Nad ranem Falkowiczowi udało się wreszcie usnąć. Spał nie więcej niż godzinę. Obudził go dzwonek telefonu. Najpierw pomyślał, że to jego, więc szybko się poderwał. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że to nie jego dzwonek, że taki dzwonek ma Wiki. Poszukał jej wzrokiem. Spała na fotelu. Podniósł się, żeby ją obudzić, ale telefon przestał dzwonić. Uznał, że da jej jeszcze trochę pospać. Wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju. Gdy otworzył drzwi o mało jej nie wypuścił. Na jej łóżku leżała Agata z Adamem przykryci jedynie satynową kołdrą
- Co jest? - zapytała trochę nieprzytomnie. Zgrabnie zeszła z rąk Falka. - O kurde - wyszła z pokoju. Andrzej był tuż za nią. Zatrzymała się tuż za drzwiami. Falkowicz chciał przejść, ale go zatrzymała - Nadal się gniewasz? - nie odpowiedział, nawet na nią nie popatrzył - Andrzej, naprawdę przepraszam. Nie wiem co mu odbiło... Ja... - Nagle znów zadzwonił jej telefon - Dokończymy tę rozmowę - odebrała telefon, a w tym czasie Andrzej poszedł do łazienki. Nagle usłyszał mały hałas. Coś spadło na ziemię. Założył same spodnie i wyskoczył z łazienki. Na środku salonu stała nieruchoma Wiki. Patrzyła gdzieś w przestrzeń. Myślami była zupełnie gdzie indziej. Ciągle analizowała usłyszane przed chwilą słowa.
- Kotuś, co się stało? - wziął jej telefon i z powrotem go złożył. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Ubieraj się. Idziemy do szpitala...
- Ale o się stało? - Wiki była już przy wyjściu. Andrzej popędził do łazienki. Wziął koszulę i w biegu ją założył. Mimo chłodu na zewnątrz, jemu było aż gorąco ze zdenerwowania. Wiktorię dogonił przy wejściu.
- W czwórce - od razu powiedziała jej pielęgniarka. Wiki nawet nie dziękowała, tylko od razu pobiegła pod wskazaną salę. Falkowicz, który nadal nic nie wiedział, biegł tuż za nią.
Przed czwórką zatrzymał ją Piotr. Trzymał ją mocno, nie dał jej wejść do sali
- Piotr puść mnie. Ja muszę wiedzieć, co się z nią dzieje
- Wiki, nie masz tam po co wchodzić...
- Jak to?
- Przykro mi. Zgon nastąpił dwie minuty temu... - Andrzej od razu domyślił się, że chodzi o matkę Wiktorii. Sam bardzo to przeżył. Natychmiast podszedł do Wiki.
- Co było przyczyną zgonu? - wydukała
- Przedawkowanie. Tym razem zbyt wielka ilość leków. Nic nie mogliśmy zrobić - Andrzej spróbował przytulić ukochaną. Natychmiast go odepchnęła
- To przez ciebie. Gdyby nie te twoje leki, to mama nadal by żyła. Nienawidzę cię!
- Wiki uspokój się - znów spróbował ją przytulić i znów go odepchnęła.
- To już koniec Andrzej. Nie potrafię z tobą być - Falkowicz miał taką minę jakby miał zemdleć. Nawet nie zauważył, kiedy Wiki poszła. Nie panował nad sobą. Nie panował nawet nad łzami, które lały się po jego twarzy. Ze złością i smutkiem wyszedł ze szpitala. Wciąż płacząc wsiadł do samochodu. Nawet nie patrzył gdzie jedzie. Chciał być po prostu jak najdalej od tego miejsca, jak najdalej od wszystkich wspomnień.
Wiki również nie powstrzymywała łez. Cała zapłakana wygrzebała jakąś kartkę. Nabazgrała coś na niej. Potem zamówiła taksówkę i pojechała prosto do... domu Falkowicza. Miała nadzieję, że go tam nie zastanie. Wiedziała, że jeśli zajrzy w jego oczy, natychmiast się na niego rzuci i za wszystko przeprosi. Miała szczęście. Otworzyła drzwi. Zaczęła pakować swoje rzeczy. Przez przypadek z szafki wypadł garnitur Falkowicza. Łzy znów pojawiły się w jej oczach. Szybko go wzięła i schowała z powrotem do szafki. Usłyszała, że coś z niego wypadło. Spojrzała za podłogę. Zdumiona zauważyła czerwone pudełeczko. Mimo, że domyślała się co jest w środku, otworzyła. Przed oczami miała śliczny pierścionek zaręczynowy ze sporym diamentem.
- Kurde - walnęła mocno ręką w łóżko, tak, że aż się zrobiła czerwona. Szybko wrzuciła pudełeczko do szafki i wzięła swoje pozostałe rzeczy. Wychodząc obejrzała się ostatni raz. Przypomniała sobie wszystkie wspólne chwile, wszystkie namiętne noce. Znów się popłakała. Zupełnie jak małe dziecko. Zatrzasnęła za sobą drzwi i szybko stamtąd zwiała...
Niezbyt umiem pisać dramaty... Tylko nie zabijajcie xd Głosujcie w ankiecie :D
O kurde... Brak słow ;) Next
OdpowiedzUsuńdawaj szybko nexta!!!
OdpowiedzUsuńNieeeeee! Oni muszą być razem!
OdpowiedzUsuń