piątek, 27 grudnia 2013

Część 31

- Od początku...
- Proszę pani, i ja i pani nie mamy ochoty tu siedzieć, więc po co to wałkować. To jakieś nieporozumienie.
- Co pan robił między godziną 21 a 22? - westchnął
- Po ósmej wyszedłem z pracy i wróciłem do domu
- Ehh... Niech pan opowie wszystko, co pan robił po wyjściu z pracy
- Wyszedłem normalnie, patrzę a mojego samochodu nie ma. Jakiś sukinsyn mi je zakosił. Chciałem zadzwonić na policję, ale telefon mi padł. Ponieważ nie jestem powszechnie lubiany w szpitalu, a jedyne dwie osoby, które darzą mnie jakąś sympatią były zajęte więc wróciłem na pieszo. Szukałem ładowarki, potem do domu wróciła Wiki i pojawiliście się wy.
- Zgon nastąpił o godzinie 21:42. O której wróciła pańska małżonka
- Ona nie jest moją małżonką. - wyraźnie posmutniał - Około 22.
- Więc nikt nie może potwierdzić pana zeznań
- Gdyby ktoś mógł je potwierdzić już mnie by tu nie było - odpowiedział coraz bardziej wkurzony
- O czym pan rozmawiał z panią Wiktorią?
- To są nasze prywatne sprawy.
- To jest związane ze śledztwem - odpowiedziała wyjątkowo pewna siebie policjantka
- Powiedziała... powiedziała, że mnie zdradziła
- A pan w furii wyszedł i wsiadł do samochodu. Niechcący potrącił pan kogoś. Przestraszył się pan i uciekł z miejsca zdarzenia nie udzielając pomocy rannemu.
- A święty Mikołaj istnieje... Przecież tłumaczę pani, że Wiki wróciła do domu po 10, a ja już tam wtedy byłem. Poza tym nawet gdybym kogoś przejechał to udzieliłbym mu fachowej pomocy. Jestem lekarzem
- Dowody mówią same za siebie. Byli świadkowie
- Ale pani naprawdę nie rozumie, że ktoś mi ukradł samochód!? - podniósł głos, ale po chwili się uciszył - Wypuścicie mnie?
- Nie możemy
- A moja praca? Jestem lekarzem, a moim obowiązkiem jest ratowanie ludzi - miał nadzieję, że to przekona upartą policjantkę. Mylił się.
- Jest pan zatrzymany do wyjaśnienia sprawy. Dziękuję, do widzenia - wyszła ze swojego gabinetu. Chwilę później jakiś młodszy policjant zaprowadził go do celi.
Tej nocy nawet nie zmrużył oka. Bardziej niż zatrzymanie, a przez to zrujnowanie kariery i powód do śmiechu dla całej Leśnej Góry martwiła go sprawa z Wiki. Ciągle zastanawiał się: "Dlaczego?"

Wiktoria też nie mogła zmrużyć oka. Siedziała w ich wspólnej sypialni na parapecie z kubkiem zimnej już herbaty. Wpatrywała się w niebo, w gwiazdy.
"Niektórzy wierzą, że gwiazdy to ludzie, którzy cieszyli się za życia taką miłością, że teraz przeniesiono ich na firmament"
Ciągle widziała przed sobą jego twarz, kiedy powiedziała mu prawdę. Poczuła się jeszcze bardziej winna niż wcześniej. Najbardziej bolało ją to, że nie powiedział co myśli, że jej nie wygarnął. Przyjął to z dziwnym spokojem, tak jakby to w ogóle do niego nie dotarło...

- Coś już wiadomo? - z samego rana stawiła się na komisariacie
- W sprawie? - lekko ospała policjantka spojrzała nieprzytomnie na Wiki
- W sprawie Andrzeja Falkowicza
- A pani to?
- Jesteśmy... Byliśmy razem
- Pani Wiktoria... - policjantka nagle się ożywiła - Właściwie nie powinnam tego robić, ale... Zapraszam - weszły do gabinetu policjantki - Mam problem z panem Andrzejem. Ciągle trzyma się wersji, że ktoś ukradł mu samochód
- Bo to prawda... - przerwała jej Wiktoria
- Nie w tym rzecz - kontynuowała policjantka - Próbowałam z niego wyciągnąć, czy kogoś podejrzewa, jednak on zamyka się w sobie. Czuję, że wie kto to mógł zrobić, ale z bliżej nieokreślonego powodu nie chce o tym nic powiedzieć. Ja rozumiem, że zawaliło mu się życie prywatne...
- Powiedział pani? - nie potrafiła się powstrzymać. Była zaskoczona, bo zdążyła już trochę poznać Andrzeja i wiedziała, że jest bardzo skryty w sobie, zwłaszcza jeśli chodzi o problemy. Domyślała się, że w dzieciństwie musiał liczyć tylko na siebie, dlatego teraz nie przyjmuje pomocy
- Z trudem to z niego wyciągneliśmy...
- No dobrze, ale czego ode mnie oczekujecie?
- Może mogłaby pani na niego jakoś wpłynąć. Musimy wiedzieć kogo podejrzewa, inaczej to on zgnije w więzieniu. Dowody są bardzo mocne...
- Skoro powiedział pani, co zrobiłam, to powinna się pani domyśleć, że nie będzie chciał na mnie nawet spojrzeć... - posmutniała...
- Tylko pani coś powie. Wiem to...

5 komentarzy:

  1. Świetne. Nie mogę doczekać się kolejnej części.

    OdpowiedzUsuń
  2. :D I co tu pisać? Wspaniale jak zawsze. Mam nadzieję, że Falkowicz jakoś wyjdzie z tego cało. Ale bez względu na to czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super część, trochę smutna. Ciekawe kto potrącił tego człowieka?
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadania :* Liczę jeszcze dzisiaj na next bo nie zasnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super kochanie , nie mogę się doczekac ciągu dalszego . U mnie rzeczywistosc się zakonczyła :)

    OdpowiedzUsuń