- Lepiej się ubierz. Ktoś może tu przyjść - głos również nic nie zdradzał. Był jakiś... inny.
Consalida posłuchała jego rady. Chwilę później już ubrana stanęła przed Falkiem.
- Musimy porozmawiać - zaczęła
- Tak, ale nie tutaj.
- Więc gdzie?
- Spotkajmy się za godzinę w moim samochodzie. Jest w lewym rogu parkingu
- Znajdę - odpowiedziała Wiki. - Mam jeszcze jedno pytanie. Która godzina?
Andrzej spojrzał na wyświetlacz telefonu
- Wpół do siódmej
Chwilę później Wiki wyszła ze składzika. Andrzej, żeby nie stwarzać pozorów wyszedł piętnaście minut później.
Po pięciu minutach Wiki była w hotelu rezydentów. Najciszej jak potrafiła wślizgnęła się najierw do swojego pokoju, a potem do łazienki. Przebrała się, uczesała, pomalowała. Gdy wyszła było dziesięć po siódmej. Jej lokatorzy właśnie się przebudzali. Pierwsza ze swojego pokoju wyszła Agata. W salonie zobaczyła Wiktorię...
- Wiki? Weź mnie ktoś uszczypnij... - jej prośbę spełnił Przemek, który akurat wszedł do salonu. Jednak Wiktoria nie miała ochoty na niego patrzeć. Woźnicka zauważyła to. Gdy Przemek poszedł do łazienki przysiadła się do przyjaciółki - Co jest? Pokłóciliście się?
- To jest dużo bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje...
- W takim razie co jest na rzeczy?
- Myślę, że niedługo sama się dowiesz - odpowiedziała Wiki. W tym momencie do salonu wszedł Zapała. Agata korzystając z tego, że Adam jeszcze śpi popędziła do łazienki. Przemek dosiadł się do Wiktorii. Consalida od razu wstała, ale on ją zatrzymał.
- Poczekaj... Muszę ci powiedzieć coś ważnego. Potrzebuję twojej rady.
- Wybacz, śpieszę się. Przed pracą muszę coś załatwić - przynajmniej nie musiała kłamać. Przecież musiała się jeszcze spotkać z Falkowiczem. Szybko wyszła z hotelu. Spojrzała na zegarek. Jeszcze kilka minut. Za te kilka minut wszystko będzie jasne, przynajmniej w sprawie z Falkowiczem.
Na parkingu była chwilę przed czasem. Andrzej już siedział w aucie. Delikatnie zapukała w szybę pasażera. Otworzył jej drzwi. Usiadła na siedzeniu. Przez chwilę zastanawiała się jak zacząć rozmowę. Z tej opresji wybawił ją Falkowicz...
- To się więcej nie powtórzy i nikt się nie może o tym dowiedzieć, rozumiesz...
- Właśnie to miałam powiedzieć...
- Cieszę się, że myślimy podobnie - jego głos był oschły. Wiktoria wyszła z auta i poszła do szpitala. Była trochę oburzona. Liczyła na choć odrobinę dobroci z jego strony. A on zamiast być jak zwykle miłym i szarmanckim, był oschły i nieczuły.
Gdy Wiktoria weszła do szpitala walnął ręką o kierownicę. Nie o to mu chodziło. Nie chciał jej zdenerwować, ani tym bardziej skrzywdzić. Chciał tylko, żeby nikt się nie dowiedział. Musiał jak najszybciej naprawić to co zrobił. Musiał ją... przeprosić. Nawet sam nie wierzył w to co pomyślał. On i przeprosiny. Niemożliwe, ale niedługo będzie prawdziwe.
Komentujcie, plose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz