wtorek, 3 grudnia 2013

Część 22

Obudził go jej krzyk. Leniwie otworzył oczy. Zauważył, że siedzi na łóżku ocierając łzy. Również usiadł. Natychmiast mocno ją przytulił.
- Spokojnie... Tutaj nic ci nie grozi - szepnął jej wprost do ucha
- Znowu mi się to śniło
- To znaczy co?
- Ten wieczór, kiedy do niego pojechałam - zacisnęła wargi, żeby się nie rozpłakać
- On już nic ci nie zrobi, osobiście tego dopilnuję - nadal nie wymyślił, jak się zemścić, chociaż był mistrzem knucia i intrygowania. Nawet nie zauważył, kiedy stracił ten dar.
- Nie potrafię o tym zapomnieć - szepnęła. Zapanowała chwila ciszy, podczas której Andrzej mocniej objął Consalidę - Dziękuję...
- Za co?
- Za to, że jesteś... - delikatnie musnęła wargami jego usta. Poczuł łzy na jej policzkach. Chciała się od niego oderwać, ale on pogłębił pocałunek.
- Pomogę ci zapomnieć - szepnął. Jego pocałunki stawały się coraz namiętniejsze. Dłońmi wodził po całym jej ciele. Nagle usłyszeli huk na dole. Poczuł jak jej mięśnie się napinają. Lekko się odsunął - Sprawdzę co to - powiedział widząc ogromny strach w jej oczach

Wrócił po pięciu minutach.
- Policja zaraz tu będzie - powiedział zapalając światło
- Policja?
- Nie puszczę mu tego płazem - głos miał zimny, mówił przez zęby. Szybko szukał ubrań. Wiki też wstała. - Idź spać, niepotrzebnie się będziesz denerwować
- Doczepił jakąś kartkę?
- Śpij - jego głos przybrał jeszcze zimniejszą barwę, jednak Wiktoria się tym nie zraziła. Położyła ręce na jego ramionach delikatnie je masując. Czuła, że jego mięśnie powoli się rozluźniają
- Co napisał? - odpuścił. Podał jej pogiętą kartkę - Uważaj ruda suko... Przyszedł czas, żeby się zemścić ostatecznie - przeczytała na głos i o mało się nie rozpłakała - Andrzej...
- Nic nie mów - zagarnął ją w swoje ramiona - Rozumiem...

Składał zeznania, podczas gdy ona uspakajała się głaszcząc Hitlera. Odpowiedziała na kilka pytań. Po chwili policjanci wyszli, a Andrzej usiadł koło niej
- Wszystko załatwione... Złapią go
- Wywinie się - powiedziała najspokojniej jak umiała, jednak głos jej drżał.
- Nie wywinie... Najprawdopodobniej dostanie zakaz zbliżania się do ciebie. Już nic ci nie grozi - lekko pocałował ją w policzek - Idziemy spać - wolnym krokiem poszła do sypialni. Położyła się, jednak długo nie mogła zasnąć. Słyszała cichy, miarowy oddech Andrzej, wpatrywała się w jego twarz przemyślając wszystko co się zdarzyło.

Gdy się obudził jej połowa łóżka była już zimna. Natychmiast się ocknął. Zszedł na dół. Siedziała na fotelu zapatrzona w okno...
- Jest tam coś ciekawego? - podskoczyła, gdy usłyszała jego głos
- Przestraszyłeś mnie - położył jej rękę na ramieniu. Szybko ją nakryła swoją dłonią
- Przepraszam... O czym tak myślisz?
- O wszystkim...
- Obiecuję ci, że zapłaci za to wszystko - powiedział i momentalnie się wyprostował
- Andrzej... - mężczyzna zniknął za drzwiami - O czym ty mówisz? - jej głos zdradzał wszystkie emocje. Zaskoczenie, zdziwienie, strach... Szybko wstała. - Co miałeś na myśli? - zobaczyła, że jest już ubrany
- Opowiedz mi jak on wygląda...
- Andrzej przestań... To nic nie da
- Posłuchaj... - złapał ją za dłonie i sprawił, że usiadła obok niego - Nie pozwolę, żeby cię zastraszał, nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek cię skrzywdził.
- Andrzej uspokój się, proszę - położyła dłoń na jego torsie. Czuła przyspieszony rytm jego serca - Proszę...
- Mhm...
- Zróbmy sobie dzień wolnego, co? - uśmiechnęła się do niego
- Przecież wiesz, że mamy teraz mnóstwo pracy... Coraz więcej wypadków
- Okey, zła forma - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - To nie było pytanie, to był rozkaz. Zapraszam pana profesorze na randkę. W końcu zostały nam jeszcze cztery

- To gdzie jedziemy? - zapytał gdy siedzieli w samochodzie
- Na koniec świata...
- Mamy tylko dzień wolnego... - odpowiedział smutny
- Choroba nie trwa jeden dzień - uśmiechnęła się szeroko - Szkoda, że nie mamy aż tyle czasu, żeby pojechać do Hiszpani
- Hiszpania nie, ale co powiesz na wypad na wieś...
- Na wieś?
- No tak... Mój znajomy prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Może być? Trzy dni, tylko ja, ty i uroki wiejskiego życia. - Consalida nie mogła się oprzeć zmysłowemu głosowi Falka. Po chwili jechali już na wieś.

Po godzinnej jeździe byli na miejscu
- Andrzej - gdy tylko wjechali na duże podwórko i wysiedli z samochodu przywitał ich mężczyzna w wieku Andrzeja. Miał czarne włosy, zarost, był dobrze zbudowany - Dawno cię tu nie widziałem. A cóż to za przepiękna kobieta? - na twarz Wiktorii wkradł się rumieniec...
- Poznaj Wiktorię, kobietę mojego życia - powiedział z dumą Andrzej - Kochanie, to jest Bartek.
- Miło poznać - przysunął jej dłoń do swoich ust i delikatnie musnął. Mimo ogromnego poczucia humoru i lekkiej inflantywności był niezwykle szarmancki.
- Mi również - spłonęła jeszcze większym rumieńcem
- Pokażę wam wasz pokój - Bartek aż płonął entuzjazmem. Zaprowadził ich do przestronnej sypialni urządzonej w starodawnym guście. Drewniana podłoga, meble i łóżka nadawały wiejski klimat. Barwy czerwieni dodawały ciepła wnętrzu.
- Ślicznie tu - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu
- Wiem...
- Właściwie skąd ty go znasz? - zapytała obserwując jego reakcje. Zauważyła, że jego mięśnie się napinają.
- Z domu dziecka - powiedział starannie ukrywając wszystkie emocje - Jest dwa lata ode mnie młodszy. Byliśmy najstarsi w grupie. Trochę się zakumplowaliśmy. Adoptowali go właściciele tego gospodarstwa, a jakiś miesiąc później przygarnęła mnie ciotka - przy ostatnim zdaniu jego głos prawię się załamał. Wyczuła to. Mocno go przytuliła
- Miała być prawdziwa randka, więc chodź - pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia
- Gdzie mnie ciągniesz? - zakładał buty i kurtkę, patrząc na czekającą w drzwiach w drzwiach Consalidę
- Na spacer...
Wyszli na dwór.  Poszli najpierw drogą, a potem skierowali się wzdłuż pobliskiej rzeki.
- Wiesz... Uwielbiam taką pogodę. Można wtedy usiąść pod kocem z ciepłym kakałkiem o obejrzeć jakiś świetny film. - powiedziała patrząc w niebo
- Za to ja takiej pogody nienawidzę... Leniwe i długie wieczory. To nie dla mnie - odpowiedział. Delikatnie się uśmiechnęła i namiętnie go pocałowała. Właśnie wtedy poczuła mokry ślad na policzku. Oderwała się od Andrzeja i spojrzała w górę. Zaczął padać śnieg... Po chwili nów wpiła się w jego usta.

Spokojnym krokiem wrócili do gospodarstwa. Akurat z domu wychodził starszy pan
- Panie Włodku, jak miło pana widzieć - odezwał się przyjaźnie - To jest Wiktoria
- Dzień dobry - powiedziała niepewnie
- Dzień dobry - starszy pan uśmiechnął się do niej - Andrej, w sumie dobrze, że jesteś. Bartek pojechał do miasta, a ja... No sam mnie przecież badałeś i wiesz, że nie mogę się nadwyrężać, bo mój kręgosłup może tego nie wytrzymać
- O co chodzi?
- Nie ma kto wydoić krów - Wiki aż zatkała usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech
- A Basia? - Andrzej nie wyglądał na zadowolonego
- Znalazła sobie pracę gdzieś w Poznaniu, a tutaj wpada okazyjnie. To co? Pomożesz w potrzebie?
- Przecież pan wie, że dla pana wszystko... - westchnął - Pójdę się tylko przebrać - po chwili zniknął w środku
- Nie mam pojęcia, jak ci się udało go usidlić, ale gratuluję - odezwał się do Wiktorii, która nadal ledwo powstrzymywała śmiech
- Mam to uznać za komplement?
- Wyłącznie... Jesteś pierwszą kobietą, którą tu przywiózł.
- Dziękuję...
- Pani Wiktorio, niech pani... niech pani go nie skrzywdzi. Wbrew pozorom to bardzo wrażliwy facet. - Wiki długo myślała nad tymi słowami.
Po chwili stanął przed nią Andrzej w wyciągniętym dresie i jakiejś starej kurtce
- Nawet nie waż się śmiać - zastrzegł sobie i wszedł do obory. Po chwili doił już pierwszą krowę. Wiki długo powstrzymywała się od śmiechu, ale w końcu wybuchła. Nie mogła przestać się śmiać, aż ją zabolał brzuch, a w oczach stanęły łzy...

- Miałaś się nie śmiać - szepnął gdy wrócił po prysznicu do pokoju...
- Niczego nie obiecywałam - nadal miała szeroki uśmiech na twarzy
- Zabrać ciebie na wieś... - położył się na łóżku
- Ej - natychmiast położyła się obok niego - Co ty robisz?
- Kara musi być - Wiki z fochem na twarzy odwróciła się w drugą stronę. Zapanowała chwila ciszy
- Skarbie - poczuła jego usta na swoim ramieniu - Ja tylko tak żartowałem, wiesz
- Teraz to już za późno - mimo uśmiechu na twarzy głos miała poważny
- Kochanie... - zamruczał do jej ucha. Odwróciła się i prawię natychmiast poczuła jego wargi na swoich ustach. Dłońmi zaczęła wędrować po jego ciele, rozchylając przy tym usta by pogłębić pocałunek. Natychmiast zerwał z niej piżamę i zdjął swoje bokserki. Szybko znalazł się nad nią. Oplotła nogami i rękoma jego ciało, by on mógł mocniej do niej przylgnąć. Ręką powoli zjechała do jego krocza. Jęknął jej prosto do ucha, a potem zaczął pocałunkami obdarowywać całe jej ciało. Jego dłonie znalazły się na jej piersiach sprawiając jej nieopisaną rokosz. Poczuła falę pożądania przepływającą przez całe jej ciało. Po chwili poczuła go w sobie. Jego ruchy były zachłanne i szybkie. Skończyli razem opadając na poduszki
- Muszę ci podziękować - szepnęła tuż przed zaśnięciem
- Za co?
- Wreszcie ktoś zniszczył tą koszulkę i Agata już nie będzie miała mi co pakować - uśmiechnęła się i po chwili usnęła...

5 komentarzy:

  1. Świetnie :D Z niecierpliwością czekam na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez czekam , super. Buzka

    OdpowiedzUsuń
  3. supcio:)Czekam na next:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam zaległości i chcę więcej ! :D
    Świetne opowiadanie !

    OdpowiedzUsuń