piątek, 28 lutego 2014

Miniaturka "Miłość, o którą warto walczyć"

http://www.youtube.com/watch?v=FlsBObg-1BQ

"Jeśli kogoś kochasz, powiedz to. Nawet jeśli boisz się, że to niewłaściwe, nawet jeśli boisz się, że wywoła to problemy. Nawet jeśli boisz się, że przewróci to twoje życie do góry nogami. Powiedz to, powiedz jak najgłośniej. A potem idź za ciosem"

Wbiegła do swojego pokoju ze łzami w oczach. Z niezwykłą dokładnością zamknęła drzwi. Schronienie znalazła w najciemniejszym rogu pokoju. W pomieszczeniu było cicho i ciemno, idealne warunki by się rozpłakać.

- Wiktoria? - błogi spokój nie trwał długo. Do jej pokoju weszła Agata. Zamknęła za sobą drzwi i zapaliła światło
- Zgaś - wyszeptała ocierając łzy.
- Wiki co się stało? - Agata posłusznie zgasiła światło. Zostawiła tylko małą lampkę. Usiadła tuż przed Wiki
- Szkoda gadać - Woźnicka podała jej chusteczki. Wciąż patrzyła na nią wyczekująco - Po prostu się pomyliłam. A może nie potrafiłam docenić tego co mam... Tak, zdecydowanie nie nie potrafiłam docenić wszystkich jego starań, nie umiałam mu zaufać. Pieprzona przeszłość - wydmuchała nos, jednak w oczach ciągle miała łzy.
- Czekaj, czekaj... O kim mówimy?
- O wszystkich... O szanownym panie Przemysławie, bo zmarnowałam swoją szansę dawno temu i nadal nie potrafię sobie tego wybaczyć. O Adamie, bo przez moją głupotę wylądowałam z nim w łóżku i zepsułam naszą przyjaźń. O Falkowiczu, który ma mnie głęboko w dupie... Tak, jestem po prostu świetną kobietą
- Wiktoria, o co chodzi z Falkowiczem? - Agata wciąż dociekała. Chciała wiedzieć wszystko
- Jak to o co? Ożenił się, przykładny z niego mężuś nie powiem... Nawet spojrzeć na mnie nie raczył. Myślałam, że wciąż coś między nami jest, ale cholernie się myliłam
- Wiktoria ty powiedziałaś, że między wami nic nie ma. Że nigdy nie będzie - powiedziała głośno i dobitnie. Bała się, że nawet ten ton nie przypomni o tym Wiktorii, że nadal będzie opłakiwać jego stratę i męczyć się z tym, dopóki nie znajdzie innego szczęścia.
- Bałam się... tak cholernie się bałam, że się w nim zakocham. Bałam się, że kiedyś stracę to szczęście. A teraz jest już a późno...
- Nigdy nie jest za późno - szepnęła
- Agata czy ty nic nie rozumiesz? On już mnie nie chce...

Bez pukania weszła do jego gabinetu. Spojrzał na nią spode łba, nawet nie zaszczycił jej uśmiechem. Dopiero po chwili zauważyła, że w czerwonym fotelu siedzi Kinga. Obrażona spogląda to na nią, to na niego
- Przepraszam... Chciałam tylko powiedzieć, że pacjent z trójki jest już gotowy do operacji
- Zaraz będę - odpowiedział chłodno. Prawię natychmiast stamtąd wyszła.

Myli ręce po operacji. Ona co chwilę spoglądała na niego, on ze smutną miną nawet na nią nie spojrzał
- Jak żona?
- Świetnie - odpowiedział
- Nadal jest na mnie obrażona... za tamto - nie wiedziała jak ubrać słowa, nie potrafiła nazwać tego co było między nimi
- Nie wiem o czym mówisz... - spojrzała na niego zdziwiona - Przecież między nami nic nie było. Sama tak powiedziałaś.
- Myślałam, że my... że ty...
- Naprawdę myślałaś, że będę czekał wiecznie. Że będę patrzeć jak ode mnie uciekasz, że będę się przed tobą płaszczyć. Nie Wiktorio.... Jeśli to wszystko, to pozwolisz, że już pójdę. Mam mnóstwo pracy - i znikł zostawiając ją przy umywalkach. Oparła się o nie, oddychała ciężko. Nie spodziewała się, że coś takiego usłyszy, ledwo powstrzymywała łzy. W tej chwili myślała tylko o tym, żeby znaleźć się w zaciszu swojego pokoju.

- Naprawdę myślisz, że on kocha Kingę? Albo że ona kocha jego... Wiki zastanów się, ona go szantażuje...
- Nie chce go stracić - odpowiedziała ocierając łzy. Co chwila napływały nowe, nie była w stanie się uspokoić.
- Nie chce stracić jego pieniędzy i tytułu profesorowej. Jej na nim nie zależy. A szantażuje go, bo wie, że jeśli zbliżycie się do siebie wszystkie jej plany legną w gruzach. Wiki on cię kocha - powiedziała twardo Agata.
- Mówi co innego - odpowiedziała natychmiast przygnębionym głosem
- Wiktoria, czy Falkowicz jest facetem, który potrafi okazywać swoje uczucia? - spytała Woźnicka. Wiktoria zaprzeczyła ruchem głowy - A teraz mnie posłuchaj... Nie mówiłam ci o tym, bo nie wiedziałam, że ci na nim zależy. Słyszałam ich rozmowę. Groziła mu, groziła, że jeśli zbliży się do ciebie to ty tego pożałujesz. To nie tak, że on cię nie kocha. On nie pozwoli cię skrzywdzić, rozumiesz? - opowiedziała jej wszystko. Wcześniej dusiła to w sobie, wiedziała, że Wiktoria nie może się o tym dowiedzieć. Niepotrzebnie by się tylko zamartwiała. Teraz miała pewność, że popełniła błąd nie mówiąc jej tego wcześniej. Przez to Wiktoria źle zrozumiała intencje Andrzeja
- Na pewno? - łzy przestały lecieć. Zastąpiła je ciekawość
- Tak - poklepała ją po ramieniu
- To.. Co ja mam teraz robić?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała blondynka
- Boże, ale jestem głupia... Kocham go, nie chcę go stracić - powiedziała do siebie. Wybiegła ze swojego pokoju, zauważyła, że jeszcze jest pracy. Potrącając lekarzy, pielęgniarki i pacjentów pędziła do jego gabinetu.

- Wiktoria? - zdziwiony spojrzał na rudą lekarkę zamykająca drzwi jego gabinetu. Ciężko oddychała, była zmęczona po morderczym biegu, ale szczęśliwa widząc błysk w jego oku. - Co ty robisz?
- Nie obchodzi mnie to że masz żonę... Wiem, że jej nie kochasz, wiem, że ona ciebie nie kocha. Chcę ciebie, rozumiesz... - podeszła do jego biurka. Chwyciła go za krawat, delikatnie pociągnęła do góry i z ogromną siłą wpiła się w jego usta. Odwzajemnił jej pocałunek, językiem pieścił jej podniebienie. W tej chwili liczyli się tylko oni.

środa, 26 lutego 2014

Miniaturka "Niebezpieczna zabawa"

Między innymi dlatego nie było opowiadań xD Całkowicie skupiłam się na tym opku, dopracowywałam szczegóły i wgl... Przez to brakowało mi weny i czasu na dalsze części historii i starego opowiadanka ;) Mam nadzieję, że miniaturka wam wynagrodzi te przerwy, i że się spodoba :) Komentujcie ;)

Niebezpiecznie jest wierzyć, że coś trwa wiecznie

- Agata! - krzyknęła Wiki, jednak Woźnicka musiała pobiec na izbę. Akurat gdy ta potrzebowała rozmowy z przyjaciółką.
- Chcesz pogadać? - zaczepił ją Borys - Czy może potrzebujesz ramienia, żeby się wypłakać... Bo ja chętnie służę pomocą
- Dzięki Borys, może kiedyś skorzystam - uśmiechnęła się klepiąc go po ramieniu. Wolnym krokiem poszła do bufetu
Zamówiła swoją ulubioną czarną kawę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak wszystkie stoliki były zajęte
- Mogę? - zauważyła, że stażystka, Klaudia Miller siedzi sama
- Jasne - szybko posprzątała swoje notatki robiąc miejsce Consalidzie
- Konica nie daje wytchnienia
- To nic... Jego dzieci są o wiele gorsze
- Dzieci? - Wiki o mało nie zakrztusiła się kawą
- Wolę o tym nie wspominać - Klaudia uśmiechnęła się szeroko
- Jasne - Wiki odwzajemniła uśmiech
- A ty?
- Co ja?
- Masz jakiś problem, prawda
- Aż tak to widać? -  zapytała zdziwiona
- Trochę... To powiesz o co chodzi?
- Ale obiecaj, że dasz mi jakąś radę i nie rozpowiesz o tym w szpitalu
- Obiecuję - Miller uśmiechnęła się.
- No niech ci będzie... Co byś zrobiła, gdyby dwóch facetów nagle się w tobie zakochało. Jeden cię cholernie fascynuje, ale jest żonaty, a drugi jest twoim przyjacielem
- Czekaj czekaj... Falkowicz i... Adam? - Wiki skinęła głową zaciskając wargę. - No nieźle
- To wiem... Tylko, że nie mam pojęcia co robić. Andrzej stara się trzymać mnie na dystans. Kinga jednak potrafi bronić swojego... No a Adam zaprosił mnie do parku linowego
- Mam dla ciebie prostą radę... Zabaw się
- Ich kosztem?
- Oni też będą mieli niezłą zabawę. Tylko nie dawaj im nadziei. Dopiero gdy będziesz pewna, że się w którymś zakochałaś...
- Świetna rada, naprawdę... - odburknęła wstając. Oddała pani Marii kubek i wyszła z bufetu. Uważała, że pomysł Klaudii jest chory jednak im dłużej nad tym myślała, tym więcej plusów w tym widziała. W końcu nie miała nic do stracenia.

Idąc korytarzem natknęła się na Falkowicza. W ogóle nie myślała, gdy pociągnęła go do jego gabinetu. Tym bardziej nie myślała, gdy intensywnie wpiła się w jego usta. On szybko odwzajemnił jej pocałunek, a ona jeszcze szybciej go przerwała
- Wow - wyszeptał łapiąc ją w talii. Chciał powtórzyć pocałunek, ale delikatnie się odsunęła - Co to miało znaczyć, pani doktor? - wyszeptał uwodzicielskim tonem. Zrozumiała, że nie może się wycofać, a nawet nie chciała
- Ja myślę, że pan doskonale wie - musnął ustami jej szyję i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Myślałem, że teraz zaczniesz mnie unikać... - przygryzł płatek jej ucha. Cicho westchnęła
- Bo tak było...
- Więc co się zmieniło?
- Może po prostu nie potrafię bez ciebie żyć - nieśmiało musnęła wargi jego usta, szybko się od niego odsunęła i wyszła z gabinetu. Prawię biegiem pokonała dystans do lekarskiego. Z uśmiechem zauważyła że jest pusty. Stanęła za akwarium i zsunęła się. Siedziała na podłodze i rozmyślała nad tym co przed chwilą zrobiła. Błysk w oku, niespokojny oddech i delikatny uśmiech zdradzały, że w ogóle tego nie żałowała.

- To co? Odreagowujemy emocje? Masz zapomnieć o wszystkim- - szepnął Adam zawiązując jej linę. Spojrzał jej głęboko w oczy. Uśmiechnęła się. Po chwili odwróciła się chcąc zacząć się wspinać. Przy Adamie nie czuła wszechogarniającego pożądania, jednak Krajewski działał na nią. - Czekaj... - krzyknął. Natychmiast położył swoje ręce na jej talii i delikatnie poprawił jej pozycje - Bo spadniesz - uśmiechnęli się. Krajewski delikatnie się do niej przybliżył. Poczuła jego ciepły oddech na swoim policzku i szybko się odsunęła. Zdziwiony spojrzał na nią, a ona natychmiast zaczęła zjeżdżać na linie przeklinając w myślach chwilę, kiedy chciała posłuchać Klaudii Miller.

- Ale przyznaj, że dobrze się bawiłaś... - Adam uśmiechnął się przepuszczając Wiktorię w drzwiach
- Może... Idę pod prysznic - po chwili zniknęła w łazience. Odkręciła wodę jednak długo nie wchodziła pod ciepłe strugi wody. Usiadła na podłodze i oparła się o drzwi. Miała coraz więcej wątpliwości...

- No wreszcie - Adam uśmiechnął się i odwrócił się w stronę telewizora. Wiki usiadła obok niego
- Chyba nie było tak źle, ty potrafisz siedzieć dłużej... - uśmiechnął się. Spojrzał na nią, ich spojrzenia się skrzyżowały. On powoli się przysuwał a ona nie miała odwagi się odsunąć. Po chwili poczuła jego wargi na swoich. Ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
- Wiesz... - szepnął. Przyłożyła mu palec do ust, a po chwili  ogromną siłą się w nie wpiła. Prawię natychmiast przeniosła się na jego kolana zdejmując przy tym jego sweterek. Wsunął ręce pod jej szlafrok. Jego dłonie dotknęły uwięzionych pod koronkowym stanikiem piersi. Zadrżała. Nie czuli nic poza rozlewającym się po ich ciele pożądania. Podnieśli się. Wolnym krokiem zmierzali w stronę pokoju Adama. Po drodze delikatnie zsunął jej szlafrok pozostawiając ją w samej bieliźnie. Stała na palcach oddając każdy namiętny pocałunek. Zjeżdżała dłonią po jego brzuchu, podbrzuszu. Zgrabnie uwolniła go ze spodni i bokserek. Prawię natychmiast odpiął jej stanik rzucając go gdzieś w kąt. Jednych ruchem uwolnił ją z ostatniej części garderoby. Spojrzała mu głęboko w oczy, popchnął ją na łóżko kładąc się tuż nad nią. Ocierał się delikatnie swoją męskością o jej kobiecość całując ją. Zauważył błysk podniecenia w jej oczach. Wszedł w nią powoli i delikatnie. Zaczął delikatnie poruszać się w jej wnętrzu. Pomieszczenie wypełniło się ich cichymi jękami. Przygniótł ją swoim ciałem. Jedną ręką pieścił jej piersi, drugą zatopił w jej włosach. Jej coraz głośniejsze jęki uciszał pocałunkami. Czuł, że za chwilę dojdą. Przyspieszył doprowadzając ich oboje do orgazmu...

Obudziła się. Dopiero do niej dochodziło co się wczoraj stało. Spojrzała na śpiącego Adama. Szybko zdjęła jego rękę ze swojego ramienia. Wstała, założyła swój szlafrok i jeszcze szybciej wyszła.

- Kotku, rano coś szybko zniknęłaś... - zaczepił ją, gdy wyszła z hotelu - Zawsze tak szybko uciekasz po tak cudownej nocy? - nie odpowiedziała, nie wiedziała co mu powiedzieć. - Nie wiem jak ty, ale ja bym to powtórzył - szeroko się uśmiechnął. Zmierzyła go wzrokiem - A może...
- Może co?
- Może ty nie przespałaś się ze mną, bo coś do mnie czujesz... Może po prostu chciałaś zapomnieć o Falkowiczu - tego już było za dużo. Wymierzyła mu siarczysty policzek i zniknęła w szpitalu. Całą tą scenę obserwował Falkowicz. Nic nie słyszał, widział jedynie cios Wiki. Szeroko się uśmiechnął, podczas gdy Kinga pociągnęła go do szpitala.

- Wiki... Zaczekaj
- Andrzej, nie mogę teraz - powiedziała odwracając się tylko na krótką chwilę.
- Ty możesz wszystko - odpowiedział uwodzicielskim tonem. Na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Mam operację...
- Wpadnij do mnie później
- Dobrze pani profesorze - uśmiechnęła się i pobiegła na blok. Andrzej z uśmiechem patrzył na oddalającą się Consalidę. Nagle obok niego pojawił się Adam
- Jeśli myślisz, że ona coś do ciebie poczuje to jesteś w błędzie. Niepotrzebnie się starasz... - powiedział z uśmiechem. Andrzej spojrzał na niego
- Ty nigdy tego nie zrozumiesz...
- Może i nie, ale mi wskoczyła do łóżka, a do ciebie nie chce się nawet zbliżać - przez chwilę w oczach Andrzeja pojawiło się ogromne zdziwienie, ogromny ból. Szybko te odczucia zastąpiła zimna maska.
- Widać jak ją traktujesz, ja nigdy bym jej nie potraktował jak zabawkę. Wiktoria jest dla mnie naprawdę ważna, a ty chciałeś się po prostu zabawić w łóżku. Nie zasługujesz na nią, Adam. - Krajewskiemu mina zrzedła. Odszedł, a Falko ze smutkiem na niego patrzył. Nie mógł uwierzyć, że Wiki się z nim przespała. Tuż po pocałunku z jego własnym bratem.

- Jestem... - prawię dwie godziny później ruda piękność zjawiła się w gabinecie. Spojrzał na nią i delikatnie uniósł kącik ust - Wybacz, trochę mi się przedłużyło. - zamknęła drzwi i podeszła do niego. Dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Stopniowo się przybliżał, aż w końcu musnął ustami czerwone wargi Consalidy. Natychmiast odwzajemniła pocałunek. Czule sunął językiem po jej podniebieniu.
- Chodźmy stąd, co... - niezauważenie wyszli z budynku. Szybko zniknęli w hotelu rezydentów, w jej pokoju.
Zsunął z niej kitel. Policzkiem otarł się o jej odsłonięte ramię. Poczuła na nim delikatny zarost mężczyzny. Dłonią przejechała po jego policzku, uniósł twarz ku górze. Chciała się wpić w jego usta, jednak zatrzymał ją. Spojrzała na niego zaskoczona
- Najpierw mi odpowiedz... Czy to prawda, że przespałaś się z Adamem? - męczyło go to, nie mógł tak po prostu się z nią przespać nie znając odpowiedzi na to pytanie. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Chwyciła swój kitel, chciała wyjść, ale ścisnął ją w talii. - Widziałem was rano. Co ci odbiło? - uśmiechnął się zaczesując jej za ucho niesforny kosmyk włosów. Delikatnie ją pocałował. - Nie potrafisz kłamać
- Nie tak jak ty, prawda - odpowiedziała. Czuła się trochę niezręcznie, chciała, chce kochać się z mężczyzną, który wie o wszystkim. Prawię o wszystkim.
- Chcę ciebie - szepnął...
Po chwili zatopili się w swoich ustach. Powoli zsunął swoje palce po jej kręgosłupie, dotarł do materiału jej spodni, które prawię natychmiast znalazły się na ziemi. Zatopił palce w jej pośladkach, przylgnął do niej. Zwinnymi dłońmi zdjęła jego garnitur, krawat, rozpięła koszulę. On szybko pozbawił ją koszulki i stanika. Rozpiął swoje spodnie, powoli zsunął je sobie z bioder. Potem spojrzał na jej małe, jędrne piersi. Delikatnie je pocałował. Jedną ręką jeździł po jej plecach, drugą zdarł ostatnią część jej garderoby. Delikatnie popchnął ją na łóżko. Ściągnął swoje bokserski i zawisnął nad nią. Obdarował ją czułym pocałunkiem. Ustami powędrował przez piersi i płaski brzuszek pomiędzy jej uda. Delikatnie drażnił językiem wewnętrzną stronę jej ud. Później podbrzusze, delikatnie zahaczając o wzgórek. Niespokojnie poruszała biodrami domagając się końca słodkich pieszczot. Delikatnie pocałował jej kobiecość, drażnił ją językiem. Przesunął się ku górze. Delikatnie musnął jej szyję mocno w nią wchodząc. Jęknęła. Ruszając się coraz szybciej całował jej szyję. Jej oddech stawał się coraz płytszy, jęki coraz głośniejsze. Przyspieszał i zwalniał tempo. Kilka szybkich, płytkich ruchów i kilka mocnych, głębokich, które sprowadzały głośne jęki. Poruszał się w niej coraz szybciej, Wiktoria też zaczęła poruszać biodrami. Na chwilę wstrzymała oddech. Doszli niemal jednocześnie. Orgazm wypełnił ich ciała. Leżeli wyczerpani obok siebie...
- Nawet nie wiesz, jak długo o tym marzyłem - szepnął całując ją w policzek. Wciąż regulując oddech wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Wiktoria szybko poszła w jego ślady.

***

Minęły trzy tygodnie, a Wiktoria wplątała się w najgorszą sytuację z możliwych. Kochała się z Andrzejem w różnych zakątkach szpitala, w hotelach w Warszawie. Ze wszystkich sił starali się ukrywać swój związek. Wyniknęła też sprawa z Adamem. Kilka czułych słówek, prezentów i znów wylądowali w łóżku. I od tamtej pory wieczory spędzała z którymś z mężczyzn. Uzależniła się od spotkań z nimi, uzależniła się od nich. Szybko pokochała namiętny seks z każdym z nich.

Nadszedł czas, że zaczęła psychicznie nie wytrzymywać. Dopiero wtedy odważyła się na rozmowę z przyjaciółką
- Nie przerywaj mi proszę... - Agata spojrzała na nią z zainteresowaniem - Wszystko zaczęło się jak się zwierzyłam Klaudii. Posłuchałam najgorszej rady, jaką kiedykolwiek ktoś mógł mi dać. Zabawiłam się. Zabawiłam się z nimi. A najgorsze jest to, że teraz nie potrafię się od nich uwolni. Adam jest taki słodki, Andrzej czuły i romantyczny. Nie potrafię tego skończyć, uzależniłam się od spotkań z nimi. Chyba się zakochałam i to w obu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie chcę ich krzywdzić, a wiem że to zrobiłam. Adam o niczym nie wie, Andrzej chyba się domyśla. Widzę jak na mnie patrzy, z takim smutkiem. On nie potrafi się przyznać, nie chce kończyć tego co jest między nami.
- Wow - Agata tylko tyle była w stanie powiedzieć. Przez chwile kobieta przyswajała wszystko, co jej powiedziała przyjaciółka - Ja nie wiem co ci powiedzieć. Musisz z tym skończyć. To i tak zabrnęło za daleko
- Ja to wiem, ale nie potrafię. Nie rozumiesz, że pokochałam spotkania z nimi, rozmowy, seks.
- Rozumiem, ale musisz to skończyć. Zerwij z nimi jak najszybciej. Zranisz ich jeszcze bardziej, jeśli będziesz to utrzymywać w tajemnicy.
- Nawet nie wiesz ile razy próbowałam. Od kilku dni chcę im powiedzieć prawdę, ale nie mogę
- Nie musisz... Jeśli nie umiesz im powiedzieć prawdy skończ to bez żadnych wyjaśnień. Bo niedługo będzie za późno, o ile już nie jest.

***

Chciała to skończyć, ale za każdym razem gdy stawała przed Andrzejem lub Adamem nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Po prostu wpijała się w jego usta....

I niespodziewała się, że nic nie może trwać wiecznie. Gdy wychodziła z gabinetu Andrzeja nie miała pojęcia, że ktoś ją widzi. Że widzi jak zapina fartuch a na jej policzkach pojawiają się charakterystycznie rumieńce. Nie miała pojęcia, że mężczyzna domyśli się co się przed chwilą działo. Szybko pobiegł za nią. Czekał aż wyjdzie ze szpitala i wściekły zatrzymał ją na parkingu
- Możesz mi to wyjaśnić!? - odwróciła się lekko przestraszona. Zastanawiała się o co chodzi mężczyźnie
- Adam, uspokój się. O co ci chodzi?
- O co!? Myślałem, że coś nas łączy, a ty sobie sypiasz ze mną i z nim! Zamierzałaś mi o tym powiedzieć, czy chciałaś się po prostu zabawić!?
- Adam...
- Wiesz, co nie mów... Nie chcę wiedzieć - odszedł w stronę hotelu zostawiając ją samą. Biła się z myślami, przeklinała siebie w myślach. Nie miała pojęcia co robić teraz.

Była oszołomiona. Musiała gdzieś pójść, przemyśleć wszystko. Jedynym miejscem o jakim pomyślała był gabinet Andrzeja. Poszła tam. Nie zdziwiła się, gdy zobaczyła, że tam go nie ma. Usiadła na podłodze i ukryła twarz w dłoniach.

Wszedł do gabinetu. Z początku nawet jej nie zauważył, dopiero gdy się poruszyła usłyszał szelest. Spojrzał na nią.
- Co tu robisz? - zapytał z troską. Chciał usiąść obok niej, jednak go uprzedziła. Wstała
- Muszę ci o czymś powiedzieć... - spojrzał na nią wyczekująco - To wszystko co nas łączyło, to nic nie znaczy. Spotykałam się z wami jednocześnie. Z tobą i Adamem. Zrobiłam najgłupszą rzecz jaką mogłam kiedykolwiek zrobić. Zabawiłam się... - powiedziała na jednym tchu. Bała się spojrzeć mu w oczy. Dopiero gdy odpowiedziała jej cisza spojrzała w jego ciemne oczy - Wiedziałeś, prawda?
- Wiedziałem - odpowiedział przygnębiony
- Więc czemu tego nie skończyłeś? Czemu robiłeś sobie nadzieję?
- Bo cię kocham... Bo nie potrafię bez ciebie żyć, jesteś dla mnie wszystkim. Te trzy tygodnie były najpiękniejszym czasem w moim życiu, chociaż wiedziałem, że ty się tylko bawisz.
- Ja nie potrafię przestać, ale nie potrafię też dłużej tego ciągnąć. Chyba najlepiej będzie jak wyjadę
- Chcesz uciec? Tak po prostu, zabawa się skończyła, więc papa frajerzy. Nie sądziłem, że jesteś aż takim tchórzem...
- Nie je...
- Jesteś i nie próbuj zaprzeczyć. Wiesz, nie sądziłem że w ogóle odważysz się na tą rozmowę, ale chyba wyrzuty sumienia zaczęły cię dręczyć...
- A ty ich nie masz prawda? Bo przecież zdradzasz żonę bez żadnych skrupułów - odpowiedziała szybko
- Złożyłem papiery rozwodowe. - odpowiedział - I chyba wiesz, dlaczego to zrobiłem - potrząsnęła z niedowierzania głową - Ale to był chyba błąd. Myślałem, że jesteś inna - łzy pojawiły się w jej oczach. Nie była w stanie mu odpowiedzieć, wyszła stamtąd. Jeszcze tego samego dnia zarezerwowała bilet na lot do Hiszpanii.

Siedziała na parapecie. Nie było dnia, żeby o tym nie myślała. Często zastanawiała się co by było gdyby nie posłuchała Klaudii. Czy do dzisiaj ukradkiem spoglądałaby na Andrzeja i przyjaźniłaby się z Adamem. Co by było gdyby nie wyjechała... Czy byłaby w stanie ułożyć sobie życie z Andrzejem po tym wszystkich. Kochała ich. Pokochała ich obu... Dlatego cieszyła się, że chociaż nie zatruwa już im życia, że dla nich już nie istnieje. Od Agaty wiedziała, że Adam ułożył sobie życie. O Andrzeju wiedziała tylko tyle, że zrezygnował z pracy w Leśnej Górze. Trochę się o niego martwiła. Skrzywdziła go bawiąc się nim a potem bez słowa wyjeżdżając. Skrzywdziła ich obu w tak podły sposób i nie mogła sobie tego wybaczyć. Do dzisiaj nie potrafiła znaleźć tak wspaniałych facetów. Przeskakiwała z jednego łóżka do drugiego szukając miłości. Wiedziała, że bezpowrotnie straciła dwóch kochających mężczyzn. Dwóch mężczyzn, którzy mogli jej dać mnóstwo miłości, zapewnić bezpieczeństwo i podarować szczęście.

środa, 19 lutego 2014

Historia trochę inaczej cz 9

Minęło kilka dni... Przez ten czas niewiele się działo. Wiki była pochłonięta zbliżającą się operacją mamy. Wyszukiwała informacje, o wiele spraw podpytywała Falkowicza. Andrzej z chęcią odpowiadał na każde jej pytanie. Przez te kilka dni odbyli mnóstwo rozmów, także na tematy niezwiązane z medycyną. Powoli się poznawali. Andrzej dowiadywał się coraz więcej o Blance, Wiktoria poznała kilka anegdot z jego dzieciństwa. Byli coraz bliżej...

- Denerwuję się... A jak coś pójdzie nie tak? - jej głos był przepełniony strachem...
- Wszystko będzie dobrze - delikatnie uniósł koniuszek ust
- Tylko tak mówisz, zawsze się tak mówi - odpowiedziała przygnębiona
- Wiki... Musisz być optymistką - usiadł tuż obok niej. Uśmiechnął się, gdy spojrzała mu w oczy
- Staram się - wstała. Nie mogła znieść bliskości Falkowicza, jego perfum... W mogła znieść sposobu w jaki o nim myśli podczas takich chwil - Muszę już iść, za chwilę kończę
- Do zobaczenia Wiktorio
- Do widzenia - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Błyskawicznym opuściła jego gabinet. Szybkim krokiem poszła się przebrać...

- Wszystko masz? - zapytała widząc niewielką torbę Wandy
- Tak... - Consalida uśmiechnęła się tak - Wiki nie martw się. Wszystko będzie dobrze
- Mam nadzieję...
- Wiki?
- Tak? - zapytała biorąc od Wandy torbę
- Widziałam jak patrzysz na tego Falkowicza... Między wami jest coś więcej, prawda?
- Co? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Między nami nic nie ma...
- Matki nie oszukasz - kobiety wyszły z hotelu rezydentów. Wanda z ogromnym zainteresowaniem patrzyła na córkę.
- Jest zabójczo przystojny, mamy kilka ciekawych tematów, ale to tyle. Nic nas nie łączy
- Zawsze może połączyć - Consalida znacząco się uśmiechnęła
- Mamo... - Wiki zaśmiała się.
- Pomyślałem, że tym razem też się na coś przydam - przy kobietach pojawił się Falkowicz. Szeroko się uśmiechnął i wziął torbę Wandy. Szybkim krokiem cała trójka poszła w stronę jego samochodu. Nikt się nie odzywał...

- Wiki, nie przejmuj się tak... Zoperują mnie i po wszystkim
- Ale coś może pójść nie tak... Jeden mały błąd może cię kosztować nawet życie - Wiktoria była niespokojna. Od pięciu minut żegnała się z matką. Cały czas się bała...
- Wiki, jedź już
- Nie chcę cię zostawiać...
- I gdzie będziesz spać? Na krześle? - zapytała Consalida
- Myślę, że to nie najlepsze rozwiązanie. Musisz się wyspać, bo jak znam życie będziesz tu jutro czuwać... - wtrącił się dotąd cichy Falkowicz. Andrzej z uwagą obserwował emocje na twarzy Wiktorii, intrygowało go to, cholernie ciekawiło. Nie mógł oderwać od niej wzroku
- Przecież jutro mam dyżur
- Nie masz, zmieniłem grafik...
- Nie musiał pan - odpowiedziała obojętnym tonem
- Musiałem i chciałem... - Wiktoria pocałowała mamę w policzek, a potem wyszła z sali. Falkowicz szedł tuż za nią.

- Chcę uczestniczyć w operacji... - powiedziała pewnie, gdy wsiadła do samochodu
- Ty chyba zwariowałaś...
- Nie mogę siedzieć bezczynnie... Wystarczy, że będę tylko obserwować, ale muszę uczestniczyć w tej operacji.
- I przemyślałaś wszystko tak? Pomyślałaś co będzie, kiedy będziesz chciała zrobić jakieś cięcie, albo rozproszysz operatorów. Przecież przy takich operacjach nie myśli się logicznie
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie!
- Osobiście dopilnuję, żeby nikt cię nie wpuścił na salę! - odwróciła się w stronę okna. Wiedziała, że Andrzej ma rację, jednak zabolało ją to. - Jesteś cholernie uparta, wiesz... Przepraszam - szepnął z delikatnym uśmiechem - To naprawdę nie jest dobry pomysł.
- Wiem... To ja przepraszam, niepotrzebnie się uparłam. Po prostu się boję. Co jeśli coś pójdzie nie tak? - niewidoczna łzy pojawiły się w jej oczach.
- Ej, wszystko będzie dobrze, tak...
- A co jeśli nie...
- Czy ty naprawdę nie możesz myśleć pozytywnie? - zapytał. Delikatnie się uśmiechnęła
- W takich sytuacjach nie potrafię... Zmieńmy temat. Nie dokończył pan, co się stało jak ukradłeś te jabłka sąsiadowi? - Falko się uśmiechnął
- Zaczął mnie gonić. Zwiałem mu, prześlizgnąłem się przez dziurę w płocie i trochę zwolniłem. Odwracam się, a sąsiad jest w tej dziurze i nie może się ruszyć. Przez dobre pół godziny nie mogłem opanować śmiechu. Ta jego purpurowa twarz i wielki brzuch, który tak usilnie próbuje wciągnąć - Wiki zaśmiała się - Potem ojciec go uwolnił a ja dostałem ochrzan. Ale warto było, tego widoku nie zapomnę do końca życia
- Niegrzeczny chłopiec z pana był
- Może trochę - uniósł kącik ust. Auto zatrzymało się. Wiki już chwyciła klamkę, ale złapał ją za dłoń. Spojrzała w jego ciemne oczy - Przyjadę po ciebie jutro
- Nie musi pan...
- Nie pozwolę, żebyś była sama w takiej chwili... Jeszcze zrobisz coś głupiego - uśmiechnęli się. Wiki szybko się pożegnała i wyszła z auta.

Od bladego świtu czekała na Falkowicza. Nie potrafiła się na niczym skupić, nawet głupiej kawy nie była w stanie zaparzyć. Chodziła z kąta w kąt myśląc nad wszystkimi możliwymi komplikacjami.
Gdy usłyszała, że auto podjeżdża pod hotel wybiegła jak z procy. Upewniła się, że to Falko i natychmiast wsiadła do środka.
- Spokojnie - uśmiechnął się. Ruszyli do kliniki profesora Nowaka.

Wbiegła na salę Wandy. Łóżko było już puste. Prawię natychmiast stamtąd wyszła. Zaczepiła jakąś pielęgniarkę
- Przepraszam, gdzie jest Wanda Consalida?
- Właśnie wzięli ją na stół - zamarła. Nawet nie zdążyła na nią spojrzeć przed operacją. Tak bardzo chciała, żeby wszystko się udało, jednak była pełna obaw.
- Wiktoria? - Andrzej dopiero teraz ją dogonił
- Operują ją - osunęła się na krzesło. Usiadł tuż obok niej

- Nie wierzę... Naprawdę? - zaśmiała się. Andrzej ze wszystkich sił starał się, żeby zapomniała o operacji matki. Były krótkie momenty, gdy zapominała o wszystkim. Liczył się tylko on, oni.
- Tak, niewiele brakowało
- Profesor doktor habilitowany Andrzej Falkowicz o mały włos nie zdał na medycynę i cudem został lekarzem
- Miałem wymagających wykładowców - próbował się bronić
- Jasne... - uśmiechnęła się. Przez chwilę zapanowała cisza - Myślisz, że już skończyli?
- Chyba powinni już kończyć?
- Trochę się denerwuję. Drugi raz coś takiego przeżywam...
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz - opuszkiem palców pogładził jej policzek. Przez chwilę świat przestał dla nich istnieć. Przez chwilę, bo nagle drzwi na salę operacyjną otworzyły się. Oboje wstali
- I jak? - zapytała od razu
- Wszystko poszło dobrze - profesor uśmiechnął się. Wiki z głośnym westchnięciem ulgi odwróciła się. Próbowała się uspokoić w ramionach Falkowicza...

środa, 12 lutego 2014

Część 41

Who's back? :D Tęskniliście?

4 miesiące później...
- Macie już zaplanowaną datę? - spytała Agata popijając herbatkę
- Za równiutkie dwa miesiące
- No to teraz w ogóle nie będę cię widzieć - blondynka posmutniała
- Nie przesadzaj
- Taka prawda... Ty masz dla mnie niewiele czasu, Krajewski spełnił swoją groźbę i się wreszcie wyprowadził, Ola i Przemek są zajęci tylko sobą. Jedyna osoba, której mogę się wyżalić to Bartek, ale on nic nie rozumie
- Agata... Przecież wiesz, że zawsze o każdej porze możesz do mnie zadzwonić
- Dobra, nie spotkałyśmy się tutaj, żeby się żalić. Opowiadaj jak tam było...
- Noo zabrał mnie na tą wieś. Było cudownie, jeszcze lepiej niż wtedy zimą. Andrzej był taki czuły i romantyczny
- Przecież ty nie jesteś romantyczna
- Może się zmieniłam
- Oj Consalida, ten facet ma na ciebie zbyt duży wpływ - kobiety uśmiechnęły się - Zazdroszczę ci
- Jeszcze znajdziesz miłość swojego życia, zobaczysz...
- Za dwadzieścia lat, czy może jeszcze dłużej?
- Coś się stało prawda? - zapytała wyraźnie zaniepokojona Wiktoria
- Po prostu wszyscy w tym szpitalu kogoś mają. Przynajmniej wszystkie kobiety, tylko ja jestem samotna.
- Nie wmówisz mi, że chodzi tylko o to - powiedziała Wiki
- Nie mogłam ci tego powiedzieć przez telefon... Ostatnio... przespałam się z Michałem - wypowiedziała jednym tchem. Wiktorię zamurowało.
- Z tym dzieciakiem?
- O nic nie pytaj, nie krytykuj tylko mi powiedz co mam robić...
- Co on na to?
- Zwiał rano, potem wziął wolne. Chyba się boi, że pomyślałam sobie Bóg wie co - odpowiedziała
- Ale nie pomyślałaś...
- Zwariowałaś? Jest przystojny, po bliższym poznaniu fajny, ale nic więcej
- Więc mu to powiedz - odpowiedziała jej Wiki - nie róbcie sobie żadnych nadziei, nie ciągnijcie tematu, bo nigdy się od tego nie uwolnisz. Po prostu to zakończ. -
zapadła między nimi chwila ciszy - A... jak było? - Agata zaśmiała się. Po chwili toczyły wesołą rozmowę.

2 miesiące później
- Tylko się nie rozpij - uśmiechnął się całując narzeczoną w policzek. - Mam nadzieję, że nie zatrudniłyście striptizera, hmm - Wiki zaśmiała się
- To chyba ja powinnam zapytać... Muszę lecieć, bo dziewczyny mi nie wybaczą jak spóźnię się na własny wieczór panieński - szybko pocałowała go w usta
- Tylko nie dzwoń do mnie
- Nie obiecuję - krzyknęła zamykając za sobą drzwi. Na podjeździe zauważyła białą limuzynę
- Wskakuj - krzyknęła rozbawiona Woźnicka otwierając jej drzwi. Consalida z ogromnym uśmiechem wsiadła do wozu.
- Aż się boję co jeszcze wymyśliłyście - uśmiechnęła się do Agaty, Klaudii, Oli i Niny. Miały spędzić ten wieczór w piątkę. Ostatnio między wszystkimi kontakty się ociepliły. Nina przeprosiła Wiktorię za swoje docinki, zostały dobrymi koleżankami. Zjednoczyły się. Okazało się, że Zieliński to naprawdę podły drań. Tylko wykorzystał Ninę a potem publicznie ją ośmieszył. Olę traktowała jak szwagierkę. Świeżo upieczona żona Zapały często była dla niej oparciem, gdy nie mogła zwierzyć się Agacie. Woźnicka nadal pozostawała jej najlepszą przyjaciółką, a Klaudię po prostu lubiła. Miller przypominała jej siebie sprzed kilku lat. Pyskata, złośliwa pani doktor. Przy tej dziewczynie wreszcie wiedziała, jakie były z nią problemy.
- Wiki, jesteśmy na miejscu... - usłyszała głos Agaty i szybko wróciła na ziemię. Wysiadła z limuzyny i spojrzała na klub, do którego przyjechały. I już wiedziała, że trzeźwa nie wróci.

- Jeszcze po kolejce - krzyknęła Agata
- Zapała nas zabije... - odezwała się Olka sącząc swojego drinka
- Niech się przyzwyczaja - odpowiedziała już po sporej dawce procentów Woźnicka. Pod bar podeszły zmęczone Nina i Wiki - To teraz ja tańczę z panną młodą - porwała Consalidę do tańca. Zmęczona ruda już ledwo się ruszała jednak dzielnie próbowała dotrzymać kroku blondynce.

Siedział na kanapie przy szklance whisky. Ostatnio często to robił, gdy nie było jej wieczorami w domu. Wtedy jego willa była dziwnie pusta. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Uśmiechnął się delikatnie idąc otworzyć. W drzwiach stało trzech brunetów - Adam, Borys i Michał
- Witaj Andrzejku, chcielibyśmy zaprosić cię na twój wieczór kawalerski - powiedział Krajewski. Falkowicz uśmiechnął się do mężczyzn
- Wchodźcie, musicie wytrzeźwieć
- Nieee, idziemy się bawić - krzyknął Zieliński.
- Nic się nie przejmuj staruszku, załatwiłyśmy ci naprawdę dobre towarzystwo. Kotku! - w drzwiach pojawiła się atrakcyjna blondynka. Andrzej dokładnie jej się przyjrzał. Miała na sobie wysokie czarne szpilki i pomimo upalnego lata płaszcz. Nawet nie chciał myśleć co jest pod nim. Zgrabne nogi, idealna figura i trochę zbyt mocny makijaż nie robiły na nim wrażenia, jednak pomimo wszystko wpuścił całą czwórkę do środka.

- Barman... Kolejeczka dla nas!
- Agata może starczy - zapytała lekko zaniepokojona Consalida. Ostatnio Agata nie miała za dużo szczęścia, zwłaszcza w życiu prywatnym. Niepokoiła się o przyjaciółkę
- Ciii - blondynka omal nie spadła ze stołka - Opijamy sukces naszej rudej panny młodej - kobiety podniosły swoje drinki i wypiły po łyku
- To tańczymy czy... - Nina czknęła - czy nasza nie... nie... suprise
- Ooo... Ty to jednak nie jesteś stuprocentową blondynką - Klaudia szeroko się uśmiechnęła - Dzwoń
- Aleee czemu jaaaa? - Nina przeciągała każdą sylabę
- Dajcie Olce, jąąąą jeszcze zrozumie - krzyknęła Agata. Podały telefon Niny Pietrzak. Blondynka wyszła na zewnątrz i zadzwoniła pod wskazany numer.

- Dawaj mała! - krzyknął Borys
- Jaki napalony... Widać dawno nie widziałeś gorącej laski - Adam się zaśmiał, po czym skupił swój wzrok na tańczącej blondynce. Andrzej delikatnie się uśmiechnął, jednak czuł, że zaraz uśnie.
- Andrzej no zabaw się trochę... Wiki to niezła sztuka, ale świat nie kończy się na nie, nie... - Zieliński szybko zauważył nastrój Falka. Andrzej tylko prychnął
- I myślisz, że dziewczyny nie wynajęły striptizera? - zapytał z politowaniem Adam.
- Co? - Andrzej natychmiast się ocknął
- Biedny naiwny Andrzejek... - zaśmiał się Krajewski
- Słyszałem coś o trzech tancerzach - uśmiechnął się Borys nie spuszczając wzroku z pięknej blondynki. Falkowicz wstał jak oparzony i popędził do wyjścia
- Bawcie się dobrze - rzucił i wyszedł.

- Dziewczyny jesteście porąbane - krzyknęła Wiktoria patrząc na trzech muskularnych facetów. Dwóch blondynów i brunet, każdy odziany w obcisłe jeansy i czarną koszulę. Najbardziej opalony, stojący na środku brunet miał pod szyją białą muszkę.
- Tylko nie narzekaj...
- Jakżebym śmiała - kobiety bujały się w rytm muzyki patrząc na trzech przystojniaków.

- Odbierz proszę - kolejny raz próbował dodzwonić się do Consalidy. Na szczęście wiedział gdzie są. Musiał wyciągnąć tą informację od Woźnickiej. Szybko zmierzał do klubu.

- Na całość! Na całość! - krzyczały kobiety. Śmiały się przy tym, każda ledwie kontaktowała, jednak z uwagą obserwowały trzech mężczyzn. Każdy z nich był już w samych bokserkach. Nagle drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł... Falkowicz
- Kochanie... coooo ty tu robisz? - zapytała Wiktoria
- Chyba nie myślisz, że zostawiłbym cię, z trzema striptizerami - uśmiechnął się szeroko
- Jesteś zazdrosny... Panie i panowie mój przyszły mąż Andrzej Falkowicz jest o mnie zazdrosny - odwróciła się, przez co omal się nie wywróciła. Falko natychmiast jej pomógł łapiąc ją w talii. Delikatnie obrócił się w swoją stronę - A teraz nie udawaj świętego. Wiem, że wy też mieliście tancerkę
- Co? Skąd o tym wiesz?
- Ja wiem wszystko... Adam mi się wyspowiadał - uśmiechnęła się - Dobre dziecko z niego
- Ale na dzisiaj już chyba koniec tej zabawy co...
- Nieee, nie ma mowy - chwiejnym krokiem wróciła do stolika
- Pamiętaj, że za tydzień zostaniesz moją żoną - krzyknął wychodząc. Był o nią spokojny, wiedział, że i tak za jakiś czas będzie musiał po nią przyjechać i przy okazji odstawić do domu każdą z jej koleżanek.

wtorek, 11 lutego 2014

"Dlaczego ja?" odcinek 3

Taaak to znowu my xdd http://forum.tvp.pl/index.php?topic=150290.msg2631129#msg2631129



"Wyjazd integracyjny"

Cały personel z Leśnej Góry wyjechał do Białegostoku na wyjazd integracyjny. Tretter chcąc zaoszczędzić pieniądze, postanowił zaszczycić Przemka mianem przewodnika.
- No więc, jak już pewnie wszyscy wiecie, jesteśmy w Białymskoku. - zaczął Zapała.
- Widzę, że kolega Przemysław nie wie, że tylko ja mogę przeinaczać nazwy miejsc. Mam nawet wykupione prawa autorskie do tego. - burknął ze złością Falkowicz.(http://pokazywarka.pl/ssr9s1/)
- Brawa dla Przemka - krzyknął Konica.
Rozległy się oklaski. Niezorietowany Przemek spoglądał na Rafała.
- Ooo już stracił orient. - powiedział Witek.
- Spokój! - krzyknął Tretter - Falkowicz bo znowu będziesz przepisywać maść na ból du.py.
- A pan będzie moim pierwszym klientem. - burknął.
Ola z wielkim jak balon brzuchem podeszła do Przemka. 
- Oj kochanie, mówiłam Ci, że musisz być twardy, jeśli chcesz być ojcem naszego dziecka.
- A to nie muszę nim być? Jupi! - zaczął tańczyć wokół własnej osi.
- Zapała, dorośnij wreszcie! - krzyknęła Consalida.
- Plagiat, plagiat, plagiat. - nosowym głosem krzyczała Hana. Falko dał jej dychę. Wiktoria spojrzała na nich zdziwiona.
- Falkuś obiecał, że kupi mi dziecko, jeśli będę krzyczeć gdy ktoś będzie kopiował jego teksty.
Wiktoria wbiła wzrok w mężczyznę, nie ukrywając gniewu.
- No cio? - zapytał.
- Gów.no, jeden-zero dla mnie. - krzyknęła Consalida.
- Dziecinada. - wymruczał pod nosem Andrzej.
- Masz coś do dzieci? - spytała bliska płaczu Hana.
- Oczywiście że tak. - Hana rozpłakała się - Ale kupię ci tego bachora.
- Ja jej kupię! - krzyknął zazdrosny Piotr.
- Skoro nie umiesz zmajstrować...
- Andrzeeeeeejku... Zobacz jaką ładną kartkę kupiłam. - podbiegła do nich Kinga i uwiesiła się Falkusiowi na szyi.
Wiktoria zazdrosna podbiegła do blondynki i odepchnęła ją, po czym sama uwiesiła się na mężczyźnie.
- Skarbie, ja wiem, że to wyjazd integracyjny, ale pozwalam Ci się integrować tylko ze mną.
Nina zmierzyła ich zazdrosnym spojrzeniem i uwiesiła się na Samborze. On był trochę zwiodczały, więc szybko zsunęła się na ziemię. Wstała pocierając obolałe pośladki.
- Dzieci spokój! - krzyknął wreszcie Tretter - Bo jak założę moje okulary, to wszyscy zginiecie. (http://pokazywarka.pl/6wcbm1/)
- Według legendy, gdy Tretter ma okulary na nosie potrafi zabić wzrokiem. - wyszeptała Wiki - Hej Stefanku. - krzyknęła i pomachała mu. Szczerząc się odmachał jej.
- No więc dotarliśmy pod nasz pensjonat. - odezwał się Zapała.
- Trzeba było tyle zwlekać z tą informacją? Nogi mnie od stania bolą. - rozgniewała się Pani Maria.
- To wszystko wina Falkowicza... - Andrzej skarcił go wzrokiem, po czym zwrócił się do Pani Marii.
- A dziwi się pani? Jeśli człowiek tyle bitek wtranżala, to potem tyje. No a pani jest tego dobrym przykładem. - wyniósł dumnie Falkowicz.
- Jak tylko wrócimy, to więcej pan u mnie nic nie dostanie... - Przemek głośno się zaśmiał.
- Andrzejku nie przejmuj się... Zrobi Ci tyle bitek, że nie będziesz w stanie zjeść. - szepnęła Kinga. Walczyk i Consalida co chwila odpychały się od Falka. 
- Giń szmato! - krzyknęła blondynka i opryskała Wiktorię colą.
- Co to jest? - krzyknęła zdziwiona.
- Kwas...
- Aha. - powiedziała Wiki - Aaaa pomocy!!!
Krajewski ściągnął szybko koszulkę i pobiegł rudowłosej na pomoc, ale w trakcie Andrzej go powalił na ziemię.
- Tym razem to ja Ci pomogę!
Tretter westchnął głośno, po czym wziął swoje bagaże i wszedł do pensjonatu, pozostawiając całą załogę Leśnej Góry na pastwę losu.
Wszyscy się zbiegli i obserwowali jak Kinga szarpie się z Wiki, a Andrzej z Adamem...
- Zakłady, przyjmuję zakłady. - krzyczała pani Maria.
- Adam musisz wygrać, postawiłem na Ciebie moją gitarę...
- I po gitarze. - szepnęła Hana. (http://pokazywarka.pl/fnfxb2/)
Przemek usiadł na kamieniu. Skulił się i zaczął szlochać.
- Ona była dla mnie najważniejsza. 
- To ja i nasze dziecko nie jesteśmy dla Ciebie ważne? - zapytała Ola.
- Mogę zapisać wam w testamencie obrazy Ludmiły, są dla mnie równie ważne, jak gitara.
- Nie wierzę. Nie chcesz ich wziąć ze sobą do grobu? - zapytała Wiki.
- Jak umrę, to Ludmiła, namaluje mi nowe.
- A ciebie już nie boli? - zapytała rozczochrana Kinga podnosząc się z ziemi.
- Ooo zapomniałam... Ała!!!
- Wiki czekaj... - krzyknął Andrzej i rzucił jej maść.
- Co to jest?
- Maść na ból du.py, podwędziłem Stefanowi.
- Mój bohaterze, Ty wiesz czego mi potrzeba. - cmoknęła go w policzek.(http://pokazywarka.pl/eq57be/)
- Dobra, koniec tego cyrku, chodźmy do środka, bo zaraz zaczyna się dobranocka. - Przemek nagle się ocknął.
- Mam ciekawsze zajęcia. - odezwał się Adam. - Pamiętajcie złociutkie, każda ma po pół godziny, a potem następna wchodzi. Mój pokój znajduje się na strychu. - zwrócił się do pielęgniarek. 
- Hahaha serio myślisz, że opuściłybyśmy dobranockę? - zaśmiały się i tuląc się do Przemka poszły do jego pokoju. (http://pokazywarka.pl/tn2voa/)
- Ruda, to może Ty masz ochotę? - Consalida zaśmiała się.
- Ty nie jesteś moim bohaterem, Andrzej dał mi dożywotni zapas maści na ból du.py. - uśmiechnęła się do Falka i razem weszli do hotelu. Adam rozejrzał się. Na parkingu stała tylko Pani Maria, która z błyskiem w oku nieśmiało się do niego uśmiechała. Krajewskiemu zatrzęsły się portki i szybko wbiegł do pensjonatu.
- To może ja też się załapię na tą dobranockę. - jąkał się bidulek.
- Nie uciekaj! Ze mną nie jest wcale tak źle, spytaj się Boryska. 
Adam spojrzał na Jakubka, który wychylił głowę zza fotela, kręcąc nią przecząco.
Jakubek zaczął poruszać wargami. Adam odziwo zrozumiał jego przekaz.
- Uciekaj póki możesz!
- Ale dzisiaj Tabaluga. - szepnął z maślanymi oczami. Pobiegł do pokoju Zapały.
- Arktos to mój wzór, dlatego byłem dla Ciebie na początku taki oziębły. - Falkowicz szepnął wprost do ucha Consalidy.
- Ja tam wolę Jakuba. - Nina odziwo usłyszała rozmowę FaWi i się wtrąciła.
- Cicho, bo w spokoju dobranocki nie mogę obejrzeć. - zdenerwował się Zapała.
- Wody. - krzyknęła Ola.
- Może być kranówa, bo nic więcej tu nie widzę. - odezwał się Szymon z kuchni.
- Wody mi odeszły cieloku.  (http://pokazywarka.pl/pjudzv/)
- To one mają nogi? - zdziwiła się Kinga.
- O rany Ola, Ty rodzisz. - zoriętowała się Hana.
- Brawo, chociaż jedna tu kumata. - odetchnęła z ulgą.
- O Boże Ola nie teraz... Dopiero setny raz oglądam ten odcinek - krzyknął zdenerwowany Przemek. (http://pokazywarka.pl/5tptsu/)
- Ola czekaj... Podpisz to. - Hana podała jej dokumenty.
- Co to jest?
- To? To nic, każda matka oddaje 50% praw rodzicielskich mnie, nie masz się czym przejmować.
- To może już nie muszę Ci kupować tego dzieciaka? - zapytał z nadzieją Falkowicz.
- Nawet się nie waż tak myśleć! 
Dobranocka się skończyła, więc Przemek sięgnął po konika na biegunach i zaczął się na nim bujać. Tretterowi przez przypadek spadły okulary na oczy. Wszyscy się schowali lecz Zapała nie zauważył zagrożenia i dalej bawił się w najlepsze. 
- Nie umieraj! - krzyknęła zatroskana siostra mężczyzny.
- Widzę Cię Ludmiła. Jesteś coraz bliżej. - zemdlał, po czym upadł na ziemię.
- To Ty! Ty go zabiłeś!!! - krzyknęła do Trettera. Wściekła podchodziła do niego.
- Dziękujemy. - krzyknęli wszyscy przytulając się do Trettomorda.
- Nawet nie zdążył zapisać mi tych obrazów. - Pietrzak zaczęła płakać.
- A mi przynajmniej została po nim gitara. - Pani Maria wytarła w instrument smarki.
- Teraz. - szepnął Andrzej - Wreszcie nikt nam nie przeszkodzi. - sięgnął po bukiet goździków i podarował je Wiktorii. Przybliżał się coraz bardziej, a gdy ich wargi dzieliły już milimetry zadzwonił jej telefon. - No nie! - Falko usiadł na podłodze i schował twarz w dłoniach.
- Nie płacz... Za chwilę będą smerfy. - pocieszała go Hana.
- Krajewski?! - krzyknęła Wiktoria.
- Obiecałem Przemkowi, że jak go nie będzie w pobliżu, to wam przeszkodzę.
- Jestem za. - uśmiechnęła się Kinga.
- Ale za smerfami, czy przerywaniem FaWisiom? - zapytała zdezoriętowana Hana.
- I za tym i za tym... Uwielbiam smerfetkę. - powiedziała Kinga.
- Ja tam zawsze wolałem Gargamela. - uśmiechnął się Falko.
- Ach Ty mój czarny charakterze. - Wiki pstryknęła go w nos.
- Myślałem, że Matka Teresa. - odezwał się Adam.
- Cymbał...
- Plagiat, plagiat, plagiat.
- Przestań, bo faktycznie będę musiał kupić jej tego bachora! - krzyknął Falko dając Hanie kolejną dychę.
Wszyscy zasiedli ponownie na kanapie przed telewizorem, a Andrzej wykorzystując sytuację, chciał ponownie wręczyć Wiktorii goździki lecz tym razem przeszkodziła im Pani Maria biegnąca na seans, szturchając parę łokciem, a przy tym wysypując popcorn. 
- Niespełniona miłość. - zaśmiała się idiotycznie Nina.
- Do trzech razy sztuka. - szepnęła Wiki. 
Falko znów zaczął się przysuwać. Był coraz bliżej, bliżej, gdy nagle dostał butem w policzek.
- Przepraszam. - Kinga zaśmiała się idiotycznie. Wszyscy w pomieszczeniu zatkali nosy i czekali aż Walczyk założy swego buta.
Ale Falkowicz nie zamierzał tak łatwo rezygnować. Podszedł do sprawy jeszcze raz.
- Wiesz, co widzę, kiedy patrzę na Ciebie? Kobietę z którą chciałbym spędzić resztę życia. - Consalida się wzruszyła. Chciała już pocałować mężczyznę lecz Goldberg jej przerwała.
- Plagiat, plagiat, plagiat.
- Ale to się nie liczy, bo sam siebie plagiatuję, czaisz? - profesor nie zważając na wszystkich w końcu po wielu latach prób, pocałował rudą lekarkę.(http://pokazywarka.pl/7ui8ds/)
- Chcesz zostać panią profesorową? - zapytał jej wprost do ucha.
- Chwila moment, ja jestem profesorową. - powiedziała zrozpaczona Kinga.
- A ja bym chciała być. - Nina rozpłakała się razem z nią.
- Wybaczcie panie, ale to ja zostanę profesorową. - Wiki wywaliła język.(http://pokazywarka.pl/6hzom0/)
- Coś się kończy. - wzruszył ramionami Adam.
- Plagiat, plagiat, plagiat. - krzyknęła uśmiechnięta Hana. Andrzej niechętnie dał jej kolejny banknot. - Pan dał Hanie na dziecko, Hana jest matką...(http://pokazywarka.pl/y05s3y/)
- Nareszcie koniec tego! - ucieszył się Andrzej.
- Coś się zaczyna. - dokończył Adam.
- Ej, ale mnie plagiatować nie możesz! - wkurzyła się Wiki.
Hana trzymając w ręce kupkę pieniędzy, zrobiła maślane oczy, a z jej buzi ciekła ślina.
- Piotr, będziemy rodzicami. - uradowana wybuchnęła.
- A co, jeśli ojcem dziecka jednak będzie James? - Gawryło posmutniał.
- Wreszcie znalazł się ktoś, kto ma podobny mózg do mnie. - Kinga przytuliła się do wąsika. - Nawet ja wiem, że to będzie dziecko Dryla.
- Co? - Szymek oderwał się od oglądania wieczorynki.
- Rozumiem, że to znaczy nie. - Kinga chlipnęła, a Hana zrobiła maślane oczy.
- O nie nie, drugiego dziecka ci nie postawię.
Hana ze smutkiem w oczach spojrzała na dziecko Oli. Chwyciła je szybko i wyskoczyła przez okno na parterze.
- Już nie musisz. - krzyknęła w oddali.
- No. - uradowany Andrzej poprawił sobie czerwoną chusteczkę wychodzącą z kieszeni garnitura. Piotr widząc to, sięgnął szybko po nią, wytarł w nią łzy i nos, po czym odstawił ją spowrotem do kieszeni profesora. Falkowicz wykrzywił wyraz twarzy.
- Będę tęsknił kochanie. - Gawryło pomachał w stronę okna, w którym przed chwilą zniknęła Hana.
- Zapomniałabym.. - w pomieszczeniu po chwili znów pojawiła się Goldberg - reszta. - dała Falkowi grosika i popędziła w siną dal.
- ehhh.. - usłyszeli stłumiony głos... Zapały!
- Przemek... Ty żyjesz! - Wiki natychmiast go przytuliła.
- Ktoś musi przerywać FaWisią.
- Już za późno, Wiktoria zgodziła się zostać profesorową. - Falkowicz dumnie oznajmił.
- James nie będzie ze mnie dumny. - posmutniał. - Dał mi do wypełnienia misję, a ja jej nie wykonałem. - rozpłakał się jak małe dziecko. Hana na ten dźwięk wróciła do pensjonatu. Płacz dziecka był dla niej kojący i mogła się przy nim odstresować.
- Kobieto przestań wreszcie... Albo zostań albo sobie w końcu idź! ? krzyknął zniecierpliwiony Falkowicz.
- Pojawiam się i znikam i znikam. - zanuciła Goldberg tuląc do siebie Przemka. Nagle w pomieszczeniu pojawiła się mgła. Z mgły wyłonił się... James.
- Moja szkoła. - zwrócił się do Hany unosząc dumnie głowę - Znów wszystko spartoliłeś.
- No więc jeśli są tu wszyscy nasi znajomi, to weźmy ślub. - wyskoczyła nagle Wiktoria.
- Ale pod warunkiem, że Przemek nam nie przeszkodzi, że Hana ponownie nie wpadnie w depresję macieżyńską, że Tretter będzie pilnował swoich okularów, aby mu nie spadły na nos oraz aby Pani Maria zachowała powagę. No to są moje wymagania. - wyliczał na palcach Andrzej. - I że będą bitki oczywiście. - powiedział na koniec.(http://pokazywarka.pl/tr8nav/)
- Dla ciebie wszystko Andrzejku. - cmoknęła go w policzek. - Ale znowu oświadczyłeś mi się na sucho.
- To nie moja wina, że wody odeszły. - zaczęła się natychmiast bronić Olka. Wszyscy zrobili grupowy FACEPALM.

Miesiąc później odbył się ślub FaWisiów. Przemek został związany i zakneblowany w hotelowej piwniczce, pani Maria zrobiła bitki, a Hana bawiła się z trójką dzieci. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie. (http://pokazywarka.pl/sgkl1h/)

piątek, 7 lutego 2014

Historia trochę inaczej cz 8

Nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Nie spodziewała się go w takim wydaniu.
- To dla ciebie - podał jej bukiet kwiatów. Uśmiechnęła się szeroko i wpuściła go do środka. - Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś.
- Jakie filmy wybrałeś? - zupełnie im nie przeszkadzała nieoficjalna forma. Czuli się naturalnie.
- Kilka klasyków
- Czyli jednak oglądasz jakieś filmy...
- Niewiele - uśmiechnął się siadając na kanapie.
- Pójdę po kieliszki - na chwilę zniknęła w kuchni. Wróciła z dwoma kieliszkami i miską popcornu. - Mam nadzieję, że jadłeś kolację bo nasza lodówka świeci pustkami - uśmiechnął się podając jej wybrane filmy - Zielona mila? Krzyk? Twój na zawsze? Do kompletu brakuje nam tylko komedii.
- A chcesz komedię?
- Nie błagam - zaśmiała się włączając telewizor. Usiadła tuż obok niego zajadając się popcornem. Od czasu do czasu popijali wino. Po jakiś dwudziestu minutach filmu Falko zaczął wykorzystywać stary trik. Udał, że się przeciąga i położył swoją rękę na jej ramieniu. Nawet tego nie zauważyła pochłonięta filmem.

Film się skończył a ona sztucznie się zaśmiała.
- Umarł i koniec... Szkoda - spojrzała na pustą już butelkę wina - Wino się skończyło - teatralnie je przechyliła. Lekko chwiejnym krokiem ruszyła do kuchni po następną butelkę.
Wróciła z kolejnymi dwoma butelkami uśmiechając się szeroko
- Chyba będę musiał wrócić taksówką - szepnął. Nie usłyszała. Prawię natychmiast podała mu wino do otworzenia. Napełnił oba kieliszki czerwonym płynem.

Nie spodziewał się, że w ogóle się nie przestraszy, Oglądanie horroru traktowała jak rozrywkę. Co chwilę słyszał jej przytłumiony śmiech. Nie pytał z czego się śmieje, nie był pewien czy chce to wiedzieć. Wolał skupić się na filmie.

Nie wytrzymał długo. Spojrzał na nią i szeroko się uśmiechnął patrząc jak zajada się winogronem
- Co jest? - oblizała usta. Poczuł niewyobrażalne pożądanie. Nigdy wcześniej nie czuł tego tak mocno jednocześnie wiedział, że nie może, nie teraz
- Słodko wyglądasz kiedy jesz - uśmiechnął się patrząc w jej wielkie, zielone oczy. Odwzajemniła jego uśmiech.
- Dziękuję... - spojrzała na film, jednak nadal czuła na sobie spojrzenie Falkowicza - Coś jeszcze? - procenty z butelek wina buzowały w jej głowie. Nie była do końca sobą, a może właśnie odkrywała swoje prawdziwe "ja"
- Chciałbym wiedzieć, co skrywa się w tych zielonych oczach - delikatnie się przysunął. Odgarnął kosmyk jej rudych włosów za ucho. Odwróciła wzrok. Zaskoczył ją. Myślała, że tylko ona chce go poznać tak naprawdę, nigdy że jest na odwrót.
- Na przykład...
- Na przykład pan Zapała... Byliście parą prawda?
- Dawno i nieprawda - odpowiedziała ze śmiechem. - Po takim gówniarzu nawet nie warto cierpieć. Chociaż jako przyjaciel nieźle się sprawdza. Sprawdzał, bo teraz szaleje na czarnym lądzie - zastrzegła
- A teraz... Masz kogoś? - powoli zbliżał się do zamierzonego celu
- Nie... Chwilowo mam dosyć facetów
- Naprawdę? Słyszałem wczoraj twoją rozmowę... Myślałem, że... - przerwała mu wybuchem śmiechu
- Myślałeś, że z kimś jestem... Rozmawiałam z Blanką
- To twoja siostra?
- Ale pan jest dociekliwy - uśmiechnęła się - To trudny temat. Blanka przez wiele lat myślała, że jest moją siostrą, ale... tak naprawdę to moja córka. Błąd młodości. Dowiedziała się kilka lat temu i znienawidziła mnie. Teraz wszystko jest dobrze, jakoś nam się układa
- Czekaj, czekaj... - Andrzej zaczął powoli kojarzyć fakty - Chcesz mi powiedzieć, że masz nastoletnią córkę
- Oglądamy - szybko przeniosła swój wzrok na telewizor. Już się nie odzywali

Nadszedł czas na trzeci film. Obojga fabuła nie wciągnęła. On zaczął bawić się jej włosami a ona po krótkiej chwili usnęła. Starając się jej nie budzić zabrał swoją rękę. Z uwagą obserwował jak spokojnie siedzi, prawię leży i miarowo oddycha. Postanowił przenieść ją do jej pokoju. Wsunął rękę pod jej plecy i nogi. Jeszcze bardziej omiotła go woń jej perfum. Pożądanie go obezwładniło, jednak musiał się powstrzymywać. Uniósł ją do góry i powoli zmierzał do jej pokoju. Po cichu się tam wsunął i położył ją na kanapie. Okrył ją kocem i z uśmiechem obserwował jak przytula się do poduszki.

- Możesz mi powiedzieć, co Falkowicz robi w salonie? - Adam bez pukania wszedł do pokoju Wiki. Właśnie wstawała
- Co? - spytała lekko otępiała. Powoli do niej dochodziły wydarzenia z wczoraj
- Śpi na kanapie w naszym salonie...
- Kto?
- No Falkowicz. Wiesz, co on tu robi?
- O cholera - rozejrzała się po pokoju. Przyjrzała się sobie i głośno odetchnęła z ulgą - Chyba go tu zaprosiłam...
- Chyba?
- No dobra no, oglądaliśmy filmy. Chyba usnęliśmy - uśmiechnęła się. Powoli przypominała sobie każdy szczegół wczorajszego wieczoru. Pamiętała jego kojący dotyk dłoni na jej ramieniu, kilka wesołych rozmów podczas oglądania filmu, obserwowanie z jakim skupieniem je ogląda. Intrygował ją, cholernie ją ciekawił. Miała coraz większą ochotę poznać prawdziwego Andrzeja Falkowicza. Przez chwilę wydawało jej się, że jego prawdziwe oblicze poznała wczoraj, jednak w jego oczach było coś, co ją zaciekawiło. Pewnego rodzaju blokada, nigdy nie widziała w nich nic poza chłodem lub zaciekawieniem. To drugie widziała coraz częściej
- Halo... Ziemia do Wiki - Krajewski machnął jej ręką przed twarzą
- Sorry, mówiłeś coś?
- Tak, masz iść tam, zrobić mu herbatkę i wygnać go stąd
- Czemu ja?
- Bo ty go tu zaprosiłaś, a ja wiszę mu kasę - rozbroił ją uśmiechem i szybko wyszedł z jej pokoju. Ona delikatnie się uśmiechnęła i zaczęła się ogarniać.

Poszło jej wyjątkowo szybko. Po kilku minutach była już w kuchni i parzyła kawę. Jego ulubione latte. Sama nie wiedziała dlaczego to robi, ale to wywoływało uśmiech na jej twarzy. Z kubkiem kawy w ręku weszła do salonu. Spojrzała na śpiącego Falkowicza i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Spał tak słodko, że żal jej było go budzić. Wiedziała, że potem może być na nią zły, więc podeszła i opuszkiem palców przejechała po jego zaroście
- Mmm... Wiki - przewrócił się na drugi bok. Ledwo powstrzymała się od wybuchu śmiechem. Palcem obrysowała jego usta. Wykrzywił je w słodkim uśmiechu, a po chwili leniwie podniósł powieki. Spojrzał na nią i natychmiast zerwał się z kanapy
- Spokojnie - powiedziała uśmiechając się. Podała mu kubek z kawą - Pańskie ulubione latte
- Dziękuję - upił łyk gorącego napoju i postawił kubek na stoliku. - Przepraszam. Odniosłem panią i położyłem się tylko na chwilę.
- Spokojnie - uśmiechnęła się - Ma pan piętnaście minut
- Bosko, nie zdążę się przebrać - spojrzał na swoją koszulę i jeansy
- Ja uważam, że w tym wydaniu wygląda pan dużo bardziej... pociągająco - zaczęła uwodzicielskim głosem rozpinając mu jeden guzik. Prawię natychmiast zabrała ręce, nim zorientował się co się dzieje - Łazienka jest zajęta - krzyknęła biegnąć do toalety. Falko uśmiechnął się i wyszedł z hotelu.

W drodze do szpitala zaczął intensywnie myśleć. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że Wiki od kilkunastu lat jest matką. I że jest w tak skomplikowanej sytuacji. Domyślał się, że to musiało być dla niej trudne... W pierwszej chwili pomyślał, że to powinno go odepchnąć, w końcu nie przepadał za dziećmi, jednak po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że to jeszcze bardziej go w niej intryguje.

wtorek, 4 lutego 2014

"Dlaczego ja?" odcinek 2

Powracamy xdd http://forum.tvp.pl/index.php?topic=150290.msg2624980#msg2624980


"Wszyscy kochają małego FaWisia"


Pewnego mrocznego wieczoru, w szpitalu w Leśnej Górze, przyszło na świat długo oczekiwane dziecko. Wiktoria po wielogodzinnym porodzie, wreszcie mogła odpocząć, a Andrzej cały uradowany, od razu pobiegł do swojej żony w celu ujrzenia malucha.
Całkowicie zignorował wyczerpaną Wiktorię. Od razu poszedł do swojego synka. Przypatrywał się w jego zielone oczęta.
- On jest rudy! - krzyknął zdenerwowany. Wściekły spojrzał na Wiki. (http://pokazywarka.pl/cnvilk/)
- Nie przejmuj się... Hana powiedziała, że za jakiś czas włoski mu pociemnieją. - odpowiedziała natychmiast zmieszana pani doktor.
- Mam nadzieję. - wysyczał, a potem zaczął gilgotać swojego synka o wdzięcznym imieniu Szatan.
Noworodek odchrząknął głośno i po chwili splunął na swojego ojca dużą ilość wymiocin. Profesor szybko zawołał siostrę, która natychmiast pojawiła się obok.
- Zajmijcie się nim. - podał swoje dziecko kobiecie.
Ta od razu wykonała polecenie chirurga i wybiegła z pomieszczenia, trzymając w bezpiecznej od siebie odległości Szatanka. W oddali słychać było głośny płacz dziecka, przypominający odgłosy, niczym z jakiegoś horroru. Odgłosy cichły coraz bardziej. Andrzej spojrzał ze wściekłością na Wiktorię, która z trudem powstrzymywała się od wybuchu śmiechem.
- To twoja wina! - szybko wyszedł stamtąd i zmierzał w kierunku łazienki. Po drodze zaczepił go tłum dziennikarek.
- Czy to prawda, że został pan ojcem?
- Jak się czuje pański syn?
- Czemu nazwał pan syna Szatan?
- Czy pański syn pójdzie w pana ślady? (http://pokazywarka.pl/z7wtww/)
- Czemu Szatan Falkowicz jest rudy? - Andrzej poczuł się jak w domu. Z ironicznym uśmiechem odpowiadał na każde pytanie. (http://pokazywarka.pl/mlh9wl/)
Falkowicz mógłby tak spędzić całą dobę lecz przez swojego syna, który ubrudził jego elegancki, bardzo kosztowny garnitur oraz świeżo wykrochmaloną, śnieżno-białą koszulę i nieskazitelnie czerwony krawat, musiał w tej chwili wyrwać się z tłumu tych ludzi i zmierzyć w kierunku toalety.(http://pokazywarka.pl/96jygt/) Wszedł do pomieszczenia i spojrzał w lustro. Najpierw obejrzał swój prawy profil, po czym zmienił go na lewy.
- Hm... mogłem za pozować więcej razy z prawego, jest lepszy. 
Ściągnął z siebie szybko ubrania. Nagle usłyszał dźwięki, wydobywające się z jednej z kabin. Pomyślał, że ktoś zaraz wyjdzie, ale nie zwrócił na to wielkiej uwagi, tylko raczej uśmiechnął się z dumą, ponieważ uważał swój misternie wyrzeźbiony tors, za ideał. Zdziwił się, gdy zobaczył Kingę.
- Andrzej, a co Ty tu robisz? To jest damski kibel. - zdziwiła się. - Mmm, ale masz sexy klatę - wymruczała podchodząc do niego - Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Że jeżeli zostawisz mnie w spokoju to dam ci 1/4 majątku? - zapytał z nadzieją.
- Nieee, że jeżeli kiedykolwiek spotkamy się w intymnym miejscu to zrobimy Flakihota.
- Nie spełniłaś wszystkich warunków, miałaś przyjść jak zmądrzejesz. (http://pokazywarka.pl/xswon9/)
- Jak możesz?! - krzyknęła. 
Dziewczyna schyliła się i szybkim zamachem głowy, odgarnęła swoje blond włosy do tyłu. Poprawiła je jedną ręką. Odpięła kilka górnych guzików różowego kitla i wypięła biust do przodu. - Teraz mi się chyba nie oprzesz.
- Kobieto, szaleju żeś się najadła, czy co?! Dopiero, co mi się bachor przed chwilą urodził, a Ty mi tu jakieś erotyki uprawiasz. (http://pokazywarka.pl/gzaiaw/)
- Przepraszam. - Kinga rozpłakała się przytulając się do niego. - Oglądałam ostatnio film i tam kobieta w ten sposób uwiodła tego przystojniaka.
- A jaki to był film?
- No pornol - odparła. 
Andrzej popatrzył na nią jak na wariatkę. Natychmiast ją odsunął. Założył jeszcze mokrą koszulę, która zaczęła mu prześwitywać i uciekł stamtąd. W korytarzu podbiegła do niego pielęgniarka. 
- Profesorze Falkowicz, melduję, że Szatan nie chce iść spać i swoimi krzykami nie pozwala spać innym.
- A co mnie to obchodzi. Z tego, co wiem, ja w tym szpitalu robię jako chirurg, a nie niańka. Weźcie może Kingę do pomocy, przynajmniej nie będzie za mną latała z biustem na wierzchu. - nagle Andrzej ujrzał w holu jeszcze dziennikarzy. - A teraz przepraszam bardzo, muszę poprawić swoją sesję. - odepchnął kobietę i pobiegł szybko do grupki ludzi z aparatami.
Uśmiechał się, udzielał wywiadów, pozował do zdjęć podczas gdy Wiktoria biła się z Kingą.
- To mój syn szmato! - Walczyk udrapała Consalidę.
- No chyba sobie żartujesz! - ruda wyrwała jej kilka blond kosmyków. Kinga zawyła z bólu. Wszyscy dziennikarze zwrócili na nie uwagę. Podbiegli do kobiet, a wściekły Andrzej pociągnął Wiki za ucho, odprowadzając ją w uboczne miejsce.
- Co Ty wyprawiasz?
- Ta zdzira uroiła sobie, że Szatanek jest jej dzieckiem. - objęła mężczyznę, po czym zaczęła płakać. 
- Weź. Dopiero, co czyściłem ubranie. - odepchnął swoją żonę.
- Trzeba zawołać Szymona. 
- Nie martw się, depresja poporodowa jest częstym objawem u matek. - westchnął głośno.
- Ale mi chodzi o Kingę. - wymierzyła mu kuksańca, po czym zawyła i znów zaczęła płakać. - Przepraszam kochanie, nie chciałam. - pociągnęła nosem.
- Aaaandrzej. - przeciągnęła Kinga podchodząc do nich.
- Czego ty ode mnie chcesz kobieto? - zapytał wycierając koszulę ze smarków Consalidy.
- Ja tylko....
- Przepraszam, muszę napisać na facebooku o Szatanku. - poszedł sobie zostawiając kobiety same. Wymieniły wrogie spojrzenia i pobiegły za Andrzejem.
Ale profesor zatrzasnął za sobą drzwi od gabinetu, tak, że dziewczyny się z nimi zderzyły, przez co nabiły sobie guza i upadły na ziemię. Andrzej usiadł wygodnie w swoim fotelu, włączył komputer i wszedł na portal "facebook". Wpisał login oraz hasło. Wstawił zdjęcie swojego synka. Od razu wszedł na stronę allegro i wykupił sobie lajki. (http://pokazywarka.pl/oo2rqq/) Gdy powrócił na portal, otrzymał komentarz, pod fotką. "To dziecko jest okropne. Przez nie przestałam chcieć być matką!" - napisała Hana Goldberg-Gawryło. (http://pokazywarka.pl/bdfugq/) Falkowicz zbulwersowany wykonał telefon do swojego prawnika. Zanim jednak połączył się z nim zdążył wejść na forum. Ze swojego profilu "zło001" również wstawił focię swojego Szatanka. Zaklepał sobie dla niego login "zło002" Gdy wreszcie jego prawnik odebrał wysyczał.
- Zablokuj tą mrugającą oczami żonę Gawryły! - rozłączył się, nim jego prawnik zdążył spytać o wynagrodzenie.
Nagle w internecie wyskoczyła mu reklama wróżbity Maćka. Spojrzał na napis "Przewiduję, że twoje dziecko jest rude." i przeraził się. Po chwili Wiktoria wparowała do jego gabinetu.
- Nie zawracaj sobie skarbie nim głowy, to oszust, jak każdy inny. To żaden problem coś takiego napisać, skoro powstawiałeś wszędzie zdjęcia Szatana.
- Skąd o tym wiesz, co? - burknął.
- Muszę Cię jakoś kontrolować, aby mieć pewność, że mnie nie zdradzasz, a hasło było bardzo proste do odgadnięcia, nawet Blanka dała sobie z nim radę. Głuptasku mój. - pstryknęła mężczyźnie palcem nos.
- Czy Ty uważasz, że hasło "różowe polo" jest złe? - jego głos zadrżał. Andrzej ciężko oddychał, podczas gdy Wiki wachlowała go.
- Laczuszku, ale nie przejmuj się, niewiele osób je zna.
- Niewiele, czyli kto?
- No ja, moja mama, tata, Blanka, Adam, Przemek, Agata, Marek, Tretter. Tak w sumie to pół Leśnej Góry. A no i Pani Maria.
- To już wiem, skąd te karniaki w postaci bitek. - Andrzeja oświeciło. - Odwróć się, muszę zmienić hasło.
- Na "kawusia pani Marii"?
- Co? Skąd wiesz? - zezłościł się.
- Bo takie było twoje poprzednie hasło gołąbeczku.
- Mam pomysł! - krzyknął nagle.
- Czyżby "Szatan"?
- No nie wytrzymam z Tobą kobieto! Idę się umówić z wróżbitą Maćkiem, może on mi coś poradzi. - zadarł nosa.
Do gabinetu wbiegła zła Hana.
- Dlaczego Kinga leży na ziemi przed drzwiami? A z resztą nie ważne. - machnęła ręką. - Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego zablokowałeś mi facebooka?! (http://pokazywarka.pl/slxmwa/) Akurat teraz, jak już udało mi się dobić do 100 znajomych. - otarła oczy, do których napłynęły łzy.
- Dziwię się tym wszystkim ludziom, że się do Ciebie w ogóle przyznali.
Hana nie wytrzymała. Z głośnym szlochem wybiegła z pomieszczenia depcząc powstającą Kingę. Posiniaczona Walczyk znów opadła na podłogę podcinając Zapałę, który niczym bohater znów biegł przerwać FaWisiom. Miał sobie za złe, że raz nie zareagował i powstał Szatan.(http://pokazywarka.pl/sh0c86/)
- Mógłbyś być oryginalny. Tylko połowa facetów w Leśnej Górze ma hasło "Wiki", a Ty nie. - o mało nie zaniosła się płaczem.
- Jak to połowa?
- Ups...
- Zabiję ich, tylko mi powiedz, kto to. - cały roztrzęsiony chodził w kółko po gabinecie.
Do pomieszczenia wbiegła pielęgniarka.
- A Ty czego tu znowu? - zapytał Andrzej.
- Szatan powiedział pierwsze słowo. - zadyszała.
- O Matko! - ucieszyła się Wiktoria.
- Przykro mi, ale jego pierwsze słowo brzmiało "tata". - ruda rozpłakała się, a Falkowicz wyszczerzył zęby.
- Synku, jestem z Ciebie taki dumny. - wzruszył się.
Falkowicz wyszedł z gabinetu i zmierzył w stronę sali, na której leżał Szatan.
- Przepraszam, pan jest ojcem Szatana? - zaczepiła go piękna blondynka.
- Tak, a o co chodzi? - odpowiedział z dumą
- Basia Kurdej Szatan. Po prostu chciałam wiedzieć po kim mój syn jest taki inteligentny. - wyszczerzyła swe zęby.
- Następna... Moje dziecko jest rude!
- Już nie - zemdlał...

Gdy się ocknął stało nad nim pięć kobiet. Wiki, Kinga, Nina, Wanda Falkowicz i piękna blondynka.
- Chodź, musisz zobaczyć naszego syna. - powiedziały chórem. Zemdlał znów.
Ocknął się w łóżku szpitalnym.
- Co ja tu robię? - kręciło mu się w głowie, a obraz się rozmywał.
- Miał pan zawał, ale to nic takiego, prawda? - odpowiedziała żując gumę Klaudia.
- Mówiłem Ci już, abyś nie odstraszała pacjentów. - burknął Konica.
- O jeju, a pan tą łysą głową, niby nie odstrasza? - odgryzła się. (http://pokazywarka.pl/puqe0j/)
- Ktoś na pana czeka... - powiedział Rafał
- Jak to te pięć bab, to powiedzcie, że zszedłem.
- Pięć? Naliczyłam chyba z siedem.
- Klaudia! - krzyknął Rafał - Proszę się nie ruszać. - pociągnął za łóżko i wywiózł je z sali. Wszystkie kobiety które tam stały zaczęły go opłakiwać. A on nagle wybuchł niekontrolowanym śmiechem...
Wszystkie spojrzały na niego i piszczały ze szczęścia, że jednak nic mu nie jest. Andrzej wzrokiem szukał Wiktorii, ale jej nie było. Dopiero po chwili ją zauważył, stojącą ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach, opierającą się o ścianę.
- Tyle czasu Cię pilnowałam, abyś mnie nie zdradzał. Przyznaj się, masz drugie konto na facebooku?(http://pokazywarka.pl/j0g3o9/) A jeszcze jedno... Szatan to ich dziecko, prawda?
- Na litość boską, chociaż Ty nie farbuj się na blond.
- Przepraszam, już biorę pigułki na mądrość od Szymka. - szybko połknęła dwie tabletki i popiła wodą, którą nie wiadomo skąd wzięła.
- Czy ktoś wie, kto ma nick "różowe polo forever"? - podeszła do nich dr Goldberg. Andrzej zbladł.
- To Ty jesteś "sexy mrugające oczko"?
- Ja nic nie mówię, bo zaraz znowu mi zablokujesz konto. 
- No właśnie, gdzie jest mój syn? Nie zdążyłem mu pogratulować. - zszedł szybko z łóżka, złapał Wiktorię za rękę, chodź początkowo było trudno, bo się wyrywała, ale w końcu udało mu się i razem pobiegli na salę. 
Wszystkie kobiety chciały podążyć za nimi, ale Klaudia wraz z Konicą stworzyli mur obronny.
- Chociaż w jednym się zgadzamy. - Millerówna uśmiechnęła się do Rafała.

Wiki i Andrzej wreszcie znaleźli się w sali ze swoim synem. Falkowicz wyjął Szatanka z łóżeczka. Opatulił go mocna.
- Co robisz? - zapytała dziewczyna.
- Wiejemy stąd. Znam tajne korytarze szpitalne. Adam załatwił mi fałszywe papiery. Chodź, wyrwiemy się z tej dziury.
- No dobra. - pociągnął ją za rękę w stronę lekarskiego. Zamknął drzwi na klucz, żeby zyskać więcej czasu. Odsunął akwarium. Za nim znajdowała się wielka rura.
- Właź! - weszła do brudnej, ociekającej rury - Szatan! - z niechęcią oddała mu synka i zaczęła przemierzać rury. Po długich godzinach tułaczki wreszcie dotarli do... Stumilowego Lasu. Tam się osiedli i prowadzili szczęśliwe życie. (http://pokazywarka.pl/dem8wc/)