Policjantka zaprowadziła go do celi Andrzeja. Stanęła z boku i uważnie ich obserwowała.
- Andrzej - przejechała dłonią po jego ramieniu. Był odwrócony do niej tyłem. Nie chciał się odwracać...
- Co tu robisz? - spytał beznamiętnie
- Jestem tu z dwóch powodów... - delikatnie sprawiła, że obrócił się. Spojrzała prosto w jego oczy - Policjanci chcą wiedzieć kogo podejrzewasz... No i... wiem, że to zabrzmi głupio, ale chciałam cię przeprosić. Byłam idiotką, jestem idiotką, bo proszę, żebyś mi wybaczył coś takiego...
- Gdyby było prawdą, że zdradziłem cię z Kingą wybaczyłabyś mi?
- Nie... Chyba nie - odpowiedziała opuszczając głowę
- No widzisz, ja też nie potrafię... Idź już, proszę - niepewnie podeszła do niego. Pogładziła dłonią delikatny, jednodniowy zarost na jego policzku. Miała wielką ochotę go pocałować, ale nie potrafiła... Nadal nie potrafiła wybaczyć sobie. Wyszła z jego celi. Policjantka spojrzała na nią pytającym spojrzeniem. Zaprzeczyła ruchem głowy i wyszła na zewnątrz.
Dopiero wtedy się rozpłakała. Wolnym krokiem, ze łzami w oczach oddalała się od komisariatu.
- Wiktoria nie możesz się tym tak zadręczać.
- Jak mam się nie zadręczać!? Powiedziałam mu o wszystkim, teraz on nie chce mnie znać, a najgorsze, że wylądował w więzieniu - wybuchła. Nie potrafiła powstrzymywać emocji. Przez swój wybuch wypuściła filiżankę z herbatą - Posprzątam - powiedziała już spokojniej. Natychmiast zgarnęła wszystkie odłamki szkła i wytarła plamę po herbacie - I tak nie chciałam
- Co się tam właściwie działo? - spytała blondynka. Zapadła między nimi cisza
- Miałam go przekonać do zeznań, podobno wie kto mu ukradł samochód... Ale on nie chciał ze mną gadać. Był taki zimny. - łzy stanęły jej w oczach. Agata natychmiast przytuliła przyjaciółkę.
- I jak tam profesorek? A zapomniałam, siedzi w pierdlu, więc nie wiesz
- Daruj sobie Nina - odpowiedziała nawet nie patrząc na Rudnicką. Nie miała teraz ochoty wdawać się z nią w dyskusje.
- Jak to jest mieć faceta bandytę? - sztuczny uśmieszek nie opuszczał twarzy Niny
- Sama powinnaś wiedzieć...
- To już przeszłość, Michał już w tym nie siedzi - odpowiedziała natychmiast, a uśmiech znikł z jej twarzy.
- Lepiej zrobisz, jak sobie stąd pójdziesz. Nie mam ochoty się z nikim kłócić - Nina przewróciła oczami
- Przyszłam tylko powiedzieć, że Adam cię szukał - wyszła z lekarskiego. Ruda wzruszyła ramionami i poszła się przebrać. Pierwszy raz od dawna tak bardzo nie chciało jej się pracować. Pomimo wszystkiego wolała posiedzieć w zaciszu jego willi.
- Co z Andrzejem? - zapytał od razu Krajewski
- Powiedziałam mu o wszystkim zaraz przed zatrzymaniem. - szepnęła - Byłam dzisiaj u niego, ale nie chciał ze mną gadać
- Może ja tam pójdę.
- Z tobą chyba też nie będzie chciał gadać... Przepraszam
- Za co ty mnie przepraszasz? Że powiedziałaś mu prawdę? Zrobiłaś to, co powinnaś zrobić już dawno - prawię natychmiast ja przytulił
- On mi tego nie wybaczy, nam tego nie wybaczy. Zdradziłam go z jego własnym bratem. Brzmi jak telenowela, nie - łzy cisnęły jej się do oczu, jednak mimo wszystko uśmiechnęła się.
- Jesteś w stanie dziś pracować?
- Nie mogę wziąć wolnego...
- Idź stąd, nie możesz pracować. - uśmiechnęła się nieśmiało w jego stronę - No idź, zastąpię cię.
- A ciebie za co zapuszkowali? - dobrze zbudowany, ogolony na łyso mężczyzna wpatrywał się w Falka. Andrzej nie miał ochoty na rozmowę.
- Za niewinność...
- Ej no... Mi możesz powiedzieć, nie - luzacki ton jego głosu tylko potęgował odczucia Falka. Miał nadzieję na odrobinę spokoju - Bo wiesz, ja za pobicie kilku policjantów podczas meczu, ale ty nie wyglądasz na takiego. Elegancik, pewnie jakaś grubsza afera, co...
- Ehh... Za jakie grzechy? - przewrócił oczami, a potem spojrzał na swojego współlokatora - Za zabójstwo - wypowiedział to z zimną krwią, tak jakby to było coś oczywistego, jakby chciał to zrobić ponownie
Jego towarzysz zrozumiał aluzję, bo już przestał gadać, a Andrzej cieszył się chwilą spokoju.
- Znowu pani? - policjantka spojrzała na Wiktorię
- Chciałabym z nim pogadać. Muszę z nim pogadać...
- W jakiej sprawie?
- Pani powinna wiedzieć - policjantka uśmiechnęła się do niej. Zaprowadziła ją do swojego gabinetu. Potem poszła po Andrzeja.
- Falkowicz, ktoś do ciebie... - spojrzał na nią niechętnie
- Nie chcę jej widzieć - odpowiedział
- Eee no co ty... Jakaś kobitka do ciebie przychodzi, a ty nie chcesz?
- Wszystko tylko nie to - westchnął i wyszedł za policjantką. Wolnym krokiem zmierzał do jej gabinetu. Przez chwilę pomyślał, że mógłby się wyrwać. Przechodzili tuż obok wejścia, on trenował biegi. Może udałoby mu się uciec. Zmieniłby nazwisko i oderwałby się od przeszłości...
Nie zdążył wcielić tego planu w życie bo właśnie weszli do gabinetu policjantki. Stała przy biurku czekając na niego
- Zostawię was - wyszła i zamknęła za sobą drzwi
- Po co przyszłaś?
- Andrzej, proszę cię, nie traktuj mnie tak... Ile mam cię prosić o wybaczenie? - zapytała z rozpaczą w głosie. Zauważył, że naprawdę przeżywała to, że nie potrafił jej wybaczyć, że żałowała, jednak nie umiał zmienić decyzji. - Przecież sam taki byłeś. Zdradzałeś żonę na prawo i lewo...
- Ona mnie nie kochała, ja jej nie kochałem, to po co się męczyć. To było małżeństwo z rozsądku, a nasza sytuacja jest inna - odpowiedział głosem pozbawionym wszelkich emocji. Gdy zauważył łzy w jej oczach zmiękł. Chciał ją przytulić, ale coś go blokowało.
- Andrzej...
- Proszę cię, przestań... To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
- Kocham cię... - szepnęła
- Do widzenia, pani doktor - odpowiedział, chociaż wcale nie chciał tego powiedzieć. Chciał powiedzieć co czuje, przytulić ją, pocałować... Ale mimo tego, że wyznała mu co czuje, nie potrafił jej wybaczyć.
Ze łzami w oczach wyszła stamtąd. Parę godzin przesiedziała w parku. Dużo płakała. Ludzie patrzyli na nią ze współczuciem, jednak nikt nie podszedł.
Gdy już miała wracać do domu zadzwonił telefon. Szybko otarła łzy i odebrała
- Halo?
- ...
- Ale jak to pobili?
poniedziałek, 30 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Część 31
- Od początku...
- Proszę pani, i ja i pani nie mamy ochoty tu siedzieć, więc po co to wałkować. To jakieś nieporozumienie.
- Co pan robił między godziną 21 a 22? - westchnął
- Po ósmej wyszedłem z pracy i wróciłem do domu
- Ehh... Niech pan opowie wszystko, co pan robił po wyjściu z pracy
- Wyszedłem normalnie, patrzę a mojego samochodu nie ma. Jakiś sukinsyn mi je zakosił. Chciałem zadzwonić na policję, ale telefon mi padł. Ponieważ nie jestem powszechnie lubiany w szpitalu, a jedyne dwie osoby, które darzą mnie jakąś sympatią były zajęte więc wróciłem na pieszo. Szukałem ładowarki, potem do domu wróciła Wiki i pojawiliście się wy.
- Zgon nastąpił o godzinie 21:42. O której wróciła pańska małżonka
- Ona nie jest moją małżonką. - wyraźnie posmutniał - Około 22.
- Więc nikt nie może potwierdzić pana zeznań
- Gdyby ktoś mógł je potwierdzić już mnie by tu nie było - odpowiedział coraz bardziej wkurzony
- O czym pan rozmawiał z panią Wiktorią?
- To są nasze prywatne sprawy.
- To jest związane ze śledztwem - odpowiedziała wyjątkowo pewna siebie policjantka
- Powiedziała... powiedziała, że mnie zdradziła
- A pan w furii wyszedł i wsiadł do samochodu. Niechcący potrącił pan kogoś. Przestraszył się pan i uciekł z miejsca zdarzenia nie udzielając pomocy rannemu.
- A święty Mikołaj istnieje... Przecież tłumaczę pani, że Wiki wróciła do domu po 10, a ja już tam wtedy byłem. Poza tym nawet gdybym kogoś przejechał to udzieliłbym mu fachowej pomocy. Jestem lekarzem
- Dowody mówią same za siebie. Byli świadkowie
- Ale pani naprawdę nie rozumie, że ktoś mi ukradł samochód!? - podniósł głos, ale po chwili się uciszył - Wypuścicie mnie?
- Nie możemy
- A moja praca? Jestem lekarzem, a moim obowiązkiem jest ratowanie ludzi - miał nadzieję, że to przekona upartą policjantkę. Mylił się.
- Jest pan zatrzymany do wyjaśnienia sprawy. Dziękuję, do widzenia - wyszła ze swojego gabinetu. Chwilę później jakiś młodszy policjant zaprowadził go do celi.
Tej nocy nawet nie zmrużył oka. Bardziej niż zatrzymanie, a przez to zrujnowanie kariery i powód do śmiechu dla całej Leśnej Góry martwiła go sprawa z Wiki. Ciągle zastanawiał się: "Dlaczego?"
Wiktoria też nie mogła zmrużyć oka. Siedziała w ich wspólnej sypialni na parapecie z kubkiem zimnej już herbaty. Wpatrywała się w niebo, w gwiazdy.
"Niektórzy wierzą, że gwiazdy to ludzie, którzy cieszyli się za życia taką miłością, że teraz przeniesiono ich na firmament"
Ciągle widziała przed sobą jego twarz, kiedy powiedziała mu prawdę. Poczuła się jeszcze bardziej winna niż wcześniej. Najbardziej bolało ją to, że nie powiedział co myśli, że jej nie wygarnął. Przyjął to z dziwnym spokojem, tak jakby to w ogóle do niego nie dotarło...
- Coś już wiadomo? - z samego rana stawiła się na komisariacie
- W sprawie? - lekko ospała policjantka spojrzała nieprzytomnie na Wiki
- W sprawie Andrzeja Falkowicza
- A pani to?
- Jesteśmy... Byliśmy razem
- Pani Wiktoria... - policjantka nagle się ożywiła - Właściwie nie powinnam tego robić, ale... Zapraszam - weszły do gabinetu policjantki - Mam problem z panem Andrzejem. Ciągle trzyma się wersji, że ktoś ukradł mu samochód
- Bo to prawda... - przerwała jej Wiktoria
- Nie w tym rzecz - kontynuowała policjantka - Próbowałam z niego wyciągnąć, czy kogoś podejrzewa, jednak on zamyka się w sobie. Czuję, że wie kto to mógł zrobić, ale z bliżej nieokreślonego powodu nie chce o tym nic powiedzieć. Ja rozumiem, że zawaliło mu się życie prywatne...
- Powiedział pani? - nie potrafiła się powstrzymać. Była zaskoczona, bo zdążyła już trochę poznać Andrzeja i wiedziała, że jest bardzo skryty w sobie, zwłaszcza jeśli chodzi o problemy. Domyślała się, że w dzieciństwie musiał liczyć tylko na siebie, dlatego teraz nie przyjmuje pomocy
- Z trudem to z niego wyciągneliśmy...
- No dobrze, ale czego ode mnie oczekujecie?
- Może mogłaby pani na niego jakoś wpłynąć. Musimy wiedzieć kogo podejrzewa, inaczej to on zgnije w więzieniu. Dowody są bardzo mocne...
- Skoro powiedział pani, co zrobiłam, to powinna się pani domyśleć, że nie będzie chciał na mnie nawet spojrzeć... - posmutniała...
- Tylko pani coś powie. Wiem to...
- Proszę pani, i ja i pani nie mamy ochoty tu siedzieć, więc po co to wałkować. To jakieś nieporozumienie.
- Co pan robił między godziną 21 a 22? - westchnął
- Po ósmej wyszedłem z pracy i wróciłem do domu
- Ehh... Niech pan opowie wszystko, co pan robił po wyjściu z pracy
- Wyszedłem normalnie, patrzę a mojego samochodu nie ma. Jakiś sukinsyn mi je zakosił. Chciałem zadzwonić na policję, ale telefon mi padł. Ponieważ nie jestem powszechnie lubiany w szpitalu, a jedyne dwie osoby, które darzą mnie jakąś sympatią były zajęte więc wróciłem na pieszo. Szukałem ładowarki, potem do domu wróciła Wiki i pojawiliście się wy.
- Zgon nastąpił o godzinie 21:42. O której wróciła pańska małżonka
- Ona nie jest moją małżonką. - wyraźnie posmutniał - Około 22.
- Więc nikt nie może potwierdzić pana zeznań
- Gdyby ktoś mógł je potwierdzić już mnie by tu nie było - odpowiedział coraz bardziej wkurzony
- O czym pan rozmawiał z panią Wiktorią?
- To są nasze prywatne sprawy.
- To jest związane ze śledztwem - odpowiedziała wyjątkowo pewna siebie policjantka
- Powiedziała... powiedziała, że mnie zdradziła
- A pan w furii wyszedł i wsiadł do samochodu. Niechcący potrącił pan kogoś. Przestraszył się pan i uciekł z miejsca zdarzenia nie udzielając pomocy rannemu.
- A święty Mikołaj istnieje... Przecież tłumaczę pani, że Wiki wróciła do domu po 10, a ja już tam wtedy byłem. Poza tym nawet gdybym kogoś przejechał to udzieliłbym mu fachowej pomocy. Jestem lekarzem
- Dowody mówią same za siebie. Byli świadkowie
- Ale pani naprawdę nie rozumie, że ktoś mi ukradł samochód!? - podniósł głos, ale po chwili się uciszył - Wypuścicie mnie?
- Nie możemy
- A moja praca? Jestem lekarzem, a moim obowiązkiem jest ratowanie ludzi - miał nadzieję, że to przekona upartą policjantkę. Mylił się.
- Jest pan zatrzymany do wyjaśnienia sprawy. Dziękuję, do widzenia - wyszła ze swojego gabinetu. Chwilę później jakiś młodszy policjant zaprowadził go do celi.
Tej nocy nawet nie zmrużył oka. Bardziej niż zatrzymanie, a przez to zrujnowanie kariery i powód do śmiechu dla całej Leśnej Góry martwiła go sprawa z Wiki. Ciągle zastanawiał się: "Dlaczego?"
Wiktoria też nie mogła zmrużyć oka. Siedziała w ich wspólnej sypialni na parapecie z kubkiem zimnej już herbaty. Wpatrywała się w niebo, w gwiazdy.
"Niektórzy wierzą, że gwiazdy to ludzie, którzy cieszyli się za życia taką miłością, że teraz przeniesiono ich na firmament"
Ciągle widziała przed sobą jego twarz, kiedy powiedziała mu prawdę. Poczuła się jeszcze bardziej winna niż wcześniej. Najbardziej bolało ją to, że nie powiedział co myśli, że jej nie wygarnął. Przyjął to z dziwnym spokojem, tak jakby to w ogóle do niego nie dotarło...
- Coś już wiadomo? - z samego rana stawiła się na komisariacie
- W sprawie? - lekko ospała policjantka spojrzała nieprzytomnie na Wiki
- W sprawie Andrzeja Falkowicza
- A pani to?
- Jesteśmy... Byliśmy razem
- Pani Wiktoria... - policjantka nagle się ożywiła - Właściwie nie powinnam tego robić, ale... Zapraszam - weszły do gabinetu policjantki - Mam problem z panem Andrzejem. Ciągle trzyma się wersji, że ktoś ukradł mu samochód
- Bo to prawda... - przerwała jej Wiktoria
- Nie w tym rzecz - kontynuowała policjantka - Próbowałam z niego wyciągnąć, czy kogoś podejrzewa, jednak on zamyka się w sobie. Czuję, że wie kto to mógł zrobić, ale z bliżej nieokreślonego powodu nie chce o tym nic powiedzieć. Ja rozumiem, że zawaliło mu się życie prywatne...
- Powiedział pani? - nie potrafiła się powstrzymać. Była zaskoczona, bo zdążyła już trochę poznać Andrzeja i wiedziała, że jest bardzo skryty w sobie, zwłaszcza jeśli chodzi o problemy. Domyślała się, że w dzieciństwie musiał liczyć tylko na siebie, dlatego teraz nie przyjmuje pomocy
- Z trudem to z niego wyciągneliśmy...
- No dobrze, ale czego ode mnie oczekujecie?
- Może mogłaby pani na niego jakoś wpłynąć. Musimy wiedzieć kogo podejrzewa, inaczej to on zgnije w więzieniu. Dowody są bardzo mocne...
- Skoro powiedział pani, co zrobiłam, to powinna się pani domyśleć, że nie będzie chciał na mnie nawet spojrzeć... - posmutniała...
- Tylko pani coś powie. Wiem to...
środa, 25 grudnia 2013
Część 30
Wczoraj już nie zdążyłam xD Czytajcie opowiadanie świąteczne ---> http://odnienawiscidomilosci-fawi.blogspot.com/p/opowiadanie-swiateczne.html
Weszła do gabinetu Goldberg. Hana właśnie uzupełniała papiery
- Hej... Mogę na chwilę?
- Jasne, co się stało? - żona Piotra z żywym zainteresowaniem obserwowała Wiktorię
- Mam sprawę... Chyba - zawiesiła głos, lecz po chwili wreszcie to z siebie wydusiła - Chyba jestem w ciąży. - Hana spojrzała na nią zdziwiona, ale i z lekkim uśmiechem. Nie zdawała sobie sprawy z sytuacji życiowej Wiktorii
- Przygotuj się
Chwilę później leżała już na kozetce, a Hana robiła jej badanie ultrasonograficzne. W pomieszczeniu panowała cisza
- Hana błagam cię, powiedz tylko tak czy nie..
- Hmm... - Goldberg przebadała już chyba całe podbrzusze pani chirurg. Potem spojrzała na wyniki reszty badań. - Nie.
- Na pewno? - głos Wiki był już dużo radośniejszy. Jej obawy się nie sprawdziły.
- Na pewno - Hana uśmiechnęła się w jej stronę - Zrobiłam ci USG, oznaczyłam pozom hormonów beta HCG. Na pewno nie jesteś w ciąży
- A mdłości, zawroty głowy?
- No właśnie. Chyba złapałaś grypę żołądkową, ewentualnie to reakcja na stres
- Wahania nastroju?
- Wiki nie jesteś w ciąży - poklepała ją po ramieniu - To najprawdopodobniej reakcja na stres.
- Dzięki Bogu - Wiki odetchnęła z ulgą i wytarła się po badaniu
- Aż tak nie chcesz mieć dzieci?
- Nie chodzi o to, że nie chcę. Po prostu to najgorszy czas na ciążę
- Przecież jesteś z Andrzejem. - zaskoczenie Hany z sekundy na sekundę było coraz większe
- To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane, nie chcę o tym gadać - już była gotowa do wyjścia - Nie mów nikomu, po co u ciebie byłam, proszę...
- Okey, cześć
- Cześć - Wiki wyszła z ulgą wypisaną na twarzy. Gdy zamykała drzwi zauważył ją Adam. Kierował się w jej stronę
- Wiki, czy ty...
- Nie - natychmiast zaprzeczyła
- Na pewno?
- Tak... A właściwie po co idziesz do Hany? - natychmiast zmieniła kłopotliwy temat.
- Ktoś mi musi skonsultować pacjentkę - uśmiechnął się niepewnie w jej stronę - Moglibyśmy później pogadać
- O czym?
- To nie jest rozmowa na korytarz... Ktoś mógłby nas usłyszeć - odpowiedział i wszedł do gabinetu Goldberg.
Po południu znów zawitała w hotelu.
- Więc o czym chciałeś gadać? - zapytała od razu widząc Adama jedzącego kanapkę w kuchni
- A Agata?
- Nawet jeżeli coś usłyszy, to nie mam przed nią tajemnic...
- Miałem dzisiaj dziwną rozmowę z Andrzejem - zaczął - Nie powiedziałaś mu o niczym, prawda?
- Tobie na pewno nie będę się spowiadać!
- Uspokój się - położył dłonie na jej ramionach. - Powinnaś mu powiedzieć
- A ty nie mogłeś... Myślałam, że jesteś szczery do bólu i cholernie bezpośredni.
- Ja... nie potrafiłem. Mimo wszystko to mój brat - odpowiedział ze smutkiem w głosie
- No to teraz wiesz, jak ja się czuje od ostatnich dwóch tygodni. Jeszcze do tego wszystkiego podejrzenie ciąży. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym...
- Przestań - przerwał jej i mocno ją przytulił
- Przepraszam - wyswobodziła się z jego objęć - Muszę do niego jechać - gdy była już przy wyjściu zatrzymał ją
- Wiki przepraszam... Chyba pomyliłem fascynację i zauroczenie z miłością. Wtedy nie potrafiłem przestać o tobie myśleć
- A teraz?
- Teraz jest inaczej. Nie myślę już tyle o tobie, nawet znalazłem sobie dziewczynę.
- To powodzenia z nią - lekko się do niego uśmiechnęła
- Powodzenia z Adnrzejem - przerwał na chwilę - Słuchaj, co z tym naszym ślubem?
- Nie chcę teraz gadać o czymś, co będzie za kilka lat. - uśmiechnęła się i wyszła. Zimne powietrze owiało ją. Czekając na taksówkę wszystko sobie przemyślała. Postanowiła wreszcie powiedzieć Andrzejowi o wszystkim.
Ze złośliwym uśmiechem jechał zaciemnioną uliczką. Białe BMW śmigało po drogach. Nawet nie martwił się o prędkość. W końcu auto nie było jego, zresztą z taką furą policja nie miała szans. Zdawał sobie sprawę ile wyciąga samochód Andrzeja, a on kiedyś jeździł podobnym. Jeszcze zanim stracił cały majątek...
Jechał jeszcze szybciej gdy o tym pomyślał... Nagle usłyszał huk, z czymś się zderzył. Po chwili auto podskoczyło. Zatrzymał się. Dobrze wiedział, że kogoś przejechał. Przestraszył się. Znów ruszył uciekając stamtąd.
Niepewnym krokiem ruszyła do stronę willi Falkowicza. Z każdą kolejną sekundą traciła pewność siebie. Gdy weszła do środka od razu go zauważyła. Otwierał kolejne szafki w poszukiwaniu czegoś
- Czego szukasz?
- Ładowarki. Jakiś sukinsyn ukradł mi auto, a mi się akurat dzisiaj telefon rozładował - był mocno wkurzony. Wiki przez nową aferę i nastrój Andrzeja całkowicie straciła odwagę na powiedzenie mu prawdy.
- Rano widziałam ją na górze. Przyniosę... - po chwili była już na schodach. Słyszała jak Andrzej włącza radio, żeby się odstresować. Nawet w sypialni słyszała piosenkę, która akurat leciała. (http://www.youtube.com/watch?v=2RqI9fvw94s) Zapomniała nawet po co tu przyszła. Usiadła na łóżku. Zamyśliła się...
- Wiesz co widzę, kiedy patrzę na ciebie? Kobietę, z którą chciałbym spędzić resztę życia
- Pocałuj mnie
- Kiedyś mi powiedziałaś, że już niczego się nie boisz, a ja uważam, że jest wręcz przeciwnie
- Szczerze? Nawet go nie oglądałem. Za bardzo skupiłem się na tobie
Potem przypomniała sobie pierwszy prawdziwy pocałunek. Chwilę później w jej głowie był już wyjazd do Zakopanego i pierwszy wspólny raz...
- Tęsknię za tobą. Chciałbym móc teraz na ciebie patrzeć, rozmawiać z tobą, całować...
- Chcę być z tobą, chcę zasypiać i budzić się obok ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak teraz. Nie chcę się ukrywać
- Ale nie miałem zamiaru ukrywać tego przez całe życie!
- Pani Wiktorio, niech pani... niech pani go nie skrzywdzi. Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy facet
- Tylko mi nie dziękuj. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić już dawno.
- Pomyślałem, że skoro i tak spędzasz tu większość czasu, to może byś się do mnie przeprowadziła?
Potem przed oczami stanął jej bankiet, jego posmutniała twarz gdy zobaczył Kingę i złośliwy uśmieszek na twarzy blondynki.
- A jak myślisz, z kim spędził wieczór... Ale powiem ci, że nawet kompletnie pijany jest bogiem seksu
I powróciło najgorsze wspomnienie - noc z Adamem. Ciągle miała go przed oczami...
- Kochanie, coś się stało? - wszedł do sypialni - Długo nie przychodziłaś i... - zauważył, że płacze. - Co się stało? - natychmiast ją przytulił
- Nie - wyrwała się i wstała. Ze łzami w oczach próbowała coś powiedzieć
- Wiki co się dzieje? - Consalida nie potrafiła się wysłowić. Postanowiła się czymś zająć. Myślała, że wtedy łatwiej jej będzie to powiedzieć. Z szafy wyjęła walizkę. Zaczęła się pakować - Wiktoria...
- Andrzej... nie przerywaj mi proszę - zaprzestała pakowania. Odwróciła się w jego stronę jednak patrzyła wciąż na jego buty - Ja... Wtedy, gdy Kinga powiedziała mi, że mnie zdradziłeś załamałam się. Gdy wróciłam od ciebie byłam... w hotelu był tylko Adam - z trudem dobierała odpowiednie słowa. Cały czas płakała - Ja... ja cię zdradziłam. Z nim... - odważyła się spojrzeć w jego oczy. Były nieprzeniknione. Trwali w ciszy... - Błagam cię powiedz coś. Nawrzeszcz na mnie, wywal mnie z domu, ale powiedz coś - opuszkiem palców przejechała po jego ramieniu. Odsunął się. Wtedy usłyszeli dzwonek do drzwi. Nie zwracając na nią uwagi poszedł otworzyć
- Pan Andrzej Falkowicz? - zdziwiony widokiem policjantów skinął głową - Jest pan oskarżony o zabójstwo. Pójdzie pan z nami...
Weszła do gabinetu Goldberg. Hana właśnie uzupełniała papiery
- Hej... Mogę na chwilę?
- Jasne, co się stało? - żona Piotra z żywym zainteresowaniem obserwowała Wiktorię
- Mam sprawę... Chyba - zawiesiła głos, lecz po chwili wreszcie to z siebie wydusiła - Chyba jestem w ciąży. - Hana spojrzała na nią zdziwiona, ale i z lekkim uśmiechem. Nie zdawała sobie sprawy z sytuacji życiowej Wiktorii
- Przygotuj się
Chwilę później leżała już na kozetce, a Hana robiła jej badanie ultrasonograficzne. W pomieszczeniu panowała cisza
- Hana błagam cię, powiedz tylko tak czy nie..
- Hmm... - Goldberg przebadała już chyba całe podbrzusze pani chirurg. Potem spojrzała na wyniki reszty badań. - Nie.
- Na pewno? - głos Wiki był już dużo radośniejszy. Jej obawy się nie sprawdziły.
- Na pewno - Hana uśmiechnęła się w jej stronę - Zrobiłam ci USG, oznaczyłam pozom hormonów beta HCG. Na pewno nie jesteś w ciąży
- A mdłości, zawroty głowy?
- No właśnie. Chyba złapałaś grypę żołądkową, ewentualnie to reakcja na stres
- Wahania nastroju?
- Wiki nie jesteś w ciąży - poklepała ją po ramieniu - To najprawdopodobniej reakcja na stres.
- Dzięki Bogu - Wiki odetchnęła z ulgą i wytarła się po badaniu
- Aż tak nie chcesz mieć dzieci?
- Nie chodzi o to, że nie chcę. Po prostu to najgorszy czas na ciążę
- Przecież jesteś z Andrzejem. - zaskoczenie Hany z sekundy na sekundę było coraz większe
- To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane, nie chcę o tym gadać - już była gotowa do wyjścia - Nie mów nikomu, po co u ciebie byłam, proszę...
- Okey, cześć
- Cześć - Wiki wyszła z ulgą wypisaną na twarzy. Gdy zamykała drzwi zauważył ją Adam. Kierował się w jej stronę
- Wiki, czy ty...
- Nie - natychmiast zaprzeczyła
- Na pewno?
- Tak... A właściwie po co idziesz do Hany? - natychmiast zmieniła kłopotliwy temat.
- Ktoś mi musi skonsultować pacjentkę - uśmiechnął się niepewnie w jej stronę - Moglibyśmy później pogadać
- O czym?
- To nie jest rozmowa na korytarz... Ktoś mógłby nas usłyszeć - odpowiedział i wszedł do gabinetu Goldberg.
Po południu znów zawitała w hotelu.
- Więc o czym chciałeś gadać? - zapytała od razu widząc Adama jedzącego kanapkę w kuchni
- A Agata?
- Nawet jeżeli coś usłyszy, to nie mam przed nią tajemnic...
- Miałem dzisiaj dziwną rozmowę z Andrzejem - zaczął - Nie powiedziałaś mu o niczym, prawda?
- Tobie na pewno nie będę się spowiadać!
- Uspokój się - położył dłonie na jej ramionach. - Powinnaś mu powiedzieć
- A ty nie mogłeś... Myślałam, że jesteś szczery do bólu i cholernie bezpośredni.
- Ja... nie potrafiłem. Mimo wszystko to mój brat - odpowiedział ze smutkiem w głosie
- No to teraz wiesz, jak ja się czuje od ostatnich dwóch tygodni. Jeszcze do tego wszystkiego podejrzenie ciąży. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym...
- Przestań - przerwał jej i mocno ją przytulił
- Przepraszam - wyswobodziła się z jego objęć - Muszę do niego jechać - gdy była już przy wyjściu zatrzymał ją
- Wiki przepraszam... Chyba pomyliłem fascynację i zauroczenie z miłością. Wtedy nie potrafiłem przestać o tobie myśleć
- A teraz?
- Teraz jest inaczej. Nie myślę już tyle o tobie, nawet znalazłem sobie dziewczynę.
- To powodzenia z nią - lekko się do niego uśmiechnęła
- Powodzenia z Adnrzejem - przerwał na chwilę - Słuchaj, co z tym naszym ślubem?
- Nie chcę teraz gadać o czymś, co będzie za kilka lat. - uśmiechnęła się i wyszła. Zimne powietrze owiało ją. Czekając na taksówkę wszystko sobie przemyślała. Postanowiła wreszcie powiedzieć Andrzejowi o wszystkim.
Ze złośliwym uśmiechem jechał zaciemnioną uliczką. Białe BMW śmigało po drogach. Nawet nie martwił się o prędkość. W końcu auto nie było jego, zresztą z taką furą policja nie miała szans. Zdawał sobie sprawę ile wyciąga samochód Andrzeja, a on kiedyś jeździł podobnym. Jeszcze zanim stracił cały majątek...
Jechał jeszcze szybciej gdy o tym pomyślał... Nagle usłyszał huk, z czymś się zderzył. Po chwili auto podskoczyło. Zatrzymał się. Dobrze wiedział, że kogoś przejechał. Przestraszył się. Znów ruszył uciekając stamtąd.
Niepewnym krokiem ruszyła do stronę willi Falkowicza. Z każdą kolejną sekundą traciła pewność siebie. Gdy weszła do środka od razu go zauważyła. Otwierał kolejne szafki w poszukiwaniu czegoś
- Czego szukasz?
- Ładowarki. Jakiś sukinsyn ukradł mi auto, a mi się akurat dzisiaj telefon rozładował - był mocno wkurzony. Wiki przez nową aferę i nastrój Andrzeja całkowicie straciła odwagę na powiedzenie mu prawdy.
- Rano widziałam ją na górze. Przyniosę... - po chwili była już na schodach. Słyszała jak Andrzej włącza radio, żeby się odstresować. Nawet w sypialni słyszała piosenkę, która akurat leciała. (http://www.youtube.com/watch?v=2RqI9fvw94s) Zapomniała nawet po co tu przyszła. Usiadła na łóżku. Zamyśliła się...
- Wiesz co widzę, kiedy patrzę na ciebie? Kobietę, z którą chciałbym spędzić resztę życia
- Pocałuj mnie
- Kiedyś mi powiedziałaś, że już niczego się nie boisz, a ja uważam, że jest wręcz przeciwnie
- Szczerze? Nawet go nie oglądałem. Za bardzo skupiłem się na tobie
Potem przypomniała sobie pierwszy prawdziwy pocałunek. Chwilę później w jej głowie był już wyjazd do Zakopanego i pierwszy wspólny raz...
- Tęsknię za tobą. Chciałbym móc teraz na ciebie patrzeć, rozmawiać z tobą, całować...
- Chcę być z tobą, chcę zasypiać i budzić się obok ciebie. Nie chcę, żeby było tak jak teraz. Nie chcę się ukrywać
- Ale nie miałem zamiaru ukrywać tego przez całe życie!
- Pani Wiktorio, niech pani... niech pani go nie skrzywdzi. Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy facet
- Tylko mi nie dziękuj. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić już dawno.
- Pomyślałem, że skoro i tak spędzasz tu większość czasu, to może byś się do mnie przeprowadziła?
Potem przed oczami stanął jej bankiet, jego posmutniała twarz gdy zobaczył Kingę i złośliwy uśmieszek na twarzy blondynki.
- A jak myślisz, z kim spędził wieczór... Ale powiem ci, że nawet kompletnie pijany jest bogiem seksu
I powróciło najgorsze wspomnienie - noc z Adamem. Ciągle miała go przed oczami...
- Kochanie, coś się stało? - wszedł do sypialni - Długo nie przychodziłaś i... - zauważył, że płacze. - Co się stało? - natychmiast ją przytulił
- Nie - wyrwała się i wstała. Ze łzami w oczach próbowała coś powiedzieć
- Wiki co się dzieje? - Consalida nie potrafiła się wysłowić. Postanowiła się czymś zająć. Myślała, że wtedy łatwiej jej będzie to powiedzieć. Z szafy wyjęła walizkę. Zaczęła się pakować - Wiktoria...
- Andrzej... nie przerywaj mi proszę - zaprzestała pakowania. Odwróciła się w jego stronę jednak patrzyła wciąż na jego buty - Ja... Wtedy, gdy Kinga powiedziała mi, że mnie zdradziłeś załamałam się. Gdy wróciłam od ciebie byłam... w hotelu był tylko Adam - z trudem dobierała odpowiednie słowa. Cały czas płakała - Ja... ja cię zdradziłam. Z nim... - odważyła się spojrzeć w jego oczy. Były nieprzeniknione. Trwali w ciszy... - Błagam cię powiedz coś. Nawrzeszcz na mnie, wywal mnie z domu, ale powiedz coś - opuszkiem palców przejechała po jego ramieniu. Odsunął się. Wtedy usłyszeli dzwonek do drzwi. Nie zwracając na nią uwagi poszedł otworzyć
- Pan Andrzej Falkowicz? - zdziwiony widokiem policjantów skinął głową - Jest pan oskarżony o zabójstwo. Pójdzie pan z nami...
wtorek, 24 grudnia 2013
Wesołych świąt ;)
Bardzo dużo prezentów,
mało w życiu zakrętów,
Dużo bąbelków w szampanie,
Kogoś kto zrobi śniadanie,
a na każdym kroku
szczęścia w Nowym Roku!
Wesołych świąt ;**
mało w życiu zakrętów,
Dużo bąbelków w szampanie,
Kogoś kto zrobi śniadanie,
a na każdym kroku
szczęścia w Nowym Roku!
Wesołych świąt ;**
Z boku mój prezent świąteczny :)
niedziela, 22 grudnia 2013
Część 29
Minęły dwa tygodnie. Podczas tego czasu pomimo tego, że Andrzej i Wiktoria byli razem coraz bardziej oddalali się od siebie. Obojgu było z tym źle, oboje chcieli to jakoś naprawić....
Poczuła delikatny pocałunek na szyi, przygryzienie ucha, całus w policzek. Gdy musnął jej usta, odepchnęła go. Po nocy spędzonej z Adamem nie potrafiła kochać się z profesorem.
- Przepraszam, źle się czuję - westchnęła i odwróciła się w drugą stronę. Czuła, że on też odwraca się do niej plecami. Przymknęła oczy, ale nie mogła zasnąć...
Usnęła już nad ranem. Nie spała za długo. Obudziły ją nudności. Natychmiast popędziła do łazienki
- Skarbie wszystko w porządku? - Falk podążył za nią. Przytrzymywał jej włosy, podczas gdy ją męczyły nudności.
- Jesteś pewna, że chcesz dzisiaj iść do pracy?
- Nie opuszczę tej operacji, nie przekonasz mnie - dopiła herbatę
- Nawet nie próbuję - odpowiedział - Powinnaś coś zjeść
- Przecież nic nie przełknę...
- Musisz jeść. Nie chcę, żebyś zemdlała przy stole. Mogłabyś narazić pacjenta - powiedział spokojnie
- Aha... Czyli bardziej martwisz się o pacjenta niż o mnie - usiadła na kanapie. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie rozumiała swojego wybuchu, zawsze starała się panować nad emocjami. Czyżby ostatnie wydarzenia aż tak ją zmieniły?
- Wiki to nie tak... - delikatnie ją przytulił
- Przepraszam... - uśmiechnęła się do niego - Możemy już jechać?
- Jasne, ale najpierw zjesz chociaż jedną kanapkę.
Z niechęcią wzięła jedną kanapkę i ją zjadła. Bała się, że zaraz ją zwróci, ale myliła się...
Po operacji postanowiła pójść do hotelu. Nagle zakręciło jej się w głowie. Usiadła na ławce.
- Cholera... - szepnęła do siebie. Gdy zawroty głowy ustały poszła do hotelu. Zaczęła nerwowo przeszukiwać swój pokój
- Wiki... Czego szukasz? - do pokoju weszła Agata. Consalida właśnie wyciągnęła z szuflady opakowanie... testów ciążowych - Wiktoria, chyba nie myślisz, że...
- To jest ostatnia rzecz jaką bym teraz chciała. - odpowiedziała. Przerażenie malowało się w jej oczach. Podejrzewała się, że jest w ciąży, a w dodatku mogło to być dziecko Adama. Nawet nie chciała o tym myśleć. Zamknęła się w łazience. Przez pierwsze chwile pobytu w toalecie bała się zrobić test, bała się wyniku, ale w końcu się odważyła...
Dziesięć minut było dla niej wiecznością. Razem z Agatą ze zniecierpliwieniem czekały na wynik
- W takim razie co się takiego stało, że nie możesz być teraz w ciąży? Przecież to idealny czas. Razem z Andrzejem jesteście szczęśliwą parą, jeśli chcecie się ustatkować to powinniście już zacząć myśleć o dziecku. Chyba, że chcesz robić doktorat...
- Agata... To nie jest takie proste
- Czemu?
- Ja... Na bankiecie była Kinga, dlatego tak szybko wróciłam. Andrzej tam został, wrócił pijany. Następnego dnia Kinga wmówiła mi, że przespała się z Andrzejem, a ja... - łzy pojawiły się w jej oczach. - a ja jej uwierzyłam. Nawet się nad tym nie zastanawiałam, nie chciałam go słuchać, po prostu jej uwierzyłam. Tego wieczoru... ja przespałam się z Adamem - zaniosła się płaczem
- Jak to?
- Próbował mnie pocieszyć i jakoś tak samo wyszło, że wylądowaliśmy w łóżku. Po wszystkim okazało sie, że ta niby zdrada była tylko intrygą Kingi, że on się z nią nie przespał. A co ja mam powiedzieć? Nawet w chwili słabości nie powinnam była go zdradzać, a jednak to zrobiłam... - cały czas płacząc streściła Agacie całą historię.
- Powiedziałaś mu o tym?
- Próbowałam kilka razy. Zabrakło mi odwagi - odpowiedziała - On nie będzie chciał mnie znać, a ja... ja go kocham - Agata przytuliła Wiktorię
- Chyba już
- Sprawdź, ja nie potrafię - blondynka wzięła do ręki test - I co? - Woźnicka nie była w stanie się ruszyć. Po paru chwilach zniecierpliwiona Wiki wyrwała jej test i zamarła. Wynik był pozytywny
- To jeszcze nic nie oznacza, takie testy nie dają stuprocentowej pewności - próbowała pocieszyć ją Agata
- Hana jeszcze jest?
- Powinna być
- Muszę się upewnić, zaraz wracam. - wybiegła jak oparzona. Prawię natychmiast znalazła się w szpitalu
- Chciałeś o czymś pogadać - powiedział Adam wchodząc do gabinetu Andrzeja
- Tak, ja... potrzebuję rady, wsparcia, albo odpowiedzi na jedno pytanie
- A co się dzieje? - Adam usiadł na fotelu naprzeciwko Falkowicza.
- My z Wiktorią... oddalamy się od siebie. Ja nie wiem co się dzieje, ona ciągle mnie unika. Nie wiem, może ciągle przeżywa to co nagadała jej Kinga, chociaż nie wydaje mi się. Wiesz o co jej chodzi? - Adam z zakłopotania spuścił głowę. Doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Dwa tygodnie temu zdradziła go i teraz nie potrafiła normalnie funkcjonować. Pomimo swojej szczerości nie potrafił mu tego powiedzieć. Nie potrafił zranić własnego brata, chociaż zdawał sobie sprawę, że zrobił to już dawno.
Mężczyzna od jakiegoś czasu kręcił się przy białym BMW Andrzeja. Głowę trzymał nisko, kaptur zasłaniał jego twarz, jednak można było dostrzec złośliwy uśmiech. Udało mu się. Otworzył samochód. Wsiadł do auta i odjechał...
Weszła do gabinetu Goldberg. Hana właśnie uzupełniała papiery
- Hej... Mogę na chwilę?
- Jasne, co się stało? - żona Piotra z żywym zainteresowaniem obserwowała Wiktorię
- Mam sprawę... Chyba - zawiesiła głos, lecz po chwili wreszcie to z siebie wydusiła - Chyba jestem w ciąży.
Poczuła delikatny pocałunek na szyi, przygryzienie ucha, całus w policzek. Gdy musnął jej usta, odepchnęła go. Po nocy spędzonej z Adamem nie potrafiła kochać się z profesorem.
- Przepraszam, źle się czuję - westchnęła i odwróciła się w drugą stronę. Czuła, że on też odwraca się do niej plecami. Przymknęła oczy, ale nie mogła zasnąć...
Usnęła już nad ranem. Nie spała za długo. Obudziły ją nudności. Natychmiast popędziła do łazienki
- Skarbie wszystko w porządku? - Falk podążył za nią. Przytrzymywał jej włosy, podczas gdy ją męczyły nudności.
- Jesteś pewna, że chcesz dzisiaj iść do pracy?
- Nie opuszczę tej operacji, nie przekonasz mnie - dopiła herbatę
- Nawet nie próbuję - odpowiedział - Powinnaś coś zjeść
- Przecież nic nie przełknę...
- Musisz jeść. Nie chcę, żebyś zemdlała przy stole. Mogłabyś narazić pacjenta - powiedział spokojnie
- Aha... Czyli bardziej martwisz się o pacjenta niż o mnie - usiadła na kanapie. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie rozumiała swojego wybuchu, zawsze starała się panować nad emocjami. Czyżby ostatnie wydarzenia aż tak ją zmieniły?
- Wiki to nie tak... - delikatnie ją przytulił
- Przepraszam... - uśmiechnęła się do niego - Możemy już jechać?
- Jasne, ale najpierw zjesz chociaż jedną kanapkę.
Z niechęcią wzięła jedną kanapkę i ją zjadła. Bała się, że zaraz ją zwróci, ale myliła się...
Po operacji postanowiła pójść do hotelu. Nagle zakręciło jej się w głowie. Usiadła na ławce.
- Cholera... - szepnęła do siebie. Gdy zawroty głowy ustały poszła do hotelu. Zaczęła nerwowo przeszukiwać swój pokój
- Wiki... Czego szukasz? - do pokoju weszła Agata. Consalida właśnie wyciągnęła z szuflady opakowanie... testów ciążowych - Wiktoria, chyba nie myślisz, że...
- To jest ostatnia rzecz jaką bym teraz chciała. - odpowiedziała. Przerażenie malowało się w jej oczach. Podejrzewała się, że jest w ciąży, a w dodatku mogło to być dziecko Adama. Nawet nie chciała o tym myśleć. Zamknęła się w łazience. Przez pierwsze chwile pobytu w toalecie bała się zrobić test, bała się wyniku, ale w końcu się odważyła...
Dziesięć minut było dla niej wiecznością. Razem z Agatą ze zniecierpliwieniem czekały na wynik
- W takim razie co się takiego stało, że nie możesz być teraz w ciąży? Przecież to idealny czas. Razem z Andrzejem jesteście szczęśliwą parą, jeśli chcecie się ustatkować to powinniście już zacząć myśleć o dziecku. Chyba, że chcesz robić doktorat...
- Agata... To nie jest takie proste
- Czemu?
- Ja... Na bankiecie była Kinga, dlatego tak szybko wróciłam. Andrzej tam został, wrócił pijany. Następnego dnia Kinga wmówiła mi, że przespała się z Andrzejem, a ja... - łzy pojawiły się w jej oczach. - a ja jej uwierzyłam. Nawet się nad tym nie zastanawiałam, nie chciałam go słuchać, po prostu jej uwierzyłam. Tego wieczoru... ja przespałam się z Adamem - zaniosła się płaczem
- Jak to?
- Próbował mnie pocieszyć i jakoś tak samo wyszło, że wylądowaliśmy w łóżku. Po wszystkim okazało sie, że ta niby zdrada była tylko intrygą Kingi, że on się z nią nie przespał. A co ja mam powiedzieć? Nawet w chwili słabości nie powinnam była go zdradzać, a jednak to zrobiłam... - cały czas płacząc streściła Agacie całą historię.
- Powiedziałaś mu o tym?
- Próbowałam kilka razy. Zabrakło mi odwagi - odpowiedziała - On nie będzie chciał mnie znać, a ja... ja go kocham - Agata przytuliła Wiktorię
- Chyba już
- Sprawdź, ja nie potrafię - blondynka wzięła do ręki test - I co? - Woźnicka nie była w stanie się ruszyć. Po paru chwilach zniecierpliwiona Wiki wyrwała jej test i zamarła. Wynik był pozytywny
- To jeszcze nic nie oznacza, takie testy nie dają stuprocentowej pewności - próbowała pocieszyć ją Agata
- Hana jeszcze jest?
- Powinna być
- Muszę się upewnić, zaraz wracam. - wybiegła jak oparzona. Prawię natychmiast znalazła się w szpitalu
- Chciałeś o czymś pogadać - powiedział Adam wchodząc do gabinetu Andrzeja
- Tak, ja... potrzebuję rady, wsparcia, albo odpowiedzi na jedno pytanie
- A co się dzieje? - Adam usiadł na fotelu naprzeciwko Falkowicza.
- My z Wiktorią... oddalamy się od siebie. Ja nie wiem co się dzieje, ona ciągle mnie unika. Nie wiem, może ciągle przeżywa to co nagadała jej Kinga, chociaż nie wydaje mi się. Wiesz o co jej chodzi? - Adam z zakłopotania spuścił głowę. Doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Dwa tygodnie temu zdradziła go i teraz nie potrafiła normalnie funkcjonować. Pomimo swojej szczerości nie potrafił mu tego powiedzieć. Nie potrafił zranić własnego brata, chociaż zdawał sobie sprawę, że zrobił to już dawno.
Mężczyzna od jakiegoś czasu kręcił się przy białym BMW Andrzeja. Głowę trzymał nisko, kaptur zasłaniał jego twarz, jednak można było dostrzec złośliwy uśmiech. Udało mu się. Otworzył samochód. Wsiadł do auta i odjechał...
Weszła do gabinetu Goldberg. Hana właśnie uzupełniała papiery
- Hej... Mogę na chwilę?
- Jasne, co się stało? - żona Piotra z żywym zainteresowaniem obserwowała Wiktorię
- Mam sprawę... Chyba - zawiesiła głos, lecz po chwili wreszcie to z siebie wydusiła - Chyba jestem w ciąży.
sobota, 21 grudnia 2013
Część 28
Obudziła się. Gdy tylko do niej doszło co się natychmiast się poderwała. Krajewski nadal smacznie spał. Po cichu pozbierała swoje rzeczy i niezauważona przemknęła do swojego pokoju. Dopiero otulona kołdrą leżąc w swoim łóżku pozwoliła łzom spokojnie płynąć.
- Hej skarbie... coś szybko rano zniknęłaś - a już miała nadzieję, że rano nie natknie się na Krajewskiego. Nie miała ochoty już nigdy więcej go widzieć. Zgrabnie się odsunęła i wyszła nie dojadając nawet śniadania.
Dogonił ją przed samym szpitalem
- Żałujesz? - zapytał wprost
- A ty byś nie żałował, gdybyś kogoś zdradził? - szepnęła, a łzy znów zaczęły jej się cisnąć do oczu.
- A żałujesz, że ze mną? - spojrzała mu prosto w oczy. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, ale w takiej sytuacji nie potrafiła skłamać
- Tak... Cholernie tego żałuję i żałuję tego, że zrobiłam to z tobą - weszła do szpitala zostawiając zaskoczonego Adama przy wejściu.
- Wiki... Wiki zaczekaj!
- Śpieszę się na dyżur - głos jej się łamał, gdy spojrzała w jego ciemne oczy.
- Poczek
aj... Daj mi to wytłumaczyć
- Co chcesz tłumaczyć? - chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę
- Wiki, ja cię nie zdradziłem. Nigdy bym tego nie zrobił - musnął opuszkiem palców jej policzek - Wierzysz mi?
- Nie wiem... - ruszyła do lekarskiego
- Myślałem, że związek polega na zaufaniu - krzyknął za nią. Nie odpowiedziała. Nie umiała...
Nerwowo chodził po swoim gabinecie. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Pójść do Wiki czy do Kingi. Usilnie próbował sobie przypomnieć co robił tamtego wieczoru, jednak jego wspomnienia kończyły się na jednym
Mężczyzna, którego poznał zaledwie godzinę temu poznał już chyba całą jego historię. Andrzej podziwiał go za to, że uważnie go słuchał.
- A jak ty się właściwie nazywasz? - zapytał już mocno wstawiony
- Wojciech - uśmiechnął się do Andrzeja
- No to powiem ci Wojtek, że ja ją naprawdę kocham...
Nic więcej. Jego wspomnienia w tym momencie się urywały. Postanowił, że musi znaleźć tego faceta, tylko nie wiedział od czego zacząć. Widział go jakby przez mgłę i pamiętał tylko jego imię.
Wściekła Kinga nie mogła się skupić na swojej pracy. Od dwóch dni chodziła wkurzona, gdy tylko przypominała sobie rozmowę z Wojtkiem.
- Co znaczy, że odwiozłeś go do domu i położyłeś spać!? - zapytała wściekła
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?
- Miałeś go zawieźć do mnie! - krzyknęła mu prosto w twarz
- Nie zrobiłbym tego za żadną kasę świata - wypowiadając to zdanie rzucił w nią pieniędzmi, które mu wcześniej dała - To spoko gość i naprawdę kocha ta dziewczynę. Nie będę mu rujnować życia, bo ty masz takie widzi mi się. Cześć - skończył rozmowę i odszedł. Wściekła Kinga cały czas stała w miejscu.
Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś pojawił się w jej gabinecie. Gdy stanął tuż przed nią aż podskoczyła z przestrachu
- Przestraszyłem cię? - zimny ton jego głosy tylko zaognił strach Walczyk
- Nie... - głośno przełknęła ślinę patrząc w jego chłodne oczy.
- No więc wytłumacz mi czemu powiedziałaś Wiktorii, że się przespaliśmy...
- Bo się przespaliśmy. Kompletnie pijany zaprosiłeś mnie do siebie, a potem zacząłeś całować i skończyliśmy w łóżku
- Dlaczego ci nie wierzę? - westchnął teatralnie nadal wpatrując się w blondynkę chłodnym, przenikającym spojrzeniem. Kinga z każdą sekundą traciła pewność siebie - No powiedz prawdę...
- Prawdę? Ty w ogóle wiesz co to oznacza?
- Może jestem zakłamanym, zimnym draniem, ale nie wmówisz mi, że się przespaliśmy.
- Tobie nie - uśmiechnęła się szyderczo - Żałuję, że nie widziałam, jak Wiktoria cię potraktowała. Opowiesz mi o tym? - kpina w jej głosie była mocno wyczuwalna.
- Wróciła pewność siebie? Ciekawe czy nadal będziesz taka pewna, jak opowiem twojemu ojcu co ty tu wyprawiasz. Jak myślisz, będzie dumny z córeczki?
- Nie zrobisz tego - strach w oczach i głosie wszystko zdradzał
- A założymy się...
- Mam powiedzieć Wiktorii, że jednak się nie przespaliśmy? - zrezygnowała
- Nie tylko...
- Co jeszcze?
- Daj mi namiary na tego Wojtka. Dobrze wiem, że on miał mnie upić w twoim imieniu - uśmiechnął się do niej. Kinga z niechęcią wręczyła mu wizytówkę Wojciecha.
Szukał Wiktorii wołając za sobą doktor Walczyk. Znalazł ją w pokoju lekarskim
- Jestem w stanie udowodnić ci, że cię na zdradziłem - powiedział od razu nawet nie zwracając uwagi na siedzącą na kanapie Ninę. Rudnicka od razu poruszyła się z ciekawością
- Głośniej - wysyczała i wyszła na korytarz. Tuż za progiem czekała na nią Kinga
- Opowiedz jej - rozkazał blondynce. Walczyk przełknęła ślinę i zaczęła swój monolog
- Od początku wiedziałam, że będziecie na tym bankiecie. Andrzej dowiedział się o mojej obecności, jak już potwierdził swoje przyjście. Wiedziałam, że nie będzie chciał cię denerwować, więc nie weźmie cię ze sobą. Ewentualnie ty szybko się zmyjesz. I tak było. Zatrzymałam Andreja, a kiedy już nie chciał ze mną gadać, to mój przyjaciel Wojtek miał go upić. Tylko w ostatniej chwili coś mu odbiło i zamiast zawieźć Andrzeja do mnie zawiózł go do domu. Ale to mi nie przeszkodziło. Uwierzyłaś mi. Naprawdę mu nie ufasz - uśmiechnęła się złośliwie w stronę Wiktorii
- Skończ! - krzyknął Andrzej. Kinga nie mając już nic do gadania wróciła do pracy - Teraz mi wierzysz?
- Wierzę - mocno go przytuliła, jednak łzy stanęły jej w oczach. On pozostał jej wierny, a ona go zdradziła.
- Hej skarbie... coś szybko rano zniknęłaś - a już miała nadzieję, że rano nie natknie się na Krajewskiego. Nie miała ochoty już nigdy więcej go widzieć. Zgrabnie się odsunęła i wyszła nie dojadając nawet śniadania.
Dogonił ją przed samym szpitalem
- Żałujesz? - zapytał wprost
- A ty byś nie żałował, gdybyś kogoś zdradził? - szepnęła, a łzy znów zaczęły jej się cisnąć do oczu.
- A żałujesz, że ze mną? - spojrzała mu prosto w oczy. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć, ale w takiej sytuacji nie potrafiła skłamać
- Tak... Cholernie tego żałuję i żałuję tego, że zrobiłam to z tobą - weszła do szpitala zostawiając zaskoczonego Adama przy wejściu.
- Wiki... Wiki zaczekaj!
- Śpieszę się na dyżur - głos jej się łamał, gdy spojrzała w jego ciemne oczy.
- Poczek
aj... Daj mi to wytłumaczyć
- Co chcesz tłumaczyć? - chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę
- Wiki, ja cię nie zdradziłem. Nigdy bym tego nie zrobił - musnął opuszkiem palców jej policzek - Wierzysz mi?
- Nie wiem... - ruszyła do lekarskiego
- Myślałem, że związek polega na zaufaniu - krzyknął za nią. Nie odpowiedziała. Nie umiała...
Nerwowo chodził po swoim gabinecie. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Pójść do Wiki czy do Kingi. Usilnie próbował sobie przypomnieć co robił tamtego wieczoru, jednak jego wspomnienia kończyły się na jednym
Mężczyzna, którego poznał zaledwie godzinę temu poznał już chyba całą jego historię. Andrzej podziwiał go za to, że uważnie go słuchał.
- A jak ty się właściwie nazywasz? - zapytał już mocno wstawiony
- Wojciech - uśmiechnął się do Andrzeja
- No to powiem ci Wojtek, że ja ją naprawdę kocham...
Nic więcej. Jego wspomnienia w tym momencie się urywały. Postanowił, że musi znaleźć tego faceta, tylko nie wiedział od czego zacząć. Widział go jakby przez mgłę i pamiętał tylko jego imię.
Wściekła Kinga nie mogła się skupić na swojej pracy. Od dwóch dni chodziła wkurzona, gdy tylko przypominała sobie rozmowę z Wojtkiem.
- Co znaczy, że odwiozłeś go do domu i położyłeś spać!? - zapytała wściekła
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?
- Miałeś go zawieźć do mnie! - krzyknęła mu prosto w twarz
- Nie zrobiłbym tego za żadną kasę świata - wypowiadając to zdanie rzucił w nią pieniędzmi, które mu wcześniej dała - To spoko gość i naprawdę kocha ta dziewczynę. Nie będę mu rujnować życia, bo ty masz takie widzi mi się. Cześć - skończył rozmowę i odszedł. Wściekła Kinga cały czas stała w miejscu.
Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś pojawił się w jej gabinecie. Gdy stanął tuż przed nią aż podskoczyła z przestrachu
- Przestraszyłem cię? - zimny ton jego głosy tylko zaognił strach Walczyk
- Nie... - głośno przełknęła ślinę patrząc w jego chłodne oczy.
- No więc wytłumacz mi czemu powiedziałaś Wiktorii, że się przespaliśmy...
- Bo się przespaliśmy. Kompletnie pijany zaprosiłeś mnie do siebie, a potem zacząłeś całować i skończyliśmy w łóżku
- Dlaczego ci nie wierzę? - westchnął teatralnie nadal wpatrując się w blondynkę chłodnym, przenikającym spojrzeniem. Kinga z każdą sekundą traciła pewność siebie - No powiedz prawdę...
- Prawdę? Ty w ogóle wiesz co to oznacza?
- Może jestem zakłamanym, zimnym draniem, ale nie wmówisz mi, że się przespaliśmy.
- Tobie nie - uśmiechnęła się szyderczo - Żałuję, że nie widziałam, jak Wiktoria cię potraktowała. Opowiesz mi o tym? - kpina w jej głosie była mocno wyczuwalna.
- Wróciła pewność siebie? Ciekawe czy nadal będziesz taka pewna, jak opowiem twojemu ojcu co ty tu wyprawiasz. Jak myślisz, będzie dumny z córeczki?
- Nie zrobisz tego - strach w oczach i głosie wszystko zdradzał
- A założymy się...
- Mam powiedzieć Wiktorii, że jednak się nie przespaliśmy? - zrezygnowała
- Nie tylko...
- Co jeszcze?
- Daj mi namiary na tego Wojtka. Dobrze wiem, że on miał mnie upić w twoim imieniu - uśmiechnął się do niej. Kinga z niechęcią wręczyła mu wizytówkę Wojciecha.
Szukał Wiktorii wołając za sobą doktor Walczyk. Znalazł ją w pokoju lekarskim
- Jestem w stanie udowodnić ci, że cię na zdradziłem - powiedział od razu nawet nie zwracając uwagi na siedzącą na kanapie Ninę. Rudnicka od razu poruszyła się z ciekawością
- Głośniej - wysyczała i wyszła na korytarz. Tuż za progiem czekała na nią Kinga
- Opowiedz jej - rozkazał blondynce. Walczyk przełknęła ślinę i zaczęła swój monolog
- Od początku wiedziałam, że będziecie na tym bankiecie. Andrzej dowiedział się o mojej obecności, jak już potwierdził swoje przyjście. Wiedziałam, że nie będzie chciał cię denerwować, więc nie weźmie cię ze sobą. Ewentualnie ty szybko się zmyjesz. I tak było. Zatrzymałam Andreja, a kiedy już nie chciał ze mną gadać, to mój przyjaciel Wojtek miał go upić. Tylko w ostatniej chwili coś mu odbiło i zamiast zawieźć Andrzeja do mnie zawiózł go do domu. Ale to mi nie przeszkodziło. Uwierzyłaś mi. Naprawdę mu nie ufasz - uśmiechnęła się złośliwie w stronę Wiktorii
- Skończ! - krzyknął Andrzej. Kinga nie mając już nic do gadania wróciła do pracy - Teraz mi wierzysz?
- Wierzę - mocno go przytuliła, jednak łzy stanęły jej w oczach. On pozostał jej wierny, a ona go zdradziła.
środa, 18 grudnia 2013
Część 27
Uwaga... Przed przeczytaniem tej części proszę skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż grozi to zawałem ;D
Zaspana wyszła z hotelu. Była już spóźniona. W nocy długo nie mogła zasnąć myśląc co Andrzej robił z Kingą i czemu nie zadzwonił, nie napisał.
Przy wejściu do szpitala spotkała Andrzeja. Nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy, był zaspany, a oczy zdradzały ból głowy
- Widzę, że nieźle wczoraj zabalowałeś... - lekko się uśmiechnęła. Falko musnął jej policzek.
- Troszkę - potarł czoło w nadziei, że to chodź trochę uśmierzy jego ból.
- Długo siedziałeś?
- Ja nawet nie wiem jak dotarłem do domu - lekko się uśmiechnął
- Jesteś pewien, że możesz pracować? - doszli już do lekarskiego. Andrzej właśnie zarzucił na siebie swój fartuch
- Kto jak kto, ale ty doskonale powinnaś wiedzieć, że na kacu też się da pracować. - uśmiechnął się do niej, a Wiki spłonęła rumieńcem. Szybko zniknęła w przebieralni, żeby uniknąć jego spojrzenia.
Na korytarz niemalże wbiegła. Była już mocno spóźniona na obchód. Miała go z
Samborem, więc tym bardziej nie było kolorowo. Przy drzwiach jednej z sal zaczepił ją nieznajomy mężczyzna.
- Pani doktor Consalida? - zapytał
- Tak... Możemy porozmawiać później, trochę się spieszę
- Oczywiście - mężczyzna usiadł na krześle, a Wiki zdziwiona popędziła na obchód, co jakiś czas się odwracając.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tyle to trwało - zwróciła się do tajemniczego mężczyzny.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do niej szczerze - Leszek Wawrzyniak - wyciągnął rękę w jej stronę
- Wiktoria Consalida... - podała mu dłoń - Więc o co chodzi?
- Czytałem, że bierze pani udział w badaniach na miażdżyce...
- No tak, ale rekrutacją zajmuje się doktor Krajewski - przerwała mu
- Nie, nie... Tu nie chodzi o to. Ja pracowałem kiedyś nad bardzo podobną cząsteczką, tyle, że to był lek na miażdżycę i po prostu jestem ciekawy jak przebrnęliście polimery i jak długo staraliście się o przyznanie tych badań?
- Ja nie mogę zdradzać żadnych informacji
- Ja nie jestem dziennikarzem, tylko lekarzem. Po prostu chcę wiedzieć.
- Ale ja nie mogę nic zdradzić - szybko zakończyła rozmowę i ruszyła w stronę windy. - Dziwny facet...
- Nie tylko - myślała, że mówi do siebie, jednak w rogu windy stał Falkowicz
- Znasz go?
- Leszek Wawrzyniak. Skarbie, uważaj na niego, on powinien leczyć się w psychiatryku, a nie łazić po szpitalach. Idę o zakład, że pytał o badania.
- Tak - Wiki była coraz bardziej zdezorientowana. Andrzej zauważył to i szybko zaczął tłumaczyć
- Kiedy pracowałem nad lekiem na stwardnienie rozsiane, to on się wtedy pojawił. Był bratem jednego z pacjentów. Często mieszał się w sprawy badań, aż w końcu ubzdurał sobie, że to są jego badania...
- Faktycznie, mówił, że kiedyś się zajmował badaniami
- Próbował mnie nawet zabić, więc proszę cię uważaj na niego. - musnął jej czoło, a potem ruszył do swojego gabinetu.
Dzień powoli dobiegał końca. Falk już skończył pracę, a Wiki miała jeszcze jedną nieplanowaną operację.
- Dzień dobry panie Leszku - sztucznie uśmiechnął się do mężczyzny palącego papierosa na parkingu.
- Profesor Baran - Wawrzyniak uśmiechnął się szczerze. Wyrzucił niedopałek do kosza i spojrzał z zainteresowaniem na Andrzeja
- Teraz to już profesor Falkowicz...
- No tak. Baran niezbyt pasuje do środowiska medycznego
- No niestety... - uśmiechnął się do niego - Masz może ochotę na szklankę whisky?
- Pytanie...
- To zapraszam do mnie - uśmiechnął się do niego. Wsiadł do swojego samochodu, a Leszek pojechał za nim.
- Wiktoria... - Kinga zatrzymała Wiki tuż przy wejściu. Consalida przewróciła oczami i spojrzała na blondynkę
- Co?
- Jak ci się układa z Andrzejem?
- O co ci znowu chodzi? - Wiktoria miała już serdecznie dość wszystkiego
- Zadam ci małe pytanie... Dlaczego wczoraj wieczorem do ciebie nie zadzwonił ani nic?
- Skąd o tym wiesz?
- A jak myślisz, z kim spędził wieczór... Ale powiem ci, że nawet kompletnie pijany jest bogiem seksu - Kinga rozmarzyła się sztucznie, a Wiki prawię natychmiast odeszła stamtąd. W oczach pojawiły się jej łzy smutku i wściekłości.
Gdy taksówka podjechała pod dom Andrzeja, Wiki i taksówkarz byli świadkami ciekawego wydarzenia. Leszka Wawrzyniaka zakuwali w kajdanki, a Andrzej stał z tyłu i uważnie ich obserwował. Gdy policja odjechała, Wiktoria kazała poczekać taksówkarzowi i podeszła do Falka.
- Hej - lekko się do niej uśmiechnął - Mówiłem ci, że on jest chory psychicznie. Próbował nas okraść - nie odezwała się. Weszła do domu głęboko oddychając i powstrzymując płacz. - Coś się stało?
- Tak... Dużo się stało - łzy napłynęły jej do oczu, gdy zaczęła pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
- O co chodzi?
- O co!? Co robiłeś wczoraj wieczorem!?
- Ja... nie pamiętam - spuścił głowę
- A Kinga doskonale pamięta
- Kinga? Co ma do tego Kinga?
- W końcu to nią się wczoraj zabawiałeś - ledwo powstrzymywała łzy. Natychmiast ruszyła w stronę taksówki nie słuchając tłumaczeń Falka. Gdy otworzyła drzwi samochodu, zatrzymał ją
- Nie wiem, co ona ci nagadała, ale na pewno się z nią nie przespałem - zapewnił ją
- Jak mam ci ufać, skoro nic nie pamiętasz? - łzy już płynęły jej po policzkach. Andrzej w tym momencie odpuścił. Puścił ją, a ona wsiadła do taksówki i odjechała.
Do hotelu dotarła po piętnastu minutach. Gdy wysiadała z taksówki miała rozmyty makijaż, a łzy nadal ściekały po jej policzkach. Nie mogła się uspokoić. Weszła do hotelu. W środku na kanapie siedział Adam. Gdy tylko zobaczył Consalidę, wyłączył telewizor i mocno ją przytulił
- Dziękuję - wyszeptała - Jest Agata?
- Ma nocny - powiedział spokojnie
- Możesz mnie puścić, chcę trochę pobyć sama
- Nie zostawię cię teraz samej - powiedział patrząc jej prosto w oczy. o chwili niespodziewanie wpił się w jej usta. Usilnie próbowała go powstrzymać.
- Co ty robisz?
- Ciii... - pocałował ją. Językiem rozchylił jej wargi, by pogłębić pocałunek. Pieścił nim jej język, jedną rękę zatopił w jej włosach, a drugą błądził po jej plechach. Wciąż się całując poszli w stronę pokoju Adama. Krajewski z trudem otworzył drzwi. Po chwili byli już w środku. Obdarowywał czułymi pocałunkami każdy skrawek jej szyi. Dotyk ust i dłoni Adama sprawiały jej delikatną przyjemność, jednak nawet w takie chwili nie potrafiła przestać myśleć o Andrzeju. Adam położył Wiki na łóżku. Szybko ściągnął z niej koszulkę jednocześnie całując jej obojczyk. Wolną ręką jeździł po wewnętrznej stronie jej uda. Krajewski po chwili mocniej przywarł do Consalidy pozbawiając ją spodni i zdejmując swoją koszulkę. Dłonie Wiktorii powędrowały do jego spodni. Po chwili i one leżały gdzieś na podłodze. Dłońmi błądzili w okolicach swojej bielizny. Wkrótce się jej pozbyli. Mężczyzna delikatnie wszedł w kobietę. Po ich ciałach rozlała się fala ekscytacji. Wiki pociągnęła Adama w swoją stronę, by móc wpić się w jego usta. On ledwo powstrzymywał jęki, gdy ona dłońmi pieściła jego plecy i kark. Po chwili wbiła paznokcie w jego plecy. On na ten gest tylko przyspieszył, aż sprawił, że oboje doszli...
Zaspana wyszła z hotelu. Była już spóźniona. W nocy długo nie mogła zasnąć myśląc co Andrzej robił z Kingą i czemu nie zadzwonił, nie napisał.
Przy wejściu do szpitala spotkała Andrzeja. Nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy, był zaspany, a oczy zdradzały ból głowy
- Widzę, że nieźle wczoraj zabalowałeś... - lekko się uśmiechnęła. Falko musnął jej policzek.
- Troszkę - potarł czoło w nadziei, że to chodź trochę uśmierzy jego ból.
- Długo siedziałeś?
- Ja nawet nie wiem jak dotarłem do domu - lekko się uśmiechnął
- Jesteś pewien, że możesz pracować? - doszli już do lekarskiego. Andrzej właśnie zarzucił na siebie swój fartuch
- Kto jak kto, ale ty doskonale powinnaś wiedzieć, że na kacu też się da pracować. - uśmiechnął się do niej, a Wiki spłonęła rumieńcem. Szybko zniknęła w przebieralni, żeby uniknąć jego spojrzenia.
Na korytarz niemalże wbiegła. Była już mocno spóźniona na obchód. Miała go z
Samborem, więc tym bardziej nie było kolorowo. Przy drzwiach jednej z sal zaczepił ją nieznajomy mężczyzna.
- Pani doktor Consalida? - zapytał
- Tak... Możemy porozmawiać później, trochę się spieszę
- Oczywiście - mężczyzna usiadł na krześle, a Wiki zdziwiona popędziła na obchód, co jakiś czas się odwracając.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tyle to trwało - zwróciła się do tajemniczego mężczyzny.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do niej szczerze - Leszek Wawrzyniak - wyciągnął rękę w jej stronę
- Wiktoria Consalida... - podała mu dłoń - Więc o co chodzi?
- Czytałem, że bierze pani udział w badaniach na miażdżyce...
- No tak, ale rekrutacją zajmuje się doktor Krajewski - przerwała mu
- Nie, nie... Tu nie chodzi o to. Ja pracowałem kiedyś nad bardzo podobną cząsteczką, tyle, że to był lek na miażdżycę i po prostu jestem ciekawy jak przebrnęliście polimery i jak długo staraliście się o przyznanie tych badań?
- Ja nie mogę zdradzać żadnych informacji
- Ja nie jestem dziennikarzem, tylko lekarzem. Po prostu chcę wiedzieć.
- Ale ja nie mogę nic zdradzić - szybko zakończyła rozmowę i ruszyła w stronę windy. - Dziwny facet...
- Nie tylko - myślała, że mówi do siebie, jednak w rogu windy stał Falkowicz
- Znasz go?
- Leszek Wawrzyniak. Skarbie, uważaj na niego, on powinien leczyć się w psychiatryku, a nie łazić po szpitalach. Idę o zakład, że pytał o badania.
- Tak - Wiki była coraz bardziej zdezorientowana. Andrzej zauważył to i szybko zaczął tłumaczyć
- Kiedy pracowałem nad lekiem na stwardnienie rozsiane, to on się wtedy pojawił. Był bratem jednego z pacjentów. Często mieszał się w sprawy badań, aż w końcu ubzdurał sobie, że to są jego badania...
- Faktycznie, mówił, że kiedyś się zajmował badaniami
- Próbował mnie nawet zabić, więc proszę cię uważaj na niego. - musnął jej czoło, a potem ruszył do swojego gabinetu.
Dzień powoli dobiegał końca. Falk już skończył pracę, a Wiki miała jeszcze jedną nieplanowaną operację.
- Dzień dobry panie Leszku - sztucznie uśmiechnął się do mężczyzny palącego papierosa na parkingu.
- Profesor Baran - Wawrzyniak uśmiechnął się szczerze. Wyrzucił niedopałek do kosza i spojrzał z zainteresowaniem na Andrzeja
- Teraz to już profesor Falkowicz...
- No tak. Baran niezbyt pasuje do środowiska medycznego
- No niestety... - uśmiechnął się do niego - Masz może ochotę na szklankę whisky?
- Pytanie...
- To zapraszam do mnie - uśmiechnął się do niego. Wsiadł do swojego samochodu, a Leszek pojechał za nim.
- Wiktoria... - Kinga zatrzymała Wiki tuż przy wejściu. Consalida przewróciła oczami i spojrzała na blondynkę
- Co?
- Jak ci się układa z Andrzejem?
- O co ci znowu chodzi? - Wiktoria miała już serdecznie dość wszystkiego
- Zadam ci małe pytanie... Dlaczego wczoraj wieczorem do ciebie nie zadzwonił ani nic?
- Skąd o tym wiesz?
- A jak myślisz, z kim spędził wieczór... Ale powiem ci, że nawet kompletnie pijany jest bogiem seksu - Kinga rozmarzyła się sztucznie, a Wiki prawię natychmiast odeszła stamtąd. W oczach pojawiły się jej łzy smutku i wściekłości.
Gdy taksówka podjechała pod dom Andrzeja, Wiki i taksówkarz byli świadkami ciekawego wydarzenia. Leszka Wawrzyniaka zakuwali w kajdanki, a Andrzej stał z tyłu i uważnie ich obserwował. Gdy policja odjechała, Wiktoria kazała poczekać taksówkarzowi i podeszła do Falka.
- Hej - lekko się do niej uśmiechnął - Mówiłem ci, że on jest chory psychicznie. Próbował nas okraść - nie odezwała się. Weszła do domu głęboko oddychając i powstrzymując płacz. - Coś się stało?
- Tak... Dużo się stało - łzy napłynęły jej do oczu, gdy zaczęła pakować swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
- O co chodzi?
- O co!? Co robiłeś wczoraj wieczorem!?
- Ja... nie pamiętam - spuścił głowę
- A Kinga doskonale pamięta
- Kinga? Co ma do tego Kinga?
- W końcu to nią się wczoraj zabawiałeś - ledwo powstrzymywała łzy. Natychmiast ruszyła w stronę taksówki nie słuchając tłumaczeń Falka. Gdy otworzyła drzwi samochodu, zatrzymał ją
- Nie wiem, co ona ci nagadała, ale na pewno się z nią nie przespałem - zapewnił ją
- Jak mam ci ufać, skoro nic nie pamiętasz? - łzy już płynęły jej po policzkach. Andrzej w tym momencie odpuścił. Puścił ją, a ona wsiadła do taksówki i odjechała.
Do hotelu dotarła po piętnastu minutach. Gdy wysiadała z taksówki miała rozmyty makijaż, a łzy nadal ściekały po jej policzkach. Nie mogła się uspokoić. Weszła do hotelu. W środku na kanapie siedział Adam. Gdy tylko zobaczył Consalidę, wyłączył telewizor i mocno ją przytulił
- Dziękuję - wyszeptała - Jest Agata?
- Ma nocny - powiedział spokojnie
- Możesz mnie puścić, chcę trochę pobyć sama
- Nie zostawię cię teraz samej - powiedział patrząc jej prosto w oczy. o chwili niespodziewanie wpił się w jej usta. Usilnie próbowała go powstrzymać.
- Co ty robisz?
- Ciii... - pocałował ją. Językiem rozchylił jej wargi, by pogłębić pocałunek. Pieścił nim jej język, jedną rękę zatopił w jej włosach, a drugą błądził po jej plechach. Wciąż się całując poszli w stronę pokoju Adama. Krajewski z trudem otworzył drzwi. Po chwili byli już w środku. Obdarowywał czułymi pocałunkami każdy skrawek jej szyi. Dotyk ust i dłoni Adama sprawiały jej delikatną przyjemność, jednak nawet w takie chwili nie potrafiła przestać myśleć o Andrzeju. Adam położył Wiki na łóżku. Szybko ściągnął z niej koszulkę jednocześnie całując jej obojczyk. Wolną ręką jeździł po wewnętrznej stronie jej uda. Krajewski po chwili mocniej przywarł do Consalidy pozbawiając ją spodni i zdejmując swoją koszulkę. Dłonie Wiktorii powędrowały do jego spodni. Po chwili i one leżały gdzieś na podłodze. Dłońmi błądzili w okolicach swojej bielizny. Wkrótce się jej pozbyli. Mężczyzna delikatnie wszedł w kobietę. Po ich ciałach rozlała się fala ekscytacji. Wiki pociągnęła Adama w swoją stronę, by móc wpić się w jego usta. On ledwo powstrzymywał jęki, gdy ona dłońmi pieściła jego plecy i kark. Po chwili wbiła paznokcie w jego plecy. On na ten gest tylko przyspieszył, aż sprawił, że oboje doszli...
piątek, 13 grudnia 2013
Część 26
Szybko nadszedł piątkowy wieczór. Agata szybko uporała się z makijażem Wiktorii. Potem przyszedł czas na układanie fryzury. To zajęło trochę więcej czasu, ale blondynka dała sobie radę i na włosach Wiktorii pojawił się delikatny koczek. Chwilę potem siedziała na swoim łóżku w sukience, umalowana i uczesana i zakazem poruszania się, żeby nic nie zepsuć.
Do jej pokoju wszedł Adama
- No hej ślicznotko... - chciał musnąć jej policzek, ale przerwał mu okrzyk Agaty
- Nie! Nawet nie waż się jej ruszyć!
- Przecież i tak Falkuś zepsuje twoje dzieło - odpowiedział z uśmiechem - To ja nie mogę chociaż małego kawałka?
- Dopóki jestem w tym hotelu, nie masz prawa jej nawet dotknąć - powiedziała - Idę sobie zrobić kawę. Jeżeli zauważę, że cokolwiek ruszyłeś, to sprzątasz i zmywasz przez okrągły rok. Jak skończycie rozmawiać, to masz pogadać z Zapałą - ostatnie zdanie skierowała do rudej i wyszła z jej pokoju.
- Wiki... Posłuchaj, od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak... Ja... ja chyba się w tobie zakochałem. Andrzej ma cholerne szczęście, że wybrałaś jego - do Wiki ledwo docierały jego słowa - Chciałbym móc cofnąć czas i zawalczyć o ciebie wtedy kiedy mogłem... Wiki, błagam cię powiedz coś - Consalida otrząsnęła się z szoku, jednak nadal nie była w stanie nic powiedzieć. Po prostu wyszła z pokoju
- Mówiłam, żebyś się nie ruszała... - zaczęła Agata, jednak po chwili zobaczyła minę Consalidy - Co się stało?
- Ja... ja nie mogę powiedzieć. Mogę się napić trochę wody?
- No ok... - Woźnicka niechętnie się zgodziła i bacznie obserwowała Wiki
- Pogadam z Przemkiem - wyszła z kuchni próbując jak najszybciej zapomnieć o tym co jej powiedział Adam. - Chciałeś coś ode mnie
- Chciałem się pożegnać - powiedział
- Pożegnać?
- Wracam na misję, nic mnie tu nie trzyma. Ty jesteś szczęśliwa z Falkowiczem, Agata i ja, to już nie to samo co kiedyś, już nie jesteśmy tak zgrani, Adam zamknął się w sobie, a Olka nie chcę mnie znać.
- Nie wyjeżdżaj, dopiero co zaczęliśmy się dogadywać - położyła dłoń na ręce Przemka spoczywającej na torbie - Potrzebuję cię
- Nie pomogę ci z Falkowiczem
- To pomóż mi z Adamem... - szepnęła
- Z Adamem?
- Przed chwilą powiedział, że mnie kocha - wreszcie zdobyła się na to, żeby komuś to powiedzieć - A ja nie wiem co o tym myśleć, w końcu jestem z Andrzejem
- Zastanów się, na którym bardziej ci zależy - powiedział - Śpieszę się. Zmienili nam miejsce, jadę do Afganistanu - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Od zawsze fascynowały go wojny
- Uważaj na siebie - delikatnie go przytuliła, tak żeby nie zepsuć dzieła Agaty.
- Twój książę przyjechał - krzyknęła Agata
- To trzymaj się. I wróć mi w jednym kawałku - powiedziała do Przemka, a po chwili już jej nie było. Dzięki rozmowie z przyjacielem zapomniała o Adamie.
- Hej skarbie - wsiadła do samochodu i delikatnie musnęła policzek Andrzej. Chciał musnąć jej usta, ale mu nie pozwoliła - Agata mnie zabije, jak zepsuję jej dzieło zanim dotrę na bankiet - wskazała na blondynkę stojącą w drzwiach hotelu. Kobieta bacznie ich obserwowała.
- Ślicznie wyglądasz... - powiedział, gdy już ruszyli
- Ty też nie najgorzej - uśmiechnęła się. Na twarzy Falka też zagościł uśmiech
Weszli na ogromną salę. W rogu poustawiane były śladowe ilości stolików, w drugim rogu była niewielka scena. Na scenie była kapela, która właśnie nastrajała instrumenty, jednak Andrzeja mało to obchodziło. Cały czas rozglądał się po parkiecie szukając jednej osoby. Z ulgą zauważył, że jej nie ma. Odwrócił się w stronę Wiktorii z ogromnym uśmiechem. Tuż za nią zauważył blond włosy. Serce podskoczyło mu do gardła.
- Andrzej? - Wiki niepewnie spojrzała na niego. Był cały blady - Źle się czujesz?
- Przepraszam... Możemy na chwilę usiąść?
- Jasne - poszli w stronę stolików. Falkowicz cały czas obserwował blondynkę. - Co się dzieje
- To nic takiego...
- Na pewno?
- Tak - wychylił się, żeby spojrzeć na kobietę o blond włosach. Wiki spojrzała w tym samym kierunku
- Czy to... Kinga? - zaskoczona dokładnie przyjrzała się sylwetce kobiety
- Tak - odparł Andrzej...
- Wiedziałeś, że tu będzie, prawda?
- Nie będę nic ukrywać. Wiedziałem od paru dni - odpowiedział
- Myślisz, że będzie czegoś od nas chciała?
- Mam nadzieję, że nie... - kapela zaczęła grać pierwsze dźwięki spokojnej melodii. - Masz może ochotę zatańczyć?
- Nie obraź się, ale mam za dużo wrażeń na jeden dzień i najchętniej bym wróciła do domu - Wiki wstała
- Nie wygłupiaj się. - zatrzymał ją przy wyjściu - Dopiero co przyszliśmy
- O proszę. Andrzej i Wiktoria nadal razem - Kinga podeszła do nich, a on ledwo panowali nad sobą
- Czego chcesz Kinga? - zapytał Andrzej wciąż patrząc na Wiki
- Pogadać... Jak za starych dobrych czasów - na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech
- To wy sobie pogadajcie, a ja idę do domu - powiedziała Wiktoria i po chwili już jej nie było
- Wiki...
- Przestań się nią przejmować. Ona jest jak bumerang, zawsze do ciebie wróci - Kinga coraz bardziej działała mu na nerwy - Usiądziemy?
- Co tak wcześnie? I co ty tu w ogóle robisz? - Agata widząc Consalidę o mało nie potłukła filiżanki
- Długa historia... Idę pod prysznic - powiedziała i zniknęła w łazience.
- Kinga błagam cię odczep się. Jestem zmęczony i chciałbym już wrócić do domu - niemal błagał ją, żeby dała mu wreszcie spokój, jednak ona gadała jak najęta
- Weź ją sobie odpuść. Ja mogę ci dać wszystko, czego ona nie może - dopiero po półgodzinnej rozmowie zdecydowała się poruszyć ten temat
- Nadal tego chcesz?
- Nadal cię kocham - ich twarze dzieliły centymetry
- A ja nigdy cię nie kochałem - wstał i skierował się w stronę toalet. Kinga wzrokiem znalazła mężczyznę, który przyszedł tu z nią. Podeszła do niego
- Tak jak się umawialiśmy. Masz go upić - podała mu plik banknotów. "Skoro ja nie mogę go mieć, to ona też go nie będzie miała"
Jak myślicie? Co planuje Kinga?
Do jej pokoju wszedł Adama
- No hej ślicznotko... - chciał musnąć jej policzek, ale przerwał mu okrzyk Agaty
- Nie! Nawet nie waż się jej ruszyć!
- Przecież i tak Falkuś zepsuje twoje dzieło - odpowiedział z uśmiechem - To ja nie mogę chociaż małego kawałka?
- Dopóki jestem w tym hotelu, nie masz prawa jej nawet dotknąć - powiedziała - Idę sobie zrobić kawę. Jeżeli zauważę, że cokolwiek ruszyłeś, to sprzątasz i zmywasz przez okrągły rok. Jak skończycie rozmawiać, to masz pogadać z Zapałą - ostatnie zdanie skierowała do rudej i wyszła z jej pokoju.
- Wiki... Posłuchaj, od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale nie wiedziałem jak... Ja... ja chyba się w tobie zakochałem. Andrzej ma cholerne szczęście, że wybrałaś jego - do Wiki ledwo docierały jego słowa - Chciałbym móc cofnąć czas i zawalczyć o ciebie wtedy kiedy mogłem... Wiki, błagam cię powiedz coś - Consalida otrząsnęła się z szoku, jednak nadal nie była w stanie nic powiedzieć. Po prostu wyszła z pokoju
- Mówiłam, żebyś się nie ruszała... - zaczęła Agata, jednak po chwili zobaczyła minę Consalidy - Co się stało?
- Ja... ja nie mogę powiedzieć. Mogę się napić trochę wody?
- No ok... - Woźnicka niechętnie się zgodziła i bacznie obserwowała Wiki
- Pogadam z Przemkiem - wyszła z kuchni próbując jak najszybciej zapomnieć o tym co jej powiedział Adam. - Chciałeś coś ode mnie
- Chciałem się pożegnać - powiedział
- Pożegnać?
- Wracam na misję, nic mnie tu nie trzyma. Ty jesteś szczęśliwa z Falkowiczem, Agata i ja, to już nie to samo co kiedyś, już nie jesteśmy tak zgrani, Adam zamknął się w sobie, a Olka nie chcę mnie znać.
- Nie wyjeżdżaj, dopiero co zaczęliśmy się dogadywać - położyła dłoń na ręce Przemka spoczywającej na torbie - Potrzebuję cię
- Nie pomogę ci z Falkowiczem
- To pomóż mi z Adamem... - szepnęła
- Z Adamem?
- Przed chwilą powiedział, że mnie kocha - wreszcie zdobyła się na to, żeby komuś to powiedzieć - A ja nie wiem co o tym myśleć, w końcu jestem z Andrzejem
- Zastanów się, na którym bardziej ci zależy - powiedział - Śpieszę się. Zmienili nam miejsce, jadę do Afganistanu - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Od zawsze fascynowały go wojny
- Uważaj na siebie - delikatnie go przytuliła, tak żeby nie zepsuć dzieła Agaty.
- Twój książę przyjechał - krzyknęła Agata
- To trzymaj się. I wróć mi w jednym kawałku - powiedziała do Przemka, a po chwili już jej nie było. Dzięki rozmowie z przyjacielem zapomniała o Adamie.
- Hej skarbie - wsiadła do samochodu i delikatnie musnęła policzek Andrzej. Chciał musnąć jej usta, ale mu nie pozwoliła - Agata mnie zabije, jak zepsuję jej dzieło zanim dotrę na bankiet - wskazała na blondynkę stojącą w drzwiach hotelu. Kobieta bacznie ich obserwowała.
- Ślicznie wyglądasz... - powiedział, gdy już ruszyli
- Ty też nie najgorzej - uśmiechnęła się. Na twarzy Falka też zagościł uśmiech
Weszli na ogromną salę. W rogu poustawiane były śladowe ilości stolików, w drugim rogu była niewielka scena. Na scenie była kapela, która właśnie nastrajała instrumenty, jednak Andrzeja mało to obchodziło. Cały czas rozglądał się po parkiecie szukając jednej osoby. Z ulgą zauważył, że jej nie ma. Odwrócił się w stronę Wiktorii z ogromnym uśmiechem. Tuż za nią zauważył blond włosy. Serce podskoczyło mu do gardła.
- Andrzej? - Wiki niepewnie spojrzała na niego. Był cały blady - Źle się czujesz?
- Przepraszam... Możemy na chwilę usiąść?
- Jasne - poszli w stronę stolików. Falkowicz cały czas obserwował blondynkę. - Co się dzieje
- To nic takiego...
- Na pewno?
- Tak - wychylił się, żeby spojrzeć na kobietę o blond włosach. Wiki spojrzała w tym samym kierunku
- Czy to... Kinga? - zaskoczona dokładnie przyjrzała się sylwetce kobiety
- Tak - odparł Andrzej...
- Wiedziałeś, że tu będzie, prawda?
- Nie będę nic ukrywać. Wiedziałem od paru dni - odpowiedział
- Myślisz, że będzie czegoś od nas chciała?
- Mam nadzieję, że nie... - kapela zaczęła grać pierwsze dźwięki spokojnej melodii. - Masz może ochotę zatańczyć?
- Nie obraź się, ale mam za dużo wrażeń na jeden dzień i najchętniej bym wróciła do domu - Wiki wstała
- Nie wygłupiaj się. - zatrzymał ją przy wyjściu - Dopiero co przyszliśmy
- O proszę. Andrzej i Wiktoria nadal razem - Kinga podeszła do nich, a on ledwo panowali nad sobą
- Czego chcesz Kinga? - zapytał Andrzej wciąż patrząc na Wiki
- Pogadać... Jak za starych dobrych czasów - na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech
- To wy sobie pogadajcie, a ja idę do domu - powiedziała Wiktoria i po chwili już jej nie było
- Wiki...
- Przestań się nią przejmować. Ona jest jak bumerang, zawsze do ciebie wróci - Kinga coraz bardziej działała mu na nerwy - Usiądziemy?
- Co tak wcześnie? I co ty tu w ogóle robisz? - Agata widząc Consalidę o mało nie potłukła filiżanki
- Długa historia... Idę pod prysznic - powiedziała i zniknęła w łazience.
- Kinga błagam cię odczep się. Jestem zmęczony i chciałbym już wrócić do domu - niemal błagał ją, żeby dała mu wreszcie spokój, jednak ona gadała jak najęta
- Weź ją sobie odpuść. Ja mogę ci dać wszystko, czego ona nie może - dopiero po półgodzinnej rozmowie zdecydowała się poruszyć ten temat
- Nadal tego chcesz?
- Nadal cię kocham - ich twarze dzieliły centymetry
- A ja nigdy cię nie kochałem - wstał i skierował się w stronę toalet. Kinga wzrokiem znalazła mężczyznę, który przyszedł tu z nią. Podeszła do niego
- Tak jak się umawialiśmy. Masz go upić - podała mu plik banknotów. "Skoro ja nie mogę go mieć, to ona też go nie będzie miała"
Jak myślicie? Co planuje Kinga?
wtorek, 10 grudnia 2013
Część 25
Andrzej wszedł do domu. Zauważył Wiktorię wypakowywującą ostatnie pudło.
- Widzę, że już się zadomowiłaś - lekko się uśmiechnął, pomimo tego, że humor mu nie dopisywał
- To jeszcze nie wszystko - Andrej spojrzał na cztery wielkie pudła i przewrócił oczami - Co się dzieje? - westchnął i podał jej list - Wezwanie do sądu? Pobicie?
- Wiki - przejechał opuszkiem palców po jej ramieniu - Ja dostanę co najwyżej karę grzywny, ale jeżeli ty będziesz zeznawać i opowiesz o wszystkim, o próbie gwałtu, o tym, że cię prześladował i o zamachach na twoje życie to on może dostać zakaz zbliżania się do ciebie...
- Ja... ja już nie chcę do tego wracać. - szepnęła ze łzami w oczach
- Wiem i do niczego cię nie namawiam... Jakby co, to rozprawa jest za tydzień o dziesiątej. Pomogę ci z tym - nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu, a Wiki była mu wdzięczna, że go urwał. Razem dokończyli wypakowywanie pudeł.
- Andrzej... kiedy jest ten bankiet?
- W następny piątek, a czemu pytasz?
- Bo chciałabym wyskoczyć na jakieś zakupy. Tylko muszę sprawdzić kiedy mam wolne
- Jakby co, to zawsze mogę powiedzieć, że źle się czujesz - zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko. Delikatnie się uśmiechnęła, a on musnął jej ciepłe usta swoimi wargami.
- Skarbie, może pojadę na te zakupy w środę po przesłuchaniu... W końcu i tak mam wolne - dokładnie studiowała grafik szukając idealnego dnia na zakupy
- Zamierzasz iść?
- No przecież nie pozwolę, żebyś musiał mu płacić. - delikatnie się uśmiechnęła - A co do zakupów...
- Czy ja dobrze usłyszałam? Zakupy? - rozmowę przerwała Agata
- No nie... Tylko nie Woźnicka - Consalida przewróciła oczami
- Też cię kocham - cmoknęła jej tuż przy uchu - To kiedy ruszamy w miasto?
- Ruszamy?
- No chyba zabierasz mnie ze sobą...
- O ile pamiętam, to nie uwzględniałam cię w swoich planach - Wiktoria uśmiechnęła się
- No Wikunia no... - Consalida wybuchła śmiechem widząc błagający wzrok Agaty i zdrobnienie swojego imienia
- W środę po południu - wylądowała w ramionach Agaty - przynajmniej ktoś mi pomoże wybrać sukienkę
- A ja to nie mogę? - zapytał ze zdziwieniem Andrzej...
- Przykro mi, ale ta posada jest już obsadzona - Agata ledwo powstrzymała się, żeby nie wywalić języka w stronę Falka.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała Wiki - Przecież dzisiaj nie ma żadnych prac związanych z badaniami
- No skoro się wyprowadziłaś z hotelu, to niewiele bym cię widziała... A tak poważnie to zrezygnowałam z hematologii i wróciłam tutaj. Wczoraj zdałam egzamin
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam... No Woźnicka, musimy to oblać - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Oj Consalida, przesadzasz z alkoholem, a dobrze wiesz, że to na ciebie źle działa
- Odezwała się ta z mocną głową... - wybuchły śmiechem. Do lekarskiego weszła pielęgniarka
- Pani doktor, doktor Krajewski prosił, żeby pani przyszła na izbę.
- Już idę - powiedziała nadal uśmiechnięta Wiktoria, delikatnie musnęła policzek Falka i wyszła z lekarskiego.
- Brzuch ostry, ból promieniuje do pachwiny... Co to może być? - zwróciła się do Adama po przebadaniu pacjentki
- Czekam na wyniki badań
- I trzeba by zrobić USG
- Na to trzeba poczekać, aż Borys zwolni sprzęt - odpowiedział z uśmiechem
- Myślisz, że będzie potrzebna operacja? - nawet nie zauważyła, kiedy Adam przysunął się tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
- Nie wiem, być może...
- Dobra, ty jesteś jego lekarzem prowadzącym. Jakbyś chciał operować to będę na oddziale - wyszła z izby zostawiając zaskoczonego Adama.
Nawet nie zauważyli kiedy minął tydzień. Nadeszła środa a co za tym idzie rozprawa w sądzie. Gdy tylko tam się pojawili zauważyli Janusza z wrednym uśmiechem na twarzy. Był pewny wygranej. Andrzej wszedł na salę, a Wiki niepewnie czekała pod drzwiami.
- Wiktoria Consalida - gdy została wywołana jak w amoku weszła na salę. Wróciły wydarzenia z poprzedniej rozprawy. Znów wrócił dawny ból, ale tym razem miała świadomość, że może się od tego odciąć raz na zawsze
- Proszę się przedstawić, podać swój wiek, zawód.
- Wiktoria Consalida, lat 31. Jestem lekarzem, pracuję w szpitalu w Leśnej Górze
- Czy jest pani spokrewniona z którąś ze stron? - zapytała sędzia, a na twarz Wiktorii wkradł się delikatny uśmiech.
- Nie...
- Przypominam, że składanie fałszywych zeznań jest karalne... Co pani wie o sprawie?
- To wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Jakieś trzy lata temu przypadkiem spotkałam Janusza. Dopiero gdy wylądowałam w jego domu okazało się, że jest gwałcicielem. Mało brakowało, a byłabym jego ofiarą. Wtedy uratował mnie mój przyjaciel - głos co jakiś czas jej się łamał. - Była rozprawa, Janusz poszedł do więzienia, ale... wrócił parę tygodni temu. Prześladował mnie. Kilka razy próbował mi coś zrobić. Oblał mnie kwasem, próbował przejechać mnie samochodem, wybił okno w domu Andrzeja. Kiedy doszło do bójki, my kłóciliśmy się, a Andrzej stanął w mojej obronie - powiedziała jednym tchem. Chciała mnieć to jak najszybciej za sobą
- Czy ktoś może potwierdzić pani zeznania?
- Agata Woźnicka, a większość wie Przemek Zapała - powiedziała
- Dziękuję, może pani usiąść
Wyszli z sądu, a Wiki od razu rzuciła się Andrzejowi na szyję. Z ogromnym uśmiechem wspominała wyrok.
- Orzekam uniewinnienie Andrzeja Falkowicza oraz zakaz zbliżania się oskarżyciela do Wiktorii Consalidy
Godzinę później szalała z Agatą na zakupach.
- Może ta? - pokazała jej kolejną sukienką, tym razem zwykłą małą czarną
- Nie... Musisz zrobić wrażenie na wszystkich, a przede wszystkim na twoim mężczyźnie.
- No to już nie wiem... Ty coś wybierz - wiedziała, że pozostawienie wolnego wyboru Agacie źle się skończy. Natychmiast ruszyła w głąb sklepu ściągając z wieszaków kolejne sukienki. Gdy wróciła do Consalidy miała ich z dziesięć
- Przymierz - natychmiast wszystkie podała Wiktorii i wepchnęła ją do przymierzalni.
Wiki przymierała każdą sukienkę. Jedna wyjątkowo jej się spodobała. Była do kolan, większość miała kolor kości słoniowej, jednak końcówki były czarne co tworzyło znakomity efekt. Do tego cienki, złoty pasek podkreślał jej wcięcie w talii.
- Kupujesz ją? - zapytała przyglądając się Wiktorii. Już myślała nad idealną fryzurą, butami i torebką. Wiki sprawdziła cenę i uznała, że może trochę zaszaleć.
Dokupiły jeszcze buty i torebkę, a potem poszły do kawiarni na małą kawę
- Falkowicz padnie jak cię zobaczy.
- Mam nadzieję - uśmiechnęła się dopijając swoją kawkę.
- Widzę, że już się zadomowiłaś - lekko się uśmiechnął, pomimo tego, że humor mu nie dopisywał
- To jeszcze nie wszystko - Andrej spojrzał na cztery wielkie pudła i przewrócił oczami - Co się dzieje? - westchnął i podał jej list - Wezwanie do sądu? Pobicie?
- Wiki - przejechał opuszkiem palców po jej ramieniu - Ja dostanę co najwyżej karę grzywny, ale jeżeli ty będziesz zeznawać i opowiesz o wszystkim, o próbie gwałtu, o tym, że cię prześladował i o zamachach na twoje życie to on może dostać zakaz zbliżania się do ciebie...
- Ja... ja już nie chcę do tego wracać. - szepnęła ze łzami w oczach
- Wiem i do niczego cię nie namawiam... Jakby co, to rozprawa jest za tydzień o dziesiątej. Pomogę ci z tym - nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu, a Wiki była mu wdzięczna, że go urwał. Razem dokończyli wypakowywanie pudeł.
- Andrzej... kiedy jest ten bankiet?
- W następny piątek, a czemu pytasz?
- Bo chciałabym wyskoczyć na jakieś zakupy. Tylko muszę sprawdzić kiedy mam wolne
- Jakby co, to zawsze mogę powiedzieć, że źle się czujesz - zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko. Delikatnie się uśmiechnęła, a on musnął jej ciepłe usta swoimi wargami.
- Skarbie, może pojadę na te zakupy w środę po przesłuchaniu... W końcu i tak mam wolne - dokładnie studiowała grafik szukając idealnego dnia na zakupy
- Zamierzasz iść?
- No przecież nie pozwolę, żebyś musiał mu płacić. - delikatnie się uśmiechnęła - A co do zakupów...
- Czy ja dobrze usłyszałam? Zakupy? - rozmowę przerwała Agata
- No nie... Tylko nie Woźnicka - Consalida przewróciła oczami
- Też cię kocham - cmoknęła jej tuż przy uchu - To kiedy ruszamy w miasto?
- Ruszamy?
- No chyba zabierasz mnie ze sobą...
- O ile pamiętam, to nie uwzględniałam cię w swoich planach - Wiktoria uśmiechnęła się
- No Wikunia no... - Consalida wybuchła śmiechem widząc błagający wzrok Agaty i zdrobnienie swojego imienia
- W środę po południu - wylądowała w ramionach Agaty - przynajmniej ktoś mi pomoże wybrać sukienkę
- A ja to nie mogę? - zapytał ze zdziwieniem Andrzej...
- Przykro mi, ale ta posada jest już obsadzona - Agata ledwo powstrzymała się, żeby nie wywalić języka w stronę Falka.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała Wiki - Przecież dzisiaj nie ma żadnych prac związanych z badaniami
- No skoro się wyprowadziłaś z hotelu, to niewiele bym cię widziała... A tak poważnie to zrezygnowałam z hematologii i wróciłam tutaj. Wczoraj zdałam egzamin
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam... No Woźnicka, musimy to oblać - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Oj Consalida, przesadzasz z alkoholem, a dobrze wiesz, że to na ciebie źle działa
- Odezwała się ta z mocną głową... - wybuchły śmiechem. Do lekarskiego weszła pielęgniarka
- Pani doktor, doktor Krajewski prosił, żeby pani przyszła na izbę.
- Już idę - powiedziała nadal uśmiechnięta Wiktoria, delikatnie musnęła policzek Falka i wyszła z lekarskiego.
- Brzuch ostry, ból promieniuje do pachwiny... Co to może być? - zwróciła się do Adama po przebadaniu pacjentki
- Czekam na wyniki badań
- I trzeba by zrobić USG
- Na to trzeba poczekać, aż Borys zwolni sprzęt - odpowiedział z uśmiechem
- Myślisz, że będzie potrzebna operacja? - nawet nie zauważyła, kiedy Adam przysunął się tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
- Nie wiem, być może...
- Dobra, ty jesteś jego lekarzem prowadzącym. Jakbyś chciał operować to będę na oddziale - wyszła z izby zostawiając zaskoczonego Adama.
Nawet nie zauważyli kiedy minął tydzień. Nadeszła środa a co za tym idzie rozprawa w sądzie. Gdy tylko tam się pojawili zauważyli Janusza z wrednym uśmiechem na twarzy. Był pewny wygranej. Andrzej wszedł na salę, a Wiki niepewnie czekała pod drzwiami.
- Wiktoria Consalida - gdy została wywołana jak w amoku weszła na salę. Wróciły wydarzenia z poprzedniej rozprawy. Znów wrócił dawny ból, ale tym razem miała świadomość, że może się od tego odciąć raz na zawsze
- Proszę się przedstawić, podać swój wiek, zawód.
- Wiktoria Consalida, lat 31. Jestem lekarzem, pracuję w szpitalu w Leśnej Górze
- Czy jest pani spokrewniona z którąś ze stron? - zapytała sędzia, a na twarz Wiktorii wkradł się delikatny uśmiech.
- Nie...
- Przypominam, że składanie fałszywych zeznań jest karalne... Co pani wie o sprawie?
- To wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Jakieś trzy lata temu przypadkiem spotkałam Janusza. Dopiero gdy wylądowałam w jego domu okazało się, że jest gwałcicielem. Mało brakowało, a byłabym jego ofiarą. Wtedy uratował mnie mój przyjaciel - głos co jakiś czas jej się łamał. - Była rozprawa, Janusz poszedł do więzienia, ale... wrócił parę tygodni temu. Prześladował mnie. Kilka razy próbował mi coś zrobić. Oblał mnie kwasem, próbował przejechać mnie samochodem, wybił okno w domu Andrzeja. Kiedy doszło do bójki, my kłóciliśmy się, a Andrzej stanął w mojej obronie - powiedziała jednym tchem. Chciała mnieć to jak najszybciej za sobą
- Czy ktoś może potwierdzić pani zeznania?
- Agata Woźnicka, a większość wie Przemek Zapała - powiedziała
- Dziękuję, może pani usiąść
Wyszli z sądu, a Wiki od razu rzuciła się Andrzejowi na szyję. Z ogromnym uśmiechem wspominała wyrok.
- Orzekam uniewinnienie Andrzeja Falkowicza oraz zakaz zbliżania się oskarżyciela do Wiktorii Consalidy
Godzinę później szalała z Agatą na zakupach.
- Może ta? - pokazała jej kolejną sukienką, tym razem zwykłą małą czarną
- Nie... Musisz zrobić wrażenie na wszystkich, a przede wszystkim na twoim mężczyźnie.
- No to już nie wiem... Ty coś wybierz - wiedziała, że pozostawienie wolnego wyboru Agacie źle się skończy. Natychmiast ruszyła w głąb sklepu ściągając z wieszaków kolejne sukienki. Gdy wróciła do Consalidy miała ich z dziesięć
- Przymierz - natychmiast wszystkie podała Wiktorii i wepchnęła ją do przymierzalni.
Wiki przymierała każdą sukienkę. Jedna wyjątkowo jej się spodobała. Była do kolan, większość miała kolor kości słoniowej, jednak końcówki były czarne co tworzyło znakomity efekt. Do tego cienki, złoty pasek podkreślał jej wcięcie w talii.
- Kupujesz ją? - zapytała przyglądając się Wiktorii. Już myślała nad idealną fryzurą, butami i torebką. Wiki sprawdziła cenę i uznała, że może trochę zaszaleć.
Dokupiły jeszcze buty i torebkę, a potem poszły do kawiarni na małą kawę
- Falkowicz padnie jak cię zobaczy.
- Mam nadzieję - uśmiechnęła się dopijając swoją kawkę.
sobota, 7 grudnia 2013
Część 24
Zasyczał z bólu, kiedy Wiki opatrywała jego rany
- Przepraszam...
- To nic - szepnął obserwując jej ruchy
- I dzię...
- Nie - przerwał jej - Tylko mi nie dziękuj. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić już dawno.
- Mówisz to tak, jakby to była twoja wina, a tak naprawdę to wszystko przeze mnie - powiedziała - Przez moją głupotę jeden z największych profesorów na świece ma poharataną twarz - uśmiechnął się, chociaż dużo go to kosztowało
- To co mi tak właściwie jest?
- Rozcięta brew, rozcięta warga i kilka siniaków
- A on?
- Nie wiem - powiedziała kończąc zszywać Andrzejowi brew. W tej chwili na izbę wszedł Przemek
- Wiki, możesz zostawić nas na chwilę samych?
- Jasne - wstała, a po chwili szepnęła do Przemka - Masz być grzeczny...
- Profesorze... Stawiam, że Wiki opowiedziała panu o Januszu
- Tak...
- Eee... Chciałbym podziękować. Facet jest nieprzewidywalny, i gdyby nie pan, to nie wiadomo, co by było teraz z Wiki - głos co jakiś czas mu się załamywał.
- To był mój obowiązek...
- To oczywiście nic między nami nie zmienia - wyszedł z gabinetu.
- Jak zwykle dziecinny pan Zapała - powiedział do siebie. Był lekko zdziwiony zachowaniem Zapały, ale w tym momencie liczyła się tylko Wiki. Poszedł jej szukać.
- Jejku, co się stało? - Nina wysiliła się na udawaną troskę - Pan profesor dostał to na co zasłużył?
- Jak tam operacja wycięcia wyrostka robaczkowego? Podobno sobie nie poradziłaś?
- Wyniknęły komplikacje... - zaczęła się tłumaczyć
- Co jest skomplikowanego w zbadaniu pacjenta przed operacją? Tak ciężko się domyślić, że miał zapalenie płuc? - zostawił zaskoczoną Ninę samą i poszedł dalej szukać Wiki.
Znalazł ją w lekarskim uważnie studiującą grafik
- Masz jutro wolne - szepnęła, gdy objął ją w pasie
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Tylko ty używasz tak cholernie drogich perfum...
- Patrzyłaś na cenę? - zapytał
- Rzuciła mi się w oczy - odpowiedziała i wręczyła mu zwolnienie lekarskie - Mam jutro jedną operację a potem od razu do ciebie wracam
- Nie możesz wziąć sobie wolnego? - szepnął jej wprost do ucha
- Nie mogę, bo ta operacja jest dla mnie bardzo ważna...
- To dlatego, że operujesz z Adamem?
- Nie... Dlatego, że obiecałam to pacjentowi - powiedziała
- Wiesz, że za bardzo się przywiązujesz?
- Mhm - pocałował ją w czubek głowy a po chwili zasyczał z bólu - Powinieneś na siebie uważać.
- Cały czas uważam
- I dlatego co chwila syczysz z bólu? - zapadła między nimi chwila ciszy - Wracamy do domu? - przytaknął głową. Całą drogę panowała między nimi niezręczna cisza.
- Wiki... - zaczął niepewnie
- Tak?
- Pomyślałem, że skoro i tak spędzasz tu większość czasu, to może byś się do mnie przeprowadziła?
- Proponujesz mi wspólne mieszkanie?
- To tylko oszczędność...
- Nie musisz się tłumaczyć - uśmiechnęła się do niego
- Zgadasz się?
- Mhm - przytaknęła i delikatnie go pocałowała.
- Ał...
- Przepraszam - przyłożyła palce do jego policzka
- Lepiej... - delikatnie musnęła jego policzek ustami - Dużo lepiej - pomimo tego, że uśmiech sprawiał mu ból, to pojawił się na jego twarzy.
Czytał książkę co jakiś czas zerkając na śpiącą Consalidę. Nie mógł się skupić na lekturze, ponieważ na jego stoliku leżało coś, co ciągle przykuwało jego uwagę. Dwa zaproszenia na bankiet. Wiedział kto się na nim pojawi... Trochę bał się tego spotkania, ale mimo to obiecał, że przyjdzie. Zaczął żałować tej decyzji, zwłaszcza, że zaproszenia były dwa i musiał wziąć na bankiet Wiktorię.
Gdy wstała Andrzej spał. Nie chciała go budzić. Zostawiła tylko karteczkę, że jedzie do pracy i niedługo wraca.
- Słyszałem o brawurowej akcji Andrzeja... Szkoda, że tego nie widziałem - powiedział, gdy wyszli z bloku
- Taa... Trochę się śpieszę
- Jasne, mam tylko małe pytanie...
- Tak?
- Dobrze ci z nim?
- Adam, czemu się uparłeś na mój związek. Jest tyle innych par do których możesz się przyczepić
- Nadal jesteście numerem jeden wśród plotek - powiedział - A tak poważnie, to martwię się o ciebie. Falkowicz nigdy nie traktował żadnego swojego związku poważnie. Prędzej czy później skrzywdzi cię
- To wtedy wypłaczę się w twoje ramię... Coś jeszcze?
- Ja bym cię wziął na bankiet... Same zagraniczne sławy, a ty pewnie nic o nim nie wiesz
- Co?
- No widzisz... Jego życie to jedno wielkie kłamstwo. Lepiej się w to nie pakuj
- A nie pomyślałeś, że z nadmiaru emocji zapomniał? - nie czekając na odpowiedź Adama wyszła ze szpitala. Po drodze minęła wściekle patrzącą na nią blondynkę. Zamówiła taksówkę, lecz była nieobecna. Tuż po oblaniu kwasem Kinga wzięła urlop, a teraz wróciła i do tego pałała do niej jeszcze większą nienawiścią. Zastanawiała się gdzie była i czemu tak nagle wróciła...
Pół godziny później była już w willi Falkowicza.
Andrzej przeglądał właśnie książkę. Odkąd się obudził nie mógł sobie znaleźć zajęcia. Usłyszał otwierane drzwi. Gdy stanął w przedpokoju, Wiki zdejmowała buty
- Co to za bankiet, o którym mi nie chciałeś powiedzieć?
- Adam... - wyszeptał. Wiki na szczęście nie usłyszała - Przepraszam, zapomniałem - skłamał. Tak naprawdę zapomniał tylko przez chwilę, podczas bójki z Januszem. Poszedł do salonu po zaproszenia. Podał je Wiktorii.
- Mama nadzieję, że chcesz zabrać mnie ze sobą...
- No oczywiście. Jak mogłaś pomyśleć inaczej?
- Nie wiem... Adam robił mi jakieś dziwne aluzje - powiedziała bardziej do siebie niż do niego - A w ogóle jak ty się czujesz?
- Nieźle, już mnie nie boli
- Co robiłeś jak mnie nie było? - weszli do salonu
- Strasznie się nudziłem...
- To jak ty wytrzymywałeś zanim mnie poznałeś? - przed oczami Falka stanęły wszystkie kobiety, z którymi spędzał upojne noce zanim poznał Consalidę. Większości z nich nie pamiętał nawet imion - Halo... Ziemia do Andrzeja
- Przepraszam, zamyśliłem się...
- A o czym tak myślałeś?
- Nie ważne... - uśmiechnął się lekko
- Jak ty się pokażesz jutro pacjentom?
- Nie wiem - odpowiedział z uśmiechem
- Andrzej...
- Tak?
- Widziała dzisiaj Kingę i tak się zastanawiam czemu wróciła...
- Nie wiem skarbie... Może się stęskniła za szpitalem - powiedział głośno wciągając powietrze. "Czyli to nie były plotki..."
- Może... Patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zabić
- Dziwisz się? Odbiłaś jej faceta - uśmiechnęła się i delikatnie go pocałowała.
- Przepraszam...
- To nic - szepnął obserwując jej ruchy
- I dzię...
- Nie - przerwał jej - Tylko mi nie dziękuj. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić już dawno.
- Mówisz to tak, jakby to była twoja wina, a tak naprawdę to wszystko przeze mnie - powiedziała - Przez moją głupotę jeden z największych profesorów na świece ma poharataną twarz - uśmiechnął się, chociaż dużo go to kosztowało
- To co mi tak właściwie jest?
- Rozcięta brew, rozcięta warga i kilka siniaków
- A on?
- Nie wiem - powiedziała kończąc zszywać Andrzejowi brew. W tej chwili na izbę wszedł Przemek
- Wiki, możesz zostawić nas na chwilę samych?
- Jasne - wstała, a po chwili szepnęła do Przemka - Masz być grzeczny...
- Profesorze... Stawiam, że Wiki opowiedziała panu o Januszu
- Tak...
- Eee... Chciałbym podziękować. Facet jest nieprzewidywalny, i gdyby nie pan, to nie wiadomo, co by było teraz z Wiki - głos co jakiś czas mu się załamywał.
- To był mój obowiązek...
- To oczywiście nic między nami nie zmienia - wyszedł z gabinetu.
- Jak zwykle dziecinny pan Zapała - powiedział do siebie. Był lekko zdziwiony zachowaniem Zapały, ale w tym momencie liczyła się tylko Wiki. Poszedł jej szukać.
- Jejku, co się stało? - Nina wysiliła się na udawaną troskę - Pan profesor dostał to na co zasłużył?
- Jak tam operacja wycięcia wyrostka robaczkowego? Podobno sobie nie poradziłaś?
- Wyniknęły komplikacje... - zaczęła się tłumaczyć
- Co jest skomplikowanego w zbadaniu pacjenta przed operacją? Tak ciężko się domyślić, że miał zapalenie płuc? - zostawił zaskoczoną Ninę samą i poszedł dalej szukać Wiki.
Znalazł ją w lekarskim uważnie studiującą grafik
- Masz jutro wolne - szepnęła, gdy objął ją w pasie
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Tylko ty używasz tak cholernie drogich perfum...
- Patrzyłaś na cenę? - zapytał
- Rzuciła mi się w oczy - odpowiedziała i wręczyła mu zwolnienie lekarskie - Mam jutro jedną operację a potem od razu do ciebie wracam
- Nie możesz wziąć sobie wolnego? - szepnął jej wprost do ucha
- Nie mogę, bo ta operacja jest dla mnie bardzo ważna...
- To dlatego, że operujesz z Adamem?
- Nie... Dlatego, że obiecałam to pacjentowi - powiedziała
- Wiesz, że za bardzo się przywiązujesz?
- Mhm - pocałował ją w czubek głowy a po chwili zasyczał z bólu - Powinieneś na siebie uważać.
- Cały czas uważam
- I dlatego co chwila syczysz z bólu? - zapadła między nimi chwila ciszy - Wracamy do domu? - przytaknął głową. Całą drogę panowała między nimi niezręczna cisza.
- Wiki... - zaczął niepewnie
- Tak?
- Pomyślałem, że skoro i tak spędzasz tu większość czasu, to może byś się do mnie przeprowadziła?
- Proponujesz mi wspólne mieszkanie?
- To tylko oszczędność...
- Nie musisz się tłumaczyć - uśmiechnęła się do niego
- Zgadasz się?
- Mhm - przytaknęła i delikatnie go pocałowała.
- Ał...
- Przepraszam - przyłożyła palce do jego policzka
- Lepiej... - delikatnie musnęła jego policzek ustami - Dużo lepiej - pomimo tego, że uśmiech sprawiał mu ból, to pojawił się na jego twarzy.
Czytał książkę co jakiś czas zerkając na śpiącą Consalidę. Nie mógł się skupić na lekturze, ponieważ na jego stoliku leżało coś, co ciągle przykuwało jego uwagę. Dwa zaproszenia na bankiet. Wiedział kto się na nim pojawi... Trochę bał się tego spotkania, ale mimo to obiecał, że przyjdzie. Zaczął żałować tej decyzji, zwłaszcza, że zaproszenia były dwa i musiał wziąć na bankiet Wiktorię.
Gdy wstała Andrzej spał. Nie chciała go budzić. Zostawiła tylko karteczkę, że jedzie do pracy i niedługo wraca.
- Słyszałem o brawurowej akcji Andrzeja... Szkoda, że tego nie widziałem - powiedział, gdy wyszli z bloku
- Taa... Trochę się śpieszę
- Jasne, mam tylko małe pytanie...
- Tak?
- Dobrze ci z nim?
- Adam, czemu się uparłeś na mój związek. Jest tyle innych par do których możesz się przyczepić
- Nadal jesteście numerem jeden wśród plotek - powiedział - A tak poważnie, to martwię się o ciebie. Falkowicz nigdy nie traktował żadnego swojego związku poważnie. Prędzej czy później skrzywdzi cię
- To wtedy wypłaczę się w twoje ramię... Coś jeszcze?
- Ja bym cię wziął na bankiet... Same zagraniczne sławy, a ty pewnie nic o nim nie wiesz
- Co?
- No widzisz... Jego życie to jedno wielkie kłamstwo. Lepiej się w to nie pakuj
- A nie pomyślałeś, że z nadmiaru emocji zapomniał? - nie czekając na odpowiedź Adama wyszła ze szpitala. Po drodze minęła wściekle patrzącą na nią blondynkę. Zamówiła taksówkę, lecz była nieobecna. Tuż po oblaniu kwasem Kinga wzięła urlop, a teraz wróciła i do tego pałała do niej jeszcze większą nienawiścią. Zastanawiała się gdzie była i czemu tak nagle wróciła...
Pół godziny później była już w willi Falkowicza.
Andrzej przeglądał właśnie książkę. Odkąd się obudził nie mógł sobie znaleźć zajęcia. Usłyszał otwierane drzwi. Gdy stanął w przedpokoju, Wiki zdejmowała buty
- Co to za bankiet, o którym mi nie chciałeś powiedzieć?
- Adam... - wyszeptał. Wiki na szczęście nie usłyszała - Przepraszam, zapomniałem - skłamał. Tak naprawdę zapomniał tylko przez chwilę, podczas bójki z Januszem. Poszedł do salonu po zaproszenia. Podał je Wiktorii.
- Mama nadzieję, że chcesz zabrać mnie ze sobą...
- No oczywiście. Jak mogłaś pomyśleć inaczej?
- Nie wiem... Adam robił mi jakieś dziwne aluzje - powiedziała bardziej do siebie niż do niego - A w ogóle jak ty się czujesz?
- Nieźle, już mnie nie boli
- Co robiłeś jak mnie nie było? - weszli do salonu
- Strasznie się nudziłem...
- To jak ty wytrzymywałeś zanim mnie poznałeś? - przed oczami Falka stanęły wszystkie kobiety, z którymi spędzał upojne noce zanim poznał Consalidę. Większości z nich nie pamiętał nawet imion - Halo... Ziemia do Andrzeja
- Przepraszam, zamyśliłem się...
- A o czym tak myślałeś?
- Nie ważne... - uśmiechnął się lekko
- Jak ty się pokażesz jutro pacjentom?
- Nie wiem - odpowiedział z uśmiechem
- Andrzej...
- Tak?
- Widziała dzisiaj Kingę i tak się zastanawiam czemu wróciła...
- Nie wiem skarbie... Może się stęskniła za szpitalem - powiedział głośno wciągając powietrze. "Czyli to nie były plotki..."
- Może... Patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zabić
- Dziwisz się? Odbiłaś jej faceta - uśmiechnęła się i delikatnie go pocałowała.
czwartek, 5 grudnia 2013
Część 23
Obudził się bardzo wcześnie. Delikatnie zdjął z siebie rękę Consalidy, wstał i ubrał się. Wszedł do małej kuchni.
- Cześć - zauważył siedzącego przy stole Bartka
- Cześć - uważnie obserwował jak Andrzej przeszukuje szafki i lodówkę. Po chwili zrobił stos kanapek, nalał soku do szklanki. - Zamierzacie to wszystko zjeść?
- Nie przesadzaj... Trochę ci zostawimy - powiedział z uśmiechem
- Zmieniła cię
- Dziękuję - Falko wziął tackę z jedzeniem i zaniósł do ich pokoju.
- Dzień dobry - musnął jej policzek - Pani doktor, nie śpimy - obudziła się, gdy wyszedł z pokoju, ale uwielbiała się z nim droczyć, więc uparcie zaciskała powieki - Kochanie... Wiki, wiem, że nie śpisz, ciągle się uśmiechasz - powiedział. Ona w końcu otworzyła oczy. Tuż przed nią stał talerz pełen kanapek - Smacznego
- Dziękuję - obdarowała go czułym pocałunkiem, jednak głód dał o sobie znać i natychmiast wzięła się za jedzenie.
Wiki niezadowoloną miną wyszła na podwórko
- Co jest?
- Śniegu nie ma - uśmiechnął się - Co zaplanowałeś na dzisiaj? Kolejne wiejskie atrakcje?
- Uważaj, bo się doigrasz...
- Jeżeli twoje kary mają wyglądać tak jak wczoraj to już widzę cię przy krowach - wybuchli śmiechem.
Kolejne dwa dni spędzili na romantycznych spacerach, seansach filmowych, czułych gestach, śniadankach i seksie. Mimo wszystko byli wypoczęci i z lekkim niesmakiem, ale i uśmiechem wracali do domu
- Zabierzesz mnie tam jeszcze kiedyś? Na przykład na wiosnę... Wtedy tam musi być pięknie - kobieta rozmarzyła się
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka romantyczka
- Nie mam w sobie nawet odrobiny romantyzmu
- Sama sobie przeczysz - uśmiechnął się, jednak wzrok cały czas miał skupiony na drodze.
- Za to ty jesteś przepełniony tym całym romantyzmem
- Największa szuja w szpitalu romantyczna?
- Tak wiem... Kolejne zaprzeczenie - uśmiechnęła się do niego - Wiesz, zmieniłeś się.
- Mam nadzieję, że na gorsze...
- No oczywiście. Teraz jesteś geniuszem zła - odpowiedziała ledwo powstrzymując śmiech
Wszystko co dobre szybko się kończy. Dzięki wyjazdowi na wieś zapomnieli o problemach, ale teraz musieli wrócić do szarej rzeczywistości. Do pracy.
- Witam gołąbeczki - Falkowicz nie mógł się powstrzymać na widok Niny i Sambora w objęciach przez co zarobił kuksańca od Wiktorii.
- Eee dzień dobry profesorze - Michał szybko się zmył. Nina nawet nie pofatygowała się, żeby się z nimi przywitać. Od razu zniknęła za drzwiami
- Wiesz... Mam takie dziwnie wrażenie, że nikt mnie tu nie lubi
- Wydaje ci się. Tutaj wszyscy cię ubóstwiają. Wiedziałeś, że Tretter planuje postawić ci pomnik przed szpitalem - Consalida uśmiechnęła się szeroko
- No to skarbie, niedługo będziemy mieć trochę mniej czasu dla siebie. W końcu wiesz, będziesz kobietą gwiazdy... - wybuchli śmiechem - Mamy coś dzisiaj razem? - zapytał gdy weszła do przebieralni
- Nie wiem... Sprawdź - krzyknęła. Andrzej spojrzał w grafik. On miał jedną planową operację, a ona dyżur na izbie.
- Skarbie... Jeżeli wyjdziesz stamtąd żywa to ja wystawię pomnik tobie
- Słucham... - wyszła z przebieralni i spojrzała w grafik. - No nie... Znowu dyżur na izbie? I to z Niną?
- Powodzenia - cmoknął ją w policzek i wyszedł z lekarskiego. Wiedział, że zaraz będzie próbowała się z nim zamienić.
Postanowiła stawić czoła Ninie. Wiedziała, że jej komentarze będą jeszcze gorsze niż te Borysa, ale pewnym krokiem weszła na izbę. Nina od razu spojrzała na nią spode łba
- Jak się układa z profesorem? - zapytała
- Wyobraź sobie, że fantastycznie
- Taak... Skoro tak fantastycznie, to dlaczego nie operujesz z nim, tylko dyżurujesz ze mną
- Nina, ja nie robię kariery przez łóżko... W przeciwieństwie do ciebie - odgryzła się - Ciekawe tylko, dlaczego ciągle dostajesz żylaki
- Wiktoria, lepiej trzymaj się od niego z daleka - powiedziała po chwili ciszy Nina - To zły człowiek...
- Aż tak dobrze go znasz? Wiele się zmieniło od czasów kiedy byłaś jego prywatną dzi.wką
- Nie masz prawa tak o mnie mówić - Rudnicka natychmiast wstała
- A ty nie masz prawa się wpie.przać w moje życie. - Wiktorii też puściły nerwy - Skończmy tą idiotyczną dyskusję, bo robi się nieciekawie
- Kiedy wróciliście? - na korytarzu trafiła na Adama
- Skąd?
- Nie udawaj... Przecież wiem, że byliście gdzieś za miastem. Chyba nikt oprócz Trettera nie uwierzył w twoją chorobę - uśmiechnął się do niej - Myślałem, że wrócicie dopiero jutro
- Trzeba stwarzać jakieś pozory - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech
- Byliście na wsi u Bartka?
- Skąd o nim wiesz?
- Spędziliśmy kilka nudnych wieczorów na długich rozmowach - odpowiedział - Nie uważasz, że wieś nie jest zbyt romantycznym miejscem - przysunął się do niej, wręcz mruczał. Ich twarze dzieliły centymetry
- Było dosyć... zabawnie - odpowiedziała delikatnie się odsuwając - Muszę wracać do pracy - poszła na izbę. Czuła się niezręcznie, a na policzku wciąż czuła oddech Adama.
Wiktoria i Andrzej wyszli ze szpitala. Nagle Falkowicz raptownie stanął.
- Skarbie... Zapomniałem telefonu. Zaraz wracam
- Poczekam w samochodzie - szepnęła i ruszyła w stronę białego BMW
Przeczuwał, że coś złego się wydarzył, dlatego uwinął się w błyskawicznym tempie. Po chwili znów stał w drzwiach od szpitala. Spojrzał w stronę swojego samochodu. Stała, drzwi były otwarte, a tuż przed nią stał jakiś mężczyzna. Nie widział jego twarzy, jednak obawiał się najgorszego. Mimo dużej odległości dostrzegł strach w jej ruchach. Wiedział, że rozmawia z nikim innym, tylko z Januszem. Biegiem ruszył w jej stronę.
Odciągnął go od niej. Widział wściekłość w jego oczach. Jeden celny cios powalił Janusza na maskę samochodu. Jednak mężczyzna szybko wstał i równie szybko oddał Andrzejowi. Rozpętało się piekło. Zadawali sobie cios za ciosem. Nie słyszeli nic, skupieni byli wyłącznie na sobie. Podczas bójki Wiki nie była w stanie się poruszyć. W krótkim czasie wokół całej trójki zebrał się duży tłum. Andrzej poczuł, że ktoś go odciąga od Janusza. Mężczyzna był już tak pobity, że nie był w stanie się poruszyć, a na całej twarzy miał swoją krew, którą co jakiś czas się krztusił. Falko wyglądał nieco lepiej. Spojrzał na mężczyznę, który go odciągnął od Janusza. Zdziwił się widząc Przemka. Zapała patrzył na niego inaczej niż zazwyczaj, z uznaniem.
- Cześć - zauważył siedzącego przy stole Bartka
- Cześć - uważnie obserwował jak Andrzej przeszukuje szafki i lodówkę. Po chwili zrobił stos kanapek, nalał soku do szklanki. - Zamierzacie to wszystko zjeść?
- Nie przesadzaj... Trochę ci zostawimy - powiedział z uśmiechem
- Zmieniła cię
- Dziękuję - Falko wziął tackę z jedzeniem i zaniósł do ich pokoju.
- Dzień dobry - musnął jej policzek - Pani doktor, nie śpimy - obudziła się, gdy wyszedł z pokoju, ale uwielbiała się z nim droczyć, więc uparcie zaciskała powieki - Kochanie... Wiki, wiem, że nie śpisz, ciągle się uśmiechasz - powiedział. Ona w końcu otworzyła oczy. Tuż przed nią stał talerz pełen kanapek - Smacznego
- Dziękuję - obdarowała go czułym pocałunkiem, jednak głód dał o sobie znać i natychmiast wzięła się za jedzenie.
Wiki niezadowoloną miną wyszła na podwórko
- Co jest?
- Śniegu nie ma - uśmiechnął się - Co zaplanowałeś na dzisiaj? Kolejne wiejskie atrakcje?
- Uważaj, bo się doigrasz...
- Jeżeli twoje kary mają wyglądać tak jak wczoraj to już widzę cię przy krowach - wybuchli śmiechem.
Kolejne dwa dni spędzili na romantycznych spacerach, seansach filmowych, czułych gestach, śniadankach i seksie. Mimo wszystko byli wypoczęci i z lekkim niesmakiem, ale i uśmiechem wracali do domu
- Zabierzesz mnie tam jeszcze kiedyś? Na przykład na wiosnę... Wtedy tam musi być pięknie - kobieta rozmarzyła się
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka romantyczka
- Nie mam w sobie nawet odrobiny romantyzmu
- Sama sobie przeczysz - uśmiechnął się, jednak wzrok cały czas miał skupiony na drodze.
- Za to ty jesteś przepełniony tym całym romantyzmem
- Największa szuja w szpitalu romantyczna?
- Tak wiem... Kolejne zaprzeczenie - uśmiechnęła się do niego - Wiesz, zmieniłeś się.
- Mam nadzieję, że na gorsze...
- No oczywiście. Teraz jesteś geniuszem zła - odpowiedziała ledwo powstrzymując śmiech
Wszystko co dobre szybko się kończy. Dzięki wyjazdowi na wieś zapomnieli o problemach, ale teraz musieli wrócić do szarej rzeczywistości. Do pracy.
- Witam gołąbeczki - Falkowicz nie mógł się powstrzymać na widok Niny i Sambora w objęciach przez co zarobił kuksańca od Wiktorii.
- Eee dzień dobry profesorze - Michał szybko się zmył. Nina nawet nie pofatygowała się, żeby się z nimi przywitać. Od razu zniknęła za drzwiami
- Wiesz... Mam takie dziwnie wrażenie, że nikt mnie tu nie lubi
- Wydaje ci się. Tutaj wszyscy cię ubóstwiają. Wiedziałeś, że Tretter planuje postawić ci pomnik przed szpitalem - Consalida uśmiechnęła się szeroko
- No to skarbie, niedługo będziemy mieć trochę mniej czasu dla siebie. W końcu wiesz, będziesz kobietą gwiazdy... - wybuchli śmiechem - Mamy coś dzisiaj razem? - zapytał gdy weszła do przebieralni
- Nie wiem... Sprawdź - krzyknęła. Andrzej spojrzał w grafik. On miał jedną planową operację, a ona dyżur na izbie.
- Skarbie... Jeżeli wyjdziesz stamtąd żywa to ja wystawię pomnik tobie
- Słucham... - wyszła z przebieralni i spojrzała w grafik. - No nie... Znowu dyżur na izbie? I to z Niną?
- Powodzenia - cmoknął ją w policzek i wyszedł z lekarskiego. Wiedział, że zaraz będzie próbowała się z nim zamienić.
Postanowiła stawić czoła Ninie. Wiedziała, że jej komentarze będą jeszcze gorsze niż te Borysa, ale pewnym krokiem weszła na izbę. Nina od razu spojrzała na nią spode łba
- Jak się układa z profesorem? - zapytała
- Wyobraź sobie, że fantastycznie
- Taak... Skoro tak fantastycznie, to dlaczego nie operujesz z nim, tylko dyżurujesz ze mną
- Nina, ja nie robię kariery przez łóżko... W przeciwieństwie do ciebie - odgryzła się - Ciekawe tylko, dlaczego ciągle dostajesz żylaki
- Wiktoria, lepiej trzymaj się od niego z daleka - powiedziała po chwili ciszy Nina - To zły człowiek...
- Aż tak dobrze go znasz? Wiele się zmieniło od czasów kiedy byłaś jego prywatną dzi.wką
- Nie masz prawa tak o mnie mówić - Rudnicka natychmiast wstała
- A ty nie masz prawa się wpie.przać w moje życie. - Wiktorii też puściły nerwy - Skończmy tą idiotyczną dyskusję, bo robi się nieciekawie
- Kiedy wróciliście? - na korytarzu trafiła na Adama
- Skąd?
- Nie udawaj... Przecież wiem, że byliście gdzieś za miastem. Chyba nikt oprócz Trettera nie uwierzył w twoją chorobę - uśmiechnął się do niej - Myślałem, że wrócicie dopiero jutro
- Trzeba stwarzać jakieś pozory - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech
- Byliście na wsi u Bartka?
- Skąd o nim wiesz?
- Spędziliśmy kilka nudnych wieczorów na długich rozmowach - odpowiedział - Nie uważasz, że wieś nie jest zbyt romantycznym miejscem - przysunął się do niej, wręcz mruczał. Ich twarze dzieliły centymetry
- Było dosyć... zabawnie - odpowiedziała delikatnie się odsuwając - Muszę wracać do pracy - poszła na izbę. Czuła się niezręcznie, a na policzku wciąż czuła oddech Adama.
Wiktoria i Andrzej wyszli ze szpitala. Nagle Falkowicz raptownie stanął.
- Skarbie... Zapomniałem telefonu. Zaraz wracam
- Poczekam w samochodzie - szepnęła i ruszyła w stronę białego BMW
Przeczuwał, że coś złego się wydarzył, dlatego uwinął się w błyskawicznym tempie. Po chwili znów stał w drzwiach od szpitala. Spojrzał w stronę swojego samochodu. Stała, drzwi były otwarte, a tuż przed nią stał jakiś mężczyzna. Nie widział jego twarzy, jednak obawiał się najgorszego. Mimo dużej odległości dostrzegł strach w jej ruchach. Wiedział, że rozmawia z nikim innym, tylko z Januszem. Biegiem ruszył w jej stronę.
Odciągnął go od niej. Widział wściekłość w jego oczach. Jeden celny cios powalił Janusza na maskę samochodu. Jednak mężczyzna szybko wstał i równie szybko oddał Andrzejowi. Rozpętało się piekło. Zadawali sobie cios za ciosem. Nie słyszeli nic, skupieni byli wyłącznie na sobie. Podczas bójki Wiki nie była w stanie się poruszyć. W krótkim czasie wokół całej trójki zebrał się duży tłum. Andrzej poczuł, że ktoś go odciąga od Janusza. Mężczyzna był już tak pobity, że nie był w stanie się poruszyć, a na całej twarzy miał swoją krew, którą co jakiś czas się krztusił. Falko wyglądał nieco lepiej. Spojrzał na mężczyznę, który go odciągnął od Janusza. Zdziwił się widząc Przemka. Zapała patrzył na niego inaczej niż zazwyczaj, z uznaniem.
wtorek, 3 grudnia 2013
Część 22
Obudził go jej krzyk. Leniwie otworzył oczy. Zauważył, że siedzi na łóżku ocierając łzy. Również usiadł. Natychmiast mocno ją przytulił.
- Spokojnie... Tutaj nic ci nie grozi - szepnął jej wprost do ucha
- Znowu mi się to śniło
- To znaczy co?
- Ten wieczór, kiedy do niego pojechałam - zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać
- On już nic ci nie zrobi, osobiście tego dopilnuję - nadal nie wymyślił, jak się zemścić, chociaż był mistrzem knucia i intrygowania. Nawet nie zauważył, kiedy stracił ten dar.
- Nie potrafię o tym zapomnieć - szepnęła. Zapanowała chwila ciszy, podczas której Andrzej mocniej objął Consalidę - Dziękuję...
- Za co?
- Za to, że jesteś... - delikatnie musnęła wargami jego usta. Poczuł łzy na jej policzkach. Chciała się od niego oderwać, ale on pogłębił pocałunek.
- Pomogę ci zapomnieć - szepnął. Jego pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Dłońmi wodził po całym jej ciele. Nagle usłyszeli huk na dole. Poczuł jak jej mięśnie się napinają. Lekko się odsunął - Sprawdzę co to - powiedział widząc ogromny strach w jej oczach
Wrócił po pięciu minutach.
- Policja zaraz tu będzie - powiedział zapalając światło
- Policja?
- Nie puszczę mu tego płazem - głos miał zimny, mówił przez zęby. Szybko szukał ubrań. Wiki też wstała. - Idź spać, niepotrzebnie się będziesz denerwować
- Doczepił jakąś kartkę?
- Śpij - jego głos przybrał jeszcze zimniejszą barwę, jednak Wiktoria się tym nie zraziła. Położyła ręce na jego ramionach delikatnie je masując. Czuła, że jego mięśnie powoli się rozluźniają
- Co napisał? - odpuścił. Podał jej pogiętą kartkę - Uważaj ruda suko... Przyszedł czas, żeby się zemścić ostatecznie - przeczytała na głos i o mało się nie rozpłakała - Andrzej...
- Nic nie mów - zagarnął ją w swoje ramiona - Rozumiem...
Składał zeznania, podczas gdy ona uspakajała się głaszcząc Hitlera. Odpowiedziała na kilka pytań. Po chwili policjanci wyszli, a Andrzej usiadł koło niej
- Wszystko załatwione... Złapią go
- Wywinie się - powiedziała najspokojniej jak umiała, jednak głos jej drżał.
- Nie wywinie... Najprawdopodobniej dostanie zakaz zbliżania się do ciebie. Już nic ci nie grozi - lekko pocałował ją w policzek - Idziemy spać - wolnym krokiem poszła do sypialni. Położyła się, jednak długo nie mogła zasnąć. Słyszała cichy, miarowy oddech Andrzej, wpatrywała się w jego twarz przemyślając wszystko co się zdarzyło.
Gdy się obudził jej połowa łóżka była już zimna. Natychmiast się ocknął. Zszedł na dół. Siedziała na fotelu zapatrzona w okno...
- Jest tam coś ciekawego? - podskoczyła, gdy usłyszała jego głos
- Przestraszyłeś mnie - położył jej rękę na ramieniu. Szybko ją nakryła swoją dłonią
- Przepraszam... O czym tak myślisz?
- O wszystkim...
- Obiecuję ci, że zapłaci za to wszystko - powiedział i momentalnie się wyprostował
- Andrzej... - mężczyzna zniknął za drzwiami - O czym ty mówisz? - jej głos zdradzał wszystkie emocje. Zaskoczenie, zdziwienie, strach... Szybko wstała. - Co miałeś na myśli? - zobaczyła, że jest już ubrany
- Opowiedz mi jak on wygląda...
- Andrzej przestań... To nic nie da
- Posłuchaj... - złapał ją za dłonie i sprawił, że usiadła obok niego - Nie pozwolę, żeby cię zastraszał, nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek cię skrzywdził.
- Andrzej uspokój się, proszę - położyła dłoń na jego torsie. Czuła przyspieszony rytm jego serca - Proszę...
- Mhm...
- Zróbmy sobie dzień wolnego, co? - uśmiechnęła się do niego
- Przecież wiesz, że mamy teraz mnóstwo pracy... Coraz więcej wypadków
- Okey, zła forma - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - To nie było pytanie, to był rozkaz. Zapraszam pana profesorze na randkę. W końcu zostały nam jeszcze cztery
- To gdzie jedziemy? - zapytał gdy siedzieli w samochodzie
- Na koniec świata...
- Mamy tylko dzień wolnego... - odpowiedział smutny
- Choroba nie trwa jeden dzień - uśmiechnęła się szeroko - Szkoda, że nie mamy aż tyle czasu, żeby pojechać do Hiszpani
- Hiszpania nie, ale co powiesz na wypad na wieś...
- Na wieś?
- No tak... Mój znajomy prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Może być? Trzy dni, tylko ja, ty i uroki wiejskiego życia. - Consalida nie mogła się oprzeć zmysłowemu głosowi Falka. Po chwili jechali już na wieś.
Po godzinnej jeździe byli na miejscu
- Andrzej - gdy tylko wjechali na duże podwórko i wysiedli z samochodu przywitał ich mężczyzna w wieku Andrzeja. Miał czarne włosy, zarost, był dobrze zbudowany - Dawno cię tu nie widziałem. A cóż to za przepiękna kobieta? - na twarz Wiktorii wkradł się rumieniec...
- Poznaj Wiktorię, kobietę mojego życia - powiedział z dumą Andrzej - Kochanie, to jest Bartek.
- Miło poznać - przysunął jej dłoń do swoich ust i delikatnie musnął. Mimo ogromnego poczucia humoru i lekkiej inflantywności był niezwykle szarmancki.
- Mi również - spłonęła jeszcze większym rumieńcem
- Pokażę wam wasz pokój - Bartek aż płonął entuzjazmem. Zaprowadził ich do przestronnej sypialni urządzonej w starodawnym guście. Drewniana podłoga, meble i łóżka nadawały wiejski klimat. Barwy czerwieni dodawały ciepła wnętrzu.
- Ślicznie tu - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu
- Wiem...
- Właściwie skąd ty go znasz? - zapytała obserwując jego reakcje. Zauważyła, że jego mięśnie się napinają.
- Z domu dziecka - powiedział starannie ukrywając wszystkie emocje - Jest dwa lata ode mnie młodszy. Byliśmy najstarsi w grupie. Trochę się zakumplowaliśmy. Adoptowali go właściciele tego gospodarstwa, a jakiś miesiąc później przygarnęła mnie ciotka - przy ostatnim zdaniu jego głos prawię się załamał. Wyczuła to. Mocno go przytuliła
- Miała być prawdziwa randka, więc chodź - pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia
- Gdzie mnie ciągniesz? - zakładał buty i kurtkę, patrząc na czekającą w drzwiach w drzwiach Consalidę
- Na spacer...
Wyszli na dwór. Poszli najpierw drogą, a potem skierowali się wzdłuż pobliskiej rzeki.
- Wiesz... Uwielbiam taką pogodę. Można wtedy usiąść pod kocem z ciepłym kakałkiem o obejrzeć jakiś świetny film. - powiedziała patrząc w niebo
- Za to ja takiej pogody nienawidzę... Leniwe i długie wieczory. To nie dla mnie - odpowiedział. Delikatnie się uśmiechnęła i namiętnie go pocałowała. Właśnie wtedy poczuła mokry ślad na policzku. Oderwała się od Andrzeja i spojrzała w górę. Zaczął padać śnieg... Po chwili nów wpiła się w jego usta.
Spokojnym krokiem wrócili do gospodarstwa. Akurat z domu wychodził starszy pan
- Panie Włodku, jak miło pana widzieć - odezwał się przyjaźnie - To jest Wiktoria
- Dzień dobry - powiedziała niepewnie
- Dzień dobry - starszy pan uśmiechnął się do niej - Andrej, w sumie dobrze, że jesteś. Bartek pojechał do miasta, a ja... No sam mnie przecież badałeś i wiesz, że nie mogę się nadwyrężać, bo mój kręgosłup może tego nie wytrzymać
- O co chodzi?
- Nie ma kto wydoić krów - Wiki aż zatkała usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech
- A Basia? - Andrzej nie wyglądał na zadowolonego
- Znalazła sobie pracę gdzieś w Poznaniu, a tutaj wpada okazyjnie. To co? Pomożesz w potrzebie?
- Przecież pan wie, że dla pana wszystko... - westchnął - Pójdę się tylko przebrać - po chwili zniknął w środku
- Nie mam pojęcia, jak ci się udało go usidlić, ale gratuluję - odezwał się do Wiktorii, która nadal ledwo powstrzymywała śmiech
- Mam to uznać za komplement?
- Wyłącznie... Jesteś pierwszą kobietą, którą tu przywiózł.
- Dziękuję...
- Pani Wiktorio, niech pani... niech pani go nie skrzywdzi. Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy facet. - Wiki długo myślała nad tymi słowami.
Po chwili stanął przed nią Andrzej w wyciągniętym dresie i jakiejś starej kurtce
- Nawet nie waż się śmiać - zastrzegł sobie i wszedł do obory. Po chwili doił już pierwszą krowę. Wiki długo powstrzymywała się od śmiechu, ale w końcu wybuchła. Nie mogła przestać się śmiać, aż ją zabolał brzuch, a w oczach stanęły łzy...
- Miałaś się nie śmiać - szepnął gdy wrócił po prysznicu do pokoju...
- Niczego nie obiecywałam - nadal miała szeroki uśmiech na twarzy
- Zabrać ciebie na wieś... - położył się na łóżku
- Ej - natychmiast położyła się obok niego - Co ty robisz?
- Kara musi być - Wiki z fochem na twarzy odwróciła się w drugą stronę. Zapanowała chwila ciszy
- Skarbie - poczuła jego usta na swoim ramieniu - Ja tylko tak żartowałem, wiesz
- Teraz to już za późno - mimo uśmiechu na twarzy głos miała poważny
- Kochanie... - zamruczał do jej ucha. Odwróciła się i prawię natychmiast poczuła jego wargi na swoich ustach. Dłońmi zaczęła wędrować po jego ciele, rozchylając przy tym usta by pogłębić pocałunek. Natychmiast zerwał z niej piżamę i zdjął swoje bokserki. Szybko znalazł się nad nią. Oplotła nogami i rękoma jego ciało, by on mógł mocniej do niej przylgnąć. Ręką powoli zjechała do jego krocza. Jęknął jej prosto do ucha, a potem zaczął pocałunkami obdarowywać całe jej ciało. Jego dłonie znalazły się na jej piersiach sprawiając jej nieopisaną rokosz. Poczuła falę pożądania przepływającą przez całe jej ciało. Po chwili poczuła go w sobie. Jego ruchy były zachłanne i szybkie. Skończyli razem opadając na poduszki
- Muszę ci podziękować - szepnęła tuż przed zaśnięciem
- Za co?
- Wreszcie ktoś zniszczył tą koszulkę i Agata już nie będzie miała mi co pakować - uśmiechnęła się i po chwili usnęła...
- Spokojnie... Tutaj nic ci nie grozi - szepnął jej wprost do ucha
- Znowu mi się to śniło
- To znaczy co?
- Ten wieczór, kiedy do niego pojechałam - zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać
- On już nic ci nie zrobi, osobiście tego dopilnuję - nadal nie wymyślił, jak się zemścić, chociaż był mistrzem knucia i intrygowania. Nawet nie zauważył, kiedy stracił ten dar.
- Nie potrafię o tym zapomnieć - szepnęła. Zapanowała chwila ciszy, podczas której Andrzej mocniej objął Consalidę - Dziękuję...
- Za co?
- Za to, że jesteś... - delikatnie musnęła wargami jego usta. Poczuł łzy na jej policzkach. Chciała się od niego oderwać, ale on pogłębił pocałunek.
- Pomogę ci zapomnieć - szepnął. Jego pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Dłońmi wodził po całym jej ciele. Nagle usłyszeli huk na dole. Poczuł jak jej mięśnie się napinają. Lekko się odsunął - Sprawdzę co to - powiedział widząc ogromny strach w jej oczach
Wrócił po pięciu minutach.
- Policja zaraz tu będzie - powiedział zapalając światło
- Policja?
- Nie puszczę mu tego płazem - głos miał zimny, mówił przez zęby. Szybko szukał ubrań. Wiki też wstała. - Idź spać, niepotrzebnie się będziesz denerwować
- Doczepił jakąś kartkę?
- Śpij - jego głos przybrał jeszcze zimniejszą barwę, jednak Wiktoria się tym nie zraziła. Położyła ręce na jego ramionach delikatnie je masując. Czuła, że jego mięśnie powoli się rozluźniają
- Co napisał? - odpuścił. Podał jej pogiętą kartkę - Uważaj ruda suko... Przyszedł czas, żeby się zemścić ostatecznie - przeczytała na głos i o mało się nie rozpłakała - Andrzej...
- Nic nie mów - zagarnął ją w swoje ramiona - Rozumiem...
Składał zeznania, podczas gdy ona uspakajała się głaszcząc Hitlera. Odpowiedziała na kilka pytań. Po chwili policjanci wyszli, a Andrzej usiadł koło niej
- Wszystko załatwione... Złapią go
- Wywinie się - powiedziała najspokojniej jak umiała, jednak głos jej drżał.
- Nie wywinie... Najprawdopodobniej dostanie zakaz zbliżania się do ciebie. Już nic ci nie grozi - lekko pocałował ją w policzek - Idziemy spać - wolnym krokiem poszła do sypialni. Położyła się, jednak długo nie mogła zasnąć. Słyszała cichy, miarowy oddech Andrzej, wpatrywała się w jego twarz przemyślając wszystko co się zdarzyło.
Gdy się obudził jej połowa łóżka była już zimna. Natychmiast się ocknął. Zszedł na dół. Siedziała na fotelu zapatrzona w okno...
- Jest tam coś ciekawego? - podskoczyła, gdy usłyszała jego głos
- Przestraszyłeś mnie - położył jej rękę na ramieniu. Szybko ją nakryła swoją dłonią
- Przepraszam... O czym tak myślisz?
- O wszystkim...
- Obiecuję ci, że zapłaci za to wszystko - powiedział i momentalnie się wyprostował
- Andrzej... - mężczyzna zniknął za drzwiami - O czym ty mówisz? - jej głos zdradzał wszystkie emocje. Zaskoczenie, zdziwienie, strach... Szybko wstała. - Co miałeś na myśli? - zobaczyła, że jest już ubrany
- Opowiedz mi jak on wygląda...
- Andrzej przestań... To nic nie da
- Posłuchaj... - złapał ją za dłonie i sprawił, że usiadła obok niego - Nie pozwolę, żeby cię zastraszał, nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek cię skrzywdził.
- Andrzej uspokój się, proszę - położyła dłoń na jego torsie. Czuła przyspieszony rytm jego serca - Proszę...
- Mhm...
- Zróbmy sobie dzień wolnego, co? - uśmiechnęła się do niego
- Przecież wiesz, że mamy teraz mnóstwo pracy... Coraz więcej wypadków
- Okey, zła forma - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - To nie było pytanie, to był rozkaz. Zapraszam pana profesorze na randkę. W końcu zostały nam jeszcze cztery
- To gdzie jedziemy? - zapytał gdy siedzieli w samochodzie
- Na koniec świata...
- Mamy tylko dzień wolnego... - odpowiedział smutny
- Choroba nie trwa jeden dzień - uśmiechnęła się szeroko - Szkoda, że nie mamy aż tyle czasu, żeby pojechać do Hiszpani
- Hiszpania nie, ale co powiesz na wypad na wieś...
- Na wieś?
- No tak... Mój znajomy prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Może być? Trzy dni, tylko ja, ty i uroki wiejskiego życia. - Consalida nie mogła się oprzeć zmysłowemu głosowi Falka. Po chwili jechali już na wieś.
Po godzinnej jeździe byli na miejscu
- Andrzej - gdy tylko wjechali na duże podwórko i wysiedli z samochodu przywitał ich mężczyzna w wieku Andrzeja. Miał czarne włosy, zarost, był dobrze zbudowany - Dawno cię tu nie widziałem. A cóż to za przepiękna kobieta? - na twarz Wiktorii wkradł się rumieniec...
- Poznaj Wiktorię, kobietę mojego życia - powiedział z dumą Andrzej - Kochanie, to jest Bartek.
- Miło poznać - przysunął jej dłoń do swoich ust i delikatnie musnął. Mimo ogromnego poczucia humoru i lekkiej inflantywności był niezwykle szarmancki.
- Mi również - spłonęła jeszcze większym rumieńcem
- Pokażę wam wasz pokój - Bartek aż płonął entuzjazmem. Zaprowadził ich do przestronnej sypialni urządzonej w starodawnym guście. Drewniana podłoga, meble i łóżka nadawały wiejski klimat. Barwy czerwieni dodawały ciepła wnętrzu.
- Ślicznie tu - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu
- Wiem...
- Właściwie skąd ty go znasz? - zapytała obserwując jego reakcje. Zauważyła, że jego mięśnie się napinają.
- Z domu dziecka - powiedział starannie ukrywając wszystkie emocje - Jest dwa lata ode mnie młodszy. Byliśmy najstarsi w grupie. Trochę się zakumplowaliśmy. Adoptowali go właściciele tego gospodarstwa, a jakiś miesiąc później przygarnęła mnie ciotka - przy ostatnim zdaniu jego głos prawię się załamał. Wyczuła to. Mocno go przytuliła
- Miała być prawdziwa randka, więc chodź - pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia
- Gdzie mnie ciągniesz? - zakładał buty i kurtkę, patrząc na czekającą w drzwiach w drzwiach Consalidę
- Na spacer...
Wyszli na dwór. Poszli najpierw drogą, a potem skierowali się wzdłuż pobliskiej rzeki.
- Wiesz... Uwielbiam taką pogodę. Można wtedy usiąść pod kocem z ciepłym kakałkiem o obejrzeć jakiś świetny film. - powiedziała patrząc w niebo
- Za to ja takiej pogody nienawidzę... Leniwe i długie wieczory. To nie dla mnie - odpowiedział. Delikatnie się uśmiechnęła i namiętnie go pocałowała. Właśnie wtedy poczuła mokry ślad na policzku. Oderwała się od Andrzeja i spojrzała w górę. Zaczął padać śnieg... Po chwili nów wpiła się w jego usta.
Spokojnym krokiem wrócili do gospodarstwa. Akurat z domu wychodził starszy pan
- Panie Włodku, jak miło pana widzieć - odezwał się przyjaźnie - To jest Wiktoria
- Dzień dobry - powiedziała niepewnie
- Dzień dobry - starszy pan uśmiechnął się do niej - Andrej, w sumie dobrze, że jesteś. Bartek pojechał do miasta, a ja... No sam mnie przecież badałeś i wiesz, że nie mogę się nadwyrężać, bo mój kręgosłup może tego nie wytrzymać
- O co chodzi?
- Nie ma kto wydoić krów - Wiki aż zatkała usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech
- A Basia? - Andrzej nie wyglądał na zadowolonego
- Znalazła sobie pracę gdzieś w Poznaniu, a tutaj wpada okazyjnie. To co? Pomożesz w potrzebie?
- Przecież pan wie, że dla pana wszystko... - westchnął - Pójdę się tylko przebrać - po chwili zniknął w środku
- Nie mam pojęcia, jak ci się udało go usidlić, ale gratuluję - odezwał się do Wiktorii, która nadal ledwo powstrzymywała śmiech
- Mam to uznać za komplement?
- Wyłącznie... Jesteś pierwszą kobietą, którą tu przywiózł.
- Dziękuję...
- Pani Wiktorio, niech pani... niech pani go nie skrzywdzi. Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy facet. - Wiki długo myślała nad tymi słowami.
Po chwili stanął przed nią Andrzej w wyciągniętym dresie i jakiejś starej kurtce
- Nawet nie waż się śmiać - zastrzegł sobie i wszedł do obory. Po chwili doił już pierwszą krowę. Wiki długo powstrzymywała się od śmiechu, ale w końcu wybuchła. Nie mogła przestać się śmiać, aż ją zabolał brzuch, a w oczach stanęły łzy...
- Miałaś się nie śmiać - szepnął gdy wrócił po prysznicu do pokoju...
- Niczego nie obiecywałam - nadal miała szeroki uśmiech na twarzy
- Zabrać ciebie na wieś... - położył się na łóżku
- Ej - natychmiast położyła się obok niego - Co ty robisz?
- Kara musi być - Wiki z fochem na twarzy odwróciła się w drugą stronę. Zapanowała chwila ciszy
- Skarbie - poczuła jego usta na swoim ramieniu - Ja tylko tak żartowałem, wiesz
- Teraz to już za późno - mimo uśmiechu na twarzy głos miała poważny
- Kochanie... - zamruczał do jej ucha. Odwróciła się i prawię natychmiast poczuła jego wargi na swoich ustach. Dłońmi zaczęła wędrować po jego ciele, rozchylając przy tym usta by pogłębić pocałunek. Natychmiast zerwał z niej piżamę i zdjął swoje bokserki. Szybko znalazł się nad nią. Oplotła nogami i rękoma jego ciało, by on mógł mocniej do niej przylgnąć. Ręką powoli zjechała do jego krocza. Jęknął jej prosto do ucha, a potem zaczął pocałunkami obdarowywać całe jej ciało. Jego dłonie znalazły się na jej piersiach sprawiając jej nieopisaną rokosz. Poczuła falę pożądania przepływającą przez całe jej ciało. Po chwili poczuła go w sobie. Jego ruchy były zachłanne i szybkie. Skończyli razem opadając na poduszki
- Muszę ci podziękować - szepnęła tuż przed zaśnięciem
- Za co?
- Wreszcie ktoś zniszczył tą koszulkę i Agata już nie będzie miała mi co pakować - uśmiechnęła się i po chwili usnęła...
niedziela, 1 grudnia 2013
Część 21
Postanowiła przespać się w hotelu. Wolnym krokiem ruszyła tam...
- Wiedziałem, że nadal tu jesteś... - ten głos poznałaby wszędzie. Niepewnie odwróciła się. Mężczyzna wyszedł z cienia. - Wiesz... długo czekałem, żeby się zemścić. - nie była w stanie nic powiedzieć, ani nawet się ruszyć. Ze strachem obserwowała każdy ruch mężczyzny. On szybko znalazł się tuż przed nią - Boisz się... To dobrze - uśmiechnął się złowieszczo - Spędziłem trzy lata w więzieniu myśląc jak się na tobie zemścić. Najchętniej dokończyłbym sprawę, ale tak strasznie mnie denerwujesz, że bym po prostu nie potrafił... - zaczesał jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Ze strachu nie mogła się ruszyć.
- Ja... Janusz? - wydukała
- Widzę, że doskonale mnie pamiętasz... Twój przyjaciel chyba też mnie poznał. Debil wpakował się prosto pod moje auto - zaklnął pod nosem przypominając sobie stłuczony zderzak i lampę - Ach, zapomniałbym zapytać... Jak zareagował na twój związek z profesorem?
- To ty... Ty mu powiedziałeś! - strach zamienił się w wściekłość
- Brawo skarbie... Ooo widzę, że rana po kwasie już się zagoiła - uważnie obserwował jej rękę - Prawda, że cudownie to wykombinowałem. Wszyscy podejrzewają tą laborantkę, albo tego całego Tadeusza. A tobie nikt nie uwierzy... - na chwilę zamilkł - Jak się podobało w Zakopanem?
- Śledzisz mnie?
- Od bardzo dawna skarbie... Wiem o tobie wszystko. Wiem, że randkowałaś z profesorem Falkowiczem, wiem, że kręcisz z Krajewskim, wiem, że chciałaś zrezygnować z pracy. Wszystko wiem. - powiedział... - Szkoda by było, gdyby profesor Falkowicz dowiedział się o twoim ślubie. I będę musiał podziękować twojemu przyjacielowi, uprzedził mnie z Blanką. Jak profesorek zareagował?
- Wyobraź sobie, że bardzo dobrze...
- To czemu go tu nie ma? Dlaczego nie ma żadnego z twojej wielkiej trójcy rycerzy hmm? - zapanowała między nimi chwila ciszy. Janusz przez chwilę wpatrywał się w chodnik. Wiki skorzystała z okazji. Szybko się odwróciła chcąc pobiec do szpitala, jednak zatrzymało ją silne szarpnięcie za ramię. Omal nie przewróciła się na ziemię - Nie tak szybko księżniczko... Muszę ci pokazać, co ci zawdzięczam - obrócił się w drugą stronę. Wiki dopiero teraz dostrzegła bliznę na jego policzku.
- Widzę, że ktoś pięknie cię załatwił... Bolało? - Wiki nie potrafiła się powstrzymać. Chwilę potem odczuła tego skutki. Mocne spoliczkowanie sprawiło, że upadła na ziemię.
- Niczego się nie nauczyłaś? Cięty języczek kiedyś zaprowadzi cię na dno - powiedział i spokojnie odszedł. Wiki ze strachem w oczach obserwowała go. Wsiadł do samochodu i ruszył prosto w jej stronę. W ostatniej chwili na pobocze odepchnęła ją Agata.
- Kto to był? - zapytała obserwując manewrujący samochód wyjeżdżający ze szpitalnego parkingu
- Ja... Janusz - wydukała Consalida. W jej oczach nadal czaiło się ogromne przerażenie
- Ten Janusz? - Agata pomogła Wiktorii wstać
- Dokładnie ten... - weszły do hotelu. Wiki ciągle z niepokojem wyglądała przez okno. Pamiętała wszystko. Pojechała do niego, wypiła jeden jedyny łyk drinku. Wtedy odkryła, że to on jest gwałcicielem, jednak nie zdążyła uciec. Narkotyki w drinku zrobiły swoje. Gdyby nie Przemek, byłaby jego ofiarą...
Usłyszała huk w swoim pokoju. Natychmiast tam pobiegła zobaczyła wybitą szybę. Na podłodze leżał kamień z doczepioną kartką. Natychmiast ją wzięła
"Doigrasz się suko"
Łzy stanęły jej w oczach. Zgniotła kartkę i z wściekłością wyrzuciła ją do kosza. Potem usiadła na podłodze i po prostu rozpłakała się. Wtedy do pokoju weszła Agata. Szybko domyśliła się co się stało i natychmiast przytuliła rudą
- Cii... On ci już nic nie zrobi - powiedziała - Możesz dzisiaj spać u mnie.
- Dziękuję - wyszeptała przez łzy mocniej przytulając się do Woźnickiej
Kłótnia z Falkowiczem, przyjazd Przemka, oblanie kwasem, wszystko wróciło do kluczowego momentu. Znów była w domu Janusz. Podał jej drinka. Trzymając go w ręce obeszła cały salon. Wypiła łyk przyglądając się ścianie. Nagle coś zauważyła. Dyplom dla najlepszej wytwórni owoców. Skojarzyła fakty. Domyśliła się kim naprawdę jest Janusz, jednak było już za późno.
Położył ją na stole rozrywając jej bluzkę. Coś do niej mówił, ale nie słyszała. Była świadoma, chociaż nie mogła się ruszyć... Nagle drzwi domu z hukiem się otworzyły. Ostatnim co zobaczyła był Przemek. Potem zemdlała
Obraz rozmył się. Pojawił się obraz ostatniej rozmowy. Jego słowa huczały w jej głowie
- Długo czekałem na to, żeby się zemścić
Z krzykiem obudziła się. Na jej policzkach było mnóstwo łez. Nie mogła się uspokoić. Płakała
- Cicho, spokojnie - Agata delikatnie gładziła ją po ramieniu - Tu jesteś bezpieczna. Ten psychol nic ci nie zrobi. - Wiki wręcz trzęsła się ze strachu. Nie mogła nic z siebie wydusić, jedynie mocno przytuliła się do Woźnickiej...
Szła do szpitala nerwowo się rozglądając. Nagle stanął przed nią Falkowicz. Nie zauważyła go od razu więc nerwowo podskoczyła do góry, gdy znalazł się tuż przed nią
- Kochanie... Wszystko w porządku? - zapytał widząc jej reakcję
- T... tak - niewiele myśląc przytuliła się do niego. W jego silnych ramionach czuła się bezpiecznie. Po chwili uwolniła się z uścisku
- Co to jest? - Andrzej od razu dostrzegł czerwony ślad na jej policzku
- Nieważne - Wiki spuściła głowę
- Skarbie widzę, że coś się dzieje - chwycił w dwa palce jej podbrudek i delikatnie uniósł, tak, żeby spojrzeć w jej wielkie, zielone oczy - No powiedz - zauważył łzy i strach w jej oczach. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Andrej szybko ją otarł - Chodź - objął ją ramieniem i razem poszli do jego gabinetu. Usiadła na czerwonym fotelu, a on kucnął przed nią, opierając się o jej kolana. - No więc co się dzieje?
- Taka stara sprawa...
- Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim
- To bardzo długa historia
- Mam czas - powiedział
- Ale ja nie... Śpieszę się do pracy - chciała wstać, ale ją zatrzymał.
- Zauważyłem, że ciężko ci mówić o twoich sprawach, uczuciach. Też tego nie potrafię, ale musisz mi powiedzieć. Daj sobie pomóc... - przejechał palcami po jej policzku. Wiki spojrzała gdzieś w przestrzeń. Znów pojawiły się łzy
- Ki... kiedyś w hotelu pojawiła się znajoma Marcina. Dowiedzieliśmy się, że była w ciąży i że... że usunęła to dziecko. Później opowiedziała mi, że to dziecko, że ją zgwałcili. Przysięgłam sobie, że znajdę tego faceta i znalazłam go szybciej niż myślałam. Zaczęłam się z nim spotykać i nawet nie wiedziałam, że to on. Pojechaliśmy do niego do domu. Dosypał mi czegoś do drinka i mało brakowało, a by... - Consalida nie mogła dokończyć. Andrzej wstał i mocno ją przytulił - Wpakowałyśmy go do więzienia, ale on teraz wrócił i... i chce się zemścić. To on oblał mnie kwasem. - Wiktoria rozpłakała się na dobre. Andrzej jeszcze mocniej ją przytulił. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał i przysiągł sobie, że dopadnie tego faceta - Andrzej... On, on cały czas nas śledził. Wie o wszystkim. Boję się, że on... że może coś zrobić tobie
- O to się nie martw - powiedział i delikatnie pocałował ją w czoło. W myślach układał plan zemsty na Januszu...
Część dedykuję anonimowemu komentatorowi, który zgadł. Nie mam pojęcia skąd to wiedziałaś, ale gratuluję :D
Gdyby ktoś nie pamiętał...
Janusz - gwałciciel, właściciel przetwórni owoców. Zagrał go Krystian Wieczorek
Marcin - ginekolog, przyjaciel Przemka, Wiki i Agaty. ginekolog, jeden z rezydentów. Zagrał go Michał Fudalej ;)
- Wiedziałem, że nadal tu jesteś... - ten głos poznałaby wszędzie. Niepewnie odwróciła się. Mężczyzna wyszedł z cienia. - Wiesz... długo czekałem, żeby się zemścić. - nie była w stanie nic powiedzieć, ani nawet się ruszyć. Ze strachem obserwowała każdy ruch mężczyzny. On szybko znalazł się tuż przed nią - Boisz się... To dobrze - uśmiechnął się złowieszczo - Spędziłem trzy lata w więzieniu myśląc jak się na tobie zemścić. Najchętniej dokończyłbym sprawę, ale tak strasznie mnie denerwujesz, że bym po prostu nie potrafił... - zaczesał jej niesforny kosmyk włosów za ucho. Ze strachu nie mogła się ruszyć.
- Ja... Janusz? - wydukała
- Widzę, że doskonale mnie pamiętasz... Twój przyjaciel chyba też mnie poznał. Debil wpakował się prosto pod moje auto - zaklnął pod nosem przypominając sobie stłuczony zderzak i lampę - Ach, zapomniałbym zapytać... Jak zareagował na twój związek z profesorem?
- To ty... Ty mu powiedziałeś! - strach zamienił się w wściekłość
- Brawo skarbie... Ooo widzę, że rana po kwasie już się zagoiła - uważnie obserwował jej rękę - Prawda, że cudownie to wykombinowałem. Wszyscy podejrzewają tą laborantkę, albo tego całego Tadeusza. A tobie nikt nie uwierzy... - na chwilę zamilkł - Jak się podobało w Zakopanem?
- Śledzisz mnie?
- Od bardzo dawna skarbie... Wiem o tobie wszystko. Wiem, że randkowałaś z profesorem Falkowiczem, wiem, że kręcisz z Krajewskim, wiem, że chciałaś zrezygnować z pracy. Wszystko wiem. - powiedział... - Szkoda by było, gdyby profesor Falkowicz dowiedział się o twoim ślubie. I będę musiał podziękować twojemu przyjacielowi, uprzedził mnie z Blanką. Jak profesorek zareagował?
- Wyobraź sobie, że bardzo dobrze...
- To czemu go tu nie ma? Dlaczego nie ma żadnego z twojej wielkiej trójcy rycerzy hmm? - zapanowała między nimi chwila ciszy. Janusz przez chwilę wpatrywał się w chodnik. Wiki skorzystała z okazji. Szybko się odwróciła chcąc pobiec do szpitala, jednak zatrzymało ją silne szarpnięcie za ramię. Omal nie przewróciła się na ziemię - Nie tak szybko księżniczko... Muszę ci pokazać, co ci zawdzięczam - obrócił się w drugą stronę. Wiki dopiero teraz dostrzegła bliznę na jego policzku.
- Widzę, że ktoś pięknie cię załatwił... Bolało? - Wiki nie potrafiła się powstrzymać. Chwilę potem odczuła tego skutki. Mocne spoliczkowanie sprawiło, że upadła na ziemię.
- Niczego się nie nauczyłaś? Cięty języczek kiedyś zaprowadzi cię na dno - powiedział i spokojnie odszedł. Wiki ze strachem w oczach obserwowała go. Wsiadł do samochodu i ruszył prosto w jej stronę. W ostatniej chwili na pobocze odepchnęła ją Agata.
- Kto to był? - zapytała obserwując manewrujący samochód wyjeżdżający ze szpitalnego parkingu
- Ja... Janusz - wydukała Consalida. W jej oczach nadal czaiło się ogromne przerażenie
- Ten Janusz? - Agata pomogła Wiktorii wstać
- Dokładnie ten... - weszły do hotelu. Wiki ciągle z niepokojem wyglądała przez okno. Pamiętała wszystko. Pojechała do niego, wypiła jeden jedyny łyk drinku. Wtedy odkryła, że to on jest gwałcicielem, jednak nie zdążyła uciec. Narkotyki w drinku zrobiły swoje. Gdyby nie Przemek, byłaby jego ofiarą...
Usłyszała huk w swoim pokoju. Natychmiast tam pobiegła zobaczyła wybitą szybę. Na podłodze leżał kamień z doczepioną kartką. Natychmiast ją wzięła
"Doigrasz się suko"
Łzy stanęły jej w oczach. Zgniotła kartkę i z wściekłością wyrzuciła ją do kosza. Potem usiadła na podłodze i po prostu rozpłakała się. Wtedy do pokoju weszła Agata. Szybko domyśliła się co się stało i natychmiast przytuliła rudą
- Cii... On ci już nic nie zrobi - powiedziała - Możesz dzisiaj spać u mnie.
- Dziękuję - wyszeptała przez łzy mocniej przytulając się do Woźnickiej
Kłótnia z Falkowiczem, przyjazd Przemka, oblanie kwasem, wszystko wróciło do kluczowego momentu. Znów była w domu Janusz. Podał jej drinka. Trzymając go w ręce obeszła cały salon. Wypiła łyk przyglądając się ścianie. Nagle coś zauważyła. Dyplom dla najlepszej wytwórni owoców. Skojarzyła fakty. Domyśliła się kim naprawdę jest Janusz, jednak było już za późno.
Położył ją na stole rozrywając jej bluzkę. Coś do niej mówił, ale nie słyszała. Była świadoma, chociaż nie mogła się ruszyć... Nagle drzwi domu z hukiem się otworzyły. Ostatnim co zobaczyła był Przemek. Potem zemdlała
Obraz rozmył się. Pojawił się obraz ostatniej rozmowy. Jego słowa huczały w jej głowie
- Długo czekałem na to, żeby się zemścić
Z krzykiem obudziła się. Na jej policzkach było mnóstwo łez. Nie mogła się uspokoić. Płakała
- Cicho, spokojnie - Agata delikatnie gładziła ją po ramieniu - Tu jesteś bezpieczna. Ten psychol nic ci nie zrobi. - Wiki wręcz trzęsła się ze strachu. Nie mogła nic z siebie wydusić, jedynie mocno przytuliła się do Woźnickiej...
Szła do szpitala nerwowo się rozglądając. Nagle stanął przed nią Falkowicz. Nie zauważyła go od razu więc nerwowo podskoczyła do góry, gdy znalazł się tuż przed nią
- Kochanie... Wszystko w porządku? - zapytał widząc jej reakcję
- T... tak - niewiele myśląc przytuliła się do niego. W jego silnych ramionach czuła się bezpiecznie. Po chwili uwolniła się z uścisku
- Co to jest? - Andrzej od razu dostrzegł czerwony ślad na jej policzku
- Nieważne - Wiki spuściła głowę
- Skarbie widzę, że coś się dzieje - chwycił w dwa palce jej podbrudek i delikatnie uniósł, tak, żeby spojrzeć w jej wielkie, zielone oczy - No powiedz - zauważył łzy i strach w jej oczach. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Andrej szybko ją otarł - Chodź - objął ją ramieniem i razem poszli do jego gabinetu. Usiadła na czerwonym fotelu, a on kucnął przed nią, opierając się o jej kolana. - No więc co się dzieje?
- Taka stara sprawa...
- Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim
- To bardzo długa historia
- Mam czas - powiedział
- Ale ja nie... Śpieszę się do pracy - chciała wstać, ale ją zatrzymał.
- Zauważyłem, że ciężko ci mówić o twoich sprawach, uczuciach. Też tego nie potrafię, ale musisz mi powiedzieć. Daj sobie pomóc... - przejechał palcami po jej policzku. Wiki spojrzała gdzieś w przestrzeń. Znów pojawiły się łzy
- Ki... kiedyś w hotelu pojawiła się znajoma Marcina. Dowiedzieliśmy się, że była w ciąży i że... że usunęła to dziecko. Później opowiedziała mi, że to dziecko, że ją zgwałcili. Przysięgłam sobie, że znajdę tego faceta i znalazłam go szybciej niż myślałam. Zaczęłam się z nim spotykać i nawet nie wiedziałam, że to on. Pojechaliśmy do niego do domu. Dosypał mi czegoś do drinka i mało brakowało, a by... - Consalida nie mogła dokończyć. Andrzej wstał i mocno ją przytulił - Wpakowałyśmy go do więzienia, ale on teraz wrócił i... i chce się zemścić. To on oblał mnie kwasem. - Wiktoria rozpłakała się na dobre. Andrzej jeszcze mocniej ją przytulił. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał i przysiągł sobie, że dopadnie tego faceta - Andrzej... On, on cały czas nas śledził. Wie o wszystkim. Boję się, że on... że może coś zrobić tobie
- O to się nie martw - powiedział i delikatnie pocałował ją w czoło. W myślach układał plan zemsty na Januszu...
Część dedykuję anonimowemu komentatorowi, który zgadł. Nie mam pojęcia skąd to wiedziałaś, ale gratuluję :D
Gdyby ktoś nie pamiętał...
Janusz - gwałciciel, właściciel przetwórni owoców. Zagrał go Krystian Wieczorek
Marcin - ginekolog, przyjaciel Przemka, Wiki i Agaty. ginekolog, jeden z rezydentów. Zagrał go Michał Fudalej ;)
piątek, 29 listopada 2013
Część 20
Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
- Skąd o niej wiesz?
- Właśnie nic o niej nie wiem i czekam aż mi łaskawie wyjaśnisz - powiedział wpuszczając ją do środka. - No więc?
- Masz kota? Nie wiedziałam - delikatnie pogłaskała Hitlera
- Wiktoria...
- Lepiej usiądź - powiedziała. Usiedli na skórzanej kanapie - Blanka... Blanka to moja córka
- Co?
- Nie przerywaj mi, proszę... Miałam szesnaście lat, kiedy ją urodziłam. Wtedy wydawało mi się, że Wojtek jest wspaniałym facetem, ale się myliłam. Moi rodzice nie chcieli, żebym przez dziecko zmarnowała całe swoje życie, karierę, więc wychowali Blankę jak swoją córkę. Przez wiele lat myślała, że jestem jej siostrą.
- I gdzie ty ją trzymasz? Pod łóżkiem? - zapytał podrywając się z kanapy
- Uspokój się. Blanka uczy się w Nowym Yorku. - nerwowo głaskała kota czekając na odpowiedź Andrzeja - No powiedz coś...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz!?
- Ty też mi nie chciałeś powiedzieć o Adamie! - Consalida też wstała
- Ale nie miałem zamiaru ukrywać tego przez całe życie! - zwalił ze stolika stos gazet i ruszył do gabinetu. Lekko przestraszona Wiki nie wiedziała co robić. Po jakimś czasie weszła do gabinetu. Zobaczyła go, siedzącego do niej tyłem. Wyraźnie nad czymś rozmyślał.
- Andrzej... - przejechała opuszkami palców po jego policzku - Przepraszam, ale ja nie potrafię tak po prostu o tym mówić.
- Rozumiem - odpowiedział smętnie
- Andrzej, o co chodzi? Wiem, że masz do mnie żal, ale... - nie dokończyła, ponieważ wylądowała na kolanach Falkowicza
- To ja przepraszam. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać, przecież każdy coś ukrywa - powiedział i delikatnie ją pocałował
- Od kiedy profesor Falkowicz zna takie słowo jak przepraszam? - uśmiechnął się - I od kiedy masz kota
- Tak z pół roku - odpowiedział - Przybłąkał się tu, nie mogłem go zostawić
- Czyżby ruszyło się pańskie sumienie
- Ja nie mam sumienia bejbe - powiedział namiętnie całując Consalidę
- Jak ma na imię? - oderwała się od niego
- Mam wrażenie, że bardziej się interesujesz moim kotem niż mną. Mam być zazdrosny?
- Ale jak ma na imię?
- Hitler - powiedział z uśmiechem - Czy to już koniec przesłuchania, pani doktor?
- Tak... - powiedziała rozpinając koszulę Andrzeja. On wpił się w jej usta... - Kot nas obserwuje - szepnęła
- No chyba się nie wstydzisz... - znów zaczął ją całować, jednak przerwał im telefon Wiktorii.
- Przepraszam - natychmiast odebrała
-...
- Jak to miał wypadek?
-...
- Zaraz będę - rozłączyła się - Przemek miał wypadek. Leży w szpitalu
- Zawieźć cię? - zapytał dopinając się
- Jakbyś mógł...
- Nakarmisz kota? Wyprowadzę samochód
- Ok...
- Jedzenie jest na parapecie w kuchni. Pierwsze drzwi po prawej - powiedział wychodząc z gabinetu.
Ruszyła do kuchni. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój był przestronny, oprócz podstawowych mebli mieścił się tam niewielki stół i sporo przestrzeni. Na stole było mnóstwo brudnych naczyń, głównie szklanek po wypitej kawie. Domyślała się, że pomimo ogromnej o nowoczesnej kuchni Andrzej nie umie gotować, a lodówka świeci pustkami.
Prawię natychmiast przypomniała sobie o Przemku. Szybko wsypała do miski jedzenie dla Hitlera i popędziła do samochodu Andrzeja.
- Mam nie nauczyła cię zmywać? - zapytała próbując rozluźnić atmosferę - Przepraszam - dopiero po chwili przypomniała sobie o trudnym dzieciństwie Falka.
- Nie ma sprawy - odezwał się
- Co się stało? - zapytała wchodząc na salę Zapały. Andrzej był tuż za nią
- Wjechał prosto pod rozpędzone auto. Miał dużo szczęścia - powiedziała Agata
- A ten kierowca?
- Nie miał większych obrażeń, więc go wypuścili... Będziesz przy nim siedzieć? Bo ja potrzebuję kawy, dużo kawy
- Jasne, zostaję...
Około dziesięciu minut później Przemek zaczął się wybudzać. Wiki natychmiast złapała go za dłoń
- Co się stało? - zapytał nieprzytomnie
- Wjechałeś prosto pod samochód
- Co... Co on tu robi? - dopiero teraz zauważył Falkowicza
- To ja lepiej pójdę... - powiedział i delikatnie musnął policzek Wiktorii.
- Nadal z nim jesteś!?
- Przemo, uspokój się...
- Wiki, ja muszę ci o czymś powiedzieć - odezwał się po chwili ciszy - Ten mężczyzna, który mnie potrącił, to był...
Na salę weszła Agata. Po drodze niefortunnie upuściła filiżankę z kawą przerywając im rozmowę. Wiktoria natychmiast zaczęła pomagać Agacie.
- Pogadamy później - powiedziała do Przemka i wyszła. Po Falkowiczu nie było nawet śladu. Jego samochodu nie było na parkingu...
Postanowiła przespać się w hotelu. Wolnym krokiem ruszyła tam...
- Wiedziałem, że nadal tu jesteś... - ten głos poznałaby wszędzie. Niepewnie odwróciła się. Mężczyzna wyszedł z cienia. - Wiesz... długo czekałem, żeby się zemścić.
Du du du dum... A teraz stawiajcie kto to :D
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
- Skąd o niej wiesz?
- Właśnie nic o niej nie wiem i czekam aż mi łaskawie wyjaśnisz - powiedział wpuszczając ją do środka. - No więc?
- Masz kota? Nie wiedziałam - delikatnie pogłaskała Hitlera
- Wiktoria...
- Lepiej usiądź - powiedziała. Usiedli na skórzanej kanapie - Blanka... Blanka to moja córka
- Co?
- Nie przerywaj mi, proszę... Miałam szesnaście lat, kiedy ją urodziłam. Wtedy wydawało mi się, że Wojtek jest wspaniałym facetem, ale się myliłam. Moi rodzice nie chcieli, żebym przez dziecko zmarnowała całe swoje życie, karierę, więc wychowali Blankę jak swoją córkę. Przez wiele lat myślała, że jestem jej siostrą.
- I gdzie ty ją trzymasz? Pod łóżkiem? - zapytał podrywając się z kanapy
- Uspokój się. Blanka uczy się w Nowym Yorku. - nerwowo głaskała kota czekając na odpowiedź Andrzeja - No powiedz coś...
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz!?
- Ty też mi nie chciałeś powiedzieć o Adamie! - Consalida też wstała
- Ale nie miałem zamiaru ukrywać tego przez całe życie! - zwalił ze stolika stos gazet i ruszył do gabinetu. Lekko przestraszona Wiki nie wiedziała co robić. Po jakimś czasie weszła do gabinetu. Zobaczyła go, siedzącego do niej tyłem. Wyraźnie nad czymś rozmyślał.
- Andrzej... - przejechała opuszkami palców po jego policzku - Przepraszam, ale ja nie potrafię tak po prostu o tym mówić.
- Rozumiem - odpowiedział smętnie
- Andrzej, o co chodzi? Wiem, że masz do mnie żal, ale... - nie dokończyła, ponieważ wylądowała na kolanach Falkowicza
- To ja przepraszam. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać, przecież każdy coś ukrywa - powiedział i delikatnie ją pocałował
- Od kiedy profesor Falkowicz zna takie słowo jak przepraszam? - uśmiechnął się - I od kiedy masz kota
- Tak z pół roku - odpowiedział - Przybłąkał się tu, nie mogłem go zostawić
- Czyżby ruszyło się pańskie sumienie
- Ja nie mam sumienia bejbe - powiedział namiętnie całując Consalidę
- Jak ma na imię? - oderwała się od niego
- Mam wrażenie, że bardziej się interesujesz moim kotem niż mną. Mam być zazdrosny?
- Ale jak ma na imię?
- Hitler - powiedział z uśmiechem - Czy to już koniec przesłuchania, pani doktor?
- Tak... - powiedziała rozpinając koszulę Andrzeja. On wpił się w jej usta... - Kot nas obserwuje - szepnęła
- No chyba się nie wstydzisz... - znów zaczął ją całować, jednak przerwał im telefon Wiktorii.
- Przepraszam - natychmiast odebrała
-...
- Jak to miał wypadek?
-...
- Zaraz będę - rozłączyła się - Przemek miał wypadek. Leży w szpitalu
- Zawieźć cię? - zapytał dopinając się
- Jakbyś mógł...
- Nakarmisz kota? Wyprowadzę samochód
- Ok...
- Jedzenie jest na parapecie w kuchni. Pierwsze drzwi po prawej - powiedział wychodząc z gabinetu.
Ruszyła do kuchni. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój był przestronny, oprócz podstawowych mebli mieścił się tam niewielki stół i sporo przestrzeni. Na stole było mnóstwo brudnych naczyń, głównie szklanek po wypitej kawie. Domyślała się, że pomimo ogromnej o nowoczesnej kuchni Andrzej nie umie gotować, a lodówka świeci pustkami.
Prawię natychmiast przypomniała sobie o Przemku. Szybko wsypała do miski jedzenie dla Hitlera i popędziła do samochodu Andrzeja.
- Mam nie nauczyła cię zmywać? - zapytała próbując rozluźnić atmosferę - Przepraszam - dopiero po chwili przypomniała sobie o trudnym dzieciństwie Falka.
- Nie ma sprawy - odezwał się
- Co się stało? - zapytała wchodząc na salę Zapały. Andrzej był tuż za nią
- Wjechał prosto pod rozpędzone auto. Miał dużo szczęścia - powiedziała Agata
- A ten kierowca?
- Nie miał większych obrażeń, więc go wypuścili... Będziesz przy nim siedzieć? Bo ja potrzebuję kawy, dużo kawy
- Jasne, zostaję...
Około dziesięciu minut później Przemek zaczął się wybudzać. Wiki natychmiast złapała go za dłoń
- Co się stało? - zapytał nieprzytomnie
- Wjechałeś prosto pod samochód
- Co... Co on tu robi? - dopiero teraz zauważył Falkowicza
- To ja lepiej pójdę... - powiedział i delikatnie musnął policzek Wiktorii.
- Nadal z nim jesteś!?
- Przemo, uspokój się...
- Wiki, ja muszę ci o czymś powiedzieć - odezwał się po chwili ciszy - Ten mężczyzna, który mnie potrącił, to był...
Na salę weszła Agata. Po drodze niefortunnie upuściła filiżankę z kawą przerywając im rozmowę. Wiktoria natychmiast zaczęła pomagać Agacie.
- Pogadamy później - powiedziała do Przemka i wyszła. Po Falkowiczu nie było nawet śladu. Jego samochodu nie było na parkingu...
Postanowiła przespać się w hotelu. Wolnym krokiem ruszyła tam...
- Wiedziałem, że nadal tu jesteś... - ten głos poznałaby wszędzie. Niepewnie odwróciła się. Mężczyzna wyszedł z cienia. - Wiesz... długo czekałem, żeby się zemścić.
Du du du dum... A teraz stawiajcie kto to :D
środa, 27 listopada 2013
Część 19
- Hej piękna...
- Co? - zaspana Wiki przetarła oczy
- Oj, chyba się nie wyspałaś... Całonocny maraton serialowy to prawdziwa udręka, prawda
- Spadaj Adam - Wiki natychmiast zniknęła w swoim pokoju. Zostało jej niewiele czasu do dyżuru, a co gorsza, miała go z Borysem.
Do szpitalu wbiegła z dziesięciominutowym spóźnieniem. Prawię natychmiast znalazła się w przebieralni
- Może pomóc? - usłyszała męski, zmysłowy głos tuż przy swoim uchu
- Co ty tu robisz? - zapytała, gdy delikatnie ją odwrócił i pocałował.
- Tak się spieszyłaś, że nawet mnie nie zauważyłaś. Chyba się popłaczę - zrobił minę porzuconego psa, a Wiki uśmiechnęła się szeroko. Delikatnie pocałowała Andrzeja.
- Muszę iść...
- Mhm - teraz to on ją pocałował. Gdy się od niego oderwała biegiem ruszyła na izbę.
- O proszę... Czyżbyś przez miłosne igraszki z profesorem straciła rachubę czasu - gdy tylko weszła na izbę usłyszała kąśliwą uwagę Jakubka
- Wal się Borys...
- Uuu... Chyba trafiłem w sedno
- Przykro mi, nie trafiłeś - powiedziała z ironią i usiadła przy biurku przeglądając dokumenty
- Wiki, mogę cię prosić na chwilę? - na izbę zajrzał Adam
- Tak - Consalida natychmiast wyszła z nim na korytarz. - Dziękuję, wybawco - pocałowała go w policzek
- Może powinienem częściej cię wyciągać z izby...
- Chyba raczej z towarzystwa Jakubka - odpowiedziała Wiktoria - No więc co chciałeś?
- Potrzebuję kogoś na asystę, a prawię wszyscy są zajęci. Operacja za jakieś pół godziny. Wchodzisz w to?
- No pewnie... Mogę nawet trzymać haki, byle jak najdalej od Borysa
Adam myje ręce przed operacją. Na blok wchodzi Wiktoria
- Przepraszam za spóźnienie, nagły przypadek
- Nic nie szkodzi skarbie - powiedział z uśmiechem
- Możesz przestać...
- Ale co?
- Adaś - lekko się do niego przybliżyła - Ja jestem zajęta wiesz...
- O niczym innym od rana nie słyszę - odpowiedział - Ale pamiętasz o naszym ślubie?
- Pamiętam - odpowiedziała wchodząc na salę operacyjną. Adam wszedł tuż po niej
- Możecie zaczynać - odezwał się Ruud
- To co kotku... Tniemy go i wracamy do domu
- Adam, ty chyba czegoś nie rozumiesz... Ja jestem zajęta, mam faceta i to w dodatku twojego brata. Więc póki co z takimi tekstami to do swoich panienek
- Zazdrosna jesteś - gdyby wzrok mógł zabijać, Krajewski już leżałby martwy - Okey, już się zamykam
- To niestety niemożliwe - szepnęła Consalida
- Co? Gdyby nie to, że mam na stole pacjenta, to już byś nie żyła
- Tak?
- Doigrasz się po operacji - powiedział z uśmiechem Adam
Wiki zmęczona wyszła z bloku.
- No to teraz się doigrasz... - szepnął jej do ucha
- Co? - nie zdążyła już nic powiedzieć, ani zrobić. Adam natychmiast wziął ją na ręce i ruszył do lekarskiego - Adam puść mnie. Krajewski, zostaw!
- Nie mam takiego zamiaru - położył ją dopiero na kanapie w lekarskim i zaczął ją łaskotać. Ona nawalała go poduszkami. Ciągle się śmiali, zapomnieli o całym świecie. Nawet nie zauważyli, że całej sytuacji przygląda się... Przemek
Adam wyszedł z lekarskiego. Wiki ogarnęła swoje włosy. Wreszcie dostrzegła Zapałę
- Widzę, że nieźle się bawisz - odezwał się
- O co ci chodzi?
- Mi? Chyba o co tobie chodzi? O Adama, czy tego twojego profesorka? A może o obu na raz...
- A ty się o nich martwisz, czy po prostu na siłę szukasz powodu do kłótni? - zapytała zdenerwowana - Do twojej wiadomości, Adam to mój przyjaciel. Pomógł mi, kiedy ty hulałeś w Afryce - podeszła do niego - A ja nie bawię się dwoma na raz.
- Coś mi sugerujesz?
- Tak... Ale widzę w życiu to do ciebie nie dotrze, więc powiem wprost. Podczas gdy ty bawiłeś się ze swoją Zuzą w Afryce, Ola czekała na ciebie. Powinieneś teraz ją błagać, żeby ci wybacyła, to może pozwoli ci na kontakty z dzieckiem...
- Dzieckiem? Jakim dzieckiem?
- Cóż za zorientowany tatuś - Wiki wyszła z lekarskiego zostawiając tam zszokowanego Przemka.
Wiki wyszła ze szpitala
- Poczekaj chwilę - Andrzej złapał ją za rękę - Chyba nie myślałaś, że cię tak samą zostawię...
- Dam sobie radę
- Jedziesz dzisiaj do mnie?
- Hmmm... Czemu nie - powiedziała z uśmiechem - Teraz?
- A kiedy? - Wiki zauważyła zapłakaną Agatę wchodzącą do hotelu
- Chyba nic tego nie będzie - wskazała na Woźnicką - Może wymknę się wieczorem
- Będę czekał - namiętnie ją pocałował
- Pa kotku - ruszyła do hotelu. Gdy zniknęła w środku, Andrzej odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę samochodu.
- Profesorze! - usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmiech
- Panie Przemku, jakże miło pana widzieć. Jak tam misja na czarnym lądzie?
- Niech pan sobie daruje... Proszę się odczepić od Wiktorii
- Nie będziesz mi mówić co mam robić...
- Tak? Ufa jej pan?
- No oczywiście, że tak - odpowiedział.
- I myśli pan, że jest z panem szczera... To ciekawe, czy powiedziała panu o Blance - powiedział i ruszył w stronę hotelu.
- Chyba zepsułam ci romantyczny wieczór - Agata otarła oczy chusteczką
- Przestań... Opowiadaj, co się stało.
- Profesor Starzyński...
- Coś ci zrobił? - natychmiast się podniosła
- Nie... Zmarł dziś po południu - Agata znów zaniosła się płaczem. Wiki mocno przytuliła przyjaciółkę - No jedź do niego
- Przecież nie zostawię cię tu teraz samej...
- Jest Przemek... zaraz wróci Adam. Dam sobie radę
- Na pewno?
- Tak. Mną się nie przejmuj. Na pewno na ciebie czeka - powiedziała i na chwilę na jej twarz wkradł się uśmiech, jednak potem znów pojawiły się łzy
- Jakby co, to jestem pod telefonem...
- Przestań, nie będę ci przeszkadzać. Na pewno będziecie mieli ciekawsze rzeczy do roboty...
Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
- Co? - zaspana Wiki przetarła oczy
- Oj, chyba się nie wyspałaś... Całonocny maraton serialowy to prawdziwa udręka, prawda
- Spadaj Adam - Wiki natychmiast zniknęła w swoim pokoju. Zostało jej niewiele czasu do dyżuru, a co gorsza, miała go z Borysem.
Do szpitalu wbiegła z dziesięciominutowym spóźnieniem. Prawię natychmiast znalazła się w przebieralni
- Może pomóc? - usłyszała męski, zmysłowy głos tuż przy swoim uchu
- Co ty tu robisz? - zapytała, gdy delikatnie ją odwrócił i pocałował.
- Tak się spieszyłaś, że nawet mnie nie zauważyłaś. Chyba się popłaczę - zrobił minę porzuconego psa, a Wiki uśmiechnęła się szeroko. Delikatnie pocałowała Andrzeja.
- Muszę iść...
- Mhm - teraz to on ją pocałował. Gdy się od niego oderwała biegiem ruszyła na izbę.
- O proszę... Czyżbyś przez miłosne igraszki z profesorem straciła rachubę czasu - gdy tylko weszła na izbę usłyszała kąśliwą uwagę Jakubka
- Wal się Borys...
- Uuu... Chyba trafiłem w sedno
- Przykro mi, nie trafiłeś - powiedziała z ironią i usiadła przy biurku przeglądając dokumenty
- Wiki, mogę cię prosić na chwilę? - na izbę zajrzał Adam
- Tak - Consalida natychmiast wyszła z nim na korytarz. - Dziękuję, wybawco - pocałowała go w policzek
- Może powinienem częściej cię wyciągać z izby...
- Chyba raczej z towarzystwa Jakubka - odpowiedziała Wiktoria - No więc co chciałeś?
- Potrzebuję kogoś na asystę, a prawię wszyscy są zajęci. Operacja za jakieś pół godziny. Wchodzisz w to?
- No pewnie... Mogę nawet trzymać haki, byle jak najdalej od Borysa
Adam myje ręce przed operacją. Na blok wchodzi Wiktoria
- Przepraszam za spóźnienie, nagły przypadek
- Nic nie szkodzi skarbie - powiedział z uśmiechem
- Możesz przestać...
- Ale co?
- Adaś - lekko się do niego przybliżyła - Ja jestem zajęta wiesz...
- O niczym innym od rana nie słyszę - odpowiedział - Ale pamiętasz o naszym ślubie?
- Pamiętam - odpowiedziała wchodząc na salę operacyjną. Adam wszedł tuż po niej
- Możecie zaczynać - odezwał się Ruud
- To co kotku... Tniemy go i wracamy do domu
- Adam, ty chyba czegoś nie rozumiesz... Ja jestem zajęta, mam faceta i to w dodatku twojego brata. Więc póki co z takimi tekstami to do swoich panienek
- Zazdrosna jesteś - gdyby wzrok mógł zabijać, Krajewski już leżałby martwy - Okey, już się zamykam
- To niestety niemożliwe - szepnęła Consalida
- Co? Gdyby nie to, że mam na stole pacjenta, to już byś nie żyła
- Tak?
- Doigrasz się po operacji - powiedział z uśmiechem Adam
Wiki zmęczona wyszła z bloku.
- No to teraz się doigrasz... - szepnął jej do ucha
- Co? - nie zdążyła już nic powiedzieć, ani zrobić. Adam natychmiast wziął ją na ręce i ruszył do lekarskiego - Adam puść mnie. Krajewski, zostaw!
- Nie mam takiego zamiaru - położył ją dopiero na kanapie w lekarskim i zaczął ją łaskotać. Ona nawalała go poduszkami. Ciągle się śmiali, zapomnieli o całym świecie. Nawet nie zauważyli, że całej sytuacji przygląda się... Przemek
Adam wyszedł z lekarskiego. Wiki ogarnęła swoje włosy. Wreszcie dostrzegła Zapałę
- Widzę, że nieźle się bawisz - odezwał się
- O co ci chodzi?
- Mi? Chyba o co tobie chodzi? O Adama, czy tego twojego profesorka? A może o obu na raz...
- A ty się o nich martwisz, czy po prostu na siłę szukasz powodu do kłótni? - zapytała zdenerwowana - Do twojej wiadomości, Adam to mój przyjaciel. Pomógł mi, kiedy ty hulałeś w Afryce - podeszła do niego - A ja nie bawię się dwoma na raz.
- Coś mi sugerujesz?
- Tak... Ale widzę w życiu to do ciebie nie dotrze, więc powiem wprost. Podczas gdy ty bawiłeś się ze swoją Zuzą w Afryce, Ola czekała na ciebie. Powinieneś teraz ją błagać, żeby ci wybacyła, to może pozwoli ci na kontakty z dzieckiem...
- Dzieckiem? Jakim dzieckiem?
- Cóż za zorientowany tatuś - Wiki wyszła z lekarskiego zostawiając tam zszokowanego Przemka.
Wiki wyszła ze szpitala
- Poczekaj chwilę - Andrzej złapał ją za rękę - Chyba nie myślałaś, że cię tak samą zostawię...
- Dam sobie radę
- Jedziesz dzisiaj do mnie?
- Hmmm... Czemu nie - powiedziała z uśmiechem - Teraz?
- A kiedy? - Wiki zauważyła zapłakaną Agatę wchodzącą do hotelu
- Chyba nic tego nie będzie - wskazała na Woźnicką - Może wymknę się wieczorem
- Będę czekał - namiętnie ją pocałował
- Pa kotku - ruszyła do hotelu. Gdy zniknęła w środku, Andrzej odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę samochodu.
- Profesorze! - usłyszał znajomy głos. Zatrzymał się, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmiech
- Panie Przemku, jakże miło pana widzieć. Jak tam misja na czarnym lądzie?
- Niech pan sobie daruje... Proszę się odczepić od Wiktorii
- Nie będziesz mi mówić co mam robić...
- Tak? Ufa jej pan?
- No oczywiście, że tak - odpowiedział.
- I myśli pan, że jest z panem szczera... To ciekawe, czy powiedziała panu o Blance - powiedział i ruszył w stronę hotelu.
- Chyba zepsułam ci romantyczny wieczór - Agata otarła oczy chusteczką
- Przestań... Opowiadaj, co się stało.
- Profesor Starzyński...
- Coś ci zrobił? - natychmiast się podniosła
- Nie... Zmarł dziś po południu - Agata znów zaniosła się płaczem. Wiki mocno przytuliła przyjaciółkę - No jedź do niego
- Przecież nie zostawię cię tu teraz samej...
- Jest Przemek... zaraz wróci Adam. Dam sobie radę
- Na pewno?
- Tak. Mną się nie przejmuj. Na pewno na ciebie czeka - powiedziała i na chwilę na jej twarz wkradł się uśmiech, jednak potem znów pojawiły się łzy
- Jakby co, to jestem pod telefonem...
- Przestań, nie będę ci przeszkadzać. Na pewno będziecie mieli ciekawsze rzeczy do roboty...
Pod domem Falkowicza była po dwudziestu minutach. Niepewnie zadzwoniła. Otworzył jej w rozpiętej koszuli. Natychmiast wpiła się w jego usta... Delikatnie ją odsunął
- Kim jest Blanka? - zapytał. Consalida zbladła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)