Andrzej wszedł do domu. Zauważył Wiktorię wypakowywującą ostatnie pudło.
- Widzę, że już się zadomowiłaś - lekko się uśmiechnął, pomimo tego, że humor mu nie dopisywał
- To jeszcze nie wszystko - Andrej spojrzał na cztery wielkie pudła i przewrócił oczami - Co się dzieje? - westchnął i podał jej list - Wezwanie do sądu? Pobicie?
- Wiki - przejechał opuszkiem palców po jej ramieniu - Ja dostanę co najwyżej karę grzywny, ale jeżeli ty będziesz zeznawać i opowiesz o wszystkim, o próbie gwałtu, o tym, że cię prześladował i o zamachach na twoje życie to on może dostać zakaz zbliżania się do ciebie...
- Ja... ja już nie chcę do tego wracać. - szepnęła ze łzami w oczach
- Wiem i do niczego cię nie namawiam... Jakby co, to rozprawa jest za tydzień o dziesiątej. Pomogę ci z tym - nie chciał dłużej ciągnąć tego tematu, a Wiki była mu wdzięczna, że go urwał. Razem dokończyli wypakowywanie pudeł.
- Andrzej... kiedy jest ten bankiet?
- W następny piątek, a czemu pytasz?
- Bo chciałabym wyskoczyć na jakieś zakupy. Tylko muszę sprawdzić kiedy mam wolne
- Jakby co, to zawsze mogę powiedzieć, że źle się czujesz - zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko. Delikatnie się uśmiechnęła, a on musnął jej ciepłe usta swoimi wargami.
- Skarbie, może pojadę na te zakupy w środę po przesłuchaniu... W końcu i tak mam wolne - dokładnie studiowała grafik szukając idealnego dnia na zakupy
- Zamierzasz iść?
- No przecież nie pozwolę, żebyś musiał mu płacić. - delikatnie się uśmiechnęła - A co do zakupów...
- Czy ja dobrze usłyszałam? Zakupy? - rozmowę przerwała Agata
- No nie... Tylko nie Woźnicka - Consalida przewróciła oczami
- Też cię kocham - cmoknęła jej tuż przy uchu - To kiedy ruszamy w miasto?
- Ruszamy?
- No chyba zabierasz mnie ze sobą...
- O ile pamiętam, to nie uwzględniałam cię w swoich planach - Wiktoria uśmiechnęła się
- No Wikunia no... - Consalida wybuchła śmiechem widząc błagający wzrok Agaty i zdrobnienie swojego imienia
- W środę po południu - wylądowała w ramionach Agaty - przynajmniej ktoś mi pomoże wybrać sukienkę
- A ja to nie mogę? - zapytał ze zdziwieniem Andrzej...
- Przykro mi, ale ta posada jest już obsadzona - Agata ledwo powstrzymała się, żeby nie wywalić języka w stronę Falka.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytała Wiki - Przecież dzisiaj nie ma żadnych prac związanych z badaniami
- No skoro się wyprowadziłaś z hotelu, to niewiele bym cię widziała... A tak poważnie to zrezygnowałam z hematologii i wróciłam tutaj. Wczoraj zdałam egzamin
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam... No Woźnicka, musimy to oblać - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Oj Consalida, przesadzasz z alkoholem, a dobrze wiesz, że to na ciebie źle działa
- Odezwała się ta z mocną głową... - wybuchły śmiechem. Do lekarskiego weszła pielęgniarka
- Pani doktor, doktor Krajewski prosił, żeby pani przyszła na izbę.
- Już idę - powiedziała nadal uśmiechnięta Wiktoria, delikatnie musnęła policzek Falka i wyszła z lekarskiego.
- Brzuch ostry, ból promieniuje do pachwiny... Co to może być? - zwróciła się do Adama po przebadaniu pacjentki
- Czekam na wyniki badań
- I trzeba by zrobić USG
- Na to trzeba poczekać, aż Borys zwolni sprzęt - odpowiedział z uśmiechem
- Myślisz, że będzie potrzebna operacja? - nawet nie zauważyła, kiedy Adam przysunął się tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
- Nie wiem, być może...
- Dobra, ty jesteś jego lekarzem prowadzącym. Jakbyś chciał operować to będę na oddziale - wyszła z izby zostawiając zaskoczonego Adama.
Nawet nie zauważyli kiedy minął tydzień. Nadeszła środa a co za tym idzie rozprawa w sądzie. Gdy tylko tam się pojawili zauważyli Janusza z wrednym uśmiechem na twarzy. Był pewny wygranej. Andrzej wszedł na salę, a Wiki niepewnie czekała pod drzwiami.
- Wiktoria Consalida - gdy została wywołana jak w amoku weszła na salę. Wróciły wydarzenia z poprzedniej rozprawy. Znów wrócił dawny ból, ale tym razem miała świadomość, że może się od tego odciąć raz na zawsze
- Proszę się przedstawić, podać swój wiek, zawód.
- Wiktoria Consalida, lat 31. Jestem lekarzem, pracuję w szpitalu w Leśnej Górze
- Czy jest pani spokrewniona z którąś ze stron? - zapytała sędzia, a na twarz Wiktorii wkradł się delikatny uśmiech.
- Nie...
- Przypominam, że składanie fałszywych zeznań jest karalne... Co pani wie o sprawie?
- To wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Jakieś trzy lata temu przypadkiem spotkałam Janusza. Dopiero gdy wylądowałam w jego domu okazało się, że jest gwałcicielem. Mało brakowało, a byłabym jego ofiarą. Wtedy uratował mnie mój przyjaciel - głos co jakiś czas jej się łamał. - Była rozprawa, Janusz poszedł do więzienia, ale... wrócił parę tygodni temu. Prześladował mnie. Kilka razy próbował mi coś zrobić. Oblał mnie kwasem, próbował przejechać mnie samochodem, wybił okno w domu Andrzeja. Kiedy doszło do bójki, my kłóciliśmy się, a Andrzej stanął w mojej obronie - powiedziała jednym tchem. Chciała mnieć to jak najszybciej za sobą
- Czy ktoś może potwierdzić pani zeznania?
- Agata Woźnicka, a większość wie Przemek Zapała - powiedziała
- Dziękuję, może pani usiąść
Wyszli z sądu, a Wiki od razu rzuciła się Andrzejowi na szyję. Z ogromnym uśmiechem wspominała wyrok.
- Orzekam uniewinnienie Andrzeja Falkowicza oraz zakaz zbliżania się oskarżyciela do Wiktorii Consalidy
Godzinę później szalała z Agatą na zakupach.
- Może ta? - pokazała jej kolejną sukienką, tym razem zwykłą małą czarną
- Nie... Musisz zrobić wrażenie na wszystkich, a przede wszystkim na twoim mężczyźnie.
- No to już nie wiem... Ty coś wybierz - wiedziała, że pozostawienie wolnego wyboru Agacie źle się skończy. Natychmiast ruszyła w głąb sklepu ściągając z wieszaków kolejne sukienki. Gdy wróciła do Consalidy miała ich z dziesięć
- Przymierz - natychmiast wszystkie podała Wiktorii i wepchnęła ją do przymierzalni.
Wiki przymierała każdą sukienkę. Jedna wyjątkowo jej się spodobała. Była do kolan, większość miała kolor kości słoniowej, jednak końcówki były czarne co tworzyło znakomity efekt. Do tego cienki, złoty pasek podkreślał jej wcięcie w talii.
- Kupujesz ją? - zapytała przyglądając się Wiktorii. Już myślała nad idealną fryzurą, butami i torebką. Wiki sprawdziła cenę i uznała, że może trochę zaszaleć.
Dokupiły jeszcze buty i torebkę, a potem poszły do kawiarni na małą kawę
- Falkowicz padnie jak cię zobaczy.
- Mam nadzieję - uśmiechnęła się dopijając swoją kawkę.
Kochana .. cudne .. nawet bez cukru : ) Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńswietne :*** Next
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na nexta
OdpowiedzUsuńŚwietne :) Co tu więcej mówić. Czekam na dalszy ciąg. :D
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam w wolnej chwili do zajrzenia na mojego bloga http://fawi-opowiadania.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzisiaj napisalam pierwsza czesc i chcialabym poznac twoja opinie bo cudownie piszesz i zreszta oglnie opinie ludzi. Zapraszam i prosze o komentowanie.
Cudowne opowiadanie <33
OdpowiedzUsuń