ma rację - teraz ty wybierasz miejsce i czas...
W tym samym czasie Adam nie mogąc się opanować zajrzał do dokumentów z urzędu stanu cywilnego. Uważnie się w to wczytał, a z szoku o mało nie zemdlał...
- Przepraszam - natychmiast wyszeptała i poszła do szatni. Falk delikatnie posmutniał. Na wargach nadal czuł smak ust Consalidy.
Do szpitala wrócili w ciszy. Andrzej widział zakłopotanie Wiktorii i nie chciał na nią naciskać. Gdy tylko stanął wystrzeliła z samochodu jak z procy nawet się nie żegnając. Nawet nie zauważył, kiedy zniknęła z jego pola widzenia.
- Wiki? - zapytała zaniepokojona Agata widząc Consalidę wparowującą do hotelu jak burza. - Co się stało?
- Ja... ja sobie z tym wszystkim nie radzę - wzięła butelkę wody, napiła się trochę a potem usiadła obok Woźnickiej - Potrzebuję czegoś mocniejszego - powiedziała odkładając butelkę wody i szukając jakiegoś alkoholu. Agata natychmiast ją zapytała
- No co się stało?
- Agata, wszystko ci opowiem, ale na trzeźwo po prostu nie dam rady - wyjęła z szafki wino i postawiła na blacie - Pijesz?
- Mam jutro dyżur
- Pieprzyć dyżur, pijemy całą noc
Niewiele czasu minęło, żeby były całkowicie pijane.
- No... No i wtedy go pocałowałam a potem jak jakaś idiotka spieprzyłam. Cholerny tchórz ze mnie - Wiki dopiła kolejny kieliszek wina
- Z ciebie? Spójrz na mnie... Facet ciągle się do mnie przystawia a ja ciągle go odrzucam - odpowiedzała Agata - Już nawet nie wiem dlaczego
- Widzę Woźnicka, że jesteśmy w podobnej sytuacji. Z jednym małym wyjątkiem - czknęła - Ja po prostu boję... boję się mu zaufać - przechyliła butelkę, żeby sobie dolać. W środku już nic nie było - Wino... - znów czknęła - Wino się skończyło
- To idziemy spać - powiedziała Agata i wolnym krokiem poszła do swojego pokoju. Nagle do hotelu wpadł Adam
- No, no... Widzę, że niezła balanga mnie ominęła - popatrzył chłodno na Consalidę. Nadal myślał, że to ona złożyła doniesienie. Wiki momentalnie otrzeźwiała. Nie miała zamiaru się tłumaczyć. Poszła do swojego pokoju i prawię natychmiast usnęła.
Następnego dnia w szpitalu była wyjątkowo wcześnie. Stała właśnie przy grafiku. Zauważyła, że ma dziś trzy zabiegi. Jeden trudniejszy od drugiego. I do tego każdy z Falkowiczem. Rozejrzała się niepewnie i chwyciła gąbkę. Wymazała nazwisko Andrzeja przy jednym z zabiegów. Chwyciła marker i zaczęła pisać: P... Nagle ktoś wszedł do lekarskiego. Consalida odwróciła się w stronę drzwi
- Pani doktor, co pani robi? - zapytał z uśmiechem na twarzy Falk
- Yyy - "no właśnie... Co?" - Było niewyraźnie napisane, więc chciałam poprawić
- Niewyraźnie? - stanął za nią i chwycił za prawą dłoń. Razem napisali kilka liter, które złożyły się i imię i nazwisko "Andrzej Falkowicz" Wiki zła na siebie odrzuciła marker, a Falk zarzucił na siebie fartuch.
- Właściwie dlaczego go tak nosisz? - zapytała zanim zdążyła się ugryźć w język
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Podpatrzyłem to w jakimś filmie, a poza tym... - przysunął się do niej i szepnął jej na ucho - Tak łatwiej go zdjąć - Wiki zrobiła dziwną minę "Consalida nie doszukuj się podtekstów" ochrzaniła sama siebie i odsunęła się na bezpieczną odległość. Ludzie zaczęli się schodzić na odprawę. Usiadła w rogu kanapy. Na jej nieszczęście Andrzej usiadł tuż obok. Rękę położyła między nimi, żeby się jakoś od niego oddzielić. I to był błąd. Od razu nakrył jej dłoń swoją, a potem zaczął rysować wzorki... Kółka, kwadraciki, nawet serduszka
"Spokojnie... Wiktoria tylko go przypadkiem nie zabij." westchnęła cicho, tak, że nawet Falk tego nie słyszał. "Boże, jak on na mnie działa... Nie no, zaraz go zabiję!"
Odprawa dobiegła końca, a Consalida natychmiast się poderwała i ruszyła do pacjentów. Na dłoni nadal czuła ciepło ręki Falkowicza.
- Wiki! Wiki, zaczekaj!
- Co? - odwróciła się w stronę Andrzeja
- Ciągle mnie unikasz, a ja... Chciałem ci to oddać. Zostawiłaś w wczoraj w samochodzie - podał jej portfel
- Dzięki... Nawet nie zauważyłam, że go nie mam - powiedziała - Mam na dzieję, że nie liczyłeś ile mam pod koniec miesiąca - uśmiechnął się szeroko
- Nie rozumiem, dlaczego to robisz... Masz do mnie żal, czy co?
- To nie tak... Po prostu ta sytuacja trochę mnie przerosła. Myślę, że powinniśmy dać sobie na wstrzymanie.
- Przerósł cię zwykły pocałunek. To co będzie dalej?
- Dalej? - zapytała zdziwiona
- Wiesz co... Ja myślę, że ty po prostu uciekasz. Zawsze tak robisz, gdy poczujesz się "nieswojo" - specjalnie to zaakcentował - czy tylko przy mnie? Kiedyś mi powiedziałaś, że już niczego się nie boisz, a ja uważam, że jest wręcz przeciwnie - odwrócił się gwałtownie
- Czekaj - do Wiktorii dotarły słowa Falkowicza. Wiedziała, że ma rację - teraz ty wybierasz miejsce i czas...
W tym samym czasie Adam nie mogąc się opanować zajrzał do dokumentów z urzędu stanu cywilnego. Uważnie się w to wczytał, a z szoku o mało nie zemdlał...
środa, 6 listopada 2013
Część 7
Przez cały dzień szukała swojej pieczątki. Tak samo jak przez cały dzień starała się unikać Falkowicza. Nawet jej się to udawało. Miała szczęście, za każdym razem gdy była na oddziale Falk operował, a gdy ona operowała, on zajmował się pacjentami.
- Unikasz mnie? - stały tekst Falkowicza tym razem zadziałał na nią kojąco. Powiedział to spokojnie i ciepło, ale mimo wszystko nie odwróciła się do niego. Ze wszystkich sił starała się skupić na historii choroby jednego z pacjentów. - Co tam masz - stanął tuż za nią. Blisko. Niebezpiecznie blisko
- Pan Boczek, guz na nerce. Najprawdopodobniej złośliwy. Prawdopodobnie będzie miał operację najpóźniej za kilka dni - odpowiedziała. Jej głos był pozbawiony emocji. W końcu uczyła się od mistrza... On jednak nic sobie z tego nie robił. Jedną rękę położył na burku, drugą na jej ramieniu. Głowę ulokował niebezbiecznie blisko jej twarzy, tak, że czuła jego perfumy, jego oddech. Ledwo powstrzymała się od tego, żeby nie westchnąć
- Podobno ostatnio coś zgubiłaś - szepnął jej do ucha. Ręką, którą wcześniej położył na biurku, rysował kółka na jej dłoni. Przymknęła oczy. Nagle przestał. Zdziwiona spojrzała na niego. Odsunął się, żeby wyjąć coś z kieszeni. Jej pieczątkę.
- Mogłam się domyślić, że to ty ją znajdziesz - powiedziała
- Mogłabyś mi chociaż podziękować. A właściwie Adamowi, ja ją tylko przekazuję - położył pieczątkę na biurku i wrócił do rysowania kółek na jej dłoni
- Dasz mi się wreszcie skupić na pracy? - po kilku chwilach wybuchła. Nie dlatego, że ją to denerwowało, tylko dlatego, że nie mogła się skupić na czymś innym i podświadomie chciała więcej. On odsunął się, a między nimi zapadła cisza.
- Dobra, powiem ci. Ale musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz, a zwłaszcza Adamowi - Wiki delikatnie się uśmiechnęła. Odwróciła się przodem do Falka i patrząc w jego ciemne oczy z uwagą słuchała tego co mówi - Bo widzisz, mama Adama... Ona nie jest jego mamą. On trafił tam gdy był niemowlakiem. Jego matka umarła, nie znam jego prawdziwego ojca. Adam dopiero teraz się dowiedział prawdy. A ja to wszystko wiem, bo... Bo ja jestem jego bratem.
Wiktoria wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy.
- Wiki, wszystko w porządku? - kucnął przed nią i zaczął machać jej przed oczami. Gdy to nie skutkowało delikatnie klepnął ją w policzek...
- Właśnie odkryłam kolejną twoją wadę. Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś damskim bokserem - uśmiechnęli się
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz...
- Dlaczego ci tak na tym zależy? Myślałam, że będziesz chciał poznać swojego brata, spędzić z nim czas
- Bardzo bym chciał, ale mimo wszystko nie chcę burzyć jego świata. I tak został już wystarczająco skopany.
- W życiu bym nie pomyślała, że jesteś taki troskliwy
- To mój brat. Muszę się o niego troszczyć - powiedział smutny
- To nie jest cała historia, prawda?
- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego jestem takim zimnym draniem? - pokiwała przecząco głową - Miałem trudne dzieciństwo. Mama zmarła, zostałem rozdzielony z bratem, trafiłem do trudnej rodziny. Ale dosyć tego. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym
- To znaczy o czym?
- Kiedy i gdzie następna randka? - zapytał z uśmiechem.
- Sam nie wierzę, e się na to zgodziłem - powiedział idąc obok Wiki
- Tylko nie mów, że nie umiesz pływać
- No tak... Doktor Consalida i ten jej cięty języczek - powiedział z uśmiechem. - Dobrze, że nie ścianka wspinaczkowa, ale na litość boską... Basen? To chyba nie jest idealne miejsce na randkę
- Po prostu jestem orginalna - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy wchodząc na basen. Wzięli kluczyki od szafek...
- Ciekawe, czym jeszcze mnie zaskoczysz
Od pół godziny razem pływali. Falk nie mógł odwrócić wzroku od ciała Wiktorii okrytego jedynie smukłym kostiumem kąpielowym. Consalida ciągle przyłapywała się na tym, że zerka na jego umięśnioną klatę. Nagle płynąc obok siebie przez przypadek dotknęli się nogami. Oboje zatrzymali się. Spojrzeli sobie w oczy. Odgarnął jej z czoła mokre włosy i przybliżył się jeszcze bardzie. Drugą ręką złapał ją w talii. Chwilę stali w bezruchu...
Gdy dotarło do niej co może się za chwilę wydarzyć natychmiast strąciła jego ręce
- Ścigajmy się - krzyknęła i popłynęła przed siebie. Pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył za nią...
Wyprzedził ją bez problemu. Stanął przed nią i złapał za ramiona
- Teraz ja mam u ciebie życzenie - powiedział z uśmiechem
- Słucham...
- Pocałuj mnie - Consalida lekko się zmieszała, ale mimo wszystko delikatnie musnęła wargi Andrzeja.
- Unikasz mnie? - stały tekst Falkowicza tym razem zadziałał na nią kojąco. Powiedział to spokojnie i ciepło, ale mimo wszystko nie odwróciła się do niego. Ze wszystkich sił starała się skupić na historii choroby jednego z pacjentów. - Co tam masz - stanął tuż za nią. Blisko. Niebezpiecznie blisko
- Pan Boczek, guz na nerce. Najprawdopodobniej złośliwy. Prawdopodobnie będzie miał operację najpóźniej za kilka dni - odpowiedziała. Jej głos był pozbawiony emocji. W końcu uczyła się od mistrza... On jednak nic sobie z tego nie robił. Jedną rękę położył na burku, drugą na jej ramieniu. Głowę ulokował niebezbiecznie blisko jej twarzy, tak, że czuła jego perfumy, jego oddech. Ledwo powstrzymała się od tego, żeby nie westchnąć
- Podobno ostatnio coś zgubiłaś - szepnął jej do ucha. Ręką, którą wcześniej położył na biurku, rysował kółka na jej dłoni. Przymknęła oczy. Nagle przestał. Zdziwiona spojrzała na niego. Odsunął się, żeby wyjąć coś z kieszeni. Jej pieczątkę.
- Mogłam się domyślić, że to ty ją znajdziesz - powiedziała
- Mogłabyś mi chociaż podziękować. A właściwie Adamowi, ja ją tylko przekazuję - położył pieczątkę na biurku i wrócił do rysowania kółek na jej dłoni
- Dasz mi się wreszcie skupić na pracy? - po kilku chwilach wybuchła. Nie dlatego, że ją to denerwowało, tylko dlatego, że nie mogła się skupić na czymś innym i podświadomie chciała więcej. On odsunął się, a między nimi zapadła cisza.
- Dobra, powiem ci. Ale musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz, a zwłaszcza Adamowi - Wiki delikatnie się uśmiechnęła. Odwróciła się przodem do Falka i patrząc w jego ciemne oczy z uwagą słuchała tego co mówi - Bo widzisz, mama Adama... Ona nie jest jego mamą. On trafił tam gdy był niemowlakiem. Jego matka umarła, nie znam jego prawdziwego ojca. Adam dopiero teraz się dowiedział prawdy. A ja to wszystko wiem, bo... Bo ja jestem jego bratem.
Wiktoria wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy.
- Wiki, wszystko w porządku? - kucnął przed nią i zaczął machać jej przed oczami. Gdy to nie skutkowało delikatnie klepnął ją w policzek...
- Właśnie odkryłam kolejną twoją wadę. Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś damskim bokserem - uśmiechnęli się
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz...
- Dlaczego ci tak na tym zależy? Myślałam, że będziesz chciał poznać swojego brata, spędzić z nim czas
- Bardzo bym chciał, ale mimo wszystko nie chcę burzyć jego świata. I tak został już wystarczająco skopany.
- W życiu bym nie pomyślała, że jesteś taki troskliwy
- To mój brat. Muszę się o niego troszczyć - powiedział smutny
- To nie jest cała historia, prawda?
- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego jestem takim zimnym draniem? - pokiwała przecząco głową - Miałem trudne dzieciństwo. Mama zmarła, zostałem rozdzielony z bratem, trafiłem do trudnej rodziny. Ale dosyć tego. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym
- To znaczy o czym?
- Kiedy i gdzie następna randka? - zapytał z uśmiechem.
- Sam nie wierzę, e się na to zgodziłem - powiedział idąc obok Wiki
- Tylko nie mów, że nie umiesz pływać
- No tak... Doktor Consalida i ten jej cięty języczek - powiedział z uśmiechem. - Dobrze, że nie ścianka wspinaczkowa, ale na litość boską... Basen? To chyba nie jest idealne miejsce na randkę
- Po prostu jestem orginalna - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy wchodząc na basen. Wzięli kluczyki od szafek...
- Ciekawe, czym jeszcze mnie zaskoczysz
Od pół godziny razem pływali. Falk nie mógł odwrócić wzroku od ciała Wiktorii okrytego jedynie smukłym kostiumem kąpielowym. Consalida ciągle przyłapywała się na tym, że zerka na jego umięśnioną klatę. Nagle płynąc obok siebie przez przypadek dotknęli się nogami. Oboje zatrzymali się. Spojrzeli sobie w oczy. Odgarnął jej z czoła mokre włosy i przybliżył się jeszcze bardzie. Drugą ręką złapał ją w talii. Chwilę stali w bezruchu...
Gdy dotarło do niej co może się za chwilę wydarzyć natychmiast strąciła jego ręce
- Ścigajmy się - krzyknęła i popłynęła przed siebie. Pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył za nią...
Wyprzedził ją bez problemu. Stanął przed nią i złapał za ramiona
- Teraz ja mam u ciebie życzenie - powiedział z uśmiechem
- Słucham...
- Pocałuj mnie - Consalida lekko się zmieszała, ale mimo wszystko delikatnie musnęła wargi Andrzeja.
niedziela, 3 listopada 2013
Część 6
- Cholera jasna - Adam wpadł wściekły do gabinetu Falka
- Co jest? - zapytał Andrzej
- Ktoś złożył na mnie doniesienie w sprawie nielegalnych badań klinicznych
- Na ciebie?
- Dowiem się kto to i zabiję - powiedział wściekły
- Adam uspokój się... Na kiedy masz wezwanie do prokuratury
- Na pojutrze
- Pójść z tobą? - zapytał wyraźnie zatroskany
- Po co? Poradzę sobie...
- Skoro tak... Coś jeszcze?
- Pogodziłem się z mamą. Miałeś rację. Nieważne czy jest moją biologiczną matką i tak mnie kocha, a ja ją. I słuchaj, naprawdę ci współczuję. Nie wiedziałem...
- Nie wracam do tego, ok
- Jasne... Słyszałem że randkujesz z Consalidą
- Widzę, że pielęgniareczki wszystko wyśpiewały
- Chyba raczej Borys - powiedział uśmiechnięty Adaś - No więc jeżeli to prawda, to życzę powodzenia. Twarda z niej sztuka
- Powodzenie na pewno się przyda - Falk też się uśmiechnął
Po chwili Adam wyszedł z gabinetu Falka. Ręce trzymał w kieszeniach. Jedna z nich była dziwnie uwypuklona...
Wiki przeszukiwała każdy kąt w lekarskim. Odrzuciła poduszki z kanapy, odsunęła biurko
- Czego tak szukasz? - zapytała Nina
- Pieczątki
- Nie mów, że zgubiłaś
- Nie mam pojęcia, gdzie jest... Pomożesz mi?
- Wiki, a wiesz, że jeżeli trafi w niepowołane ręce, to...
- Wiem... - przerwała jej Wiki. Blondynka wzięła się za szukanie pieczątki.
Wykończona Consalida wróciła do hotelu rezydentów. Spojrzała na zegarek. Do spotkania z Andrzejem miała niecałą godzinę. Po chwili dostrzegła na balkonie Krajewskiego. Był wyraźnie zamyślony. Niepewnie podeszła do niego. Stojąc na balkonie dostrzegła, że jest nie tylko zamyślony. Jest też wściekły.
- Adam?
- Wiesz, przemyślałem sobie wszystko i ułożyło mi się to w logiczną całość
- Wszystko to znaczy co?
- Naprawdę nie mogłaś się powstrzymać, co!? Musiałaś złożyć doniesienie!?
- O czym ty gadasz? - zapytała
- Tylko po co to robiłaś!? Co to ma być!? Jakaś próba pozbycia się mnie i wkroczenia w wielki medyczny świat!? - Adam już wrzeszczał
- Co ty pieprzysz człowieku? Jakie doniesienie
- Tylko nie udawaj, że nie wiesz... - ściszył głos widząc pacjentów patrzących w ich stronę
- W sprawie tych nielegalnych badań? Naprawdę myślisz, że mogłabym być taka głupia. Przecież sama wylądowałabym w pierdlu. Ty lepiej pomyśl, czy nie odezwały się te twoje długi z przeszłości.
- Wiesz co? Nie wtrącaj się! - Adam poszedł do swojego pokoju, a Wiki dokładnie przemyślała jego słowa. Nie miała pojęcia, dlaczego ją osądził. Przecież to mógł być każdy, a ona była w tej samej sytuacji co on...
Przez te wszystkie przemyślenia straciła rachubę czasu. Gdy spojrzała na zegarek było pięć po ósmej. Przeklnęła w myślach i wybiegła z hotelu.
Do restauracji dotarła po dwudziestu minutach. Wiedziała, że Falk nie będzie zadowolony. Wbiegła do kawiarni, ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie. Zauważyła go. Siedział odwrócony do niej tyłem tuż przy tarasie. Ruszyła tam biegiem.
Co chwila nerwowo spoglądał na zegarek. Właśnie tego się najbardziej obawiał. Że go wystawi i nie przyjdzie... Gdy zauważył, że minęło już 25 minut przygaszony wstał i poczuł, że ktoś na niego wpada. Pomyślał, że to kelnerka, ale poczuł zmysłowe perfumy. Jej perfumy
- Pani doktor. Mogłaby mi pani łaskawie podziękować za uratowanie życia - złapał ją za dłonie. Popatrzyła na niego niepewnie. W jej oczach zauważył niepewność, ale wyraźnie czekała na jego ruch. Przybliżył się do niej. Chciał ją pocałować, ale w ostatniej chwili się wycofał, a swoje usta przybliżył do jej czoła i delikatnie je cmoknął, Poczuł, że jej ręce się przemieszczają. Teraz trzymała je na jego klatce piersiowej, delikatnie chwytając garnitur. Swoje dłonie położył na jej talii, a swój wzrok skierował na jej zielone oczy. Ujrzał w nich lekkie zdziwienie. Znów czekała na jego ruch...
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała delikatnie go odpychając. To przywróciło go do rzeczywistości
- Nic nie szkodzi. - jak na dżentelmena przystało, odsunął jej krzesło, a sam usiadł na przeciwko - Więc co się wydarzyło, że nie przyszłaś punktualnie?
- Adam i te jego problemy... - westchnęła. Wtedy podszedł do nich kelner
- Czerwone wino poprosimy - kelner odszedł
- A może miałabym ochotę na białe, albo na jakiegoś szampana
- Za późno skarbie - powiedział, a na jego twarz wkradł się charakterystyczny uśmiech. Wiki pokręciła głową i również się uśmiechnęła.
Przesiedzieli prawię pół godziny rozmawiając na różne tematy. Wiki jeszcze nigdy nie czuła się tak swobodnie w jego towarzystwie. Zauważyła, że zaczyna się przed nią odsłaniać. Jednocześnie ciągle zastanawiała ją sprawa z Adamem. Jednak nie chciała na Andrzeja naciskać, więc dała spokój i wsłuchiwała się w jego słowa. Coraz więcej się o nim dowiadywała, a on sam wiedział coraz więcej o niej...
Odprowadził ją pod same drzwi
- To kiedy teraz się widzimy? - zapytał
- Pomyślę - nagle Wiki sobie o czymś przypomniała - Słuchaj, nadal mam u ciebie to życzenie, nie?
- No tak... Chcesz je wykorzystać?
- W najgłupszy możliwy sposób - powiedziała - Co cię łączy z Adamem - widziała jak jego twarz z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej bez wyrazu. Po chwili była już kompletnie pozbawiona uczuć
- Kiedyś i opowiem, ale jeszcze nie teraz
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, nie potrafię, nie mam nastroju - powiedział - Odpowiedź sobie wybierz - odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego samochodu. Wiki poczuła ten chłód bijący od niego. Tego nienawidziła. Lubiła ten delikatny flirt, jak ją opieprzał to wiedziała, że dostaje słusznie, ale nie mogła znieść gdy zakładał maskę...
Słyszeliście o tej akcji z kwasem, prawda? Jeżeli artykuł mnie natchnie zamieszczę to w moim opowiadaniu. Gorzej, jeżeli kompletnie wszystko nie pójdzie o mojej myśli. Chwilowo mam na to skromną wizję...
- Co jest? - zapytał Andrzej
- Ktoś złożył na mnie doniesienie w sprawie nielegalnych badań klinicznych
- Na ciebie?
- Dowiem się kto to i zabiję - powiedział wściekły
- Adam uspokój się... Na kiedy masz wezwanie do prokuratury
- Na pojutrze
- Pójść z tobą? - zapytał wyraźnie zatroskany
- Po co? Poradzę sobie...
- Skoro tak... Coś jeszcze?
- Pogodziłem się z mamą. Miałeś rację. Nieważne czy jest moją biologiczną matką i tak mnie kocha, a ja ją. I słuchaj, naprawdę ci współczuję. Nie wiedziałem...
- Nie wracam do tego, ok
- Jasne... Słyszałem że randkujesz z Consalidą
- Widzę, że pielęgniareczki wszystko wyśpiewały
- Chyba raczej Borys - powiedział uśmiechnięty Adaś - No więc jeżeli to prawda, to życzę powodzenia. Twarda z niej sztuka
- Powodzenie na pewno się przyda - Falk też się uśmiechnął
Po chwili Adam wyszedł z gabinetu Falka. Ręce trzymał w kieszeniach. Jedna z nich była dziwnie uwypuklona...
Wiki przeszukiwała każdy kąt w lekarskim. Odrzuciła poduszki z kanapy, odsunęła biurko
- Czego tak szukasz? - zapytała Nina
- Pieczątki
- Nie mów, że zgubiłaś
- Nie mam pojęcia, gdzie jest... Pomożesz mi?
- Wiki, a wiesz, że jeżeli trafi w niepowołane ręce, to...
- Wiem... - przerwała jej Wiki. Blondynka wzięła się za szukanie pieczątki.
Wykończona Consalida wróciła do hotelu rezydentów. Spojrzała na zegarek. Do spotkania z Andrzejem miała niecałą godzinę. Po chwili dostrzegła na balkonie Krajewskiego. Był wyraźnie zamyślony. Niepewnie podeszła do niego. Stojąc na balkonie dostrzegła, że jest nie tylko zamyślony. Jest też wściekły.
- Adam?
- Wiesz, przemyślałem sobie wszystko i ułożyło mi się to w logiczną całość
- Wszystko to znaczy co?
- Naprawdę nie mogłaś się powstrzymać, co!? Musiałaś złożyć doniesienie!?
- O czym ty gadasz? - zapytała
- Tylko po co to robiłaś!? Co to ma być!? Jakaś próba pozbycia się mnie i wkroczenia w wielki medyczny świat!? - Adam już wrzeszczał
- Co ty pieprzysz człowieku? Jakie doniesienie
- Tylko nie udawaj, że nie wiesz... - ściszył głos widząc pacjentów patrzących w ich stronę
- W sprawie tych nielegalnych badań? Naprawdę myślisz, że mogłabym być taka głupia. Przecież sama wylądowałabym w pierdlu. Ty lepiej pomyśl, czy nie odezwały się te twoje długi z przeszłości.
- Wiesz co? Nie wtrącaj się! - Adam poszedł do swojego pokoju, a Wiki dokładnie przemyślała jego słowa. Nie miała pojęcia, dlaczego ją osądził. Przecież to mógł być każdy, a ona była w tej samej sytuacji co on...
Przez te wszystkie przemyślenia straciła rachubę czasu. Gdy spojrzała na zegarek było pięć po ósmej. Przeklnęła w myślach i wybiegła z hotelu.
Do restauracji dotarła po dwudziestu minutach. Wiedziała, że Falk nie będzie zadowolony. Wbiegła do kawiarni, ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie. Zauważyła go. Siedział odwrócony do niej tyłem tuż przy tarasie. Ruszyła tam biegiem.
Co chwila nerwowo spoglądał na zegarek. Właśnie tego się najbardziej obawiał. Że go wystawi i nie przyjdzie... Gdy zauważył, że minęło już 25 minut przygaszony wstał i poczuł, że ktoś na niego wpada. Pomyślał, że to kelnerka, ale poczuł zmysłowe perfumy. Jej perfumy
- Pani doktor. Mogłaby mi pani łaskawie podziękować za uratowanie życia - złapał ją za dłonie. Popatrzyła na niego niepewnie. W jej oczach zauważył niepewność, ale wyraźnie czekała na jego ruch. Przybliżył się do niej. Chciał ją pocałować, ale w ostatniej chwili się wycofał, a swoje usta przybliżył do jej czoła i delikatnie je cmoknął, Poczuł, że jej ręce się przemieszczają. Teraz trzymała je na jego klatce piersiowej, delikatnie chwytając garnitur. Swoje dłonie położył na jej talii, a swój wzrok skierował na jej zielone oczy. Ujrzał w nich lekkie zdziwienie. Znów czekała na jego ruch...
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała delikatnie go odpychając. To przywróciło go do rzeczywistości
- Nic nie szkodzi. - jak na dżentelmena przystało, odsunął jej krzesło, a sam usiadł na przeciwko - Więc co się wydarzyło, że nie przyszłaś punktualnie?
- Adam i te jego problemy... - westchnęła. Wtedy podszedł do nich kelner
- Czerwone wino poprosimy - kelner odszedł
- A może miałabym ochotę na białe, albo na jakiegoś szampana
- Za późno skarbie - powiedział, a na jego twarz wkradł się charakterystyczny uśmiech. Wiki pokręciła głową i również się uśmiechnęła.
Przesiedzieli prawię pół godziny rozmawiając na różne tematy. Wiki jeszcze nigdy nie czuła się tak swobodnie w jego towarzystwie. Zauważyła, że zaczyna się przed nią odsłaniać. Jednocześnie ciągle zastanawiała ją sprawa z Adamem. Jednak nie chciała na Andrzeja naciskać, więc dała spokój i wsłuchiwała się w jego słowa. Coraz więcej się o nim dowiadywała, a on sam wiedział coraz więcej o niej...
Odprowadził ją pod same drzwi
- To kiedy teraz się widzimy? - zapytał
- Pomyślę - nagle Wiki sobie o czymś przypomniała - Słuchaj, nadal mam u ciebie to życzenie, nie?
- No tak... Chcesz je wykorzystać?
- W najgłupszy możliwy sposób - powiedziała - Co cię łączy z Adamem - widziała jak jego twarz z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej bez wyrazu. Po chwili była już kompletnie pozbawiona uczuć
- Kiedyś i opowiem, ale jeszcze nie teraz
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, nie potrafię, nie mam nastroju - powiedział - Odpowiedź sobie wybierz - odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego samochodu. Wiki poczuła ten chłód bijący od niego. Tego nienawidziła. Lubiła ten delikatny flirt, jak ją opieprzał to wiedziała, że dostaje słusznie, ale nie mogła znieść gdy zakładał maskę...
Słyszeliście o tej akcji z kwasem, prawda? Jeżeli artykuł mnie natchnie zamieszczę to w moim opowiadaniu. Gorzej, jeżeli kompletnie wszystko nie pójdzie o mojej myśli. Chwilowo mam na to skromną wizję...
Subskrybuj:
Posty (Atom)