Taa wiem, spóźniona :D Niestety zaczęły się te gorsze części, do których nie mam weny... Także z nextami może być kiepsko :)
Wstała i spojrzała na śpiącego Andrzeja. Dopiero teraz dotarło do niej co się stało. Zaczęła zbierać swoje ciuchy. Bluzkę znalazła dopiero w salonie. Gdy ją wzięła zauważyła plik kartek. Wzięła je do ręki. Zaczęła czytać. Zszokowana odkryła, że są to wyniki badań nad nową cząsteczką. Badań o których nic nie słyszała. Natychmiast domyśliła się, że są nielegalne.
- Co robisz? - Podskoczyła słysząc jego głos.
- Ja... właśnie wychodziłam - odpowiedziała niepewnie
- Z tym? - wskazał na dokumenty w jej ręce. Podszedł do niej, natychmiast wyrwał jej plik kartek.
- Andrzej... Chcesz mi może coś powiedzieć? - zapytała po dłuższej chwili. Potrzebowała czasu, żeby uzyskać pewność, że jej głos się nie załamie
- Przecież wszystko wiesz - odparł chłodnym tonem. Odłożył dokumenty na stolik
- Przecież to są nielegalne badania... Jak możesz to robić!? - podszedł niebezpiecznie blisko niej. Spojrzał jej głęboko w oczy z takim chłodem, że cała jej odwaga uleciałam
- Posłuchaj, nic nie wiesz o żadnych badaniach bo tych badań nigdy nie było. One nie istnieją, rozumiesz - wysyczał łapiąc ją za nadgarstki
- Andrzej puść - zabolało... On jednak nie puszczał, a Wiki miała już łzy w oczach. Między nimi toczyła się gra spojrzeń. Jego oczy były nieprzenikliwe, jej wyrażały ból i strach. Po chwili rozluźnił uścisk... Spojrzała na swoje zaczerwienione nadgarstki
- Możesz już iść...
- Co?
- Chyba trafisz do wyjścia - powiedział spokojnie siadając na kanapie. Spojrzała na niego zdziwiona, a po chwili wyszła.
- Wiktoria... - Agata siedziała w kuchni czekając na przyjaciółkę - Nie mogłaś zadzwonić? Martwiłam się
- Niepotrzebnie - odpowiedziała chłodnym tonem
- Coś się stało?
- Nie... Wszystko w porządku - powiedziała cicho i zniknęła w swoim pokoju. Czuła, że za chwilę zacznie płakać, ale nie pozwoliła sobie na to. Usiadła na parapecie i z obojętną miną obserwowała gwiazdy odcinając się od rzeczywistości
- Chcesz o tym pogadać? - nawet nie usłyszała, jak Woźnicka weszła do jej pokoju. Blondynka podała jej kubek z gorącą herbatą
- Nie...
Nie mogła spać... Gdy wreszcie usnęła zaczęło już świtać, po krótkiej drzemce usłyszała dźwięk budzika. Niechętnie wstała z łóżka. Ubrała się, uczesała i ruszyła do pracy. Zobaczyła go na parkingu. Jak zwykle elegancki, z maską na twarzy sprawiał wrażenie jakby ta noc była taka sama jak każda inna.
- Może skoczymy po pracy na zakupy - Agata dogoniła ją
- Jasne... - odpowiedziała bez cienia entuzjazmu.
Jak powiedziały tak zrobiły. po południu wybrały się do galerii handlowej. Szał zakupów sprawił, że Wiktoria zapomniała prawię o wszystkim. Na chwilę. Gdy czekała na będącą w przebieralni Agatę ktoś ją zaczepił. Odwróciła się i zobaczyła... Kingę.
- Hej - delikatnie się uśmiechnęła
- Możemy porozmawiać? - zapytała twardo Walczyk. Wiki spojrzała na nią zaciekawiona
- O czym?
- Ja... widziałam cię z Andrzejem. Musisz coś o nim wiedzieć - powiedziała cicho - Andrzej to drań i damski bokser. On po prostu lubi bić kobieta. Sama się o tym przekonałam. Kilkakrotnie
- Czyli, gdy wtedy trafiłaś do szpitala... To był on? - zapytała niedowierzając
- Pokłóciliśmy się - odpowiedziała wymijająco. Nie lubiła do tego wracać. Bolało ją samo wspomnienie - Chciałam tylko, żebyś wiedziała. Żebyś nie skończyła tak jak ja... zakochana w tym draniu - powiedziała patrząc na Wiki. Consalida unikała jej wzroku - Wiesz...
- Zdążyłam zauważyć - odpowiedziała cofając się do wydarzeń z poprzedniego wieczora. Pokazała Kindze czerwone ślady na swoich nadgarstkach - Był kompletnie inny niż zawsze. Najgorsze były jego oczy, przepełnione złością. - nie potrafiła wymazać z pamięci widoku jego poczerniałego, wściekłego spojrzenia. Nigdy wcześniej się tak nie bała.
- Hej Kinga - podeszła do nich uśmiechnięta, wesoła Agata. Była obładowana torbami - Co wy takie ponure?
- Muszę już lecieć. Pa - Walczyk zignorowała jej pytanie. Prawię natychmiast sobie poszła
- Myślałam, że się nie lubicie - powiedziała Woźnicka. Do Wiki to nie dotało. Myślami wciąż była w salonie Falkowicza. Chwilę trwało zanim wróciła do rzeczywistości
- Agata...
- Tak?
- Muszę ci o czymś powiedzieć - powiedziała cicho - To ważne. Chodźmy gdzieś usiąść - rozejrzała się po galerii. Wypatrzyła małą kawiarnię. Natychmiast pociągnęła tam Woźnicką.
- Więc co się stało? - zapytała, gdy tylko usiadły przy stoliku.
- Nawet nie wiem od czego zacząć...
- Od początku
- Wczoraj byłam u Andrzeja - zaczęła - Nawet nie wiem jak to się stało, że wylądowaliśmy w łóżku. Było cudownie, ale...
- Niech zgadnę, nie mogłaś zasnąć, nie wiedziałaś co o tym myśleć i jak tylko usnął to uciekłaś. Teraz zastanawiasz się co mu powiedzieć. Cała ty - odpowiedziała z uśmiechem Agata
- Znasz mnie, ale nie jego, więc mi nie przerywaj - powiedziała cicho ale dobitnie. - Już miała wyjść, kiedy zauważyłam dokumenty. Andrzej prowadzi badania nad nową cząsteczką. Lek na miażdżycę. Jestem przekonana, że nie są to legalne badania - Agata już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszyła ją ruchem dłoni - Nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł. Był wściekły. Nigdy go takiego nie widziałam. Niby spokojny, jak zawsze opanowany, ale było coś takiego w jego oczach. Taka ogromna wściekłość... - mimo, że miała jego obraz przed sobą nie potrafiła tego dokładnie opisać. Czuła, że łzy napływają jej do oczu. O ostatnim nie potrafiła jej powiedzieć. Po prostu odwinęła rękawy pokazując czerwone ślady na swoich nadgarstkach.
- Ja nawet nie wiem co powiedzieć... Nigdy bym nie pomyślała...
- Że co? Że trafię na drania? Agata powiedzmy sobie szczerze, nie mam szczęścia do facetów. Zawsze trafię na jakiś popaprańców. Każdy mój facet mnie skrzywdził, każdy - podkreśliła. Już nawet nie powstrzymywała łez. - Coś jest ze mną nie tak? Może jestem skazana na bycie samotną
- Nie mów tak, jeszcze znajdziesz miłość swojego życie - Woźnicka przysunęła się do niej i objęła ją ramieniem
- Chyba sama w to nie wierzysz. Obie przyciągamy samych drani
- I dlatego się przyjaźnimy - Agata uśmiechnęła się - Musisz mi coś obiecać... Obiecaj, że nie przyjmiesz jego przeprosin. Każdy taki jest. Rani, przeprasza, a kochająca kobieta wybacza. Nie możesz mu wybaczyć, bo tacy ludzie nigdy się nie zmieniają
- Nie wiem, czy potrafię
- Nie wiesz, do czego może się posunąć. Pamiętasz w jakim stanie wylądowała Kinga... - Wiki kiwnęła głową - No więc?
- Obiecuję...
czwartek, 24 kwietnia 2014
sobota, 12 kwietnia 2014
Historia trochę inaczej cz 13
To co zwykle... Next miał być dawno temu, wyszło jak zawsze i do tego niezbyt mi się podoba. I'm sorry :-*
3 tygodnie później
Od pamiętnej rozmowy coraz rzadziej pojawiała się w jego sali. Sposób w jaki na nią patrzył sprawiał, że odechciewało jej się wszystkiego, a przede wszystkim rozmowy z Andrzejem. Od tygodnia go nie widziała, wyszedł już do domu.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł - usłyszała głos Agaty - Chcesz tak po prostu do niego iść z koszykiem jedzenia - mówiła dosłownie. Na stole stał koszyk z jedzeniem. Consalida przed chwilą skończyła wpakowywać je do środka
- Tak - odpowiedziała niepewnie
- Wiesz, że może cię wywalić, możesz tam zastać jakąś kobietę. Co wtedy powiesz? Sory, nic nie czuję do tego faceta, ale przyniosłam mu jedzenie i mam zamiar się nim opiekować..
- Właściwie... - zaczęła niepewnie
- No nie gadaj - Woźnicka z wrażenia usiadła
- Muszę tam iść, nieważne jak zareaguje - powiedziała szybko, chwyciła koszyk i wyszła.
Usłyszał dzwonek do drzwi. Natychmiast wyłączył telewizor. Jego pierwszą myślą była ucieczka. Nie mógł pozbyć się strachu, zwłaszcza, że cały czas był sam. Po cichu wszedł na górę. Wcisnął się do małego pokoju gościnnego i poruszył myszką. Tydzień temu, gdy wrócił do domu usprawnił swój system antywłamaniowy. Wszystko ze strachu przed kolejnym atakiem. Trzy kamerki pozwoliły mu zidentyfikować postać przed jego domem. Zdziwił się, gdy zobaczył jej rude włosy. Zszedł by jej otworzyć.
- Co tu robisz?
- Pomyślałam, że...
- Nie jestem zniedołężniałym staruszkiem Wiktorio. Potrafię o siebie zadbać - odpowiedział chłodnym tonem
- Ale nie masz towarzystwa - zauważyła
- I przyszłaś ze mną posiedzieć, tak?
- Powiedzmy - delikatnie się uśmiechnęła
- Nie musiałaś - odparł obserwując jak wchodzi do salonu. Czuła się jak u siebie.
- Jak się czujesz? - zapytała, gdy usiadł obok niej
- Prywatna wizyta? Mam pokazać ranę?
- Andrzej, pytam poważnie...
- Tak pyta każdy... Zamiast normalnie porozmawiać, jakby to się nigdy nie wydarzyło, żeby pomóc wrócić do codzienności każdy pyta, jak się czujesz? Jak to się stało? To denerwujące i bolesne. Nie pozwala zapomnieć
- Przepraszam - spuściła wzrok
- Nie przepraszaj, to normalne... Co słychać w szpitalu? - zapytał
- Trochę się tam zmieniło. Sambor został ordynatorem, ale ciężko mu teraz wszystko ogarnąć
- Jak ten szpital beze mnie funkcjonował? - zapytał z uśmiechem
- Jakoś... - odpowiedziała jednocześnie się uśmiechając. Przez chwilę było jak kiedyś
- Słyszałem, że pan Przemek wrócił do pracy...
- Czuje się lepiej, przyjmuje na izbie - powiedziała, a uśmiech z jej twarzy znikł. Wiedziała, że prędzej czy później Andrzej poruszy ten temat - Poza tym brakowało nam chirurgów.
Jeszcze chwilę posiedziała, ale atmosfera była dziwna. W pewnych momentach nie miała ochoty przebywać w jego towarzystwie, rozmawiać. Przed postrzałem myślała, że choć trochę go przejrzała. Teraz widziała jak bardzo się myliła. Nie pozwalał jej odkryć swoich tajemnic.
Przyszedł na zdjęcie szwów. Zaraz po tym miał ochotę wyjechać, gdzieś daleko, zaszyć się na chwilę w jakimś ustronnym miejscu. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Przede wszystkim nie był pewien, czy chce wrócić do Leśnej Góry. Był tylko jeden powód dla którego się wahał. Wiki... Dla niej byłby w stanie wiele poświęcić, ale jeszcze bardziej nie chciał jej do siebie dopuścić. Kiedyś chciał zaryzykować, teraz bał się, że gdy pozna jego tajemnice znienawidzi go. Znienawidzi jak wszyscy. Andrzej nie miał zdolności utrzymywania bliskich kontaktów z innymi ludźmi. Był typem samotnika, nie potrzebował towarzystwa. Ale chciał rozmawiać chociaż z tą jedną osobą.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła go na korytarzu. Pomyślała, że przyszedł na badanie kontrolne lub zdjęcie szwów. I wtedy przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Musiała się pospieszyć, żeby Andrzej nie trafił na Przemka.
Wbiegła na izbę zdyszana.
- Co się dzieje? - zapytał z uśmiechem Zapała
- Sambor cię szukał. Jest wściekły
- I dlatego tak biegłaś. Przecież nie pierwszy raz widziałaś go w furii - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Odkąd wrócił do pracy humor mu dopisywał.
- Jest jeszcze coś - szepnęła. Wtedy drzwi się otworzyły, a stanął w nich Falkowicz. Przemkowi zrzedła mina. Zniesmaczony opuścił izbę.
- Dzień dobry pani doktor - uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, dlaczego przybiegła na izbę, ale był pewien że nie ma dzisiaj dyżuru.
- Jak się pan czuje profesorze?
- Bywało lepiej - odpowiedział. Usiadł na kozetce i powoli zaczął rozpinać koszulę. Nie mógł się nie uśmiechnąć widząc wzrok Consalidy.
Wiedział, że ją jeszcze dziś zobaczy. I nie mylił się. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi nie zdziwił się gdy zobaczył ją. Natychmiast ją wpuścił
- Już się stęskniłaś? - zapytał uśmiechając się
- Powiedzmy - zauważył, że ma ze sobą dużo torbę. Zaczęła w niej czegoś szukać. Po chwili wyjęła butelkę wina - Mam ochotę na miły wieczór. Ty, ja i kilka odpowiedzi na moje pytania
- Ciekawy plan, ale ja z reguły wolę tajemnice. Wtedy każdego dnia można odkryć coś nowego, zaskakującego o drugim człowieku - ściągając jej kurtkę opuszkiem palca musnął jej szyję. Poczuła delikatny, przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się.
Kolejny kieliszek. Poznała odpowiedzi tylko na nieliczne pytania, które ją dręczyły. Przysunął się niebezpiecznie blisko niej, ich ciała się stykały.
- Intryguje mnie pan, profesorze - uśmiechnęła się patrząc prosto w jego oczy. Wzrokiem zaczęła podążać coraz niżej. Natrafiła na usta, a po chwili czuła je na swoich wargach. Jej puls przyspieszył. Falk ustami schodził coraz niżej, delikatnie musnął jej szyje. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele zsuwając jej bluzkę. Wstali z kanapy. Przyparł ją do ściany, zachłannie całował. Usłyszał cichy jęk, gdy rozpiął jej stanik. Jego oczom ukazały się małe, ale jędrne piersi. Ona powoli rozpinała jego koszulę, po chwili odrzuciła ją na podłogę. Całując się powędrowali do sypialni. Dłońmi gładził jej plecy i pośladki. Gdy tylko znaleźli się w sypialni położył ją na łóżku i przygniótł ją swoim ciężarem. Ustami zaczął schodzić coraz niżej, całował jej piersi, sutki, podczas gdy ona szarpała się z jego paskiem. Ich oddech stawał się coraz płytszy. Jednym ruchem ściągnął jej spodnie. Wtedy jego usta zaczęły schodzić jeszcze niżej. Zębami rozerwał delikatny materiał jej majtek. Gdy językiem dotknął jej łechtaczki przeszedł ją przyjemny dreszcz. Gdy wreszcie uporała się z jego spodniami przejęła inicjatywę. Ściągnęła jego bokserki. Wzięła w ręce jego męskość i delikatnie pocierała. Po chwili złapał ją za pośladki i delikatnie wszedł w nią. Kochali się wolno delektując się każdą sekundą. Dłonią bawił się jej piersią. Zaczął przyspieszać, jego ruchy były coraz głębsze. Przyspieszał, zwalniał doprowadzając ją do szaleństwa. W końcu oboje doszli. Położyli się na poduszkach oddychając głęboko. Po chwili usłyszała jego ciche chrapanie. Niepewnie wstała...
3 tygodnie później
Od pamiętnej rozmowy coraz rzadziej pojawiała się w jego sali. Sposób w jaki na nią patrzył sprawiał, że odechciewało jej się wszystkiego, a przede wszystkim rozmowy z Andrzejem. Od tygodnia go nie widziała, wyszedł już do domu.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł - usłyszała głos Agaty - Chcesz tak po prostu do niego iść z koszykiem jedzenia - mówiła dosłownie. Na stole stał koszyk z jedzeniem. Consalida przed chwilą skończyła wpakowywać je do środka
- Tak - odpowiedziała niepewnie
- Wiesz, że może cię wywalić, możesz tam zastać jakąś kobietę. Co wtedy powiesz? Sory, nic nie czuję do tego faceta, ale przyniosłam mu jedzenie i mam zamiar się nim opiekować..
- Właściwie... - zaczęła niepewnie
- No nie gadaj - Woźnicka z wrażenia usiadła
- Muszę tam iść, nieważne jak zareaguje - powiedziała szybko, chwyciła koszyk i wyszła.
Usłyszał dzwonek do drzwi. Natychmiast wyłączył telewizor. Jego pierwszą myślą była ucieczka. Nie mógł pozbyć się strachu, zwłaszcza, że cały czas był sam. Po cichu wszedł na górę. Wcisnął się do małego pokoju gościnnego i poruszył myszką. Tydzień temu, gdy wrócił do domu usprawnił swój system antywłamaniowy. Wszystko ze strachu przed kolejnym atakiem. Trzy kamerki pozwoliły mu zidentyfikować postać przed jego domem. Zdziwił się, gdy zobaczył jej rude włosy. Zszedł by jej otworzyć.
- Co tu robisz?
- Pomyślałam, że...
- Nie jestem zniedołężniałym staruszkiem Wiktorio. Potrafię o siebie zadbać - odpowiedział chłodnym tonem
- Ale nie masz towarzystwa - zauważyła
- I przyszłaś ze mną posiedzieć, tak?
- Powiedzmy - delikatnie się uśmiechnęła
- Nie musiałaś - odparł obserwując jak wchodzi do salonu. Czuła się jak u siebie.
- Jak się czujesz? - zapytała, gdy usiadł obok niej
- Prywatna wizyta? Mam pokazać ranę?
- Andrzej, pytam poważnie...
- Tak pyta każdy... Zamiast normalnie porozmawiać, jakby to się nigdy nie wydarzyło, żeby pomóc wrócić do codzienności każdy pyta, jak się czujesz? Jak to się stało? To denerwujące i bolesne. Nie pozwala zapomnieć
- Przepraszam - spuściła wzrok
- Nie przepraszaj, to normalne... Co słychać w szpitalu? - zapytał
- Trochę się tam zmieniło. Sambor został ordynatorem, ale ciężko mu teraz wszystko ogarnąć
- Jak ten szpital beze mnie funkcjonował? - zapytał z uśmiechem
- Jakoś... - odpowiedziała jednocześnie się uśmiechając. Przez chwilę było jak kiedyś
- Słyszałem, że pan Przemek wrócił do pracy...
- Czuje się lepiej, przyjmuje na izbie - powiedziała, a uśmiech z jej twarzy znikł. Wiedziała, że prędzej czy później Andrzej poruszy ten temat - Poza tym brakowało nam chirurgów.
Jeszcze chwilę posiedziała, ale atmosfera była dziwna. W pewnych momentach nie miała ochoty przebywać w jego towarzystwie, rozmawiać. Przed postrzałem myślała, że choć trochę go przejrzała. Teraz widziała jak bardzo się myliła. Nie pozwalał jej odkryć swoich tajemnic.
Przyszedł na zdjęcie szwów. Zaraz po tym miał ochotę wyjechać, gdzieś daleko, zaszyć się na chwilę w jakimś ustronnym miejscu. Musiał sobie wszystko przemyśleć. Przede wszystkim nie był pewien, czy chce wrócić do Leśnej Góry. Był tylko jeden powód dla którego się wahał. Wiki... Dla niej byłby w stanie wiele poświęcić, ale jeszcze bardziej nie chciał jej do siebie dopuścić. Kiedyś chciał zaryzykować, teraz bał się, że gdy pozna jego tajemnice znienawidzi go. Znienawidzi jak wszyscy. Andrzej nie miał zdolności utrzymywania bliskich kontaktów z innymi ludźmi. Był typem samotnika, nie potrzebował towarzystwa. Ale chciał rozmawiać chociaż z tą jedną osobą.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła go na korytarzu. Pomyślała, że przyszedł na badanie kontrolne lub zdjęcie szwów. I wtedy przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Musiała się pospieszyć, żeby Andrzej nie trafił na Przemka.
Wbiegła na izbę zdyszana.
- Co się dzieje? - zapytał z uśmiechem Zapała
- Sambor cię szukał. Jest wściekły
- I dlatego tak biegłaś. Przecież nie pierwszy raz widziałaś go w furii - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Odkąd wrócił do pracy humor mu dopisywał.
- Jest jeszcze coś - szepnęła. Wtedy drzwi się otworzyły, a stanął w nich Falkowicz. Przemkowi zrzedła mina. Zniesmaczony opuścił izbę.
- Dzień dobry pani doktor - uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, dlaczego przybiegła na izbę, ale był pewien że nie ma dzisiaj dyżuru.
- Jak się pan czuje profesorze?
- Bywało lepiej - odpowiedział. Usiadł na kozetce i powoli zaczął rozpinać koszulę. Nie mógł się nie uśmiechnąć widząc wzrok Consalidy.
Wiedział, że ją jeszcze dziś zobaczy. I nie mylił się. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi nie zdziwił się gdy zobaczył ją. Natychmiast ją wpuścił
- Już się stęskniłaś? - zapytał uśmiechając się
- Powiedzmy - zauważył, że ma ze sobą dużo torbę. Zaczęła w niej czegoś szukać. Po chwili wyjęła butelkę wina - Mam ochotę na miły wieczór. Ty, ja i kilka odpowiedzi na moje pytania
- Ciekawy plan, ale ja z reguły wolę tajemnice. Wtedy każdego dnia można odkryć coś nowego, zaskakującego o drugim człowieku - ściągając jej kurtkę opuszkiem palca musnął jej szyję. Poczuła delikatny, przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się.
Kolejny kieliszek. Poznała odpowiedzi tylko na nieliczne pytania, które ją dręczyły. Przysunął się niebezpiecznie blisko niej, ich ciała się stykały.
- Intryguje mnie pan, profesorze - uśmiechnęła się patrząc prosto w jego oczy. Wzrokiem zaczęła podążać coraz niżej. Natrafiła na usta, a po chwili czuła je na swoich wargach. Jej puls przyspieszył. Falk ustami schodził coraz niżej, delikatnie musnął jej szyje. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele zsuwając jej bluzkę. Wstali z kanapy. Przyparł ją do ściany, zachłannie całował. Usłyszał cichy jęk, gdy rozpiął jej stanik. Jego oczom ukazały się małe, ale jędrne piersi. Ona powoli rozpinała jego koszulę, po chwili odrzuciła ją na podłogę. Całując się powędrowali do sypialni. Dłońmi gładził jej plecy i pośladki. Gdy tylko znaleźli się w sypialni położył ją na łóżku i przygniótł ją swoim ciężarem. Ustami zaczął schodzić coraz niżej, całował jej piersi, sutki, podczas gdy ona szarpała się z jego paskiem. Ich oddech stawał się coraz płytszy. Jednym ruchem ściągnął jej spodnie. Wtedy jego usta zaczęły schodzić jeszcze niżej. Zębami rozerwał delikatny materiał jej majtek. Gdy językiem dotknął jej łechtaczki przeszedł ją przyjemny dreszcz. Gdy wreszcie uporała się z jego spodniami przejęła inicjatywę. Ściągnęła jego bokserki. Wzięła w ręce jego męskość i delikatnie pocierała. Po chwili złapał ją za pośladki i delikatnie wszedł w nią. Kochali się wolno delektując się każdą sekundą. Dłonią bawił się jej piersią. Zaczął przyspieszać, jego ruchy były coraz głębsze. Przyspieszał, zwalniał doprowadzając ją do szaleństwa. W końcu oboje doszli. Położyli się na poduszkach oddychając głęboko. Po chwili usłyszała jego ciche chrapanie. Niepewnie wstała...
sobota, 5 kwietnia 2014
Historia trochę inaczej cz 12
Tak wiem, next miał być już wieki temu, ale trochę się ostatnio działo i nie dałam rady :) Trochę krótki... Dziękuję za dwa skromne rekordziki :* Komentarzy (40) i wejść (652) ;*
- Co się dzieje? - wbiegła na izbę natychmiast po tym jak ją zawołano
- Został postrzelony, stracił mnóstwo krwi. Myj się. - powiedział szybko Sambor. Wiki nawet nie zdążyła spojrzeć na twarz pacjenta. Natychmiast pognała na salę.
- Gdzie dostał?
- Kula przeszła na wylot pod sercem. Jeśli go utrzymamy to za parę tygodni znów będzie mógł terroryzować szpital - Sambor teatralnie westchnął, a Wiki zbladła - Dobrze się czujesz? - Consalida niepewnie spojrzała na twarz pacjenta, w nadziei, że to jednak nie on
- Tak, tak... Ssanie - powiedziała głęboko oddychając. - Powinniśmy wezwać Adama. Jest niezłym naczyniowcem.
- Nie wydaje mi się... Mógłby się zachować nieprofesjonalnie, sporo go łączy z Falkowiczem. Był nie tylko jego pracownikiem, myślę, że się ze sobą zżyli
- Tak, na pewno... - przed oczami miała Andrzeja i siebie całujących się na parkingu. Nie mogła uwierzyć, że właśnie operuje tego faceta - Ale...
- Dobrze, powiadomcie Adama - powiedział zrezygnowany Sambor obserwując parametry życiowe Andrzeja.
Po ponad godzinnej operacji trzymała kulę, którą dostał. Miała płytki oddech, była wykończona, ale na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech... Udało się.
- Cholera, krwawi! - krzyknął Adam
- Serwety! - Sambor natychmiast zareagował - Odessij - zwrócił się do Wiktorii. Ta nie potrafiła się ruszyć - Wiktoria do cholery!
- Wiki! - Adam stał koło niej. Delikatnie szturchnął Consalidę. Natychmiast się ocknęła. Nic nie mówiła, zaczęła odsysać krew.
Ciężko oddychała oparta o umywalkę. Skończyli dopiero po drugiej, jedyne o czym marzyła to się położyć. Była wykończoną, długo nie mogli opanować krwawienia.
- Ciekawe, czym profesorek sobie tak nagrabił... - Adam uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby
- Bawi cię to? - syknęła patrząc na niego ze złością - Cudem to przeżył
- Myślałam, że go nienawidzisz... Chociaż nie, po tym co widziałem już nie jestem pewien
- Co widziałeś? - była coraz bardziej zdenerwowana.
- Ty, Andrzej... Najpierw urocze schadzki, potem ten pocałunek. Pojechałaś z nim - zaczął wyliczać - Widziałem też jego reakcję na twoje pogaduszki z Zapałą. Zadowolony nie był.
- O czym ty mówisz? - uspokoiła się lekko. Nie mogła uwierzyć, że Andrzej przejął się tym, że opiekowała się Przemkiem. Powinien był zrozumieć, w końcu to jej przyjaciel.
- Widziałem jak na was patrzył. Z taką złością i smutkiem? - bardziej zapytał niż stwierdził. Pierwszy raz widział smutek w oczach profesora - Kiedy wszedłem do jego gabinetu wywalał wszystko z biurka. Rzucał po całym pomieszczeniu. Powiedział, że szuka jakiegoś dokumentu, ale uwierz to nie wyglądało na poszukiwania. Wyglądało jakby się nieźle wkurzył - lekko się uśmiechnął. Widząc zdziwienie Consalidy zapytał - Nie wiedziałaś, że mu się podobasz?
- Myślałam, że... Zresztą nieważne - zerwała swoją maskę i wyszła. Ochota na sen odeszła, zupełnie nieświadomie zmierzała na salę Andrzeja.
Gdy zobaczyła go śpiącego, spokojnego nie była w stanie nic powiedzieć. Położyła dłoń na jego dłoni i spojrzała na jego twarz owianą spokojem. W jej głowie przemknęły wszystkie ich wspólne rozmowy, gorsze i lepsze wspomnienia związane z nim.
- Wiktoria? - nawet nie zauważyła, kiedy usnęła z głową na jego torsie. Obudził ją zdziwiony głos Ruuda
- Przepraszam, usnęłam - szybko wstała i poprawiła włosy
- Nie szkodzi - na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek. Zmierzyła go wzrokiem, uśmiech natychmiast zniknął. Consalida szybko opuściła salę...
Minęło kilka dni. Kilka monotonnych i długich dni w życiu doktor Consalidy. Wstawała, odbębniała dyżur, zaglądała do Andrzeja, kończyła dyżur, siedziała u Falka, gadała z Przemkiem, czasem zamieniała parę słów z Agatą, brała prysznic i szła spać. I tak było przez kilka dni aż w końcu coś się stało. Zajrzała na chwilę do Andrzeja podczas dyżuru. Wchodząc zauważyła, że oczy ma otwarte
- No w końcu panie profesorze - uśmiechnęła się. Spojrzał na nią - Już myślałam, że nigdy się nie wybudzisz
- Chyba nawaliłem z tym obiadem
- Taak zdecydowanie nawaliłeś. Tak mnie wystawić? Nieładnie z pana strony - usiadła na krześle przy jego łóżku
- Co się działo kiedy byłem w śpiączce?
- Nic ciekawego... Sambor został ordynatorem, brakuje nam chirurgów, a zwłaszcza dobrego chirurga naczyniowego
- Chciałaś powiedzieć najlepszego - uśmiechnął się delikatnie
- Uwielbiam twoją skromność - odwzajemniła jego uśmiech
- Wiki...
- Tak?
- Co się zmieniło, kiedy przyjechał Przemek? - zapytał
- Nic...
- W restauracji... Dzwonili, bo go przywieźli prawda?
- Tak, ale co to ma do rzeczy. To mój przyjaciel, musiałam sprawdzić co z nim - odpowiedziała szybko
- Nie uważasz, że trochę za bardzo się przejmujesz? Ciągle przy nim przesiadywałaś - starał się mówić spokojnie. Dopiero gdy jej to wygarnął poczuł ulgę
- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć to kilka poprzednich dni spędziłam tutaj czekając aż się obudzisz! - krzyknęła. Zauważył łzy w jej oczach, które usilnie próbowała powstrzymać. Po chwili wybiegła
- Brawo Falkowicz... Jesteś mistrzem - powiedział do siebie gdy zrozumiał jaki błąd popełnił.
- Co się dzieje? - wbiegła na izbę natychmiast po tym jak ją zawołano
- Został postrzelony, stracił mnóstwo krwi. Myj się. - powiedział szybko Sambor. Wiki nawet nie zdążyła spojrzeć na twarz pacjenta. Natychmiast pognała na salę.
- Gdzie dostał?
- Kula przeszła na wylot pod sercem. Jeśli go utrzymamy to za parę tygodni znów będzie mógł terroryzować szpital - Sambor teatralnie westchnął, a Wiki zbladła - Dobrze się czujesz? - Consalida niepewnie spojrzała na twarz pacjenta, w nadziei, że to jednak nie on
- Tak, tak... Ssanie - powiedziała głęboko oddychając. - Powinniśmy wezwać Adama. Jest niezłym naczyniowcem.
- Nie wydaje mi się... Mógłby się zachować nieprofesjonalnie, sporo go łączy z Falkowiczem. Był nie tylko jego pracownikiem, myślę, że się ze sobą zżyli
- Tak, na pewno... - przed oczami miała Andrzeja i siebie całujących się na parkingu. Nie mogła uwierzyć, że właśnie operuje tego faceta - Ale...
- Dobrze, powiadomcie Adama - powiedział zrezygnowany Sambor obserwując parametry życiowe Andrzeja.
Po ponad godzinnej operacji trzymała kulę, którą dostał. Miała płytki oddech, była wykończona, ale na jej twarz wkradł się delikatny uśmiech... Udało się.
- Cholera, krwawi! - krzyknął Adam
- Serwety! - Sambor natychmiast zareagował - Odessij - zwrócił się do Wiktorii. Ta nie potrafiła się ruszyć - Wiktoria do cholery!
- Wiki! - Adam stał koło niej. Delikatnie szturchnął Consalidę. Natychmiast się ocknęła. Nic nie mówiła, zaczęła odsysać krew.
Ciężko oddychała oparta o umywalkę. Skończyli dopiero po drugiej, jedyne o czym marzyła to się położyć. Była wykończoną, długo nie mogli opanować krwawienia.
- Ciekawe, czym profesorek sobie tak nagrabił... - Adam uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby
- Bawi cię to? - syknęła patrząc na niego ze złością - Cudem to przeżył
- Myślałam, że go nienawidzisz... Chociaż nie, po tym co widziałem już nie jestem pewien
- Co widziałeś? - była coraz bardziej zdenerwowana.
- Ty, Andrzej... Najpierw urocze schadzki, potem ten pocałunek. Pojechałaś z nim - zaczął wyliczać - Widziałem też jego reakcję na twoje pogaduszki z Zapałą. Zadowolony nie był.
- O czym ty mówisz? - uspokoiła się lekko. Nie mogła uwierzyć, że Andrzej przejął się tym, że opiekowała się Przemkiem. Powinien był zrozumieć, w końcu to jej przyjaciel.
- Widziałem jak na was patrzył. Z taką złością i smutkiem? - bardziej zapytał niż stwierdził. Pierwszy raz widział smutek w oczach profesora - Kiedy wszedłem do jego gabinetu wywalał wszystko z biurka. Rzucał po całym pomieszczeniu. Powiedział, że szuka jakiegoś dokumentu, ale uwierz to nie wyglądało na poszukiwania. Wyglądało jakby się nieźle wkurzył - lekko się uśmiechnął. Widząc zdziwienie Consalidy zapytał - Nie wiedziałaś, że mu się podobasz?
- Myślałam, że... Zresztą nieważne - zerwała swoją maskę i wyszła. Ochota na sen odeszła, zupełnie nieświadomie zmierzała na salę Andrzeja.
Gdy zobaczyła go śpiącego, spokojnego nie była w stanie nic powiedzieć. Położyła dłoń na jego dłoni i spojrzała na jego twarz owianą spokojem. W jej głowie przemknęły wszystkie ich wspólne rozmowy, gorsze i lepsze wspomnienia związane z nim.
- Wiktoria? - nawet nie zauważyła, kiedy usnęła z głową na jego torsie. Obudził ją zdziwiony głos Ruuda
- Przepraszam, usnęłam - szybko wstała i poprawiła włosy
- Nie szkodzi - na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek. Zmierzyła go wzrokiem, uśmiech natychmiast zniknął. Consalida szybko opuściła salę...
Minęło kilka dni. Kilka monotonnych i długich dni w życiu doktor Consalidy. Wstawała, odbębniała dyżur, zaglądała do Andrzeja, kończyła dyżur, siedziała u Falka, gadała z Przemkiem, czasem zamieniała parę słów z Agatą, brała prysznic i szła spać. I tak było przez kilka dni aż w końcu coś się stało. Zajrzała na chwilę do Andrzeja podczas dyżuru. Wchodząc zauważyła, że oczy ma otwarte
- No w końcu panie profesorze - uśmiechnęła się. Spojrzał na nią - Już myślałam, że nigdy się nie wybudzisz
- Chyba nawaliłem z tym obiadem
- Taak zdecydowanie nawaliłeś. Tak mnie wystawić? Nieładnie z pana strony - usiadła na krześle przy jego łóżku
- Co się działo kiedy byłem w śpiączce?
- Nic ciekawego... Sambor został ordynatorem, brakuje nam chirurgów, a zwłaszcza dobrego chirurga naczyniowego
- Chciałaś powiedzieć najlepszego - uśmiechnął się delikatnie
- Uwielbiam twoją skromność - odwzajemniła jego uśmiech
- Wiki...
- Tak?
- Co się zmieniło, kiedy przyjechał Przemek? - zapytał
- Nic...
- W restauracji... Dzwonili, bo go przywieźli prawda?
- Tak, ale co to ma do rzeczy. To mój przyjaciel, musiałam sprawdzić co z nim - odpowiedziała szybko
- Nie uważasz, że trochę za bardzo się przejmujesz? Ciągle przy nim przesiadywałaś - starał się mówić spokojnie. Dopiero gdy jej to wygarnął poczuł ulgę
- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć to kilka poprzednich dni spędziłam tutaj czekając aż się obudzisz! - krzyknęła. Zauważył łzy w jej oczach, które usilnie próbowała powstrzymać. Po chwili wybiegła
- Brawo Falkowicz... Jesteś mistrzem - powiedział do siebie gdy zrozumiał jaki błąd popełnił.
Subskrybuj:
Posty (Atom)