Minęło kilka dni... Przez ten czas niewiele się działo. Wiki była pochłonięta zbliżającą się operacją mamy. Wyszukiwała informacje, o wiele spraw podpytywała Falkowicza. Andrzej z chęcią odpowiadał na każde jej pytanie. Przez te kilka dni odbyli mnóstwo rozmów, także na tematy niezwiązane z medycyną. Powoli się poznawali. Andrzej dowiadywał się coraz więcej o Blance, Wiktoria poznała kilka anegdot z jego dzieciństwa. Byli coraz bliżej...
- Denerwuję się... A jak coś pójdzie nie tak? - jej głos był przepełniony strachem...
- Wszystko będzie dobrze - delikatnie uniósł koniuszek ust
- Tylko tak mówisz, zawsze się tak mówi - odpowiedziała przygnębiona
- Wiki... Musisz być optymistką - usiadł tuż obok niej. Uśmiechnął się, gdy spojrzała mu w oczy
- Staram się - wstała. Nie mogła znieść bliskości Falkowicza, jego perfum... W mogła znieść sposobu w jaki o nim myśli podczas takich chwil - Muszę już iść, za chwilę kończę
- Do zobaczenia Wiktorio
- Do widzenia - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Błyskawicznym opuściła jego gabinet. Szybkim krokiem poszła się przebrać...
- Wszystko masz? - zapytała widząc niewielką torbę Wandy
- Tak... - Consalida uśmiechnęła się tak - Wiki nie martw się. Wszystko będzie dobrze
- Mam nadzieję...
- Wiki?
- Tak? - zapytała biorąc od Wandy torbę
- Widziałam jak patrzysz na tego Falkowicza... Między wami jest coś więcej, prawda?
- Co? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Między nami nic nie ma...
- Matki nie oszukasz - kobiety wyszły z hotelu rezydentów. Wanda z ogromnym zainteresowaniem patrzyła na córkę.
- Jest zabójczo przystojny, mamy kilka ciekawych tematów, ale to tyle. Nic nas nie łączy
- Zawsze może połączyć - Consalida znacząco się uśmiechnęła
- Mamo... - Wiki zaśmiała się.
- Pomyślałem, że tym razem też się na coś przydam - przy kobietach pojawił się Falkowicz. Szeroko się uśmiechnął i wziął torbę Wandy. Szybkim krokiem cała trójka poszła w stronę jego samochodu. Nikt się nie odzywał...
- Wiki, nie przejmuj się tak... Zoperują mnie i po wszystkim
- Ale coś może pójść nie tak... Jeden mały błąd może cię kosztować nawet życie - Wiktoria była niespokojna. Od pięciu minut żegnała się z matką. Cały czas się bała...
- Wiki, jedź już
- Nie chcę cię zostawiać...
- I gdzie będziesz spać? Na krześle? - zapytała Consalida
- Myślę, że to nie najlepsze rozwiązanie. Musisz się wyspać, bo jak znam życie będziesz tu jutro czuwać... - wtrącił się dotąd cichy Falkowicz. Andrzej z uwagą obserwował emocje na twarzy Wiktorii, intrygowało go to, cholernie ciekawiło. Nie mógł oderwać od niej wzroku
- Przecież jutro mam dyżur
- Nie masz, zmieniłem grafik...
- Nie musiał pan - odpowiedziała obojętnym tonem
- Musiałem i chciałem... - Wiktoria pocałowała mamę w policzek, a potem wyszła z sali. Falkowicz szedł tuż za nią.
- Chcę uczestniczyć w operacji... - powiedziała pewnie, gdy wsiadła do samochodu
- Ty chyba zwariowałaś...
- Nie mogę siedzieć bezczynnie... Wystarczy, że będę tylko obserwować, ale muszę uczestniczyć w tej operacji.
- I przemyślałaś wszystko tak? Pomyślałaś co będzie, kiedy będziesz chciała zrobić jakieś cięcie, albo rozproszysz operatorów. Przecież przy takich operacjach nie myśli się logicznie
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie!
- Osobiście dopilnuję, żeby nikt cię nie wpuścił na salę! - odwróciła się w stronę okna. Wiedziała, że Andrzej ma rację, jednak zabolało ją to. - Jesteś cholernie uparta, wiesz... Przepraszam - szepnął z delikatnym uśmiechem - To naprawdę nie jest dobry pomysł.
- Wiem... To ja przepraszam, niepotrzebnie się uparłam. Po prostu się boję. Co jeśli coś pójdzie nie tak? - niewidoczna łzy pojawiły się w jej oczach.
- Ej, wszystko będzie dobrze, tak...
- A co jeśli nie...
- Czy ty naprawdę nie możesz myśleć pozytywnie? - zapytał. Delikatnie się uśmiechnęła
- W takich sytuacjach nie potrafię... Zmieńmy temat. Nie dokończył pan, co się stało jak ukradłeś te jabłka sąsiadowi? - Falko się uśmiechnął
- Zaczął mnie gonić. Zwiałem mu, prześlizgnąłem się przez dziurę w płocie i trochę zwolniłem. Odwracam się, a sąsiad jest w tej dziurze i nie może się ruszyć. Przez dobre pół godziny nie mogłem opanować śmiechu. Ta jego purpurowa twarz i wielki brzuch, który tak usilnie próbuje wciągnąć - Wiki zaśmiała się - Potem ojciec go uwolnił a ja dostałem ochrzan. Ale warto było, tego widoku nie zapomnę do końca życia
- Niegrzeczny chłopiec z pana był
- Może trochę - uniósł kącik ust. Auto zatrzymało się. Wiki już chwyciła klamkę, ale złapał ją za dłoń. Spojrzała w jego ciemne oczy - Przyjadę po ciebie jutro
- Nie musi pan...
- Nie pozwolę, żebyś była sama w takiej chwili... Jeszcze zrobisz coś głupiego - uśmiechnęli się. Wiki szybko się pożegnała i wyszła z auta.
Od bladego świtu czekała na Falkowicza. Nie potrafiła się na niczym skupić, nawet głupiej kawy nie była w stanie zaparzyć. Chodziła z kąta w kąt myśląc nad wszystkimi możliwymi komplikacjami.
Gdy usłyszała, że auto podjeżdża pod hotel wybiegła jak z procy. Upewniła się, że to Falko i natychmiast wsiadła do środka.
- Spokojnie - uśmiechnął się. Ruszyli do kliniki profesora Nowaka.
Wbiegła na salę Wandy. Łóżko było już puste. Prawię natychmiast stamtąd wyszła. Zaczepiła jakąś pielęgniarkę
- Przepraszam, gdzie jest Wanda Consalida?
- Właśnie wzięli ją na stół - zamarła. Nawet nie zdążyła na nią spojrzeć przed operacją. Tak bardzo chciała, żeby wszystko się udało, jednak była pełna obaw.
- Wiktoria? - Andrzej dopiero teraz ją dogonił
- Operują ją - osunęła się na krzesło. Usiadł tuż obok niej
- Nie wierzę... Naprawdę? - zaśmiała się. Andrzej ze wszystkich sił starał się, żeby zapomniała o operacji matki. Były krótkie momenty, gdy zapominała o wszystkim. Liczył się tylko on, oni.
- Tak, niewiele brakowało
- Profesor doktor habilitowany Andrzej Falkowicz o mały włos nie zdał na medycynę i cudem został lekarzem
- Miałem wymagających wykładowców - próbował się bronić
- Jasne... - uśmiechnęła się. Przez chwilę zapanowała cisza - Myślisz, że już skończyli?
- Chyba powinni już kończyć?
- Trochę się denerwuję. Drugi raz coś takiego przeżywam...
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz - opuszkiem palców pogładził jej policzek. Przez chwilę świat przestał dla nich istnieć. Przez chwilę, bo nagle drzwi na salę operacyjną otworzyły się. Oboje wstali
- I jak? - zapytała od razu
- Wszystko poszło dobrze - profesor uśmiechnął się. Wiki z głośnym westchnięciem ulgi odwróciła się. Próbowała się uspokoić w ramionach Falkowicza...
cudooo
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie... :D Świetne, jak zwykle zresztą. Podziwiam twój styl i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńŚlicznie jak zawsze ... Andrzej taki opiekuńczy. Ostatnie zdanie jest przepiękne . Czekam szybko na następną część :) POZDRAWIAM !!!
OdpowiedzUsuńŚwietna część czekam szybko na kolejny next
OdpowiedzUsuńFan FaWi
Lofciam <3 Szybko pisz nexta, mam nadzieje, że się pojawi szybko ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy następny next ?
OdpowiedzUsuńŚwietna część <3 Awwww *_* i ta końcóweczka <3
OdpowiedzUsuńczekam na nexta :)