czwartek, 31 października 2013

Część 5

Wtedy do lekarskiego wszedł Adam. Był jakiś dziwny, inny. Oczy zapuchnięte od płaczu, zakrwawione kostki, cały podrapany
- Gdzieś ty się włóczył? - kiedyś w tym pytaniu można było wyczuć pogardę, teraz była to wyraźna troska.
- Co cię to obchodzi? - usiadł przed biurkiem i otworzył teczkę, którą miał przy sobie. Falk natychmiast do niego podszedł i zamknął teczkę - Chciałem przeczytać
- Najpierw ze mną porozmawiasz...
- O czym? Może o mojej matce. A nie przepraszam, ona nie jest moją mamą
- To, że nie jest twoją biologiczną matką nie znaczy że nie możesz jej tak traktować. Adam, ona cię kocha jak własne dziecko, całe życie poświęciła, żeby cię wychować...
- Mówisz jak jakiś tani psychoterapeuta. Skąd ty możesz wiedzieć jak ja się czuję!? - zapytał, a w jego oczach znów pojawiły się łzy
- Poczekaj chwilę... - po chwili krzyknął w stronę przebieralni - Pani Wiktorio, może nas pani na chwilę zostawić? - Consalida przewróciła oczami i wyszła z przebieralni. W drodze do drzwi na korytarz niechcący zahaczyła o ramię profesora. On tylko krótko szepnął - Widzimy się jutro...
- No więc? O czym chcesz gadać? - zapytał Adam
- Wiem jak się czujesz, uwierz. Ale ty przynajmniej masz kochającą rodzinę. Ja nie miałem tego szczęścia
- Ale miałeś prawdziwych rodziców - Andrzej opuścił wzrok - Nie miałeś?
- Moja matka umarła, kiedy miałem 14 lat. Ojca nawet nie znałem. Trafiłem do rodziny zastępczej, i naprawdę ci zazdroszczę takiej rodziny na jaką ty trafiłeś
- Dlaczego?
- Lekko mówiąc nie byłem tam za dobrze traktowany... Nie chcę o tym gadać. Obiecałem sobie nigdy do tego nie wracać.
- Jasne... Ale ty miałeś to szczęście, że znałeś swoją prawdziwą matkę. - Adam znów spojrzał na dokumenty. Chwilę potem one zniknęły z biurka. Spojrzał na Falka
- Ja rozumiem, że chcesz poznać swoją prawdziwą rodzinę, ale zastanów się czy to ci jest potrzebne. Nie wystarzy ci to co masz teraz? Adam, ona cię kocha jak własnego syna...
- Masz rację... Ale oddaj mi dokumenty, proszę - Andrzej podał mu teczkę do ręki
- Chodź, musimy to opatrzyć - wskazał na krwawiące dłonie i liczne podrapania - Gdzie ty się tak załatwiłeś?
- Musiałem się na czymś wyżyć - powiedział i poszedł za Falkiem do jednego z gabinetów.

Wiktoria wściekła wpadła do hotelu rezydentów. Trzaskając drzwiami obudziła Agatę
- Co jest? - zapytała nieprzytomnie Woźnicka
- Myślałam, że mi ufa - usiadła na kanapie obok blondynki
- Co? O czym ty mówisz? - zapytała podnosząc się
- Ten palant wygonił mnie z lekarskiego podczas jednej z najciekawszych rozmów jakie słyszałam i do tego ośmieszył mnie przy Adamie. Swoją drogą nie wiedziałam, że potrafi być taki troskliwy.
- Ale kto?
- Andrzej, no kto?
- Zemścij się na następnej randce - powiedziała kładąc się z powrotem na kanapie
- Dobry pomysł. Jutro nie pójdę do pracy, powiem że jestem chora, albo coś. Wtedy nie będzie miał się do czego przyczepić
- Zaprosił cię na jutro? - Woźnicka znowu się podniosła...
- Właściwie tak... A najgorsze jest to, że trochę się cieszę, gdy o tym pomyślę...

- W życiu bym nie pomyślał, że profesor Falkowicz będzie zakładał zwykły opatrunek
- Powinieneś z nią pogadać
- Nie, proszę cię... Ja mam na dzisiaj dosyć. Jedyne o czym marzę, to koniec tego przeklętego dnia - przerwał mu Krajewski
- Dobra, to ostatnie pytanie... Zamierzasz tam zajrzeć? - zapytał pokazując na teczkę leżącą w rogu
- Nie wiem... Strasznie mnie korci, ale z drugiej strony do niczego mi się to nie przyda. Na razie - powiedział i wyszedł z gabinetu. Falk smutny popatrzył za nim
- Pa bracie...

Króciutko xd

6 komentarzy: